Witam. Próbowałem dzisiaj sformatować mojego starego kompa. Podczas instalacji (kopiowanie plików z płyty na dysk) nagle ekran mignal na czerwono i monitor oznajmił, że idzie spać. Cdrom jeszcze przez chwile młócił, ale zaraz tez LCD-kowi pozazdrościł i zastrajkował. Świeciły się już tylko diody power i hdd (zarówno od całego kompa, jak i na kieszeni HDD). No i jeszcze wesoło mrugała diodka od cdromu, ale zarówno on jak i twardziel już nie pracowały. O wyłączeniu z powera nawet mowy nie było - nic się nie działo. Diody jak świeciły tak świeciły. Twardy reset też nic nie zmieniał. Pociągnąłem więc go z wyłącznika zasilacza i włączyłem zasilacz na nowo. Przycisku power dla kompa nawet nie dotknąłem. O dziwo wszystko się zapaliło jak bożonarodzeniowa choinka. Zero pracy dysku (tyle co sie talerze rozbujały, ale system się nie ładuje), cdrom też cisza nie licząc mrugającej diody. Wiatraki od procka i zasilacza się kręcą. Monitor nawet nie drgnie. Głośniczek nawet nie kwiknął.
Poodłączałem cdrom i hdd - dioda od hdd sie uspokoila. Wyjąłem grafike to monitor zaczął krzyczeć, że czuje się samotny (czyt. brak sygnału), ale diody power na obudowie dalej się paliły. Wyjąłem pamięci - to samo. Przestawiłem zworke od biosa - umarło wszystko. Zworka zwróciła na swoje miejsce - komp przestał się włączać (wróć - zapalać diody) po włączeniu zasilacza - już reaguje na przycisk power i reset. Popodłączałem wszystko i dalej komp się nie uruchamia. Tyle, że zaczął reagować na power-a. Ki diabeł?
Konfiguracja:
Płyta: ECS K7S5a (tak, tak, wiem... )
Grafika: Radeon 9550 (bodajże)
Zasilacz: Delta 350W
Procek: będzie, że athlon 1,7