Skocz do zawartości
Hanu

Zarobki, praca

Rekomendowane odpowiedzi

Jak sie znasz na runku finansowym to owszem ale przecietny kowalski moze miec z tym problem...

 

Co tu się znać, regularnie odkładasz określoną sumę, inwestujesz to w dość bezpieczne lokaty/surowce/nieruchomości etc i nie wydajesz tych pieniędzy pod żadnym pozorem. Jak to dla kogos zbyt skomplikowane albo "nie może sie zmusić" to zawsze zostanie mu 600zł z ZUSu :) . Edytowane przez MaSell
  • Upvote 1

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Najlepszą emeryturę będziesz miał jak sam o nią zadbasz, a nie powierzając ją jakiejś firmie czy ZUSowi ( :lol: )

 

Przecież ZUS nie da nikomu z obecnych dwudziesto- i trzydziestolatków ani grosza, bo zwyczajnie nie będzie miał z czego. Ktoś jeszcze wierzy w emeryturę z Zakładu Utylizacji Szmalu? O święta naiwności.
  • Upvote 3

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Przecież ZUS nie da nikomu z obecnych dwudziesto- i trzydziestolatków ani grosza, bo zwyczajnie nie będzie miał z czego. Ktoś jeszcze wierzy w emeryturę z Zakładu Utylizacji Szmalu? O święta naiwności.

 

Jak im sie skonczy realna gotowka to zrobią wyprzedaz marmurów ze swoich siedzib, powinno im to dac extra 1-2lata życia.

 

A na powaznie to o ZUS-ie słysze juz 5 lat ze upada i jakos tego nie widac.

 

Co tu się znać, regularnie odkładasz określoną sumę, inwestujesz to w dość bezpieczne lokaty/surowce/nieruchomości etc i nie wydajesz tych pieniędzy pod żadnym pozorem

:lol:, kto zarabia wzglednie duzo* to o tym wie, reszcie nie przetłumaczysz, taka Polska

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A na powaznie to o ZUS-ie słysze juz 5 lat ze upada i jakos tego nie widac.

Jak nie widać? A gmeranie przy pieniądzach z OFE, które mają trafić do wora tej wspaniałej, świetnie zarządzanej instytucji?

 

MaSell ma recht, dopóki nie wprowadzą jakiejś zbójeckiej ustawy odbierającej tym pieprzonym złodziejom-bogaczom oszczędności powyżej kwoty X, o spokojną starość trzeba dbać samemu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jak nie widać? A gmeranie przy pieniądzach z OFE, które mają trafić do wora tej wspaniałej, świetnie zarządzanej instytucji?

 

MaSell ma recht, dopóki nie wprowadzą jakiejś zbójeckiej ustawy odbierającej tym pieprzonym złodziejom-bogaczom oszczędności powyżej kwoty X, o spokojną starość trzeba dbać samemu.

 

 

Ty tak na serio ? bo chyba nie załapałem ironii, mam nadzieje. :blink:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

- skoro zarabiasz tak niesamowite pieniadze to: musisz miec wlasne biuro, wlasna ekipe.

 

Nie zarabiam "niesamowitych pieniędzy", tylko dokładnie takie, jakie sobie wypracuję, czyli przy moim nakładzie pracy i czasu, zazwyczaj mniejsze niż moi koledzy na tej samej pozycji.

 

W ogóle to jestem do głębi rozczarowany ;) , że pominąłeś większość pytań z mojego poprzedniego posta, a przecież tak klarownie je sformułowałem...

 

To wiaze sie z: szkoleniami dla mlodych przynajmniej 1,5h w tygodniu ogolnego szkolenia dla wszystkich, nastepnie osobno ze swoimi kierownikami 1,5h. Nastepnie pilnujemy mlodych podczas terminacji powiedzmy 4godziny. Kolejna kwestia meeting w srode 1,5h. Spotkanie z dyrektorem regionu na Twoim warsztacie 1h. Dodatkowo czesto trzeba spotkac sie indywidualnie powiedzmy 2h na tydzien. A jeszcze rekrutacja jakies 5h. Przynajmniej prowadzenie biura zajmuje te 20godzin w tygodniu.

Dodatkowo spotkania z Klientami zeby miec polecenia trzeba robic przynajmniej 4 analizy kazda po 3h suma 12h.

 

Rekrutacja jest raz na kilka miesięcy, a spotkań z Klientami wykonuję stosunkowo mało. Polecenia mam zawsze, za długo już pracuję, żeby mieć z tym problem.

 

Podsumowujac spiewka ze pracuje 20h w tygodniu jakos mnie nie przekonuje. Dodatkowo nie znam zadnego kierownika, dyrektora ktory by pracowal jakies 20h w tygodniu. Raczje pracuja po 50godzin i mowimy tu nawet o dyrektorze regionu, ktory pracuje juz chyba 5lat.

 

Jeśli chcą pracować 50 godzin w tygodniu, to tyle pracują. Właściciel tej firmy pracuje jakieś 70-80 godzin w tygodniu (to samo jego żona), mój szef zresztą też. To jest kwestia wyborów w życiu, ambicji. Ja też kiedyś pracowałem (godzinowo licząc) znacznie więcej. Ciężko oczekiwać dużych zarobków, jeśli nie okupi się ich ciężką pracą.

 

skoro masz tyle wolnego czasu, moze czas powrocic i przy okazji zrobic studia (sam sobie dziennie studiuje i bede sie bronil w pazdzierniku). Lepsza alternatywa na ktora tracisz tylko 20godzin w tygodniu, na uczelni jak sie pokombinuje mozna czas znaczaco ograniczyc.

 

Dalej nie rozumiem, dlaczego zakładasz, że jakieś papierki z uczelni są mi do czegoś potrzebne w tym momencie (czy w ogóle). Może sobie kiedyś skończę jakiś ciekawy kierunek internetowo, kto wie. Póki co mnie to jednak nie jara.

 

Terminacja nie istnieje, nie musze nigdzie dzwonic, firma dziennie przekazuje mi okolo 2-3kontaktow, ktorzy sa zainteresowani hipoteka, kredytem inwestycyjnym, oszczedzaniem...

 

Obecnie każdy pracownik z kompletem podstawowych licencji i określonym obrotem historycznym dostaje polecenia od firmy przy każdej terminacji.

 

buahahahahahaha skoncz z takimi stwierdzeniami. Na 10 telefonow 8 sie umawia - wybacz ale to jest tak wysoce prawdopodobne jak WIG 20 na poziomie 3000pkt pod koniec przyszlego tygodnia. W takim razie ja pracowalem przeszlo rok z samymi debilami, ktorzy nie potrafia pracowac z Klientami a maja wlasne biura i rekrutuja ludzi. Nawet kierownicy oddzialow pracujacy 3lata nienawidza terminacji, podczas warsztatu 9 na 10 powiedzialo ze najgorsza czesc ich pracy to terminacja. Dodatkowo nawet jakbys wszystkich mial mega podgrzanych to 3-5osob nie bedzie mogla sie spotkac poniewaz: sa zajeci, urlopy, zona pracuje o innych porach, maja wyjazd sluzbowy itp itd - zawsze sa jakies sytuacje, ktorych nie przewidzisz.

 

Nie piszę o pracy innych, tylko o swojej. Zważ, że ja nie dzwonię już raczej do osób, które nie oczekują mojego telefonu.

 

juz widze jak dzwonisz do klienta i sie umawiasz na 3godzinne spotkanie :D :D :D

Nie wiem co Cię tak śmieszy. Umówiłbym się nawet na 5 godzin, gdyby była taka potrzeba.

