-
Postów
4490 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
-
Wygrane w rankingu
3
Treść opublikowana przez und3r
-
Panowie i Panie, nie będę zakładał nowego topicu w tej sprawie, bo temat mojej firmy (Efect S. A.) był wałkowany tutaj, a poza tym poniższy link ma związek z zarobkami i pracą każdego człowieka :P . Otóż chciałbym prosić o opinię na temat naszej nowej inicjatywy. Praktycznie z każdym miesiącem staramy się wprowadzać nowe rozwiązania mające na celu zwiększenie jakości obsługi naszych Klientów (system CRM itp.), lecz zależy nam również na zwiększaniu świadomości finansowej polskiego społeczeństwa w ogóle, nie tylko osób współpracujących z nami. Stąd też pomysł stworzenia powszechnie dostępnej Akademii Efect, na którą składać się będą różnego rodzaju akcje edukacyjne, między innymi w internecie. Zamierzamy cyklicznie umieszczać na naszym oficjalnym kanale YT filmy dot. planowania finansowego oraz działania poszczególnych narzędzi na rynku finansowym. Ma to na celu przybliżyć Polakom ideę niezależnego doradztwa finansowego. Oto inauguracyjny film cyklu: http://www.youtube.com/watch?v=8kcdPwKCgCc Jego jakość celowo nie jest wysoka, ponieważ zdajemy sobie sprawę, że otwieranie filmów w HD dla części osób byłoby uciążliwe. Bardzo chętnie przeczytam opinie i sugestie. Możecie mi wierzyć, że wszelka konstruktywna krytyka zostanie wzięta pod uwagę. Ps. Jednocześnie chciałbym w tym miejscu przeprosić osoby, którym odpowiadam na PW z opóźnieniem albo w ogóle nie odpowiadam, jednak ostatnio mam mało czasu, głownie ze względu na sprawy osobiste. Na wiadomości GG nie odpowiadam w ogóle, zwłaszcza, że na praktycznie wszystkie pytania jakie dostaję udzieliłem już kiedyś odpowiedzi w tym topicu. Jeśli więc ktoś szuka pracy w branży, to niech nie pyta mnie co myślę o tej czy innej firmie, bo nie zamierzam wypowiadać się o czymś, czego do końca nie wiem (nie lubię wypowiadać się o firmach, których nie znam od środka). Jeśli zaś ktoś jest "zdecydowany" na rozpoczęcie pracy w Efect, to niech wyślę numer tel. wraz z imieniem i nazwiskiem, a nie pyta o masę różnych szczegółów przez PW czy GG, bo to niepoważne. Z osobami z Wawy może nawet będę w stanie pogadać osobiście. Tym samym informuję tutaj, że nie będę już odpowiadał na PW typu "czy interesują was osoby które...", bo znudziło mi się to już. Jak ktoś jest realnie zainteresowany pracą albo potrzebuje pomocy w podjęciu jakichś decyzji finansowych to niech poda mi w PW nazwisko i numer tel. Jak ja się nie odezwę to obiecuję, że przekażę ten numer komuś, do kogo mam zaufanie.
-
IMO każde miejsce jest dobre do takich spraw. I chociaż już raz się w przypadku "ratowania dziecka" miałem okazję nieźle naciąć (nie do wiary czego to ludzie nie wymyślą, żeby kasę wyłudzić), mimo iż miała to być "tylko pożyczka" i człowieka poznałem osobiście, to zawsze będę popierał tego typu inicjatywy. Zwłaszcza, że wiem jak wygląda "leczenie" (nie śmiem bez cudzysłowu) z poziomu NFZ. Mam nadzieję, że moja skromna pomoc pozwoli przyśpieszyć proces leczenia/rehabilitacji, a przynajmniej uczynić go znośniejszym.
-
Ciężko żeby było inaczej, skoro film jest oparty na faktach :P
-
JKM po ostatnich wyborach kompletnie odleciał. Teraz ubiega się o prezydenturę Warszawy i idzie do boju z takimi hasłami jak likwidacja bus-pasów i torów tramwajowych. Nawet zagorzali zwolennicy aktualnie się do niego odwracają.
-
Za 4 lata obstawiam około 50k pln. Dobra, koniec OT.
-
Ja w każdym razie swoje stanowisko już wyraziłem.
-
Te wszystkie bilety za 200k są już od dawna wyprzedane :P Ja sobie poczekam na spokojnie ze 3-4 lata, aż będą w cenie samochodu, wtedy wpłacę :P Ps. Czyżby sir Branson zapowiedział, że bierze się za polską politykę, że dajesz tutaj tego newsa? :P
-
Magazyn Esencja opublikował właśnie zestawienie 50 najlepszych (wg twórców portalu) książek polskiej fantastyki. Pierwsza dziesiątka jest wybitnie interesująca: 10. Marek S. Huberath ‹Druga podobizna w alabastrze› 9. Stanisław Lem ‹Katar› 8. Andrzej Sapkowski ‹Saga o wiedźminie› 7. Stanisław Lem ‹Kongres futurologiczny› 6. Stanisław Lem ‹Niezwyciężony› 5. Wit Szostak ‹Wichry Smoczogór› 4. Janusz A. Zajdel ‹Limes inferior› 3. Stanisław Lem ‹Solaris› i teraz UWAGA! 2. Jacek Dukaj ‹Lód› 1. Jacek Dukaj ‹Inne pieśni› Nieważne czy się z tym zgadzam czy nie, ale to gigantyczny sukces Dukaja, w tak młodym wieku spłodzić dwie książki uznane przez miłośników fantastyki za najlepsze polskie pozycje ever. Osobiście trochę mnie dziwi, że akurat te pozycje Lema są w top10, a genialny Powrót z gwiazd dopiero dalej, ale całe zestawienie jest bardzo dobre.
