Zależy co, gdzie i jak... Ja tam bujam się weekendowo, niekiedy jak w tygodniu jest czas to na godzinę, półtora wyskoczę... Odzież - to na pewno. Ale nie koniecznie koszulki po 300zł, spodenki po 500 itp. Kupuję marketowe rzeczy, raz trafiam, raz nie... Nie kosztują majątku, więc później nie płaczę, że wywalona kasa. Z takich fuckupów, to jakieś marketowe imbusy do roweru - wiecznie rozkręcały się i wszystko było trzeba zbierać po sakwie podsiodłowej (to przydatne!) Kupiłem zestaw Bahco i spokój. Jeżdżę na dętkach, więc wożę łatki i dwie łyżki. Raz przydało się.