Skocz do zawartości
djsilence

Emigracja Do Londynu / Uk / Ue

Rekomendowane odpowiedzi

Zwykły księgowy= młodszy księgowy. Później mamy księgowego, asystenta (zwanego też starszym księgowym) głównego księgowego, głównego księgowego, a nad nimi na 17-20 piętrze stalowo- szklanej konstrukcji mamy dyrektora finansowego. I piszę o tym dlatego, że sam pracuję w firmie doradczo- audytorskiej, jednej z największych na świecie, i doskonale wiem jak się kształtują zarobki na poszczególnych stanowiskach (choć naturalnie w przybliżeniu, nie są to jawne informacje w tego typu KTNach).

 

A mój przykład z kasjerem całkowice omylnie odczytałeś. Napisałem, że dla osoby siedzącej w temacie zarobki zwykłego księgowego na poziomie 70.000 GBP rocznie są równie realne, jak sytuacja, że to kasjer w takim banku tyle zarabia.

 

EDIT- ja naturalnie wierzę, że dostał na dzień dobry te 70 kawałków. Mnie, może mam skrzywienie, więc wybacz, uderzyło, że Tobie mogło wpaść do głowy, że księgowy tyle zarabia. Zwykły, nie biegły rewident, nie członek ACCA itp. Kropka

 

und3r, ale nie napisałeś też głównego, starszego itp, więc mam prawo się czepiać ;p tym bardziej, że jak sam widzisz- rozrzut jest ogromny.

Edytowane przez draak

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Chodziło po prostu o to, ze predzej spodziewałbym sie takich wypowiedzi po kims pracujacym fizycznie, bo zazwyczaj to wlasnie tacy ludzie twierdzą, ze pracodawcy za granicą i tak nie patrzą na studia.

Jako pracownik umysłowy stwierdzam, że większość pracodawców w średnich i małych firmach nie zwraca uwagi na studia w CV. Szukają polaka, który będzie intensywnie pracował i zarabiał mniej niż brytole (nie narzekając jednocześnie).

 

Nie wziałem tych 70k z sufitu tylko tyle faktycznie udalo mu sie wynegocjowac na start. Kto chce niech wierzy, mi to szczerze mowiac zlewa :?

70k jest możliwe. monster.com to potwierdza. Potrzebne jednak są do tego papiery nie tylko polskie, ale także kursy w UK (ACCA) lub coś innego z np. London School of Economics.

Księgowy zarabia ok 30 funtów na godzine x48h, a to właśnie daje 74 000 rocznie.

Konkurencja jest taka, że 35-cio-latkowie śmigają po kursach aż huczy :)

 

Przykład z pierwszej ręki:

Mam szefa który ma 2 fakultety z London School of Economics (1x finanse +1x filozofia) oraz doktorat z Risk Management. I to wszystko w wieku 36 lat. Prowadzi 9 firm w 5 krajach, jednocześnie będąc członkiem rady holdingu obracającego stalą na parkietach w LSE, NYSE i SSE

 

Coraz bardziej widzę życie jak jakąś grę RPG. Skill, Exp itp sie liczą:)

 

Wracam grać w Guild Wars :)

Edytowane przez djsilence

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

I choć robienie sobie przyszłej konkurencji nie jest zbyt rozsądne ;) (sam za niecały rok chcę podchodzić do kursów przygotowawczych pod ACCA) mały link dla zainteresowanych o czym my tu z djsilence gadamy http://training.ey.com.pl/eyp/web/training...intqual_acca_pl

 

Na ochłodę- zdaje się to "cudo" ok. 3lat, więc nie jest to jakaś magiczna przepustka do natychmiastowej dużej kasy. Ale najistotniejsze- to kolejny z uznawanych egzaminów, które można zdać w naszym kraju, także i w Polsce są szanse na sensowną karierę ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Potrzebne jednak są do tego papiery nie tylko polskie, ale także kursy w UK (ACCA) lub coś innego z np. London School of Economics.

Google mowi mi, ze zarowno London School of Economics jak i Warsaw School of Economics (czyli SGH) należą do CEMS, czyli teoretycznie kursy z SGH tez sie powinny liczyc.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Google mowi mi, ze zarowno London School of Economics jak i Warsaw School of Economics (czyli SGH) należą do CEMS, czyli teoretycznie kursy z SGH tez sie powinny liczyc.