-
Ale zdecydowałbyś się w końcu, jakie masz w tej sprawie podglądy. Przez parę ostatnich postów zgadzasz się ze mną (więc nie wiem po co jeszcze rozmawiamy, skoro zgodziłeś się w tej kwestii, a o nic innego mi nie chodziło), że dopalacze powinno sprzedawać się jako produkt do spożycia (wręcz suplement diety), a jednocześnie nie widzisz problemu w sprzedawaniu ich jako "produktów nie do spożycia". No to chyba albo-albo, nie? Nie można jednocześnie popierać sprzedawania ich jako produktów nie do spożycia i być zwolennikiem dopalaczy jako suplementu diety. I uprzedzając odpowiedź - doskonale zdaję sobie sprawę, że taki a nie inny sposób sprzedaży tych środków podyktowany jest dziurawym prawem, ale jak już się zgodziliśmy, prawo należy modyfikować. Gdzie robię z nich bezbronne ofiary??? Twierdzę (i z tym też się już zgodziłeś), że osoba zażywająca te środki powinna mieć nie tylko możliwość przeczytania o skutkach niepożądanych (żeby móc zdiagnozować u siebie pierwsze objawy przedawkowania, zanim będzie za późno), ale też składania reklamacji czy nawet dochodzenia swoich praw przed sądem, jeśli dany środek spowodował, oprócz odlotu na imprezie, problemy zdrowotne. Tymczasem sprzedawanie dopalaczy jako artykułów kolekcjonerskich uniemożliwia powyższe. I tutaj znowu uprzedzając odpowiedź - wiem, że to znowu problem prawny, ale jak sam twierdziłeś, prawo w tej kwestii jest ułomne. Masz talent do błędnych analogii. Każdy (nawet nastolatek) wskaże Ci bez problemu potencjalne skutki za szybkiej jazdy samochodem, ze śmiercią włącznie. Tymczasem prawie nikt nie wskaże dokładnych symptomów przedawkowania danych substancji chemicznych. Domyślam się, że gdybym sam wziął po raz pierwszy taki środek, mógłbym odebrać groźny objaw (np. zawroty głowy), świadczący o złej reakcji organizmu, za zupełnie naturalny (w sensie, że tak ma być) efekt "odlotu" i zignorować go. Przy tego typu środkach info o skutkach ubocznych i zagrożeniu dla zdrowia wydaje mi się znacznie bardziej potrzebne niż w przypadku papierosów, ponieważ w przypadku dopalaczy mamy do czynienia ze znacznie większą różnorodnością substancji. Może Ty byś chodził :P Ja to rozumiem. Wiem, że to prawny bubel. Ale bubel niebezpieczny dla zdrowia i życia ludzi. Dlatego walka z nim jest ok. Dyskusyjny jest natomiast sposób podjęcia tej walki, bo jak już się zgodziliśmy ponosi za sobą jakieś tam ryzyko. Jednak znacznie ważniejszą kwestią jest to, co dalej zostanie z tym fantem zrobione. Jeśli zostaną wprowadzone sensowne regulacje (nie mówię o tej ustawie co ją ktoś na kolanie przygotował), i dopalacze będą mogły wrócić do gry jako wspomniany suplement diety, to chyba wszystko będzie w porządku, nie? Jeśli zaś rząd da ciała po całości i zacznie wieloletnią walkę z wiatrakami, co spowoduje zejście dopalaczy do podziemia, będzie to ewidentny błąd rządu i wtedy trzeba będzie okazać swoją dezaprobatę w wyborach :P Gdyby to była moja placówka, to dlaczego miałbym nie zbadać jakiegoś specyfiku, skoro zostało mi za jego zbadanie zapłacone? Przecież firma czy osoba, która dałaby mi go do zbadania, nie musi nawet mówić, w jaki potem sposób (i czy w ogóle), zamierza go sprzedawać. Przecież to co potem sobie napiszesz na opakowaniu nie ma żadnego związku z tym, czy możesz daną substancję przebadać pod praktycznie dowolnym kątem. No nie bardzo. Masa powszechnie dostępnej chemii daje odlot. A to czy są skutki uboczne to inna sprawa. Przy dopalaczach też jakieś są. Stary, powtarzam chyba piąty raz - NIE WIEM, na jakiej dokładnie podstawie prawnej zostało to zrobione. Ty też NIE WIESZ. Więc może zostawmy ten temat w spokoju, bo do niczego nie dojdziemy. Ależ ja jestem gorącym zwolennikiem uregulowanego obrotu. To co zrobi z tym rząd jest inną kwestią. Nie wiem, czy intencją zamknięcia tych sklepów w chwili obecnej jest w perspektywie długofalowej zepchnięcie handlu do podziemia. Równie dobrze ich zamknięcie może dać jakiś czas na dopracowanie prawnych regulacji. I wątpię, że ta sprawa zakończy się na jednej kadencji rządu. Można było, ale chodziło przecież o szybkość. Gdyby robić to tak jak mówisz, to sklepy reagowałyby na bieżąco. Taką zabawę w kotka i myszkę mamy od paru lat, dlatego właśnie powstają coraz groźniejsze mieszanki. Jeśli pytasz o aspekt prawny to chyba już odpowiedziałem na to pytanie. Ciekawa teoria :P
-