 

Bedzie juz w nowej firmie 1,5roku, w firmie ktora posiada bardzo bogata oferte, posiada rozbudowana oferte dla FIRM, mozliwosc inwestycji w zloto, diamenty, wino itp itd a jej nazwa to GOLD Finance.

 

Znam, znam. Napisz proszę, a propos tego wina i diamentów, konkretne warunki produktów, nie jest to chyba żadna tajemnica? Gwarancja kapitału, konstrukcja prawna, itp. + Co rozumiesz przez "rozbudowaną" ofertę dla firm. Firmy swoje wolne środki w Rothschilda inwestują? :lol: Czy w diamenty?

 

Schemat dzialania prowizji w Efect:

Efect

Senior Partner

Starszy Partner

Partner

KOK

KO - kierownik oddzialu

 

Widzisz coś dziwnego w tym, że osoby, które opanowały biznes w stopniu wystarczającym do szkolenia go, które osobiście zatrudniły i wyszkoliły często setki osób, czerpią korzyści finansowe z obrotu generowanego przez stworzone przez siebie oddziały?

 

pytanie czy wogole jest to uwzglednione w zalacznikach.

 

Jakich załącznikach? Do umowy współpracy? Przecież ścieżka kariery (w tym kryteria awansowe) i prowizje na każdym poziomie są jawne w 100%.

 

Na reszte odpowiem pozniej.

 

Czekam z niecierpliwością.

 

A to, że nie wiesz co sprzedajesz...szczegół. W końcu wciskasz to w pierwszej kolejności rodzinie i znajomym. Jak się sprzedaje to musi byc dobre.

 

Sugerujesz, że kolega, któremu odpowiadasz, jest ubezwłasnowolniony? Broni mu ktoś przeczytać dokładnie warunki tego, co sprzedaje? Wątpię, aby OVB nie udostępniało ich swoim pracownikom (byłoby to niezgodne z prawem). Broni mu ktoś porównać używane przez firmę narzędzia z ofertą konkurencji?

 

ja bym od rodziny nie zaczynał wpychania bo mogą delikatnie mówiąc się na Ciebie obrazić :lol: najgorsze jest wpychanie czegoś na siłę rodzinie...

 

Wpychanie na siłę - tak. Pomaganie rodzinie w zrozumieniu narzędzi finansowych i ich optymalizacji celem uwolnienia dodatkowych środków w budżecie - nie sądzę. Przykład: ubezpieczenie na życie z S.U. nieco ponad 2 mln pln dla mężczyzny w wieku 30 lat (skończone) - składka miesięczna: <200 pln/m. Ludzie płacą tyle za ubezpieczenia na 100k, i to z beznadziejnym OWU. Zrozum, że nie chodzi o "wpychanie" czegokolwiek. Ludzie, którzy to kumają, długofalowo zarabiają w branży najwięcej.

 

widzisz, problem jest w tym, że takie rozwiązania sporej części społeczeństwa również tej dobrze sytuowanej nie są do niczego potrzebne... więc porównanie tego do telefonów jest mało trafne.

 

Zachcesz rozwinąć, co konkretnie jest niepotrzebne "do niczego"? Kredyty hipoteczne? No tak, większość osób w Polsce przecież kupuje mieszkania za gotówkę... Ubezpieczenie życia? Jasne, zwłaszcza, jak masz małe, w 100% zależne od Ciebie dzieci - po co miałbyś się ubezpieczać za 30 zł miesięcznie, przecież na pewno nie zginiesz, a jeśli nawet to trudno, żona sobie jakoś koniec z końcem połączy, nie? Może zabezpieczenie emerytury jest niepotrzebne? ZUS wystarczy? Czy też "zwykły Kowalski" ma sobie "nieruchomości" kupować na emeryturę, jak kilka osób wcześniej sugerowało?

 

nie wyobrażam sobie by 20sto latek zaraz po szkole średniej doradzał komuś kto doszedł własną pracą do tego co ma w kwestii inwestowania pieniędzy w różnorakie dość niepewne ostatnio rynki.

 

Ale zdajesz sobie sprawę z faktu, iż to nie ten 20sto latek tworzy narzędzia finansowe, prawda? Powiedz mi, co by zmieniło, gdyby doradca miał 70 lat? Konfrontowałem już swoją pracę z ludźmi o większym doświadczeniu w branży niż ja mam lat i jakoś moi Klienci nie mieli wątpliwości, z kim chcą pracować.

 

Najlepszą emeryturę będziesz miał jak sam o nią zadbasz, a nie powierzając ją jakiejś firmie czy ZUSowi ( :lol: )

 

Moja praca polega w dużej mierze na tym, aby to ludziom uświadamiać.

 

Co tu się znać, regularnie odkładasz określoną sumę, inwestujesz to w dość bezpieczne lokaty/surowce/nieruchomości etc i nie wydajesz tych pieniędzy pod żadnym pozorem. Jak to dla kogos zbyt skomplikowane albo "nie może sie zmusić" to zawsze zostanie mu 600zł z ZUSu :) .

 

Hehe, łatwo powiedzieć. Jeśli będą to lokaty, to ta regularnie odkładana kwota musiałaby stanowić bardzo dużą, dla większości nieosiągalną, część domowego budżetu (w długim okresie nominalny zysk z lokaty w najlepszym razie zrównoważy inflację). Nieruchomości - powodzenia w odkładaniu "systematycznie określonej sumy" bezpośrednio w nieruchomości. No chyba, że jesteś milionerem. Jeśli kupujesz na kredyt - w Polsce się to praktycznie nie opłaca. Surowce? To znowu wymaga już znacznej wiedzy, poza tym przy relatywnie niewielkich kwotach i tak trzeba inwestować przez pośrednika. W tym właśnie trzeba ludziom pomóc.

 

Widzicie, problemem jest właśnie wpychanie rozwiązań, które de facto mogą obronić się same. To tak, jakbym był przedstawicielem np. Samsunga i na siłę wpychał wszystkim w rodzinie telefony tej marki. A wystarczyłoby zrobić odpowiednie rozeznanie, co każdemu jest potrzebne i z pewnością znalazłyby się osoby, dla których konkretny Samsung byłby lepszym rozwiązaniem, niż np. Nokia.

 

Święte słowa.

 

Ja swoją pracę traktuję jak swego rodzaju przygodę. Staram się zawsze pomagać ludziom i pokazywać się jako człowiek, nie jako sztywny doradca w garniaku (nota bene bardzo rzadko noszę krawat, a często dżinsy i elegancką koszulę - moja firma, moje zasady, jeszcze nie zdarzyło mi się, żebym stracił klienta przez brak gajerka za 1k).

 

J. w.

 

Pamiętajmy - reprezentujemy przede wszystkim SIEBIE! A działamy przede wszystkim dla KLIENTA! Jeśli któraś z tych rzeczy zacznie szwankować, to może się zacząc wciskanie super produktów cudownej firmy X...

 

I o to chodzi, oby więcej takich ludzi w branży :!: Edytowane przez und3r
  • Upvote 1

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

król lukru powrócił !! nic nie mam zamiaru rozwijać.

 

:lol: Shocking!

