Ja miałem podobnie ale w dalekim dzieciństwie. Zupełnie bez powodu krew mogła mi lecieć z nosa przez dobre 15 minut. Pojechałem dawno dawno temu do małej wioski Orle czy jakoś tak (dawne wojewódźtwo białostockie). Tam mieszkała taka starsza kobiecina co leczyła ludzi za darmo. Usiadłem po środku kuchni w jej wiejskim domku, ona połozyła mi na głowie jakąś szmatke lnianą, potem wzięła jakiś kłaczek (nie wiem co to było chyba włókna jakiejś rośliny), spaliła go nad moją głową zapalniczką, mówiąc jakieś słowa których nie rozumiałem. Problem zniknął jak ręką odjął. :D To wydarzyło sie naprawde.
P.S. popróbuj z workiem lodu, przykładaj na nos, na okolice ponad nosem i między brwiami i na kark jak ci sie łączy kręgosłup z podstawą czaski.