Ech... A już miałem nadzieję ;) Moment, moment. Jakich badań? Jakich skutków ubocznych? Przecież cały czas rozmawiamy o produktach nie do spożycia (oficjalnie), czemu więc miałbym mieć na to jakieś dodatkowe badania? To nie wystarczą te, które zapewne były zrobione jak dany produkt był wprowadzany na rynek jako wspomniany środek czystości? Bo widzisz, nie wiem czy świadomie czy nie, ale właśnie poparłeś mój punkt widzenia i przyznałeś rację temu wszystkiemu, co cały czas próbuję unaocznić. Czyli - dopalacze nie powinny być sprzedawane w ten sposób jak dotychczas. Produkty te nie mają stosownych badań, o skutkach ubocznych potencjalny użytkownik nic nie wie. Stąd też wynika całkowity bezsens porównania do np. tytoniu, ponieważ na paczce papierosów masz gigantyczne (teraz chyba z 1/4 powierzchni opakowania) ostrzeżenie o możliwych, długofalowych skutkach ubocznych. I to jest fair, wtedy rzeczywiście można powiedzieć, że palący trują się na własne życzenie. Nie można jednak wymagać od nastolatka (czy nawet dorosłego), żeby znał potencjalne zagrożenia dla organizmu powodowane przez dane mieszanki chemiczne. Zwłaszcza, że dopalacze, jako "produkty kolekcjonerskie, nie do spożycia" nie muszą mieć podanego składu na opakowaniu. Ależ skąd. Nie wyczułeś ironii? Fragment o doktoracie z chemii nie był na poważnie :P Twierdzę coś dokładnie przeciwnego - że każdy kto kupuje coś takiego jak dopalacze, kupuje je, żeby "odlecieć" (jak sama nazwa wskazuje) na imprezie. Dlatego właśnie strasznie mnie śmieszy Twoja dziwna linia obrony tych sklepów, że to dokładnie to samo co sprzedawanie środków czystości. No chyba, że znasz osoby, które przed imprezą lubią pójść do Żabki i wypić litr Ludwika na pięciu. W tym, że klauzula "produkt kolekcjonerski" zwalnia sprzedawców od informowania klientów o potencjalnych zagrożeniach dla zdrowia i życia. Zaraz, czy przypadkiem sam nie pisałeś przed chwilą, że sprzedawanie takich produktów jest ok, pod warunkiem, że "nie będą miały potwierdzonych badaniami skutków ubocznych"? (Inna sprawa, że to dość ciekawa teza w odniesieniu do produktów kolekcjonerskich) Czy możemy zgodzić się w tym miejscu, że takowymi badaniami sklepy z dopalaczami pochwalić się nie mogą? Żeby znaleźć inny przepis lub ustawę, musiałbym ich chcieć szukać :P . Wierzę natomiast, że inspektorzy sanepidu mają na ten temat większą wiedzę ode mnie. Czy na opakowaniach dopalaczy mamy jakieś info o dozwolonych dziennie porcjach itp.? Ale zdajesz sobie sprawę, że to co napisałeś to nic innego jak historyjka do poduszki, którą możesz co najwyżej straszyć niegrzeczne dziecko, w dodatku niezbyt ogarnięte, żeby nie połapało się w jej absurdalności? ;) "Stosowne instytucje" odmówiłyby badań, bo to "be i fe"? :lol: Skąd wiedziałyby, czy przedmiot badań jest "be i fe" przed przeprowadzeniem badań, tatusiu? ;) Miałbyś rację w tej kwestii, gdyby nie taki mały szkopuł, że Żabka nie sprzedaje Ludwika jako dopalacza imprezy, a Tesco proszku do prania jako substytutu kokainy ;) Widzisz, dla mnie np. nie ma to sensu. Ale ja nie jestem "debilem", który potrzebuje dopalaczy, żeby się na imprezie bawić, wiec nie do mnie to pytanie. To nie rząd zamknął te sklepy, jeśli mamy być precyzyjni. Sanepid je zamknął. I z tego co wiem sanepid może np. zamknąć od ręki knajpę, ma takie uprawnienia (tak jak policja ma prawo mnie zatrzymać bez postawienia zarzutów). Ale nie powołam się tutaj na konkretne przepisy, bo jak już wielokrotnie zaznaczałem, nie jestem prawnikiem. Owszem, zostało podjęte pewne ryzyko. O tym jak duże nie możemy dyskutować, bo nie znamy się na tym, nie oszukujmy się. Wiem tylko, że owo ryzyko zostało podjęte w słusznej sprawie. Ale widzisz, w przypadku biedronki i jej przeterminowanego mięsa, jeśli się po nim rozchorujesz to możesz z powodzeniem pozwać sieć i otrzymać odszkodowanie, bo kupiłeś produkt do spożycia, który do spożycia okazał się niezdatny. W przypadku dopalaczy i ich "produktów kolekcjonerskich" stoisz za z góry przegranej pozycji, bo w myśl prawa to co kupiłeś nie było w ogóle przeznaczone do spożycia. Znowu - sanepid zamknął sklepy. Czy sanepid musi czekać na wyniki jakichś badań, żeby coś zamknąć? IMO nie, ale nie znam się na tym. Być może doszło w przypadku niektórych sklepów do nadużyć, nie chce się tutaj wypowiadać na tematy, o których nie mam dużej wiedzy. Nie trafia do mnie, bo jest głupie :P Nic z tego co napisałeś nie możemy przyjąć za pewnik. Nie wiemy jakich konstrukcji prawnych użyto. Twoja teoria zdaje się wynikać bezpośrednio z tego, co przekazują media - moim zdaniem to błąd. Ale pożyjemy, zobaczymy. Nie pytam, tylko zauważam :P . Jeśli pytam, to retorycznie, bo znam odpowiedź na to pytanie. Problem w tym, że obejście prawa, jakie się praktykuje, jest bardzo niebezpieczne dla konsumentów, z powodów, o których pisałem już wielokrotnie we wcześniejszych postach. Oho, a kiedy ja pisałem o konieczności modernizowania prawa, to jakoś nie trafiało. Ach ta "reputacja"... ;) Ależ oczywiście, że takie właśnie powinno być prawo. Ale póki jeszcze (oby) takowego nie ma, trzeba czasem podejmować zdecydowane akcje prewencyjne. Np. takie, jakiej jesteśmy teraz świadkami.