 

Może chociaż bryken odpowie na pytania jakie zadałem w dwóch ostatnich postach, np. przez wzgląd na fakt, że pracuje tam gdzie pracuje dzięki mojej interwencji swego czasu i chyba nie narzeka na zarobki. Chociaż powiem prowokacyjnie ( ;) ), że też nie spodziewam się odpowiedzi dłuższych niż moje pytania :lol:

  • Upvote 1

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wydałeś dość kategoryczne sądy, a ja zadałem bardzo konkretne pytania, odnoszące się bezpośrednio do tego co napisałeś. Ja nie chcę ani nie potrzebuję, żebyś mnie do czegoś w tej kwestii przekonywał, tylko staram się skłonić Ciebie do uargumentowania swojego zdania. This is a lost art, nowadays, I know...

 

EDIT:

Oczywiście, jeśli, jak twierdzisz, pisałeś już o tym 5x, zadowolę się stosownymi cytatami, no problemo.

Edytowane przez und3r
  • Upvote 2

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Za dużo pisania, bo piszesz dwoma palcami, czy sprawia Ci problem formułowanie spójnych logicznie wypowiedzi dłuższych niż dwa zdania?

Po prostu uważam, że jeżeli jesteś poważnym gościem, który rzeczywiście ma jakieś wyrobione zdanie, a nie trolluje dla rozrywki pisząc bzdety, to jesteś w stanie określić w kilku słowach, dlaczego właściwie podważasz wypowiedź Mekina. Jeśli potrafisz argumentować tylko przy piwie, jak to napisałeś, to rzeczywiście nie ma sensu dalej gadać...

  • Upvote 2

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No to nie ma sensu dalej gadać, przyjmij, że jestem trollem i zakończ temat, nie podejmowałem dyskusji z Tobą więc nie mam zamiaru jej ciągnąć, bo żebym się tutaj nawet wirtualnie zesrał to nie zmienię twojego spojrzenia na ten temat więc po co mam to robić ? byś produkował znów posty przez 15 stron o tym, że tylko Ty masz racje?

Jeżeli nie rozumiesz co miałem na myśli poprzez zdanie "usiąść przy piwie i porozmawiać" to naprawdę nie mamy o czym dalej dyskutować bo jak widać należysz do jakiejś innej warstwy społecznej dla której rozmowa przy piwie jest czymś uwłaczającym.

Uszczęśliwiaj ludzi dalej i żyj w błogiej świadomości iż spełniasz boską misje a w moją stronę piłeczki nie odbijaj bo ja tego nie robiłem, gdzież bym śmiał zawracać się o ja marny obywatel z klasy średniej ze swoimi błędnymi racjami do polskiego następcy Warrena Buffetta... :rolleyes:

Ahoj idę pić piwo i oglądać pornole w internecie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli kupujesz na kredyt - w Polsce się to praktycznie nie opłaca.

Czemu ograniczać się tylko do Polski, mieszkamy przecież w UE. Pomijając już kwestię samych kredytów, nie trudno znaleźć rejony, gdzie w przeciągu ostatnich 10 lat ceny nieruchomości podskoczyły dwukrotnie, a jestem wręcz pewien, że nadal będą rosły.

Surowce? To znowu wymaga już znacznej wiedzy, poza tym przy relatywnie niewielkich kwotach i tak trzeba inwestować przez pośrednika. W tym właśnie trzeba ludziom pomóc.

Bez przesady z tą znaczną wiedzą, nie każdy musi inwestować w coś o czym nie ma pojecia. Za to od setek lat wiadomo, że metale takie jak złoto czy srebro (które można nabyć nawet na allegro) to dobre zabezpieczenie i przy inwestycji długoterminowej raczej się na tym nie straci, co widać na przykładowych wykresach od 1995 roku do chwili obecnej:

 

Dołączona grafika

 

Dołączona grafika

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Płaca minimalna zostanie podwyższona w 2012r o te 150zł ta? To ja mogę liczyć w pracy na podwyżkę? Bo jeżeli załóżmy zarabiam 1500zł, a jakiś inny pracownik, który ma mniejszy staż niż ja, gorsze wykształcenie i jest na gorszym stanowisku zarabia minimalną, to on zbliży się do mojej płacy, czyli będzie relatywnie (stosunkowo) dużo zarabiać patrząc na to co on robi, czyli w tej sytuacji jestem pokrzywdzony. Czyli logiczne byłoby danie podwyżki całemu personelowi.

 

No cóż, minimalna zostanie zwiększona, x% ludzi zostanie zwolniona, 100-x% dostanie o te 150zł więcej, większość reszty nie ma co liczyć na podwyżki płacy, ale wszyscy mogą już cieszyć się na podwyżkę cen w sklepach wprost nieproporcjonalnie do podwyżki płacy minimalnej. No po prostu super działanie rządu :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Czemu ograniczać się tylko do Polski, mieszkamy przecież w UE. Pomijając już kwestię samych kredytów, nie trudno znaleźć rejony, gdzie w przeciągu ostatnich 10 lat ceny nieruchomości podskoczyły dwukrotnie, a jestem wręcz pewien, że nadal będą rosły.

 

Wiesz, jeśli "pomijając kwestie kredytów", to rzeczywiście da radę rozwiązać w ten sposób wiele problemów tego świata ;) . Niestety brutalna rzeczywistość jest taka, że Polaków (zresztą mieszkańców Europy zachodniej czy USA też nie bardzo) nie stać na kupowanie nieruchomości nie na kredyt, żeby sobie w ten sposób emeryturę zabezpieczyć. Ja zarabiam trochę więcej niż wynosi średnia krajowa i też mnie nie stać na inwestycje w nieruchomości. Kupowanie w Warszawie mieszkania pod wynajem na kredyt jest praktycznie rzecz biorąc nieopłacalne (ceny metra są niewspółmiernie wysokie do czynszów najmu, do tego nie wolno zakładać, że mieszkanie będzie wynajmowane non-stop) - natomiast na dobry lokal użytkowy (na tym już można przyjemnie zarabiać, nawet kredytując zakup wychodzi się sporo na plus przy dobrze skonstruowanej umowie) trzeba przeznaczyć lekko licząc dużą bańkę, a żebym kredytował milion złotych pod de facto inwestycje to musiałbym mieć bufor finansowy na co najmniej 200k, może za kilka lat się pokuszę, ale to nie jest taka prosta sprawa jak się może laikowi wydawać.

 

Z kolei kupowanie mieszkań na wynajem za granicą, gdzie rzeczywiście relacja cena/zysk z najmu może być dalece korzystniejsza, jest o tyle skomplikowane, że musisz mieć na miejscu zaufanego człowieka. Jeśli nie jest to Twój serdeczny przyjaciel, to musisz takiemu komuś dobrze płacić, żeby ogarniał sprawy związane z mieszkaniem. Ponad to, taki gość musi być dobrze zorientowany zarówno w lokalnym prawie, jak i otoczeniu kulturowo-społecznym. No chyba, że sam byś się chciał w to zagłębić, ale wtedy przelicz wartość Twojego czasu, jaki będziesz musiał spędzić na doglądanie sprawy, dolicz ceny przelotów itp.