Owszem powinny i z pewnością liczą się w koporacjach.

Małe i średnie firmy patrzą jak by tu taniej... :]

 

Nie twierdzę, że się nie liczą studia w UK. Sam żałuję, że nie zrobiłem studiów, bo pewnie byłoby łatwiej, ale podkreślam jedynie, że tu bardziej zwraca się uwagę na doświadczenie.

Bierze się to z sytuacji jaka była w UK 8 lat temu, gdzie wszyscy byli masakrycznie wyedukowani i mieli nawet po 3 fakultety + kursy. Jak przyszło co do czego, to mieli tylko wiedze teoretyczną. Tacy ludzie zostali nazwani Wiecznymi Studentami i skazani na wieczną banicję do miejsca które najbardziej lubią czyli uczelnie :) są profesorami do dziś :)

Do tego dążyła też Polska zanim weszliśmy do UE. Rozwiązało to problem przeludnienia na rynku pracy.

Edytowane przez djsilence

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Owszem powinny i z pewnością liczą się w koporacjach.

...a Deutsche Bank to jak najbardziej duza korporacja, wiec sprawe przydatnosci SGH uznaje za zamkniętą;]

 

@djsilence

Co do tych studiow to oczywiście sie zgadzam, pisałem o tym w topicu o pracy i zarobkach :)

Edytowane przez und3r

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

narcyz, prawdę mówiąc, oprócz SGH, który faktycznie jest "rozpoznawalny" poza granicami kraju (piszę głównie, o krajach niemieckojęzycznych, bo tam akurat odbywałem staże i studiowałem), to będąc absolwentem innej polskiej uczelni ekonomiczenej lub kierunku ekonomicznego na uniwerku jesteś na starcie na gorszej pozycji. Najważniejsze jednak jest to, co ze sobą "zrobisz" przez te lata studiów. Jeśli będziesz tylko biernie studiował, to i dyplom SGH niczego nie da.

 

PS. Podczas pobytu na sokratesie różnic w wiedzy między sobą, a sympatycznymi kolegami z SGH nie odnotowałem. Może oprócz faktu, iż ich Balcerowicz raczej skrzywił w stronę monetaryzmu, a ja bardziej skłaniam się ku teoriom Keynes'a ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Gość SamoDobro

a uwierz, jestes stawiany na rowni z innymi emigrantami - murzynami, hindusami i chinczykami. tylko ze na pierwszy rzut oka jestes jak jeden z miejscowych

a to jakas straszna ujma na honorze prawdziwego Aryjczyka czy cos w ten desen? ;-)

 

co do tych 130 Euro/dobe przy ochronie obiektow roznych - okresle to tak: IMO mniej wazne jest to, ile sie zarabia, a bardziej liczyc powinno sie to, w jaki sposob sie zarabia i czym w przyszlosci bedzie sie mozna pochwalic przed przyszlym pracodawca/ewentualnie jak doswiadczenie nabyte bedzie mozna wykorzystac dla rozkrecenia wlasnej dzialalnosci.