-
A to jest już zupełnie inna kwestia i nie sposób się nie zgodzić, że nasze prawo jest czasem szczytem głupoty. @ULLISSES Kurczę, zupełnie nie mam silnej woli - kiedy czytam głupoty, muszę oponować :P Nie - nie widzę. Jedno i drugie kupujemy, gdy tego potrzebujemy. Nikt nas nie zmusza.Wyborne :lol: . To ja może zadam pytanie, bo w ciekawą stronę, jak widzę, zmierzamy. Czy jeśli otworzę sobie sklep z pospolitymi środkami czystości i ogólnie rzecz biorąc chemią (kleje, lakiery, ludwiki, pronto itp.), lecz będę to sprzedawał zarówno gospodyniom domowym, jak i żądnym wrażeń imprezowiczom (ale już nie jako środki czystości, lecz jako dopalacze), po uprzednim zmieszaniu kilku wybielaczy na zapleczu i przelaniu do kolorowej buteleczki (artykuł kolekcjonerski), z chwytliwym hasłem zachwalającym działanie na imprezie, to też będzie dla Ciebie wszystko ok? :blink: Trudne pytanie. Prawdopodobnie szukał rzadkich odczynników chemicznych do pracy nad swoim doktoratem, nie można też wykluczyć, że jego hobby to kolekcjonerstwo takich odczynników. Bo na pewno nie po to, żeby odlecieć na imprezie, w końcu sklepy z dopalaczami sprzedają produkty nie do spożycia i każdy o tym wie. Stąd trafne porównania do działu z proszkami do prania (też nie do spożycia) w Tesco. Niemożliwe. Tyle razy tłumaczyłem, a Ty dalej swoje. To porównanie miałoby jakikolwiek sens wyłącznie wtedy, gdyby alkohol był sprzedawany jako ozdobne buteleczki do kolekcjonowania, a papierosy jako elementy do złożenia makiety Taj Mahal (jak ktoś jest zdolny - reszta może próbować) . Ustaliliśmy już chyba wcześniej, że nie znasz dokładnej podstawy prawnej zamknięcia tych sklepów. Przepraszam, czy to miał być argument? :lol: A nie uważasz, że mało kto próbował je pić, bo mało kto sprzedaje takie środki jako coś do picia przed imprezą? :lol: Chociaż pewnie dla Ciebie nie ma to związku, bo tylko debile zażywają środki nie do spożycia, więc równie chętnie łykną przed imprą dopalacz jak ludwika (wszak "nie widzisz różnicy", między sposobem sprzedaży tych środków). Prawnie to przecież to samo. BTW - jak byłem mały wypiłem łyk Ludwika (poważnie) - nic mi nie jest, długofalowych reperkusji zdrowotnych nie stwierdzono. Może więc nie jest on taki szkodliwy i klauzula "nie do spożycia" jest przesadą? W końcu o dopalaczach pisałeś, cytuję: część z nich może być szkodliwa, bo zatruło się nimi (zapewne po przedawkowaniu) jakaś tam liczba ludzi. Jednak reszta najwidoczniej nie jest szkodliwa, skoro większość kupujących nadal chodzi po tej ziemi, nie?. Wiesz, to przedawkowanie to dość wygodny wykręt - zwłaszcza, że nigdzie na opakowaniach dopalaczy nie jest określona maksymalna bezpieczna dawka, nie ma też ostrzeżenia o symptomach przedawkowania. (Domyślasz się, dlaczego?) Zresztą gdybym, jako dziecko, "przedawkował" (swoją drogą zastanawia mnie, jak możesz w ogóle używać słowa "przedawkować" w odniesieniu do środków nie do spożycia - zechcesz mi to wyjaśnić?) Ludwika, to pewnie bym się zatruł... Hmm... Jakie z tego możemy wyciągnąć wnioski... Określ mi kryteria tej "przesady". Przecież te środki nie służą w ogóle spożyciu, tak widnieje na opakowaniach. I zapewne taka będzie linia obrony w sądzie: "to nie mój problem, że kilku debili to zjadło, to produkty kolekcjonerskie". Określ więc, co rozumiesz przez przesadę w ich zażyciu (samo użycie słowa "przesada" sugeruje jednocześnie, że pewna dawka jest jak najbardziej okej). Skąd wiesz, jakie są skutki zdrowotne? Wiemy już, że nie jesteś prawnikiem. Strzelam, że lekarzem też nie. Ani chemikiem. I co z tego, że jest to zagranie pod publiczkę? ..................................................................... (kropki symbolizują moje wymowne milczenie w czasie, kiedy moja zdolność pojmowania tego co wypisujesz została poważnie zachwiania) Pytanie - czy mięso z biedronki jest sprzedawane jako produkt kolekcjonerski i nie do spożycia? "9) Nie miałbym nic przeciwko sklepom z dopalaczami, gdyby nie robienie z prawa cyrku i sprzedawanie ich jako produkty kolekcjonerskie. Niech sobie je sprzedają, jak jest popyt, ale jako to, czym rzeczywiście one są. Niech podają skład (skoro