Skocz do zawartości
Dijkstra

Z cyklu 'zamierzona awaryjność'

Rekomendowane odpowiedzi

Ale na tym polega ten biznes by za navi które kosztuje producenta 100 zł wziąć od klienta 10 tysięcy. Ale znowu nie o to chodzi by porównywać gruszki ze śliwkami lecz o to żeby zwrócić wam uwagę iż ceny aut spadły dramatycznie a ich jakość mimo znacznej komplikacji zarówno silników jak i ilości wyposażenia wcale sie nie pogorszyła. Silnik 114i nie jest w budowie mniej skomplikowany od 118i bo to praktycznie ta sama jednostka.

Wzrost osiągów jest równie gigantyczny, a i to nie wpłynęło na awaryjnosć.

Dziś dwulitrowy diesel w kompakcie (125dA) bije osiagami na głowę supersportową furę sprzed 20 lat i kosztuje ułamek jej ceny. A 850iA nie była samochodem bezawaryjnym. Jednym z wielu problemów było choćby kiepskie chłodzenie i przegrzewanie silnika, które po prostu było źle zaprojektowane.

I przypominam nie rozmawiamy o tym co sie opłaca dziś kupić żeby nie stracić.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Śmiać może nie, bo 114i ma zdaje się system start-stop, systemy kontroli trakcji i kupę innych pierdół, o których nikomu się nie śniło - poza tym takie samochody też są potrzebne, do typowo miejskiego wozidła 100PS to i tak więcej, niż potrzeba. I tu trudno nie zgodzić się z KvM - samochody są tańsze. Ale coś za coś - żeby mogły być tańsze i/lub w tej cenie dawać więcej, niż 15 lat temu, gdzieś muszą być oszczędności. 15-letni lanos KvM'a pewnie dalej wozi komuś dupę, 15 letnich E36 też jest jak psów. A aut produkowanych dzisiaj... w większości już nie będzie za połowę tego czasu. I jest to efekt zamierzony i skalkulowany.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Akurat z kolorami zostalo udowodnione naukowo ze bialy i zielony jest najbardziej neutralny i nie meczacy.

 

Jezdzilem Ibiza, Cordoba z czerwonym na minimum nie dalo sie wytrzymac w nocy. VW z niebieska fujara to juz w ogole.

Bialy , zielony ze starych saabin z pomaranczowa fujarka moge jechac i nic mnie nie wali na ryj.

 

A jak widze te oczojebne radyjka co pizgaja amplitunerem czy grafikami to mi sie noz otwiera. Gorzej jak na discu ze stroboskopem.

 

Ceny teoretycznie spadly. A to dlatego ze high tech z kazdym rokiem tanieje, a auto sa produkowane na wiekszy rynek. Nomen omen ja nie widze zeby cos sie zmienilo.

 

Najbardziej wkurza fakt ze nie da sie kupic auta za 15-20tys. nowego zeby wozic dupe do pracy.

Edytowane przez Aurora001

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dokupienie gwarancji na BMW do 6 lat/200 tysięcy km kosztuje zaledwie kilka procent ceny auta i to juz mówi duzo o awaryjnosci. Ubezpiecznie od awarii 6 letniego diesla z nalotem 150 tysięcy km kosztuje w UK ok 500 funtów rocznie (mowa o BMW serii 3). To nie są jakieś gigantyczne pieniądze. A z tego nie tylko pokrywa sie koszty napraw ale i zarobek firmy ubezpieczeniowej.

10 lat temu czytałem na forach te same argumenty. Ze auta sprzed 10 lat są super, a te obecne sie do niczego nie nadają i po 100 tysiącach km pójdą na złom. Minęło 10 lat i ludzie piszą teraz o super jakości tych które miały iść po 100 tysiącach na złom.

A mało kto zwraca uwagę na to ze 10, 15 lat temu zakup auta to był podstawowy koszt. Dziś największy koszt to paliwo. Auto które spala 10l/100 przez 200 tysięcy km zużywa paliwa za ponad 100 tysięcy zł. W skrajnym wypadku ok 3 razy tyle ile kosztowało jako nowe.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dziś największy koszt to paliwo. Auto które spala 10l/100 przez 200 tysięcy km zużywa paliwa za ponad 100 tysięcy zł. W skrajnym wypadku ok 3 razy tyle ile kosztowało jako nowe.

