Witam, problem z moim komputerem jest taki że od pewnego "zdarzenia" zaczęły się dziać bardzo dziwne rzeczy aż w końcu odmówił posłuszeństwa całkowicie. Zanim opowiem co i jak podam specyfikacje komputera żeby uświadomić że to nie "byle co" i uprzedzić pytania w stylu "Pewnie masz codegena 300, nic dziwnego"
OCZ 4GB (2x2GB) PC800 CL4 Titanium
Samsung 320GB
Intel Core 2 Duo E8200
Asus P5K-E WIFI-AP
BFG GeForce 8800GTS OC 512MB
Corsair 550W [CMPSU-550VXE] . Swoją drogą w drugim kompie mam codegena już 6,5 roku i działa aż miło :D.
Dobrze, przejdźmy więc do sedna sprawy. Komputer nie chce się włączyć, a stało się to po tygodniu od burzy (tak, może to brzmi dziwnie ale cóż xD). Jakiś tydzień temu miałem włączonego kompa podczas burzy, była dość daleko więc nie sądziłem że coś może się stać i w zasadzie miałem zamiar go za niedługo iść wyłączyć gdy nagle "jebudu"... Wchodzę do pokoju komputer się reset'nął, prąd w domu jest, gdyby było to spowodowane uderzeniem pioruna to wszystkie sprzęty w domu odeszłyby do krainy wiecznych łowów (włączony był m.in telewizor i normalnie działał i działa). Komputer od razu wyłączyłem i odłączyłem z prądu. Rano wstaję podłączam komputer no i się zaczęło... . Komputer mam podłączony do listwy i gdy włączyłem listwę komputer od razu się włączył, BEZ NACISKANIA przycisku na obudowie, problem był tylko taki że włączył się ale nie startował bios, ukazał się tzw. czarny ekran.
Coś mnie pokusiło i jednak włączyłem przycisk na obudowie, wiatraczki zwolniły, bios odpalił, winda też, wszystko działa normalnie. No i w ten sposób włączałem go i korzystałem z niego jakiś tydzień aż do dziś (komputer działał jak gdyby nigdy nic). Rano włączyłem komputer i po jakichś 2 godzinach pracy stało się coś jakby "zanik prądu", wiatraczki stanęły, komputer tak jakby się reset'nał lecz znów czarny ekran. Wyłączyłem go, odłączyłem od prądu, rozkręciłem. W środku ani śladu żadnego uszkodzenia (kondensatory nie wybrzuszone, zasilacz tez bez żadnych śladów, dosłownie nic). Od razu wykluczyłem "przegrzanie" ponieważ mój cooler to Scythe Mugen, a procek nie kręcony i temperatury w porządku nawet w stresie. Przeczyściłem wszystko, po dociskałem dla świętego spokoju i znów podłączyłem, tym razem po włączeniu listwy nie "włączył" się. Włączyłem go przyciskiem na obudowie i ruszył normalnie ( w myślach, uff co za ulga). Załadował się bios, załadowała winda i w momencie kliknięcia na zaloguj komputer się wyłączył... tak po prostu. Myślę... cóż spróbuję jeszcze raz, tym razem jednak już nic się nie stało. Komputer i nie reaguje już w żaden sposób i nie uruchamia się w ogóle. Większość stwierdzi, zasilacz.. No ale z drugiej strony zasilacz szrotem nie jest (jakieś tam zabezpieczenia przeciw skokom napięcia ma itp.) Każda opinia na temat tego "zdechnięcia" mile widziana :). Pozdrawiam.