żadna z użytych substancji jest zabroniona, to w czym problem?), skutki zażycia, możliwe działania niepożądane." Jeszcze w trzech innych miejscach podkreślałem wyraźnie, że samo sprzedawanie specyfików dających odlot na imprezie nie jest niczym złym (stanowczo potępiam jednak sposób ich sprzedaży). Wątpię, że to przeoczyłeś, więc to co teraz robisz to czysta demagogia. A sam się burzysz, jak Tusk powie coś czy zrobi pod publiczkę. Tymczasem slogan Masz myślenie zaprogramowane na "doplacze=zło" jest dokładnie tym samym. Spoko, że mam "zaprogramowane myślenie". Domyślam się, że zaprogramowane przez rząd, no bo przez kogo innego? To dlaczego z całą stanowczością oskarżasz rząd o działanie bezprawne? Bo jeśli chodzi o sklepy - nie znasz dokładnych podstaw prawnych ich zamknięcia przez sanepid. Czy domniemanie niewinności działa tutaj wybiórczo? No chyba nie takiego mądrego, skoro rząd zdążył mnie już zaprogramować anty-dopalacze. :mur: :mur: Uwielbiam takie trafne analogie :P
-
O-M-G. Dobra, kończę udzielać się tutaj, bo czuję się jakbym mówił do ściany (a już przez chwilę myślałem, że zacząłeś kumać problem). Czy NAPRAWDĘ nie widzisz różnicy w sprzedawaniu dopalaczy, a sprzedawaniu Ludwika w Żabce? Jeszcze raz, ostatni - dopalacze, mimo informacji na opakowaniu, że nie służą spożyciu (wykorzystanie luki prawnej), sprzedawane są jako produkty do spożycia. Przychodzi sobie taki ziomek po szkole, mówi, że idzie na imprezę i chce się lepiej bawić, więc dostaje pigułki, z "życzeniami udanej imprezy" od sprzedawcy (cytat z jakiejś dziennikarskiej prowokacji). Te wszystkie, padające tutaj, porównania sprzedaży dopalaczy do sprzedaży środków czystości, papierosów, czy alkoholu, są po prostu skrajnie głupie. Nie wiem jak niektórzy mogą tego nie rozumieć, ale przeszła mi już chęć dowiedzenia się tego. Spróbuję może dotrzeć do niektórych z jeszcze innej strony - skoro klienci sklepów z dopalaczami "są debilami", bo spożywają produkty "nie do spożycia", to dlaczego nie spożywają rzeczonych środków czystości? Przecież masa jest powszechnie dostępnych środków chemicznych, które dają odlot, a wyszłoby na pewno taniej. Nasuwa się Wam odpowiedź? Może dlatego, że środki czystości, w przeciwieństwie do dopalaczy, NIE SĄ IM SPRZEDAWANE JAKO COŚ DO SPOŻYCIA, PO CZYM BĘDĄ MIELI ODLOT NA IMPREZIE. Co w tym jest takiego trudnego do pojęcia??? Stary, na jakim Ty świecie żyjesz? Prawie wszystko, co robią politycy, jest zagraniem pod publiczkę. Marketing i PR są wpisane w zawód polityka. Czy zamknięcie sklepów było takim zagraniem? OCZYWIŚCIE, ŻE TAK. Czy w związku z tym powinno się zostawić sklepy w spokoju? OCZYWIŚCIE, ŻE NIE, bo sprzedawanie małolatom chemicznego g..... jako kolekcjonerskich produktów nie do spożycia, przy jednoczesnym zachwalaniu ich skuteczności na imprezach, jest kpiną z tego państwa. Powtarzam po raz kolejny - nie jestem prawnikiem. Wątpię, czy Ty jesteś. Piszesz cały czas, jak to prawa należy bezwzględnie przestrzegać, a nie sądzę, żebyś znał dokładnie prawne podstawy zamknięcia tych sklepów. Póki ktoś nie wygra prawomocnym wyrokiem z państwem polskim, w procesie o bezprawne zamknięcie sklepu z produktami kolekcjonerskimi, nie możesz powiedzieć, że zamknięcie to było bezprawiem. Nie wiem jak ślepym trzeba być, żeby nie widzieć tutaj problemu.
-
AAAAA! Cholera, czy ja piszę posty nie po polsku? Naprawdę tak trudno rozumieć, co się czyta? GDZIE napisałem coś, z czego dałeś radę wywnioskować, iż nie rozumiem "że na dopalaczach jest napis nie do spożycia"? Przecież cały czas właśnie o tym piszę. To właśnie jest problemem. Nie fakt, że dopalacze są sprzedawane (czemu miałyby nie być, skoro jest popyt), ale właśnie to, że są sprzedawane jako "produkty kolekcjonerskie", przez co nie trzeba umieszczać na opakowaniach stosownych informacji. AAAAAA! Co to w ogóle jest za rozumowanie?! Czy gdyby rząd na tydzień przed wyborami obniżył podatki o połowę, to też byłbyś przeciw, bo byłoby to zagranie marketingowe? Myślałem, że nie chodzi o to, żeby je wycofywać... Dopiero co pisałeś, że papierosy też są szkodliwe, a chyba nie chcesz ich wycofywać, nie? No tak jakby.