To jest bardzo trafna uwaga, ale...

Dziś nikt nie kupuje samochodu na 200000km. Przeciętny przebieg roczny kowalskiego to jakieś 15000, a wiek jego samochodu to pewnie 7-8 lat i maleje. Ergo, pytanie: czy te hiper oszczędzające paliwo technologie, za które płacisz kupując samochód - w ogóle Ci się zwracają w czasie, gdy ten samochód masz? Jeżeli mam 15-letni samochód, który przejechał 400000km i spalił w czasie swojego życia benzyny za ponad 200000zł, to ile samochodów produkowanych na dzisiejszą modłę musiałbym kupić, żeby przejechać ten sam dystans? Coś koło 3. Czy ich łączny koszt zostałby pokryty przez oszczędność na benzynie? Śmiem wątpić. Moim ewentualnym zyskiem byłoby to, że zamiast jeździć przez 15 lat tym samym samochodem, co 5 lat mogę sobie kupić nowy i się cieszyć z kolejnych gażetów. I tak teraz działa wszystko. Zastanawiam się tylko, czy ludzie tego naprawdę chcą w każdym aspekcie swojego życia, czy tak zostali nauczeni?

Ja np. mam 17-letni samochód (323ti), 12-letni samochód (corolla E12), 6-cio letni telefon (motorola V3) i pewnie tyleż samo letni telewizor.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tyle, ze współczesne auta bez problemu przejada te 400-500 tysięcy km jesli bedą odpowiednio serwisowane. Jest całkiem sporo ofert sprzedaży aut 3-4 letnich z takimi przebiegami. Większość aut sprowadzanych do Polski to właśnie takie auta, z takimi przebiegami na poziomie 300-400 tysięcy. Skręcone zależnie od rocznika i stanu na 80-190 tysięcy. I jakoś jeżdżą.

Dodatkowo zapominasz ze auta po przejechaniu kilku lat nie wyrzuca sie na złom tylko sprzedaje. Należy wiec jako koszt liczyć tylko różnice miedzy cena zakupu i sprzedaży. Niedawno sprzedałem auto po 4 latach eksploatacji. Sprzedałem 37 tysięcy taniej niz kupiłem i nie był to jakiś super interes bo można znacznie korzystniej wyjść. W tym czasie zrobiłem 130 tysięcy km ze średnim spalaniem poniżej 5l/100. Paliwo kosztowało ponad 40 tysięcy a porównując gdyby palił 10/100 auto miałem gratis za sama różnice w kosztach paliwa. Serwis w tym czasie wyniósł ok 3 tysięcy.

Dla jasności głownie tym autem jeździła żona, a nie ja.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tyle, ze współczesne auta bez problemu przejada te 400-500 tysięcy km jesli bedą odpowiednio serwisowane. Jest całkiem sporo ofert sprzedaży aut 3-4 letnich z takimi przebiegami.

Poczekaj poczekaj: żeby 4 letnie auto miało przebieg 400000k, to musi robić 100000 rocznie. Czyli 8333km miesięcznie. Czyli 280km dziennie. Czyli auta flotowe przedstawicieli handlowych, listonoszy z terenów wiejskich etc. Flotowe, na pierdyliardzie ubezpieczeń firm leasingujących, z których w między czasie poszło pewnie 30% wartości auta na naprawy, przeglądy etc.

Pracuję od 7 lat w dużej, ogólnopolskiej firmie zatrudniającej kilka tysięcy osób. Pamiętam przynajmniej 4 praktycznie całkowite wymiany floty. Nie kojarzę, aby jakiś nasz samochód zbliżał się do takiego przebiegu, ale to nie ten profil działalności i po prostu nikt tak nie jeździł. Ale już 2-3 letnie auta typu astra 3 sprawiały tyle problemów i generowały tyle kosztów, że nie opłacało się ich trzymać, tylko sprzedać póki coś były warte. Jedyny samochód, który ostał się od kiedy pracuję to corolla E12 kombi, a ponieważ mam taką samą, to doskonale wiem dlaczego i jak wielka przepaść jest między samochodami sprzed kilkunastu lat a dzisiejszymi.

