Mi ukradli 5-letniego rometa. Zgłosiłem na policję i - o dziwo - znaleźli! Nie miał co prawda nawet wybitego numeru ramy, ale opis był bardzo dokładny, a na rower natrafiono wśród innych skradzionych, w jakiejś dziupli.
Teraz mój dwukołowiec robi za dowód w sądzie, rdzewieje i czeka na rozprawę - i tak już od dwóch miesięcy.
Swoją drogą to straciłem go w dość głupi sposób - zostawiłem na klatce kiedy wchodziłem do kumpla. Nie podejrzewałem, że ktoś będzie szukał zdobyczy na 4tym piętrze. Po 10 minutach już go nie było. Moim zdaniem wszystkim skurczybykom, którzy potrafią zabrać cudzą własność i nie widzą w tym nic złego, powino się podnieść napięcie rdzenia, najlepiej za pomocą jakiegoś krzesła... (może przesadzam, ale jak wtedy musiałem wracać do domu na piechotę, to tak właśnie myślałem)