-
Dalej się nie rozumiemy. A kto powiedział (bo może o czymś nie wiem, nie śledzę tematu), że nie przewiduje się kontroli zawartości etc? Sklepy zostały zamknięte, bo teraz nie sposób kontrolować składu tabletek - potrzebne są stosowne uregulowania prawne, nad którymi na pewno pracuje teraz niemało ludzi. Powtarzam trzeci raz, że nie miałbym nic do takich sklepów, gdyby jasno określały co sprzedają. Pokaż mi gdzie niby stwierdziłem lub choćby zasugerowałem, że ma być inaczej. Właśnie byłoby ok, gdyby było dokładnie tak samo. Nie chodzi o blokowanie, tylko o wprowadzenie kontroli. Alkohol jest sprzedawany jako alkohol, nie jako "ozdobne buteleczki do kolekcjonowania". Teraz nie ma kontroli i nie ma nawet prawnych podstaw żeby ją wprowadzić, więc zamykanie sklepów jest moralnie jak najbardziej słuszne. Jeśli prawnie nie jest (czego nie wiem, nie jestem prawnikiem), to problemem jest słabe prawo. W pewnych sytuacjach oczywiście, że tak. Jak widzę, że człowiek umiera za witryną zamkniętego już sklepu, to chrzanię prawo i tłukę witrynę, żeby mu pomóc. Jak moje dziecko miało wypadek i krwawi, to chrzanię ograniczenie do 50 w mieście i jadę jak najszybciej do szpitala. W ogóle co się dzieje, wystarczyło sklepy z dopalaczami zamknąć i nagle wszyscy się tacy praworządni zrobili :lol: Jak fiskus niszczył piekarnię, bo piekarz chleb bezdomnym rozdawał, też staliście twardo po stronie prawa, czy myśleliście samodzielnie? Zresztą, skąd ta pewność, że zamknięcie sklepów było bezprawne? ZROZUM, że papierosy nie są sprzedawane jako kolekcjonerskie bierki! Na każdej paczce masz wielki napis, że palenie może spowodować śmierć Twoją lub ludzi w Twoim otoczeniu, a jak to Cię nie rusza, to na innej paczce przeczytasz o impotencji. Oczywiście, że potrzebne są regulacje prawne. Ale póki ich nie ma należy ukrócać ten proceder. Po pierwsze nie wiem czy sklepy zostały zamknięte bezprawnie. Coś mi się wydaje, że znalazłaby się na nie masa paragrafów. Po drugie, niektóre regulacje działają wstecz. Czyli z jednej strony zgadzasz się, że prawo jest ułomne, ale z drugiej domagasz się jego bezwzględnego przestrzegania? Sam też żyjesz wg tej zasady? Dlatego właśnie prawo należy modyfikować.
-
Nie rozumiemy się. Nie chce się rozpisywać, bo moja pierwotna wypowiedź na ten temat została tutaj wklejona, a sprawa dopalaczy nie zasługuje moim zdaniem nawet na 10 min. mojego czasu. Dlatego przedstawię swoje stanowisko w kilku jasnych punktach, a to czy ktoś się z nimi zgadza czy też nie, nie jest dla mnie istotne. 1) Nie kwestionuje legalności tego interesu. 2) Uważam jednocześnie, że perfidne wykorzystanie prawnej luki do sprzedawania (legalnego!) bardzo niebezpiecznych substancji, często nieletnim i nieświadomym ich działań niepożądanych osobom, nie jest czymś, co należy chwalić i podniecać się, jak to dobry przedsiębiorca robi w konia zły rząd. 3) Porównywanie dopalaczy do alkoholu jest czystym idiotyzmem, ponieważ na butelce wódki mam podany jej skład i nawet gimnazjalista wie, jakie picie alkoholu może mieć skutki przy przedawkowaniu. Dopalacze natomiast "nie służą spożyciu", więc problem składu w magiczny sposób zostaje rozwiązany. 4) Porównywanie sprzedaży dopalaczy do sprzedaży kleju też jest bzdurne, bo klej jest sprzedawany jako klej (służy do klejenia), a dopalacze jako... dopalacze (czyli coś, co zapewni nam odlot na imprezie). Argumentowanie, że prawnie jest to to samo, jest zaprzeczeniem zdrowego rozsądku. Mogę zjeść monetę i się nią udławić, jak jestem debilem (albo dzieckiem). Mogę zjeść baterię AAA. Mogę zjeść książkę nawet, też nie wyjdę na tym najlepiej. Wszystkie te produktu nie są do spożycia, ale żaden nie jest sprzedawany jako coś do spożycia. Nie wiem jak można tego nie kumać. 5) Rozumiem doskonale, że rząd robi wszystko co robi pod publiczkę. Czy tego chcecie czy nie, tak to już jest w polityce. Tyle tylko, że rząd, biorąc się za ten problem (nieważne z jakich pobudek), robi dobrą rzecz. 6) Skoro tak się komuś biznes dopalaczy podoba, to droga wolna, niech otwiera sklep i trzepie kasę, w końcu prawa nie łamie, a jak ktoś się zatruje od przesadnego kolekcjonowania to przecież jego wina, bo był debilem. 7) Jestem zwolennikiem wolności gospodarczej, a także wolności wyboru jednostki. Jednak nie jestem naiwny. Dziecko po szkole bywa po prostu za głupie, żeby jego wybór był świadomy. A sklepy z dopalaczami raczej na ID zbytniej uwagi nie zwracają. 8) Jeśli rząd, zamykając wybrane sklepy, złamał jakieś prawo, to być może to prawo jest złe, nie na czasie. Zawsze wydawało mi się, że prawo powinno się zmieniać i dostosowywać do ewoluujących warunków zewnętrznych. 9) Nie miałbym nic przeciwko sklepom z dopalaczami, gdyby nie robienie z prawa cyrku i sprzedawanie ich jako produkty kolekcjonerskie. Niech sobie je sprzedają, jak jest popyt, ale jako to, czym rzeczywiście one są. Niech podają skład (skoro żadna z użytych substancji jest zabroniona, to w czym problem?), skutki zażycia, możliwe działania niepożądane. 10) Nie nadużywajmy pojęcia wolności gospodarczej. Bo z tego co pisze tutaj część osób można wywnioskować, że jakbym sprzedawał na bazarku bomby (domowej roboty, każda substancja to ich wytworzenia legalna i czysta jak diament), ale na opakowaniu widniałoby, że to nie bomba, tylko "kolekcjonerski przycisk do papieru", to też rząd ani policja nie miałaby prawa się czepiać, a jak ktoś coś wysadzi to jego problem, że jest debilem.