Owszem - przejadą 400-500Kkm jeśli będą odpowiednio serwisowane - ale odpowiedni serwis w przypadku dzisiejszych samochodów wizyta w serwisie co kilkanaście tysięcy i każdorazowo zostawienie w nim tysiaka na bidę (nie w aso). A tym czasem moja rolka ma wszystkie części zawieszenia fabryczne - łącznie z końcówkami drążków. Dopiero teraz, przy 230Kkm kończy się sprzęgło i zaczynają pękać silentblocki wahaczy.

  • Upvote 3

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A na co kobiecie w dużym mieście wózek na zakupy z wielkim silnikiem i wysokimi oplatami? Serio masz takie klapki przed oczami czy tylko udajesz głupiego?

 

@xperia

Znane mi są powody powstania czegoś takiego, jak 114i z porażającą setką koni z 1.6

Nie wiem jak mogę ci pomóc.

 

Niedawno sprzedałem auto po 4 latach eksploatacji. Sprzedałem 37 tysięcy taniej niz kupiłem i nie był to jakiś super interes bo można znacznie korzystniej wyjść.

Abstrahując na chwilę od technikaliów i litrów na sto - na odsprzedaży używanego samochodu wychodziło się korzystnie gdzieś w latach 80., głównie na skutek debilnej z definicji gospodarki centralnie planowanej. Obecnie pomijając egzemplarze kolekcjonerskie nie da się już "zarobić" na sprzedaży swojego używanego przez kilka lat samochodu, więc nie ma co się martwić. To nie ziemia w dobrym punkcie, żeby wartość rosła z wiekiem.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ale można sprzedać z mniejsza lub większa stratą. Wiecej stracić niz sie zapłaciło sie nie da, a da sie kupić auta tańsze niz te 37 tysięcy.

 

Co do przebiegow. Znany jest przypadek fabii ktora niedawno zrobiła milion km. Niemcy czasem dojeżdżają nawet po 100-200 km do pracy w jedna stronę. Sam znam osobę ktora dojeżdża spod Szczecina do Berlina. Tak czy inaczej aut z takim przebiegiem można znaleźć w DE całkiem sporo, a jak pisałem większość sprowadzanych do Polski to auta właśnie z ogromnymi przebiegami i skreconym licznikiem.

Lanos to było rzeczywiście dość trwałe auto. Mimo wszystko nie widzę ich na ulicach zbyt wiele po kilkunastu latach. Generalnie ja sie pytam gdzie są te super trwałe auta sprzed 15 lat. Owszem zawsze można znaleźć jakieś bardzo trwałe modele swojej dekady jak mercedes z lat osiemdziesiątych czy toyota z lat dziewięćdziesiątych, ale to są wyjątki. Owszem działają na wyobraznie, ale nie maja wiele wspólnego Ze statystyczna rzeczywistością. A rzeczywistośc jest taka ze 99 procent starych aut jest na złomie lub dogorywa nie jeźdzona na podwórkach i parkingach.

Nie znam przypadków by ktoś starym dwudziestoletnim autem robił 30 tysięcy km rocznie bez żadnych awarii przez 4 lata. Nie znam nikogo kto by robił rocznie 100 tysięcy km autem dwudziestoletnim pomijając juz nawet kwestie awarii.

Zbiorowa świadomość jest kształtowana przez media i prezentowane w nich negatywne przypadki oraz zdarzenia. Warto oceniać fakty przez pryzmat statystyki, a nie zdarzeń które choć głośne są tylko incydentami.

 

Bardzo podobnie wyglada sprawa z przestępstwami czy pedofila w szczególności. W powszechnej świadomość kiedyś przestępstw było mniej a pedofilia to w ogóle znak naszych czasów. Tymczasem fakty są dramatycznie inne.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Huh, ale się z tego telenowela robi ;]

 

Co do przebiegow. Znany jest przypadek fabii ktora niedawno zrobiła milion km. Niemcy czasem dojeżdżają nawet po 100-200 km do pracy w jedna stronę. Sam znam osobę ktora dojeżdża spod Szczecina do Berlina. Tak czy inaczej aut z takim przebiegiem można znaleźć w DE całkiem sporo, a jak pisałem większość sprowadzanych do Polski to auta właśnie z ogromnymi przebiegami i skreconym licznikiem.