jestem po studiach informatycznych, ktore informatyczne byly z nazwy w zasadzie tylko. studiowalem zaocznie, jednoczesnie pracujac. na poczatku zachrzanialem na budowach kladac rurki. potem siedzialem przy kompie projektujac jak te rurki nalezy klasc. potem zaczalem zajmowac sie wentylacja - wyczailem, ze jedna z firm, z ktorymi moja firma wspolpracowala organizowala bezplatne (rok pozniej kosztowaly juz kilka tysiecy PLN) kursy, bo wchodzili na rynek z nowym produktem. za wlasna kase pojechalem na kurs, zaczalem dla szefa projektowac uklady wentylacyjne, szef zaczal na tym zarabiac coraz wieksza kase, mi sie dostala podwyzka, wszyscy byli zadowoleni. moja kobieta po studiach szukala pracy dla siebie i jednoczesnie zakreslala tez oferty i dla mnie - wysylalem CV na co 10 ogloszenie i zostalem po jednym takim CV zaproszony na rozmowe kwalifikacyjna przez kolesia z Irlandii, ktory buduje domki z drewna (Timber Frame). bardzo rozpowszechnione to to jest w Irlandii i Wielkiej Brytanii tak na marginesie. pojechalem, facet nawet nie pytal sie gdzie studiowalem, tylko jak dobrze znam AutoCADa. powiedzialem, ze bardzo dobrze - na pytanie jakie mam doswiadczenie w pracy z aplikacjami CADowskimi zaczalem mu opowiadac o systemach wentylacyjnych, CADVentach itp itd. posluchal, posluchal, pokiwal glowa, odezwiemy sie do pana. dwa dni pozniej zaproszenie do Irlandii, umowa na rok na poczatek, kasa przecietna jak na warunki irlandzkie. obecnie w biurze sa dwie osoby, ktore maja takie samo pojecie o projektowaniu domkow (wlasnie siedze i czekam az sie wygeneruje domek o powierzchni troche ponad 10.000 stop kwadratowych), to ja szkole nowych ludzi, ktorzy sa ciagle przyjmowani do firmy, co pol roku jest podwyzka 15%, do tego bonusy na wakacje, swieta, za szybsze wykonanie czegos itp itd. i choc nadal nie zarabiam kokosow (dobijam powoli do drugiego progu, co akurat mnie tak bardzo nie cieszy ;) - na szczescie slub w przyszlum roku, wiec i podatki beda nizsze), mimo faktu, ze gdy dla jaj wyslalem CV do biura architektonicznego w Dublinie to zaproponowano mi na dzien dobry 8.000 Euro/rok wiecej przy kresleniu przekrojow budynkow, to mam swoj chytry plan zwiazany z branza w ktorej siedze. a ze moja firma jest czescia duzej firmy miedzynarodowej, wiec tylko siedze i czekam, az wystartuja na rynki Europy Wschodniej (na razie mamy oddzialy w Walii - gdzie bylem kilka tygodni na wakacjach-szkoleniu nowego personelu, Hiszpanii i na Wegrzech) to tak po cichutku sobie licze, ze za te 2-3 lata najponiej firma zdecyduje sie na otworzenie oddzialu w Polsce. a 15% co pol roku podwyzki mnie zadowala w zupelnosci jak na razie - zyjemy sobie z mojej pensji (wszystkie oplaty, jedzenie, ubranie, przyjemnosci, wyjscia, paliwo - wszystko + co nieco odkladamy co tydzien na kupke (nieduzo, bo nieduzo, ale zawsze cos)), natomiast pencja mojej lubej idzie w calosci na kupke i jest nienaruszalna - tylko procenciki leca. choc i tak powoli namawiam swa ukochana do zmiany pracy, bo zarabia kiepsciutko - choc akurat pracuje w zawodzie (jest po studiach chemicznych i pracuje w laboratorium przygotowujac jakies zwiazki dla roznych wiekszych firm typu Coca Cola, PepsiCo, Guiness, firmy farmaceutyczne) i lapie doswiadczenie - jednak doswiadczenie w branzy farmaceutycznej mogloby byc dla niej przydatne po powrocie do kraju.

dzieci planujemy dorobic sie tutaj - chcialbym, zeby maluchy byly dwujezyczne na dziendobry, zeby potem w szkole mogly sie uczyc jakiegos trzeciego jezyka (japonski? :)), choc jesli firma (trzymam kciuki) otworzy oddzial w PL i poprosza mnie o objecie posady glownego designera to nie odmowie ;) tym bardziej, ze raczej mi pensji nie zredukuja - a jesli moglbym w PL zarabiac tyle co tutaj... :rolleyes:

 

czy patrza na mnie jak na "polaczka"? juz nie. na poczatku moze tak. ale nie bylo to takie "o, polaczek w d... je...y". raczej podsmiewanie sie z tego w jaki sposob mowilem (do tej pory mam akcent od razu zdradzajacy, ze jestem z Polski - 99% Polakow nigdy sie nie pozbywa akcentu ;)), ale po kilku tygodniach im przeszlo. teraz to po prostu znajomi z pracy, traktuja mnie na rowni. zreszta z kazdym nowym pracownikiem powtarza sie ta sytuacja - to jest normalne (?) w kazdej firmie. i obojetne czy to Czech, Chinczyk, Irlandczyk, Szkot.

 

aha - jeszcze jedno - znajomi z calego swiata i poznawanie ich kultury, zwyczajow - tego w Polsce bym nie mial.

