Odnośnie przeciwników w doomie..
Ja najbardziej lubiłam starcia z Impami. Nie wiem dlaczego, po prostu podobał mi sie ich wygląd i dopracowanie graficzne. Do tego łatwo można było robić sprytne uniki przed jego kulami ogniowymi.
Zombiaki z początku były fajne (szczególnie jak rozlatywały się na kawałki od uderzenia latarką), potem zaczęły mnie denerwować. Te wydawane przez nich odgłosy..., normalnie się tego bałam. Całe szczęście, że jakoś zniknęły w drugiej połowie gry.
Pinkys (czy jak to się pisze) też byli ok. Trochę śmieszny wygląd i ruchy, ale padali po 2-3 strzałach, więc było git.
Zato nienawidziłam Revenantów (te ich beznadziejne rakiety), latających głów, Cherubów i tych latających stworów (nie wiem jak się zwą).
Ale najbardziej mnie wkurzył ten boss na końcu piekła (cyber-demon?). Ciągle machał tymi rogami i nie mogłam dobrze wycelować z soul cube'a. Męczyłam się z nim dobrych kilkanaście minut.
A jeśli chodzi o ostatniego stwora, to powiem tak, cud że jeszcze moja klawiatura żyje, bo po piątej czy szóstej z kolei 'kapieli' w lawie myślałam, że nie wytrzymam i ja wywalę przez okno.
To tyle moich wrażeń.