Lanos to było rzeczywiście dość trwałe auto. Mimo wszystko nie widzę ich na ulicach zbyt wiele po kilkunastu latach. Generalnie ja sie pytam gdzie są te super trwałe auta sprzed 15 lat. Owszem zawsze można znaleźć jakieś bardzo trwałe modele swojej dekady jak mercedes z lat osiemdziesiątych czy toyota z lat dziewięćdziesiątych, ale to są wyjątki. Owszem działają na wyobraznie, ale nie maja wiele wspólnego Ze statystyczna rzeczywistością. A rzeczywistośc jest taka ze 99 procent starych aut jest na złomie lub dogorywa nie jeźdzona na podwórkach i parkingach.

 

Zgadza się - niemcy, holendrzy, belgowie, szwajcarzy, również anglicy potrafią pokonywać rocznie duże kilkadziesiąt tysięcy. Kupują wówczas turbodiesle, którymi jeżdżą względnie bezawaryjnie 3-4 lata i po upływie gwarancji sprzedają je - dość często trafiają one do polski. I tu się zaczynają schody, ponieważ na skutek przekroczenia wyliczonego przez producenta terminu żywotności zaczyna się kumulacja awarii - vide passaty z vwszrot.pl, albo volvo S50 kumpla z pracy, który kupił auto z holandii z przebiegiem ~220Kkm (prawdopdobnie autentyczny, bo auto kupowane od znajomych rodziny), przez 1.5 roku zrobił nim jakieś 40K i w tym czasie ładne 15000pln zostawił w serwisie (turbina, dpf i jakieś ciach!ły). A umówmy się, że przy rynkowej cenie samochodu ~50000pln naprawy za łączną kwotę kilkunastu tysięcy w przeciągu półtorej roku nie są dla polaka akceptowalne. Raz, że nie zarabiamy w większości tak dobrze, dwa, że jesteśmy przyzwyczajeni do samochodów naciągniętych z reichu w latach 90-tych, które pomimo tego, że po przejściach, to jeżdżą i naprawi je każdy Wiesiek w szopie za pińcset złotych. Jeżeli kowalski miał 15-to letniego golfa, którego eksploatacja w ciągu 5 lat kosztowała go kilka tysięcy, to ma problem ze zrozumieniem i akceptacją faktu, że samochód wiekowo i technologicznie nowszy ma problem z osiągnięciem tego samego pułapu niezawodności.

 

Nie znam przypadków by ktoś starym dwudziestoletnim autem robił 30 tysięcy km rocznie bez żadnych awarii

Bez żadnych awarii - nie. Ale jeżeli objeździsz wsie pod Łodzią, Poznaniem, czy choćby Kaszuby, to bez problemu znajdziesz tony golfów 3, passatów b5, audi 80/a4, civiców i corolli, którymi ludzie dojeżdżają do pracy w mieście kilkadziesiąt kilometrów. Do pracy, w której zarabiają 2-3 tysiące, bo w takim kraju mieszkamy.

 

Oficjalna średnia krajowa w polsce to 3700, czyli jakieś 2700 na rękę. Od dawna mówi się o tym, że w Polsce rozrzut zarobków jest dość duży, rośnie rozwarstwienie społeczne i średnia nie jest najlepszą funkcją statystyczną do opisywania zarobków - dużo lepsza jest modalna (najczęściej powtarzająca się wartość), która wynosi ledwie ponad 2000 brutto (1500 na rękę, dane z zeszłego roku). Przekonaj kowalskiego, że płacąc 40-letnią hipotekę na mieszkanie, powinien sobie kupić za 50K nowe auto klasy średniej, bo tak wyjdzie go taniej w dłuższym przedziale czasowym. Abstrahując od tego, że ciężko będzie Ci go przekonać, to wielu Kowalskich w tym kraju na to po prostu nie stać. Nauczyli się jeździć starymi autami, które owszem - psują się, ale w większości przypadków awarie są łatwe do przewidzenia, koszty akceptowalne i co najważniejsze łatwe do oszacowania z góry.

 

Druga strona medalu jest taka, że fakty zaczynają docierać do świadomości. Za stosunkowo niedługi okres czasu na odsprzedaży 4-5 letniego samochodu nie zarobisz już tyle, żeby w kredycie 50:50 czy 3x33 z jego odsprzedaży zapłacić pierwszą część nowego samochodu, bo ceny używek spadają i będą spadać - skoro nawet w autach klasy dacii sandero zaczynają się pojawiać małe, doładowane benzynki.