 

no i prosze - splodzilem takiego posta, a domek ciagle sie generuje, a tu juz czas na lunch ;)

 

pozdrowienia z zielonej wyspy wygladajacej dzis jak Silent Hill...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Bo... jest inny, "elitarny", "nobilituje" + efekt owczego pędu. Żeby się nauczyć japońskiego trzeba iść na japonistyke, watpie zeby w szkolach jezykowych szybko mozna sie bylo tego jezyka nauczyc, do tego znajomosc po kilku latach nadal będzie dukająca. Ja tam wole dazyc do bieglosci eng/fr i nad nimi ciagle pracowac, niz wchodzic w jakies dziwne uklady typu japonski. Siostre mam na japonistyce w sumie ;d

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zauważam pewien pattern :) sporo ludzi po opanowaniu angielskiego, za następny obiera sobie ... JAPOŃSKI :) dlaczego ? (ja też btw:) )

Bo maja łeb na karku;] Kazdy przeciez wie, ze wszystko jest produkowane w Azji, ergo jezyki azjatyckie stały sie bardzo wazne we wszelakim biznesie. Poza tym japonski jest fajny;]

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Gość SamoDobro

ja mam szybkie pytanko. Ile na wejsciu na reke dostaje w Anglii higienistka stomatologiczna.

w Irlandii jakies 21 - 24.000 Euro rocznie minimum w zaleznosci od regionu. ale moze sie klocic nawet o te 27.000 na start.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

...

No i widzicie, tak to czasem jest.

Zaczynasz pracę, uzgadniasz warunki i jestes zafascynowany miejscem w ktorym bedziesz pracowal, starasz sie, jestes dumny, znajomi juz wiedzą jakie to sukcesy odnosisz za granicą, aż pewnego dnia, dostajesz comiesieczną wypłatę, tym razem za cały miesiąc, a nie jak poprzednio za jego część, bo zacząłeś w środku miesiąca.

Suma jaką otrzymujesz (tym bardziej za takie a nie inne stanowisko) cie zdumiewa. Pytasz szefa czy wszystko ok z przelewem, bo dostales chyba za malo, ale okazuje sie ze ten piep.rzony ciapek zmienia zasady w trakcie gry!!!

Starasz sie negocjowac, ale on pozostaje przy swoim, obiecuje rozwój firmy, wyższe stawki itd. podaje powody dla których tyle, a nie ile miało być kasy oraz ze byloby to nie fair w stosunku do innych.

Pozostaje w takiej sytuacji jedynie dobrze się zastanowic, przeliczyc oszczędności i.....

 

DAĆ RANO WYPOWIEDZENIE :] co jutro właśnie zrobię :)

 

Trochę mi przykro, ale co tam. Jesli włożę 64 godziny pracy w tygodniu pracując w restauracji za minimum (5.35/h) to zarobie 2x wiecej niz tu :]

 

Trzymajcie kciuki! Idę szukać pracy w jednym z najgorszych okresów w jakich można jej szukać - styczniu B-)

 

 

PS. to już trzeci raz kiedy ciapaty próbuje zrobić mnie w who ya. Zaczynam być rasistą na brązowych ;)

Edytowane przez djsilence

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

AAAAA jednak nie tak prędko!

 

Jak się postawi sprawę na ostrzu, to mięknie ludziom rura.

 

Po ponad godzinnej dyskusji i przekonywaniu mnie jak to wspaniale jest w naszej firmie i abym nie odchodził, dostałem to czego chciałem.

 

Kurcze, nie jest źle ;)

 

Wesołych Świąt wszystkim życzę, ciepłych pierzyn, Kevina samego w domu;) i dużo pozytywnych myśli!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

no to gratz :D

 

"Jak się postawi sprawę na ostrzu, to mięknie ludziom rura." - zawsze tak jest i ze wszystkim, jakbys sie nie postawil, to by cie "wyruchali"

 

a swoja droga to tak praktyka jest stosowana np przez telekompromitacje, nalicza ci za duzo na rachunku dzwonisz raz ze cos nie tak, oczywiscie skoryguja, przychodzi rachunek i nadal tego nie ma skorygowanego (i jakby tu dal za wygrana, przeoczyl albo liczyl na ich uczciwosc - to juz jest ich - okradli cie), drugi telefon - mowisz swoje i dopiero osiagasz cel

 

(wszystko w wielkim uproszczeniu)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Czasami zagladam do tego watku i jak tak patrze to tu niektorzy :)

sa niejako zboczeni na punkcie pracy 64 /h per week !!