 

Co do wzrostu cen - piszesz, że można znaleźć regiony, gdzie w ostatnie 10 lat ceny podskoczyły dwukrotnie i "jesteś wręcz pewien, że dalej będą rosły". Dużo już takich ludzi spotkałem, co to byli pewni, że ceny nieruchomości zawsze będą rosły i teraz te osoby gryzą glebę, jeśli nie z braku płynnych środków, to ze stresu, że jak zaraz rynek nie odbije, to ową płynność utracą. Jakbyś 5 lat temu Amerykanów zapytał, to też w większości by Ci odpowiedzieli, że nieruchomości do rewelacyjnie zyskowna i pewna inwestycja. Tymczasem nawet grunty zjechały o kilkadziesiąt procent, że nie wspomnę o domach czy mieszkaniach. Zresztą, nie trzeba wybiegać tak daleko - właśnie wróciłem godzinę temu od swojego Klienta, 4 lata temu odrzucił ofertę 3,7 mln za parcelę w Śródmieściu (gdybym wtedy go znał, to bym mu wybił z głowy ten pomysł), teraz podpisał umowę sprzedaży za 2 mln. Pewnie, że jak się rynek znowu ożywi, to za kolejne 5 czy może 10 lat dałoby radę sprzedać plac i za 4 mln, ale człowiek nie może 10 lat czekać. Poważni przedsiębiorcy, którzy całe osiedla w Warszawie budowali i jeszcze niedawno zachowywali się jakby samego Boga za jaja złapali, teraz nie mogą nawet obsłużyć bieżących zadłużeń, a Ty mi piszesz, że "jesteś wręcz pewny, że wiesz w których rejonach na świecie ceny wzrosły już dwukrotnie i dalej będą rosnąć". Jeszcze jak za gotówkę byś kupował te nieruchomości, to nie ryzykujesz wiele (zawsze można mieszkania dzieciom odstąpić, jak nie będzie się dało sprzedać z zyskiem), ale wiesz doskonale, że dla większości społeczeństwa to mrzonka.

 

Naturalnie zawsze możesz inwestować w nieruchomości pośrednio, przez fundusz inwestycyjny. I to jest dla Kowalskiego właściwie jedyna sensowna opcja.

 

Bez przesady z tą znaczną wiedzą, nie każdy musi inwestować w coś o czym nie ma pojecia. Za to od setek lat wiadomo, że metale takie jak złoto czy srebro (które można nabyć nawet na allegro) to dobre zabezpieczenie i przy inwestycji długoterminowej raczej się na tym nie straci, co widać na przykładowych wykresach od 1995 roku do chwili obecnej:

 

Po pierwsze, tak złoto jak i srebro podlegają spekulacji, nie można powiedzieć, że będą stale drożeć. Długofalowo prawdopodobnie tak, ale dla jednego długofalowo to 10 lat, a dla innego 40, a to już jest różnica. Po drugie, powtarzam raz jeszcze, że przy niewielkich kwotach (mówimy dalej o statystycznym Kowalskim; zresztą sam powiedz, ilu masz kumpli "inwestujących w złoto") musisz korzystać z pośredników, czyli w praktyce (jak masz do dyspozycji kilkaset złotych miesięcznie) najczęściej z funduszy opartych nawet nie o samo złoto, co o akcje firm je wydobywających i przetwarzających, a one są też podatne na kryzysy. Sztabki oczywiście też możesz kupować, ale powiedz mi, kiedy kupiłeś ostatni raz i ile. Wykresy, które tutaj pokazujesz, wyglądają fajnie, ale powiedz mi, jakie nasz Kowalski ma możliwości inwestowania w indeks. Do odzwierciedlania indeksu służą fundusze ETF. Na polskim rynku powszechnie dostępne są 3 (z czego 90% obrotu jest na jednym, ale never mind) i żaden nie ma nic wspólnego ze złotem. My wprowadziliśmy na wyłączność dla naszych Klientów jeszcze 14 ETFów właśnie po to, żeby dać im możliwość zarabiania na wzroście danego indeksu 1 do 1, nie na różnych pochodnych tego wzrostu. A tak w ogóle, to na małą skalę ciekawym rozwiązaniem wydaje mi się systematycznie kupowanie złotych monet, które poza ceną kruszcu posiadają jeszcze wartość numizmatyczną - co prawda tutaj również niezbędna jest pewna wiedza, ale taka, którą można potraktować jako hobby i czerpać z niej nie tylko zysk, ale też satysfakcję.

Edytowane przez und3r

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wiesz, jeśli "pomijając kwestie kredytów", to rzeczywiście da radę rozwiązać w ten sposób wiele problemów tego świata ;)

Napisałem "pomijając kwestie kredytów", bo po prostu nie mam o tym zielonego pojęcia i nie orientuję się jak wygląda sytuacja w tej chwili. Zgaduje, że jest "tak sobie", podobnie jak z większością kwestii związanych z finansami w tej chwili ;) .

 

Niestety brutalna rzeczywistość jest taka, że Polaków (zresztą mieszkańców Europy zachodniej czy USA też nie bardzo) nie stać na kupowanie nieruchomości nie na kredyt, żeby sobie w ten sposób emeryturę zabezpieczyć.

Nie oszukujmy się, ale większe inwestycje czy dodatkowe zabezpieczenia emerytur nie dotyczą większości Polaków, "mieszkańców Europy zachodniej czy USA". Zgaduje, że na takie zabezpieczenia decyduje się bardzo mały odsetek ludzi.

 

Z kolei kupowanie mieszkań na wynajem za granicą, gdzie rzeczywiście relacja cena/zysk z najmu może być dalece korzystniejsza, jest o tyle skomplikowane, że musisz mieć na miejscu zaufanego człowieka. Jeśli nie jest to Twój serdeczny przyjaciel, to musisz takiemu komuś dobrze płacić, żeby ogarniał sprawy związane z mieszkaniem. Ponad to, taki gość musi być dobrze zorientowany zarówno w lokalnym prawie, jak i otoczeniu kulturowo-społecznym. No chyba, że sam byś się chciał w to zagłębić, ale wtedy przelicz wartość Twojego czasu, jaki będziesz musiał spędzić na doglądanie sprawy, dolicz ceny przelotów itp.

Około miesiąc temu odbyłem z czystej ciekawości krótką rozmowę z przedstawicielem agencji nieruchomości za granicą (niestety, angielski miał na poziomie średnim). Kupno nieruchomości i oddanie jej pod opiekę firmie która zatroszczy się o całą resztę, nie jest wcale skomplikowane. Szczegółów ani dokładnych kosztów nie znam, bo ciężko o konkrety jeśli rozmawia się o hipotetycznej sytuacji łamaną angielszczyzną, ale skoro istnieją takie firmy, a ludzie decydują się na takie inwestycje, to raczej coś na tym można zarobić :) . Druga sprawa, zawsze można kupić np trzy apartamenty, dwa wynająć i mieszkać w trzecim ;) .

 

Co do wzrostu cen - piszesz, że można znaleźć regiony, gdzie w ostatnie 10 lat ceny podskoczyły dwukrotnie i "jesteś wręcz pewien, że dalej będą rosły"

Region turystyczny, sezon trwa praktycznie cały rok, krajobraz ozdabiają dźwigi i place budowy nowych hoteli, pobliskie lotniska się rozbudowują, ogromne inwestycje w infrastrukturę z Unii. Nie widzę powodów, żeby wszystko miało się dalej nie rozwijać.

 

Jeszcze jak za gotówkę byś kupował te nieruchomości, to nie ryzykujesz wiele (zawsze można mieszkania dzieciom odstąpić, jak nie będzie się dało sprzedać z zyskiem), ale wiesz doskonale, że dla większości społeczeństwa to mrzonka.

Jak mówię o kupowaniu czegoś, to nigdy nie myślę o kredycie, bo ten zawsze zwiększa ryzyko. O stresie nie wspominając. Wychodzę z założenie, że mając w kieszeni 100zł, nie mogę sobie kupić niż droższego od tej kwoty. Ja prosty człowiek jestem :) .