-
tomazzi ma rację. Przypomnijcie sobie, o wielcy obrońcy dopalaczy i stojący na straży prawa, jak reagowaliście jak np. piekarnia została doprowadzona do bankructwa przez fiskusa, bo jej właściciel rozdawał za darmo niesprzedany chleb bezdomnym ("bzdurne prawo! bezduszni urzędnicy!"). Albo co sobie myślicie, kiedy przez jakiś absurd prawny musicie ganiać po 10 urzędach. Ten topic pełen jest narzekania na urzędników, nie głupie prawo, na bezsensowne przepisy i przede wszystkim na brak zdroworozsądkowego sposobu załatwiania masy spraw w tym kraju. Jednak kiedy wreszcie ktoś podejmuje jakieś konkretne (dobre!) działania (nie oglądając się przesadnie na kruczki prawne) w celu rozwiązania (nawet jeśli miałoby to być rozwiązanie tymczasowe) problemu, to od razu podnosicie raban... "Że jak to?! Toż prawo tego nie zabrania! Dobry biznes!" Doprawdy, ciężko jest niektórym dogodzić.
-
No właśnie to "nieznane działanie" mnie tak wpienia, bo naprawdę bym się nie czepiał, gdyby na opakowaniu było dokładne info o składzie oraz działaniu (pożądanym i niepożądanym), o maks. dawce itp. A z tego co wiem, oficjalnie są to produkty kolekcjonerskie i na opakowaniu widnieje "nie do spożycia". I nie obchodzi mnie w tym punkcie nawet to, że coś takiego jest zgodne z prawem, bo to oznacza, że prawo jest debilne. Tutaj: puki co interes Pana B. jest tak samo legalny jak interes Twojego szefa. Przynajmniej na dzień dzisiejszy nie stwierdzona, ze sprzedawał środki, którymi obrót jest zakazany na terenie RP. Wy sprzedajecie swoje produkty on swoje. Nikt nikogo do zakupu nie zmusza Dla mnie wydźwięk powyższego fragmentu jest właśnie taki, że jest spoko, bo prawa nikt nie łamie. (BTW, piszemy "póki") Nawet gdyby się miało tak okazać, to sam fakt ich zamknięcia i zwrócenia powszechnej uwagi na problem to dobra rzecz. I piszę to niejako wbrew sobie, bo jestem przeciwny regulacjom państwowym w większości przypadków, ale to co się dzieje na rynku tzw. dopalaczy to zwykłe, jak już pisałem wyżej, sk@$@#^wo. Ty tak na serio? Naprawdę na poważnie chcesz porównywać pośrednictwo w umowach finansowych do sprzedawania dopalaczy? Jeśli tak, to nie dam się w to wciągnąć, bo nie zwykłem klawiatury strzępić na takie farmazony. Ten interes jest legalny, bo te piguły są "nie do spożycia", i służą kolekcjonowaniu, jak znaczki. A to, że dzieciaki to "debile", to już nie problem właściciela. Rzeczywiście zarąbisty biznes, czekam aż Forbes da naszemu Królowi nagrodę dla przedsiębiorcy roku. Aż sam nabrałem ochoty na założenie sklepu dla kolekcjonerów... Zgadzam się z większością posta, ale co do pogrubionej części - która część tego zdania pasuje Twoim zdaniem do sprzedawania uzależniającego syfu i innej chemii jako produktów kolekcjonerskich? Państwo prawa?
-
Skoro już wkleiłeś tu moją opinię to się wypowiem. Czytaj ze zrozumieniem. Nigdzie nie kwestionuję legalności tego interesu, a jedynie zatrważa mnie ten fakt. To jest kpina (jeśli nie z prawa, to ze zdrowego rozsądku), że mogę sprzedawać niemalże dowolne mieszanki chemiczne pod szyldem "kolekcjonerstwa". I Twoim zdaniem wszystko jest spoko, zła policja niepotrzebnie się czepia? Sprzedawania specyfików chemicznych, ich różnych mieszanek, praktycznie nie sposób skutecznie zakazać. Ale jeśli opakuję takie g. w kolorowe opakowanie i napisze na nim "produkt nie do spożycia", a potem będę to sprzedawał jako coś do spożycia właśnie dzieciom po szkole, to jestem sk@##$ynem, a nie wielkim przedsiębiorcą. Period. Nie widzisz subtelnej różnicy między sprzedawaniem nieletnim uzależniających, niebezpiecznych dla zdrowia mieszanek chemicznych do kolekcjonowania, a sprzedawaniem narzędzi finansowych, gdzie człowiek musi legitymować się dowodem i podpisuje się pod wnioskiem imieniem i nazwiskiem, jak również pod tym, że otrzymał i przeczytał regulamin? Ćpunów do zakupów u dilera też nikt nie zmusza.
-
Nie odnosiłem się bezpośrednio do Ciebie. Chodzi mi o trend widoczny np. w komentarzach pod wszelkiej maści artykułach o dopalaczach ("patrzcie jak państwo policyjne niszczy zupełnie legalne sklepy!!!"); portalach takich jak wykop itd. Większość (o zgrozo) wypowiadających się popiera dopalacze w imię walki z rządem, co jest wręcz groteskowe. EDIT: @Carson Wcześniej nie mogłeś się zgadzać, bo pisałem za długie posty, których jak sam twierdziłeś dwie strony temu, nie czytałeś :P
-
Wiesz, na coś takiego jak czarny PR nigdy nie ma oficjalnie miejsca ;) EDIT: W kwestii dopalaczy... Naprawdę mnie zadziwiacie - sprzedawanie wszelkiego rodzaju syfu do łykania, wąchania, wciągania itd. gimnazjalistom jest spoko (a Panu Królowi życzymy dalszych sukcesów!), a moja praca to wyzysk i okradanie naszego biednego społeczeństwa :lol: . Mnie osobiście zdumiewa, jak to możliwe, że wystarczy nazwać jakieś g**no "produktem kolekcjonerskim", żeby prawo nie było w stanie nic z tym zrobić, a jeszcze bardziej zdumiewa mnie, że masa ludzi nie widzi w tym problemu. W pięknym żyjemy kraju, nie ma co. Tłumaczę to sobie tym, że Pan Bratko stał się przypadkiem symbolem walki z władzą i systemem, a popieranie jego działalności jest równoznaczne z okazaniem niechęci do rządu.