toz to zboczenie /pracocholizm <no offence>

 

To Ja juz wole zarobic stowke mniej ale za to posiedziec w weekend z kobitka

a jak jest pogoda to wyskoczyc do city

 

nie tylko praca i kasa liczy sie na tym swiecie ,niektorzy widac juz sie zapomnieli

 

polecam komedie Click ,na temat

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Czasami zagladam do tego watku i jak tak patrze to tu niektorzy :)

sa niejako zboczeni na punkcie pracy 64 /h per week !!

toz to zboczenie /pracocholizm <no offence>

A co powiesz na 122 godzin w tydzien w magazynie? To akurat rekord gdyz srednia tygodniowa wynosila 105-110 godzin. Trwalo to naszczescie tylko 3 miesiace (wakacje) ale i skrocilo zycie pewnie o 3 lata..

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie mam nic przeciwko pracowaniu w takim wymiarze godzin, dopóki jest za całość płacone :) 8.30 do 18 to nie są złe godziny pracy. Mogę pracować nawet więcej, dopóki moja kobietka nie zjedzie do UK.

Generalnie normą w śród Polaków jest praca hurtem - po 110-120h w tygodniu. Zależy po co ktoś tu przyjechał. Jeśli żyć sobie luzem to można 48h lub 35 (9-17 @5dni w tyg. lunch hour upaid) ale jeśli po kasę to 110h daje około 16 000 zł miesięcznie :)

Osobiście nie postrzegam tego wymiaru godzin jako pracoholizm.

I tak mamy dobrze. W USA dopiero się zasuwa jak opętany, a 64h to urlop :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

djsilence

 

 

Mieszkam tu juz troche i nie znam osobiscie nikogo kto pracuje tygodniowo wiecej

niz 70h ,

 

Skoro praca 7 dni w tygodniu to dla ciebie nie pracocholizm

w takim razie czym on dla ciebie jest ....? wymyslem psychiatrow ? ,

Jeszcze nie spotkalem pracocholika ktory by sie przyznal do tego schozenia :)

 

Dodam na koniec ze roznie bylo ze mna w UK ale najwiecej pracowalem okolo 60 h / week

oczywiscie na budowie z polaczkami z kieleckich wiosek ktorzy cisli rowniez soboty ( 70 h/week)

 

 

 

***** Update:

Konkurencja na rynku pracy doprowadza do tego ze standardem staje sie praca 6 day per week po 9 h

oczywiscie za minimalna stawke , bylem ostatnio kumpla ,mieszka i pracuje wraz z grupka polakow

robia u chinczyka w fabryce a mieszkaja w 3 bedroom house 9 osob ( jedna toaleta )

:/ co to sie porobilo z nadmiaru konkurencji na rynku pracy .

ponoc kazdego dnia przyjezdza do UK 500 nowych emigrantow :)

Edytowane przez Bemx2k

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

chyba tylko w uk jak stawia sie sprawe wlasciwie to szefostwo negocjuje w PL tego nie uswiadczylem :|

Współczuję twardogłowych szefów.

We wsi, z powodu masowego exodusu niewolników, nawet w sklepikach osiedlowych są skłonni negocjować stawki, co więksi desperaci nawet w górę. Poważniejsze firmy dają na wstępie możliwość "rzucenia" zł/h i grzecznie przełykają nawet fantastyczne propozycje, delikatnie dając do zrozumienia, że zaszalałeś, a pracujących już fachowców starają się utrzymać podwyżkami. Tak to wygląda w cywilizowanej Europie i raduje mnie, że do nas też przyszło.

Rzecz jasna nie wszędzie, nadal zdarzają się właściciele firm, którym jeszcze nie skończył się złoty sen o niewolnikach za miskę ryżu. Przebudzenie może być bolesne.

 

A mówili, że emigracja to samo zło :>

Edytowane przez jonas

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dzisiaj z mojego miasta wyjechal autokar z tabliczka POLSKA -WIELKA BRYTANIA, wiec dostawy nowe sie szykuja :D

To Ty chyab nie wiesz jaka jest wymiana na lotniskach.. ;)

 

 

Czym latać do Londynu najlepiej z Krakowa bo jest najblizej, wycofali sky z kraka i jest klops, albo wysoka cena albo katowice..

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Przywróć formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

Ładowanie


×
×
  • Dodaj nową pozycję...