Mrzonka dla większości społeczeństwa? Wiem, że Twoja praca niejako wymusza patrzenie na wszystko pod kątem "większości", ale mnie szczerze mówiąc mało interesuje przeciętny Kowalski, bo się z nim nie utożsamiam. Nie chce równać w dół. Nawet nazwiska nie mam z końcówką ski :) .

 

Po pierwsze, tak złoto jak i srebro podlegają spekulacji

A co nie podlega spekulacji? Podobieństwo wykresu złota i srebra też jest zastanawiająca, co nie ;) ?

 

zresztą sam powiedz, ilu masz kumpli "inwestujących w złoto")

Kumpli nie w ogóle mam, ale jeden znajomy inwestuje regularnie w złoto. Co prawda nie inwestycyjne, ale to nadal złoto.

 

ale powiedz mi, kiedy kupiłeś ostatni raz i ile.

W lipcu, ceny dokładnej nie podam, ale kojarzy mi się coś około 4300zł za uncje. Taką drobną pamiątkę sobie kupiłem w Harrods'ie ;)

 

Wykresy, które tutaj pokazujesz, wyglądają fajnie, ale powiedz mi, jakie nasz Kowalski ma możliwości inwestowania w indeks.

Nie mam pojęcia, ty się tym zajmujesz :)

 

A tak w ogóle, to na małą skalę ciekawym rozwiązaniem wydaje mi się systematycznie kupowanie złotych monet, które poza ceną kruszcu posiadają jeszcze wartość numizmatyczną - co prawda tutaj również niezbędna jest pewna wiedza, ale taka, którą można potraktować jako hobby i czerpać z niej nie tylko zysk, ale też satysfakcję.

 

Na ten sam pomysł wpadłem, ale na numizmatyce się znam jak na budowie pojazdów kosmicznych, więc kupiłem "Chińską pandę". Dlaczego? Pandy są obecnie dość "modne", a Chiny prędzej czy później będą potęgą. Tak mi się z pierwszej chwili skojarzyło, a zastanawiałem się nad nad tym z dwie sekundy :lol:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ciekawa dyskusja się wywiązała :)

 

Wykresy, które tutaj pokazujesz, wyglądają fajnie, ale powiedz mi, jakie nasz Kowalski ma możliwości inwestowania w indeks.

 

chcesz mi powiedzieć ze przeciętnego Kowalskiego nie stać na złoto (1 gramowa sztabka)? uprzedzając pytania istnieją takie strony gdzie można takie sztabki kupować

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

chcesz mi powiedzieć ze przeciętnego Kowalskiego nie stać na złoto (1 gramowa sztabka)? uprzedzając pytania istnieją takie strony gdzie można takie sztabki kupować

 

Im mniejsza ilość tym wyższa cena. Kupując 1 gram przepłacasz jakieś 20%. Z drugiej strony, im większa sztabka tym ciężej ją będzie odsprzedać. Dlatego chyba najpopularniejsza wśród "Kowalskich" jest jedna uncja (około 31gram).

 

Under'owi chodziło zapewne o to, że nawet jakby cena podskoczyła dwukrotnie, to poświęcony czas nie jest warty zarobkowi z nikłych ilości, w tym wypadku jednego grama.

Edytowane przez MaSell

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie oszukujmy się, ale większe inwestycje czy dodatkowe zabezpieczenia emerytur nie dotyczą większości Polaków, "mieszkańców Europy zachodniej czy USA". Zgaduje, że na takie zabezpieczenia decyduje się bardzo mały odsetek ludzi.

 

Co ciekawe, moim zdaniem to nawet nie wynika z faktu stosunkowo niskich w naszym kraju zarobków, co z mentalności roszczeniowej, której "geneza" w głowach Polaków sięga poprzedniego ustroju. Obywatelom większości społeczeństw zachodnich nie trzeba tłumaczyć, że muszą odkładać pieniądze, to jest dla nich tak oczywiste, jak płacenie rachunków za prąd. A procent składany pozwala, na przestrzeni lat, nawet z niewielkich, acz systematycznie odkładanych kwot wygenerować kapitał, wystarczający na zakup np. nieruchomości czy innych aktywów, nieosiągalnych w inny sposób. To, że dodatkowe zabezpieczenie emerytury czy wykształcenia dzieci "nie dotyczy" większości Polaków, oznacza tak naprawdę tyle, że większość Polaków nie rozumie takiej potrzeby, a nie, że ich na to nie stać. Problem ten dość dobrze obrazują wykresy zależności wykształcenia i oszczędności pod kątem emerytury, publikowane co jakiś czas przez różne instytuty, jak ktoś będzie zainteresowany to sobie wygoogla. Ludzie w PL na ogół myślą, że to jaki będzie ich poziom życia na emeryturze nie zależy od nich, tylko od polityków.

 

Około miesiąc temu odbyłem z czystej ciekawości krótką rozmowę z przedstawicielem agencji nieruchomości za granicą (niestety, angielski miał na poziomie średnim). Kupno nieruchomości i oddanie jej pod opiekę firmie która zatroszczy się o całą resztę, nie jest wcale skomplikowane. Szczegółów ani dokładnych kosztów nie znam, bo ciężko o konkrety jeśli rozmawia się o hipotetycznej sytuacji łamaną angielszczyzną, ale skoro istnieją takie firmy, a ludzie decydują się na takie inwestycje, to raczej coś na tym można zarobić :) .

 

Ale to nie chodzi o to, żeby zarobić "coś", tylko żeby zarobić więcej niż w przypadku innych, znacznie mniej skomplikowanych "operacji". Innymi słowy, kluczową kwestią przy takich decyzjach jest to, czy te kilkaset tysięcy złotych na moim koncie nie jest w stanie dać mi lepszego, czy nawet zbliżonego zwrotu, bez konieczności oddawania ich w ręce zagranicznej agencji nieruchomości i mrożenia na x lat. Pamiętaj, że agencja też ma zarabiać, więc im zawsze będzie zależało, żeby Tobie jako potencjalnemu klientowi dać do zrozumienia, że sprawa jest prosta, a zyski będą spływać same.

 

Druga sprawa, zawsze można kupić np trzy apartamenty, dwa wynająć i mieszkać w trzecim ;) .

 

Jak ktoś chce się na stałe przeprowadzać do innego kraju, to czemu nie. Ale tutaj wchodzimy już w hipotetyczne sytuacje.

 

Region turystyczny, sezon trwa praktycznie cały rok, krajobraz ozdabiają dźwigi i place budowy nowych hoteli, pobliskie lotniska się rozbudowują, ogromne inwestycje w infrastrukturę z Unii. Nie widzę powodów, żeby wszystko miało się dalej nie rozwijać.