 

Dlaczego zadbane E36 z 95-98r kosztuje tyle, co astra 3 z 2005-2007r, która jest nowsza, mniej pali a postęp technologiczny sprawił, że zazwyczaj jest też lepiej wyposażona?

  • Upvote 2

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Moze dlatego, ze e36 w momencie zakupu kosztowało ze 3 razy tyle co astra? Co w tym dziwnego, ze ceny sie nie zrównały ?

Mnóstwo Polaków kupuje auta używane w cenie za ktora można kupić nowe auto. Wola jednak kupić odpicowanego zajezdzonego trupa marki premium zamiast samochodu nowego.

  • Upvote 1

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mnóstwo Polaków kupuje auta używane w cenie za ktora można kupić nowe auto. Wola jednak kupić odpicowanego zajezdzonego trupa marki premium zamiast samochodu nowego.

 

Najtańczy nowy samochód to będzie chyba Ford Ka za 26K - zważywszy na historię poprzednich Ka, to raczej szczytem niezawodności to nie bedzie. Nie mówiąc o tym, że oprócz yorka albo chihuahua za dużo się do niego  nie zmieści. Po 2 latach wartość tego pojazdu to będzie pewnie jakieś 12K, po drodze zostawie 2-3K w ASO na przeglądy gwarancyjne. 

W tej cenie kupię "zajeżdżone" E46 323Ci, przez dwa lata wpakuje w nie... dobra, może i 7K. Po dwóch latach sprzedam je może taniej o 3K, a może i mniej uwzględniając inflacje i rozbieżność w cenach tych samochodów. Tak, wydam więcej na benzynę, w zamian za to będę mógł komfortowo poruszać się z prędością 140km/h, 100km będę osiągał w czasie trzy razy krótszym i nie bedę wyglądał jak fryzjerka z Sierakowic. Widzisz coś dziwnego w tym, że kupię 323Ci, a nie Forda Ka?

Rzecz w tym, że tego już nie powtórzę z E90 czy F10, bo w momencie, jak te samochody będą miały 10-12 lat, to ich roczny koszt eksploatacji będzie wynosił dużo więcej, niż obecnie roczny koszt eksploatacji E46. Jeśli chodzi o E90, to już wynosi więcej. 

  • Upvote 1

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Najtańczy nowy samochód to będzie chyba Ford Ka za 26K - zważywszy na historię poprzednich Ka, to raczej szczytem niezawodności to nie bedzie. Nie mówiąc o tym, że oprócz yorka albo chihuahua za dużo się do niego  nie zmieści.

No bez przesady. Auta przez kolejne generacje rosną i w jego przypadku jest tak samo: Wymiarowo jest porównywalny z punto I. Nie powiesz chyba, że punto było małym autem, stawiając obok niego cinque/seicento, albo ówczesne Ka?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nowe Ka to fiat 500, czyli lancia epsilon, czyli panda. Nie punto. Mały, ciasny pierdykiel, w podstawowej wersji palący ponad 6.5/100.

Mógłbym jeździć autem tej wielkości pod warunkiem, że byłby to 500 abarth, bo to autko ma jaja. Przepiórcze, ale ma. Tyle że cena abstrakcyjna.

 

Za 30 k można juz wybrać kilka aut w tym takie z gwarancja 5-7 lat. A dokupienie gwarancji do forda kosztuje grosze.

 

 

Podaj proszę przykład nowego auta do 30K z gwarancją na 5-7 lat, do której nie będę musiał zatrudnić prawnika, żeby dowiedzieć się, że:

- obejmuje tylne koła, pod warunkiem, że nie zaparkowałem pod hipermarketem. Przednie zawsze o ile nie pada.

- obejmuje lewy błotnik, pod warunkiem, że jest czwartek

- obejmuje wał korbowy, pod warunkiem, że nie pękł 

- obejmuje odmę, pod warunkiem, że się nie zapchała

itp. 

 

Podpowiedź: kia cee'd nie jest w tym ujęciu autem z 6-cio letnią gwarancją.

  • Upvote 2

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Trochę ma, bo długość fali światła czerwonego jest przez oko najlepiej odbierana w ciemności. Sprawdź czy obudzony w nocy sprawniej odczytasz godzinę na czerwono czy na niebiesko świecącym budziku. Niebieski ma najgorszą pod względem czytelności długość fali, podobno koty widzą dobrze od niskiej podczerwieni do wysokiego ultrafioletu, więc im to akurat zwisa. Wniosek - Passerati świecące w ryj na niebiesko powinien prowadzić kot. Logiczne.