-
Wiesz, dowodów nie mam, ale też niczego nie staram się nikomu udowodnić. A "winowajcą" tak dennego i niemerytorycznego artykułu (a realnej wartości mogło być w nim naprawdę dużo, bo ten wywiad z końca, z którego zostały w artykule użyte trzy zdania, trwał chyba z godzinę i Kaczmarek wyjaśniał wszystkie zasady działania firmy, właściwie niczego co Pani Dziennikarka zarzucała nie negując, a argumentując dlaczego działamy tak a nie inaczej - tyczy się to systemu poleceniowego, przyjmowania ludzi bez doświadczenia i wykształcenia w finansach, technik sprzedażowych, itd.) może być albo osoba dziennikarki, albo ktoś, kto ten artykuł zlecił. Ponieważ wiem doskonale jak przebiegał wywiad z dziennikarką i co na nim padło (a także widzę co zostało z tego wywiadu opublikowane), stawiam 40 do 1 na opcję drugą. OT: Jakim cudem udało Ci się je popsuć? :lol:
-
Napisałem gdzieś, że mam niezbite dowody na to? Może niech autorka artykułu udowodni najpierw, że tajemniczy "Marcin bez nazwiska" istnieje, oraz że rzeczywiście widział/słyszał to co artykuł imputuje. Art. ma po prostu klasyczną formę artykułu na zlecenie (zero dowodów, oskarżyciel anonimowy, ale podmiot atakowany podany z nazwy - czemu? bo zleceniodawcy zależało na wymierzeniu artykułu w konkretną firmę, nie w całą branżę). Dzielę się tylko swoimi przemyśleniami, kojarząc pewne fakty, jak np. ten: EDIT: Poza tym nie wierzę, że ten artykuł pojawia się "zupełnie przypadkowo" na 3 dni przed rozpoczęciem przez nas cyklu szkoleniowego, więc dokładnie w tym momencie w całej Polsce przeprowadzane są rozmowy kwalifikacyjne. Za 3 dni przyjmiemy na szkolenia kilkaset (pod 1000 gdzieś) nowych osób, co w połączeniu z nowymi narzędziami jakie wdrażamy do pracy ugruntuje naszą pozycję lidera. Oczywistym jest, że Open o tym wie i pewnie liczy na to, że przez taki art. część osób zrezygnuje zanim w ogóle zacznie. Nice try, ale nie rusza nas to. Z tego co wiem, większość rekrutujących dawała dziś ten art. (wydruk) ludziom na start rozmowy z tekstem "proszę to przeczytać zanim zaczniemy i powiedzieć, jakie się Panu nasuwają pytania" :lol:
-
Ciekawostka - nie istnieje firma Efekt. Istnieje Efect. Błąd jest oczywiście celowy, ponieważ wywiady na końcu nie zostały w żaden sposób autoryzowane przed publikacją (chociaż sens, mimo wyrwania z kontekstu, został jako tako zachowany, jak stwierdzili sami zainteresowani), więc użycie prawidłowej nazwy firmy umożliwiłoby np. wejście na drogę sądową (gdyby nam na tym zależało), a tak następuje prosta linia obrony: o co wam chodzi, przecież to nie was ;) . Nie chcę też tworzyć spiskowej teorii, ale ten art. wali zleceniem konkurencji na kilometr - Open F. bardzo często reklamuje się na Onecie i przy niemal każdym artykule o finansach mają sponsorowane linki, grupa ITI też się trzyma blisko z Getin. No ale nie ma na co narzekać, każdy musi sobie jakoś radzić ;) Poza tym stara prawda głosi, że nieważne jak piszą, ważne, żeby pisali. A główna Onetu to nasz wielki sukces. Szkoda, że nas Król Dopalaczy zdetronizował;]
-
Oj, tam łatwo się pomylić, kiedy tytuły takie podobne ;)
-
Ja wiem, że ten komentarz w założeniu miał być ironiczny, ale to rozwiązanie jest fuckin' genius :D Jeśli to prawda, że każdy człowiek wpada na pomysł pozwalający zostać milionerem kilka razy dziennie, to Modd chyba właśnie jeden taki upublicznił ;) Wyobraźcie to sobie - wsiadacie do autobusu, a tam zamiast siedzeń sprzężone rowerki treningowe, tylko kierowca nie pedałuje, miejsc stojących brak. Idea podobna to wieloosobowych rowerów, ostatnio bardzo popularnych np. w Holandii (są nawet jeżdżące stoły barowe z piwem). W dobie pro-eco takie rozwiązanie spokojnie by się przyjęło, można by nawet za darmo jeździć (chociaż ludzie potrafią płacić nawet za pedałowanie w miejscu, więc nie wiem czy taki altruizm ma sens ;) ), koszt utrzymania (naprawy, konserwacja) rowerobusu pokrywałyby reklamy na nim umieszczone. Nazywałoby się to Green Bus i w przypadku małej liczby pasażerów (choć gdyby pojazd jeździł tylko w szczycie to prawie zawsze byłby pełny) jechałoby na baterii elektrycznej, na dachu można nawet dla bajeru ogniwo walnąć, dodatkowo część energii z pedałowania zasilałaby akumulatory. Średnia prędkość oscylowałaby pewnie koło 20 km/h, czyli tyle ile zwykłego autobusu w warunkach miejskich;] Niech się wypowie jakiś inżynier ;) Osobiście problemów technicznych nie widzę, potrzeba tylko lekkich materiałów. Gdybym miał kapitał (kilkadziesiąt milionów) to już szukałbym prawników i uderzał do Solarisa, heh.