 

Czynniki jakie wymieniłeś kształtują ceny nieruchomości tylko w pewnym (wcale nie tak dużym) stopniu. Wrócę do mojego Klienta z wczoraj - dlaczego w ciągu raptem paru lat jego plac stracił na wartości prawie dwukrotnie? Czy Warszawa się nie rozwija? Rozwija się jak zła, kilka węzłów komunikacyjnych się właśnie buduje, druga linia metra, tysiące metrów kwadratowych mieszkań i powierzchni użytkowych. Ale co z tego - te czynniki nie zastąpią najprostszej zasady ekonomii, czyli zależności między popytem i podażą. A na rynku mieszkań, popyt kształtuje przede wszystkim dostępność kredytów. A dostępność kredytów zależy od tak wielu rzeczy, że trudno przewidywać trendy, a co za tym idzie rentowność inwestycji w nieruchomość. Zobacz - cena placu w 2006 podyktowana była tym, że na sąsiednich działkach ruszyły inwestycje w apartamentowce. Czasy były takie, że inwestorzy chcieli budować na gwałt i gdzie się dało, bo łatwo było o kredyty, ergo o sprzedaż tego, co się wybudowało. Dostępność kredytów napędzała rynek i gwałtowny wzrost cen (skoro Kowalski szuka mieszkania za kwotę x, ale zdolność kredytową ma na x+20%, to czemu nie sprzedać mu lokum o te 20% drożej? - w Polsce zjawisko było dobrze widoczne, ale jego skala nieporównywalna z tym, co się działo w USA). W związku z tym rosły ceny zarówno za metr kw. w powstających apartamentowcach, jak i (siłą rzeczy) za grunty, na jakich te stały. Dlatego właśnie mój Klient nie sprzedał swojego placu z 3,7 miliona - był pewny, że poczeka kilka miesięcy i sprzeda za 4. Tyle tylko, że w międzyczasie rynek kredytów w USA się złożył, a to spowodowało reakcje banków (a także organów nadzorujących) również w Polsce, i nagle Kowalski zamiast na x, miał zdolność na x-10%, do tego zaczęły wzrastać marże. Nietrudno o wniosek, że w takiej sytuacji deweloper powinien zejść z ceny, ale problem pojawia się wtedy, kiedy sam deweloper budował na kredyt, a w dodatku rozkminił całą inwestycję pod kątem dalszego wzrostu cen. Tak właśnie było w tym przypadku. Ceny mieszkań w nowych apartamentowcach, na działkach sąsiadujących z parcelą mojego Klienta, zostały na poziomie zakładanym przez dewelopera na starcie inwestycji (gdyby dostosował się do cen "pokryzysowych", inwestycja nie przyniosłaby zakładanego zysku), a dostępność kredytów dla potencjalnych chętnych na te mieszkania bardzo spadła. Skutek - do dziś wystawionych jest jeszcze jakieś 70% mieszkań w tych blokach i nikt ich nie kupuje (ludzie kupują od deweloperów, nie mogących pozwolić sobie na trzymanie ceny, a takich w mieście nie brakuje). Dla obserwującego sytuację z boku, plac sąsiadujący z tymi blokami jest g. warty, skoro wg planu zagospodarowania przestrzennego ma tam być blok mieszkalny, a nikt nie chce tam mieszkań kupować. Oczywiście, jest to też wymarzona sytuacja dla kogoś z wolną gotówką, bo taki ktoś może teraz kupić plac po okazyjnej cenie i jeśli nie robi mu różnicy, czy rynek kredytowy ożywi się za 2 lata czy za 10, to ma szanse na świetny biznes.

 

Mam nadzieję, że rozumiesz mechanizm. Nieważne, ile trwa sezon turystyczny i czy widok z okien wypełniają dźwigi. Ważne, czy deweloperzy płacący za te dźwigi nie utracą z jakiegoś powodu płynności finansowej i czy ludzie mający w założeniu być ich klientami będą mieli zdolność kredytową (a potem możliwości spłaty tych kredytów - przyjdzie kolejny kryzys spowodowany czymkolwiek, ludzie zaczną tracić pracę, banki wypowiadać umowy kredytowe i nagle Twoje mieszkanie w nadmorskim kurorcie będzie warte dwa razy mniej niż w momencie kupna).

 

Mrzonka dla większości społeczeństwa? Wiem, że Twoja praca niejako wymusza patrzenie na wszystko pod kątem "większości", ale mnie szczerze mówiąc mało interesuje przeciętny Kowalski, bo się z nim nie utożsamiam. Nie chce równać w dół. Nawet nazwiska nie mam z końcówką ski :) .

 

I bardzo dobrze, że się nie utożsamiasz. Ja w życiu prywatnym też się nie utożsamiam (w zawodowym muszę się utożsamiać), ale piszemy tutaj o sytuacji większości właśnie.

 

A co nie podlega spekulacji? Podobieństwo wykresu złota i srebra też jest zastanawiająca, co nie ;) ?

 

Właśnie o to chodzi :) .

 

Under'owi chodziło zapewne o to, że nawet jakby cena podskoczyła dwukrotnie, to poświęcony czas nie jest warty zarobkowi z nikłych ilości, w tym wypadku jednego grama.

 

Otóż to.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Widzę und3r, że teraz pracujesz 20 godzin tygodniowo i zarabiasz "niewiele ponad średnią krajową", skąd ta nagła zmiana? Pamiętam twoje posty sprzed roku, dwóch, może nawet trzech, gdzie rozrysowałeś nam tutaj swoje bajkowe plany o tym, że masz zamiar zarabiać milion przed 30 i były takie schodki że w niedalekiej przyszłości masz zamiar osiągnąć 100 000 miesięcznie, co się z tym stało?

 

masell - strasznie prymitywnie rozumujesz z tymi kruszcami, nieruchomościami, nawet jak więcej, niż przeciętny kowalski to i tak ciach!o ci da taka wiedza poparta takimi argumentami, under cie już trochę wypunktował

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Co ciekawe, moim zdaniem to nawet nie wynika z faktu stosunkowo niskich w naszym kraju zarobków, co z mentalności roszczeniowej, której "geneza" w głowach Polaków sięga poprzedniego ustroju. Obywatelom większości społeczeństw zachodnich nie trzeba tłumaczyć, że muszą odkładać pieniądze, to jest dla nich tak oczywiste, jak płacenie rachunków za prąd. A procent składany pozwala, na przestrzeni lat, nawet z niewielkich, acz systematycznie odkładanych kwot wygenerować kapitał, wystarczający na zakup np. nieruchomości czy innych aktywów, nieosiągalnych w inny sposób. To, że dodatkowe zabezpieczenie emerytury czy wykształcenia dzieci "nie dotyczy" większości Polaków, oznacza tak naprawdę tyle, że większość Polaków nie rozumie takiej potrzeby, a nie, że ich na to nie stać. Problem ten dość dobrze obrazują wykresy zależności wykształcenia i oszczędności pod kątem emerytury, publikowane co jakiś czas przez różne instytuty, jak ktoś będzie zainteresowany to sobie wygoogla. Ludzie w PL na ogół myślą, że to jaki będzie ich poziom życia na emeryturze nie zależy od nich, tylko od polityków.

Królewno, o ile z większością tego, co piszesz, na ogół się zgadzam (o ile zrozumiem, ostatecznie finanse to nie moja branża), o tyle teraz poszalałeś.

Doskonale zdaję sobie sprawę, że emerytury od państwa nie dostanę, bo zanim nadejdzie czas, ono zbankrutuje, dlatego staramy się z żoną odkładać cokolwiek. Kiedy jeszcze zarabiałem przyzwoicie, było to 1~2k, w tłustszych miesiącach nawet nieco więcej miesięcznie, które lądowały na koncie oszczędnościowym, pensja żony, która składała się również na tę kwotę, pozostawała praktycznie nie ruszona, nawet podgoniło się nieco spłatę hipoteki. A potem przyszła Pani Likwidacja Zakładu Pracy, a moje zarobki zmniejszyły się o połowę, bo musiałem szukać zajęcia gdzie indziej i od nowa udowadniać, co umiem, od nowa walczyć o pozycję w stadzie, startując z pozycji samca omega. Choćbyśmy nie wiem jak się spinali, właściwie co miesiąc trzeba sięgnąć po środki z konta oszczędnościowego. Nie jest źle, bo mamy do czego sięgać, ale kwoty, jakie teraz miesięcznie tam się pojawiają, rzadko przekraczają 1k. A my nie mamy jeszcze dzieci, kart kredytowych do spłacania czy innych "szybkich pożyczek", nie mówiąc o komorniku - takie zaś sytuacje obserwuję u wielu kolegów z pracy, których dochody są jeszcze mniejsze. I mogę sobie rozumieć wszystkie wykresy i wszystkich rekinów finansjery, ale jak nie mam, to nie odłożę.