OT

Z tego, co ja wiem, to nie światło czerwone a zielone. Ludzkie oko z wszystkich kolorów rozróżnia najwięcej odcieni zielonego. Dlatego noktowizory i inne urządzenia tego typu obraz pokazują zazwyczaj w odcieniach zieleni :P

 

 

 

Tak na wykopie pisali :plom:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Odcieni - może faktycznie zielonego. Widzenie zero-jedynkowe w nocy - kolor czerwony jest widziany najlepiej. Dlatego większość najważniejszych znaków drogowych ma ten kolor jako dominujący, dlatego tylne światła mają taki kolor.

  • Upvote 1

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Gwarancja kia to nie jest ściema. Owszem mieli wpadki i kiedyś problemy z jej honorowaniem, jednak obecnie uległo to znacznej poprawie i jest nią objęte prawie całe auto bez szczególnych wykluczen. Owszem np. sprzęgło gwarancji nie podlega, ale to chyba oczywiste.

Gwarancje na 5 lat daje także Hyundai. Jak juz pisałem dokupienie gwarancji w fordzie na małe auto kosztuje niewiele.

Od dawna juz dla zachowania gwarancji nie ma potrzeby robić przeglądów w ASO. Wiele ASO nie ma problemow zrobic przeglądu na częściach klienta jesli spełniają normy.

W nowym aucie nie ma potrzeby jakichkolwiek inwestycji. Aby typowe 10 letnie auto używane kwalifikowało sie do poziomu technicznej poprawności zwykle wymaga kupna kompletu opon wymiany oleju w silniku, skrzyni ew dyfrze filtrów. Zrobienia zbieżności, wymiany hamulców, a niejednokrotnie tez wymiany szyby, wycieraczek, odnowienia reflektorów. Wymiany płynu hamulcowego, chłodniczego i wielu innych działań.

Oczywiscie nikt tego nie robi bo by sie okazało, ze taniej kupic po prostu nowe auto.

Prawie każdy jezdzi zużytym złomem, ktorego byc moze jedyna zasługa jest to ze jezdzi, ale jest cieniem tego czym było to auto jako nowe.

 

Oczywiscie sa tez pasjonaci którzy to wszystko robią, a nawet poprawiają fabrykę, ale nie o tym tu rozmawiamy.

Awaryjność starych aut rośnie z wiekiem niezależnie od tego kiedy auto zostało wyprodukowane. Owszem niektóre szczegolnie udane modele maja niższa awaryjność niż auta nawet o kilka lat młodsze, ale to tylko wyjątki od tej reguły.

Fakty sa nieubłagane.

 

Oczywiscie czasami moze sie opłacać jeżdżenie autem używanym, nie naprawianie go dopóki jezdzi, doprowadzenie do stanu agonalnego, ale pozwalającego jeszcze przejechać kolejne kilometry. Tylko jaki sens porównywać to z nowym autem?

 

Nie twierdze, ze kupowanie używanych aut nie ma sensu, ale nie bez powodu po kilku latach kosztują one 50 procent ceny nowego. Ludzie zdają sobie sprawę ze sa po prostu zużyte dlatego je sprzedają.

Sam kupiłem niedawno dwuletnie auto z przebiegiem 60 tysięcy km i w pakiet startowy włożyłem ponad 10 tysięcy mimo ze auto było technicznie w pełni sprawne i jest na gwarancji. Wymienilem w większości wyżej wymienione zużyte elementy plus zrobiłem korektę lakieru i wymianę niektórych elementów tapicerki. Te ostatnie elementy to raczej kwestie estetyki i własnego samopoczucia, ale i tak nie jest to w sumie poziom ktory ma auto nowe.

Każdy robi tak jak uważa za słuszne jednak uważam, ze ludzie którzy kupują auta używane po prostu często dorabiają filozofię do własnych decyzji i możliwości finansowych. Obrzydzaja sobie i innym auta nowe na ktore ich nie stać lub czasem o których myślą ze ich nie stać. Rozumiem, ze ktos woli, czy wręcz potrzebuje auto starsze ale większe czy innej klasy, ale niech nie obrzydza innym ich wyboru.

