Odwieczny problem :)
Może najpierw ogólnie trochę truizmów:
Nowy, bo:
- nowy
- znana przeszłość ;]
- gwarancja
- no i można sobie wybrać kolor itd :P
ale
- traci kilka ładnych procent na wartości od momentu, gdy za niego zapłacimy, do momentu, gdy wyjedziemy z salonu
- przykucie do ASO
- ubezpieczenie (chociaż teraz często pakiet w promocji)
- podstawowy silnik
- no i przeważnie niezaduży i do tego golas...
A używany:
- lepszy stosunek ceny do wyposażenia
- no i tego wyposażenia jakby więcej
- raczej większy i w silnikach można poprzebierać
- co miało się zepsuć, bo położyli sprawę w fabryce, raczej już się zepsuło i zostało wymienione :)
- nie trzeba z każdym drobiazgiem do ASO ganiać
ale
- często zupełnie lub częściowo nie znana przeszłość
- często dodatkowe koszty doprowadzenia samochodu do stanu używalności (nie wszystko widać gołym okiem)
- nie zawsze ma się dokładnie to co się lubi
Tak naprawdę są ludzie, którzy w życiu nie kupią nówki, bo jak mówią, nie chcą się żenić z samochodem i tacy którzy innych jak nowe nie uznają, więc rachunek czysto ekonomiczny nie jest tu jedynym czynnikiem.
W tej czysto hipotetycznej sytuacji można chyba cicho założyć, że przebiegi roczne nie będą za duże (głównie po mieście), więc pewnie nie ma takiego parcia na, jakże modnego aktualnie, diesla. Czyli może równie dobrze być średniej wielkości silnik benzynowy, a główną rolę zaczyna grać gabaryt samochodu (jak dzieciak mały to wózek trzeba wozić, nie? ) no i poziom wyposażenia jaki nas interesuje...
Ja prywatnie miałbym dylemat przy 50k - to akurat jest granica, przy której można już od biedy kupić coś sensownego z salonu, ale też np. niezły wypas używany (przykład: znajomy kupił paska W8 w tej kwocie, może samochód nie najlepszy jako jedyny w rodzinie... ale dla równowagi kupił nówkę cee'da też za podobne pieniądze ;] ). Zresztą przy tej kwocie cee'd byłby chyba moim typem... (sam nie dowierzam, że to piszę ;] )