 

Co zaś do oczekujących biernie na to, że rząd obojętnej maści poprawi ich byt - czekajcie dalej, HF & GL.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Widzę und3r, że teraz pracujesz 20 godzin tygodniowo i zarabiasz "niewiele ponad średnią krajową", skąd ta nagła zmiana? Pamiętam twoje posty sprzed roku, dwóch, może nawet trzech, gdzie rozrysowałeś nam tutaj swoje bajkowe plany o tym, że masz zamiar zarabiać milion przed 30 i były takie schodki że w niedalekiej przyszłości masz zamiar osiągnąć 100 000 miesięcznie, co się z tym stało?

 

Nie napisałem, że zarabiam niewiele ponad średnią. Napisałem, że zarabiam trochę więcej niż średnia - zupełnie inny wydźwięk :P . Uznałem, że jak umieszczę "trochę" w cudzysłowie, to pryśnie cała subtelność :P . Co do czasu pracy, to właśnie po to pracowałem kiedyś po 60 godzin i więcej, żeby teraz móc pracować mniej. 100k jest do osiągnięcia w niedalekiej przyszłości, a do trzydziestki zostało mi więcej lat niż trwa moja kariera zawodowa. Ale już nie pracuję tyle co kiedyś, poza tym, tak jak pisałem wcześniej, na spokojne życie wystarczy mi ułamek miliona.

 

masell - strasznie prymitywnie rozumujesz

 

Czemu prymitywnie? Po prostu inaczej się rozumuje, kiedy mowa o zagadnieniu teoretycznym, a inaczej, kiedy realnie chcemy wpakować w coś kilkaset tysięcy. Gdyby rzeczywiście chciał zainwestować takie pieniądze w nieruchomość, zrobiłby zapewne stosowne rozeznanie.

 

Królewno, o ile z większością tego, co piszesz, na ogół się zgadzam (o ile zrozumiem, ostatecznie finanse to nie moja branża), o tyle teraz poszalałeś.

Doskonale zdaję sobie sprawę, że emerytury od państwa nie dostanę, bo zanim nadejdzie czas, ono zbankrutuje, dlatego staramy się z żoną odkładać cokolwiek.

Tak królewiczu, ale Ty jesteś inteligentnym i oczytanym gościem. Uwierz mi - jeśli piszę, że większość ludzie nie widzi w tym problemu, to wiem co piszę.

 

Co zaś do oczekujących biernie na to, że rząd obojętnej maści poprawi ich byt - czekajcie dalej, HF & GL.

 

Nawet nie chodzi o to, że rząd ma poprawiać ich byt. Ludzie są po prostu pogodzeni z myślą, że emerytura nie zależy od nich i zaakceptowali, że ich standard życia spadnie dwukrotnie. Tak, wydaje im się, że stopa zastąpienia będzie wynosiła jakieś 50%. Ciężko jest im przetłumaczyć, że równie dobrze może to być 5%. Po prostu nie kumają zależności demograficznych, ekonomicznych, etc.
  • Upvote 1

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja zarabiam trochę więcej niż wynosi średnia krajowa i też mnie nie stać na inwestycje w nieruchomości.

Nie stać Cie, bo jak sam kiedyś wspominałeś - nie potrafisz oszczędzać :wink:

 

Ale to nie chodzi o to, żeby zarobić "coś", tylko żeby zarobić więcej niż w przypadku innych

Troche inaczej do tego podchodzimy. Skłonny byłbym oddać np 30% zysków z takiego najmu, w zamian za to mając ten biznes kompletnie w 4 literach. W końcu pieniądze są po to, żeby żyło się wygodniej.

 

Jak ktoś chce się na stałe przeprowadzać do innego kraju, to czemu nie. Ale tutaj wchodzimy już w hipotetyczne sytuacje.

Planujesz całe życie spędzić w Polsce, czy hipotetycznie chciałbyś przeprowadzić się na starość do takiego Belize ;) ?

 

Czynniki jakie wymieniłeś kształtują ceny nieruchomości tylko w pewnym (wcale nie tak dużym) stopniu. Wrócę do mojego Klienta z wczoraj - dlaczego w ciągu raptem paru lat jego plac stracił na wartości prawie dwukrotnie? Czy Warszawa się nie rozwija? Rozwija się jak zła, kilka węzłów komunikacyjnych się właśnie buduje, druga linia metra, tysiące metrów kwadratowych mieszkań i powierzchni użytkowych. Ale co z tego - te czynniki nie zastąpią najprostszej zasady ekonomii, czyli zależności między popytem i podażą. A na rynku mieszkań, popyt kształtuje przede wszystkim dostępność kredytów. A dostępność kredytów zależy od tak wielu rzeczy, że trudno przewidywać trendy, a co za tym idzie rentowność inwestycji w nieruchomość. Zobacz - cena placu w 2006 podyktowana była tym, że na sąsiednich działkach ruszyły inwestycje w apartamentowce. Czasy były takie, że inwestorzy chcieli budować na gwałt i gdzie się dało, bo łatwo było o kredyty, ergo o sprzedaż tego, co się wybudowało. Dostępność kredytów napędzała rynek i gwałtowny wzrost cen (skoro Kowalski szuka mieszkania za kwotę x, ale zdolność kredytową ma na x+20%, to czemu nie sprzedać mu lokum o te 20% drożej? - w Polsce zjawisko było dobrze widoczne, ale jego skala nieporównywalna z tym, co się działo w USA). W związku z tym rosły ceny zarówno za metr kw. w powstających apartamentowcach, jak i (siłą rzeczy) za grunty, na jakich te stały. Dlatego właśnie mój Klient nie sprzedał swojego placu z 3,7 miliona - był pewny, że poczeka kilka miesięcy i sprzeda za 4. Tyle tylko, że w międzyczasie rynek kredytów w USA się złożył, a to spowodowało reakcje banków (a także organów nadzorujących) również w Polsce, i nagle Kowalski zamiast na x, miał zdolność na x-10%, do tego zaczęły wzrastać marże. Nietrudno o wniosek, że w takiej sytuacji deweloper powinien zejść z ceny, ale problem pojawia się wtedy, kiedy sam deweloper budował na kredyt, a w dodatku rozkminił całą inwestycję pod kątem dalszego wzrostu cen. Tak właśnie było w tym przypadku. Ceny mieszkań w nowych apartamentowcach, na działkach sąsiadujących z parcelą mojego Klienta, zostały na poziomie zakładanym przez dewelopera na starcie inwestycji (gdyby dostosował się do cen "pokryzysowych", inwestycja nie przyniosłaby zakładanego zysku), a dostępność kredytów dla potencjalnych chętnych na te mieszkania bardzo spadła. Skutek - do dziś wystawionych jest jeszcze jakieś 70% mieszkań w tych blokach i nikt ich nie kupuje (ludzie kupują od deweloperów, nie mogących pozwolić sobie na trzymanie ceny, a takich w mieście nie brakuje). Dla obserwującego sytuację z boku, plac sąsiadujący z tymi blokami jest g. warty, skoro wg planu zagospodarowania przestrzennego ma tam być blok mieszkalny, a nikt nie chce tam mieszkań kupować. Oczywiście, jest to też wymarzona sytuacja dla kogoś z wolną gotówką, bo taki ktoś może teraz kupić plac po okazyjnej cenie i jeśli nie robi mu różnicy, czy rynek kredytowy ożywi się za 2 lata czy za 10, to ma szanse na świetny biznes.