  • Upvote 1

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeżeli chodzi kia i hyundai - dwie marki, w których stronę faktycznie patrzybłym najpierw szukając nowego auta klasy średniej za rozsądną cenę - to w cenie 30K pln mamy picanto i i10 - przy założeniu, że wynegocjujemy rabat u dealera. Co nie jest pewne, bo przy wersji podstawowej nie bardzo jest na czym opuszczać - a właśnie totalne golasy kosztują odpowiednio 31K i 35K pln. Gwarancja 7lat z wyłączeniem:

 

Gwarancja na okres 24 miesięcy lub 40 000 kilometrów w zależności, co nastąpi wcześniej:
a) elementy układu zawieszenia, takie jak: przeguby kulowe sworzni wahaczy, tuleje metalowo-
-gumowe, tuleje drążka stabilizatora, łączniki drążka stabilizatora, amortyzatory wraz 
z poduszkami, poduszki silnika i skrzyni biegów i inne.
b) elementy układu kierowniczego, takie jak: końcówki drążków kierowniczych, osłony gumowe 
przekładni kierowniczej.
c) elementy układu przeniesienia napędu, takie jak: przeguby oraz osłony gumowe półosi 
napędowych, dwumasowe koła zamachowe.
d) elementy układu wydechowego oraz filtr cząstek stałych. 
 

Czyli właśnie rzeczy, które w nowych samochodach wymienia się bez przerwy i dobrze się na tym zarabia. Fabryczne sprzęgło E36 wytrzymywało 300-400Kkm - naturalnie pod warunkiem, że jakiś burak nie strzelał z niego na każdych światłach. Obecny zamiennik sachs, teoretycznie producenta pierwszomontażowego tego elementu, wytrzymuje przy pomyślnych wiatrach 70Kkm, ale zazwyczaj 40Kkm, a potrafi zdechnąć i po 7K. Długi sworzeń wahacza tegoż samego samochodu, który oryginalnie wytrzymywał również 300Kkm, obecnie w wykonaniu lemfrodera - ponownie pierwszomontażowego producenta bmw tego elementu - wytrzymuje z najwyższym trudem 30Kkm. O wymienianiu bez końca łączników stabilizatora nie wspomnę - tak prosty element, że prostszym jest chyba tylko metalowa kulka z jakiegoś powodu musi rozpaść się po jednym sezonie.

 

Jeżeli 7-letnia gwarancja jest na 150Kkm, ale na te elementy tylko 40Kkm, to oznacza, że ktoś, kto chciałby tym nowym autem zrobić robić do pracy 100Kkm rocznie - załóżmy, że nie jest masochistą, tylko musi, a nie stać go na lepsze auto - to powinien liczyć się z tym, że w ciągu roku  być może będzie musiał 2x wymienić zawieszenie i układ przeniesienia napędu. Co zasadniczo potwierdza się we flotowych corsach, fiestach itp. Fajnie. Dobrze, że w autach tej klasy nie ma dwumasy. I że przeciętny kowalski jeździ rocznie jednak góra 20Kkm.

 

 

Co prowadzi nas do tytułowego zagadnienia - zamierzonej awaryjności i skrupulatnie wyliczonej, skróconej żywotności niektórych typowych elementów. Niech będzie, że dwumasa jest faktycznie niezbędna w przypadku mocnych diesli i skomplikowanych konstrukcyjnie skrzyń dwusprzęgłowych, bezstopniowych etc. Niech będzie, że dwumasa ma tak ciężkie życie, że musi rozpaść się po 100Kkm. Ale na litość boską - dlaczego tak proste rzeczy, jak przeguby kulowe, które kiedyś wytrzymywały setki tysięcy kilometrów, teraz wytrzymują 1/10 tego? Gdzie teoretycznie drogi mamy coraz lepsze? Dlaczego mam ciągle fabryczny rozrząd i wydech (za wyjątkiem katalizatora, który zdechł rok temu poprzedniemu właścielowi) - nawet zaworek motylkowy w prawym wydechu ciągle działa? Ok - 323ti kosztowało kiedyś sporo. Ale nikt mi nie wmówi, że ta kosmiczna technologia, która 17 lat temu pozwalała robić rozrząd na łańcuchu o żywotności 500Kkm i takież same wydechy nie jest teraz dostępna dla każdego producenta - chyba była już 12 lat temu, skoro taki sam mam corolli. 