[...]

Mam nadzieję, że rozumiesz mechanizm. Nieważne, ile trwa sezon turystyczny i czy widok z okien wypełniają dźwigi. Ważne, czy deweloperzy płacący za te dźwigi nie utracą z jakiegoś powodu płynności finansowej i czy ludzie mający w założeniu być ich klientami będą mieli zdolność kredytową (a potem możliwości spłaty tych kredytów - przyjdzie kolejny kryzys spowodowany czymkolwiek, ludzie zaczną tracić pracę, banki wypowiadać umowy kredytowe i nagle Twoje mieszkanie w nadmorskim kurorcie będzie warte dwa razy mniej niż w momencie kupna).

O widzisz, zdawałem sobie sprawę z takich rzeczy, ale nie brałem tego do końca pod uwagę. Ceny mieszkań w Polsce kilka lat temu i obecny spadek to przecież nie jest zwykły przypadek.

 

Widzę und3r, że teraz pracujesz 20 godzin tygodniowo i zarabiasz "niewiele ponad średnią krajową", skąd ta nagła zmiana? Pamiętam twoje posty sprzed roku, dwóch, może nawet trzech, gdzie rozrysowałeś nam tutaj swoje bajkowe plany o tym, że masz zamiar zarabiać milion przed 30 i były takie schodki że w niedalekiej przyszłości masz zamiar osiągnąć 100 000 miesięcznie, co się z tym stało?

Zapewne doszedł do podobnych wniosków co ja, nawet sam pisze: już nie pracuję tyle co kiedyś, poza tym, tak jak pisałem wcześniej, na spokojne życie wystarczy mi ułamek miliona. Na początku każdemu marzą się coraz większe sumy i wyobrażenia na co by tych pieniędzy nie wydał. Kiedy już jednak mniej lub bardziej sie zbliżysz do wymarzonej sumy, zaczynasz patrzeć na to z innej perspektywy. Dylemat "czy pojechać na wakacje" zamienia się w "gdzie pojechać na wakacje", pytanie "jaki kupić telefon/telewizor/samochód za kwotę X" zmienia się w "jaki telefon/telewizor/samochód chciałbym mieć". Pieniądze przestają mieć takie znaczenie i nie podporządkowuje się pod nie tak swojego życia. Jestem pewien, że Under woli zarabiać 100k i pracować 20h tygodniowo, a wolny czas spędzając na tym co lubi robić najbardziej, niż mieć dziesięć razy więcej i nie mieć czasu się wyspać.

 

masell - strasznie prymitywnie rozumujesz z tymi kruszcami, nieruchomościami, nawet jak więcej, niż przeciętny kowalski to i tak <span style='color: red;'>[ciach!]</span>o ci da taka wiedza poparta takimi argumentami, under cie już trochę wypunktował

 

Może i prymitywnie, nie znam sie na tym. A jakby mnie Under czy ktokolwiek inny znający się na finansach nie "wypunktował", to szczerze bym się zdziwił. W końcu to on się na tym zna, to jego hobby i praca. Jestem pewien, że ja bym wypunktował Ciebie, jego i pozostałych 99% użytkowników tego forum, jakbyśmy rozmawiali na temat Wpływu napięcia zasilającego PLL na maksymalne taktowanie szyny FSB w chipsetach z rodziny Bearlake przy ujemnych temperaturach procesora. Nie każdy musi się znać na wszystkim. Jak mi sie zepsuje TV to zadzwonie po elektronika, zeby mi naprawił, bo się na tym nie znam. Jak bede chciał wybudować dom, to zadzwonie po budowlańca, zeby zebrał ekipe i zaczęli układać cegły. Jak będę miał dylemat kupić 10kg złota czy wille na Hawajach, to skontaktuje się z kimś pokroju króla lukru :D .

 

A my nie mamy jeszcze dzieci, kart kredytowych do spłacania czy innych "szybkich pożyczek", nie mówiąc o komorniku

Kredyt jest o tyle ryzykowny, ze jak coś pójdzie nie tak, to mamy nie lada problem. Mam nadzieje, ze nigdy nie będę zmuszony niczego pożyczać.

 

Ludzie (i rząd) nie potrafią zrozumieć, że jak jest syto, to się odkłada na gorsze czasy, a korzysta z tych zapasów, jak trzeba zacisnąć pasa. A jak gorsze czasy nie przyjdą, to zawsze będzie mozna sobie kupić 911 ;)

 

Co zaś do oczekujących biernie na to, że rząd obojętnej maści poprawi ich byt - czekajcie dalej, HF & GL.

 

Również życzę powodzenia. Spytajcie dziadków i rodziców co im obiecywali w kwestii emerytur, a co dostali.

 

Nawet nie chodzi o to, że rząd ma poprawiać ich byt. Ludzie są po prostu pogodzeni z myślą, że emerytura nie zależy od nich i zaakceptowali, że ich standard życia spadnie dwukrotnie.

To jest smutne.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Panowie mam pytanie i proszę o odpowiedź osobę która zna się na prawie pracy i jest pewna tejże odpowiedzi. Chodzi mi o rozwiązanie umowy na CZAS NIEOKREŚLONY. Ile czasu powinno trwać takie wypowiedzenie. Bo jedni mówią że 3 miesiące, ale jak masz przepracowane 10 lat w danej firmie lub w ogóle. A jeszcze ktoś mi mówił o 3 latach w danej firmie.. Ja mam przepracowane 3 lata w tej firmie, ale tylko 2.5 roku na umowie na czas nieokreślony. Dokładnie w marcu minie 3 lata na tej umowie. I chciałbym złożyć wypowiedzenie na przełomie stycznia lutego. I teraz chciałbym wiedzieć czy będe musiał pracować jeszcze 3 miesiące czyli tak do maja. Czy tylko miesiąc, bo tyle też ponoć trwa wypowiedzenie jak mam przepracowane mniej lat. Zależy mi by pracować w tej firmie jeszcze do kwietnia, bo w maju wyjeżdżam do pracy za granicę i nie chcę siedzieć bez czynnie przez dwa-trzy miesiące. Gdy przysługuje mi miesiąc wypowiedzenia to złożyłbym je tak pod koniec marca i zakończył pracę pod koniec kwietnia . 3 maja wyjeżdżam, ale potrzebuje 2 - 3 tygodnie odpoczynku ;)

 

To może tak prościej: http://www.hrc.pl/index.php?dzid=151&did=1532

 

Tutaj jest wyraźnie napisane, że 3 miesiące przysługuje jak mam przepracowane 3 lata. Bo tak 1 września 2008 ( 3 lata temu) podpisałem pierwszą umowę na czas określony]/b] na 6 miesięcy. Potem od 2 marca 2009 podpisałem umowę na stałe. Tak więc czy liczy się też te 6 miesięcy na czas określony czy nie. Czyli jakbym złożył wypowiedzenie przed 2 marca 2011 to miałbym tylko 1 miesiąc czy już 3 miesiące wypowiedzenia ?

Edytowane przez Devil

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Przywróć formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

Ładowanie


×
×
  • Dodaj nową pozycję...