 

Nie chcę nikomu obrzydzać nowego samochodu. Staram się znaleźć przyczyny, dla których to producenci obrzydzają je tym, dla których samochód to ciut więcej, niż narzędzie i którzy wybór podejmują na podstawie innych przesłanek, niż uśmiechnięta rodzina w reklamie z jakimś chwytliwym kawałkiem z ich młodości w tle. 

  • Upvote 1

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jobane w rzyć tagi quote.

Cytuj całość a nie tak jak ci wygodnie, odniosłem się do drugiej części twojej wypowiedzi.

Ale pierwsza wyjaśnia tę drugą, więc czytaj całość, a nie to, co akurat zrozumiałeś bo rzadko pisane i krótkimi słowami.

 

Moze dlatego, ze e36 w momencie zakupu kosztowało ze 3 razy tyle co astra? Co w tym dziwnego, ze ceny sie nie zrównały ?

Mnóstwo Polaków kupuje auta używane w cenie za ktora można kupić nowe auto. Wola jednak kupić odpicowanego zajezdzonego trupa marki premium zamiast samochodu nowego.

Co kto woli jego sprawa, klient nasz pan więc jak są chętni na odpicowane trupy, to picuje się trupy i interes się kręci.

Auto używane (kupiłem w sumie trzy, jedno z nich sprzedałem) to zawsze loteria i horror poszukiwań, ale generalnie nie upraszczałbym tego tak binarnie - nowy cacy 1, używany trup 0.

Nie znam statystyk, ale jeśli wierzyć pismakom z Onetu i innych Interii, średnia cena auta używanego w Bolandzie to od 10 do 15 tysięcy złotych, przy czym pojawia się stopniowo więcej takich po 25-30. W cenie z pierwszego przedziału z nowych rzeczy to można kupić dobry rower, z drugiego Pandę, Picanto, i10 i tego typu maluchy. Owszem, spuchły w ostatnich latach, zazwyczaj mają pięcioro drzwi, do tego gwarancja. Są na to klienci, co widać na ulicach, ale jeśli z jakiegokolwiek powodu nie chcesz lub nie możesz jeździć Pandą, to w tej cenie zostaje Dacia Logan i Tata Indica, przy tym ta ostatnia w naszym klimacie biodegraduje szybciej niż Mercedes.

 

Najtańczy nowy samochód to będzie chyba Ford Ka za 26K - zważywszy na historię poprzednich Ka, to raczej szczytem niezawodności to nie bedzie. Nie mówiąc o tym, że oprócz yorka albo chihuahua za dużo się do niego  nie zmieści.

Nieprawda, owczarka woziłem jaszczombem do weterynarza. Dystans na szczęście krótki, bo w sumie szkoda zwierzęcia.

 

W tej cenie kupię "zajeżdżone" E46 323Ci, przez dwa lata wpakuje w nie... dobra, może i 7K. Po dwóch latach sprzedam je może taniej o 3K, a może i mniej uwzględniając inflacje i rozbieżność w cenach tych samochodów. Tak, wydam więcej na benzynę, w zamian za to będę mógł komfortowo poruszać się z prędością 140km/h, 100km będę osiągał w czasie trzy razy krótszym i nie bedę wyglądał jak fryzjerka z Sierakowic. Widzisz coś dziwnego w tym, że kupię 323Ci, a nie Forda Ka?

Miałem podobny dylemat jakiś czas temu, mając do wydania 30k - dresowóz E46, Corolla 1.8 192 KM czy nowa Dacia. Corolli nigdzie nie było, a do Dacii wsiadłem raz i wystarczyło. Małe tanie autko już wtedy miałem, po co mi kolejne za ciężko uzbierany grosz?

 

Mógłbym jeździć autem tej wielkości pod warunkiem, że byłby to 500 abarth, bo to autko ma jaja. Przepiórcze, ale ma. Tyle że cena abstrakcyjna.

160 KM na przedniej osi to jest terror i panika, bałbym się że mi pojedzie prosto jak dodam gazu na łuku. Ale jakbym musiał jeździć 500, to też jedynie Abarthem. Wygląda nadal gejowsko, ale przynajmniej nieźle zasuwa.

 

OT

Z tego, co ja wiem, to nie światło czerwone a zielone. Ludzkie oko z wszystkich kolorów rozróżnia najwięcej odcieni zielonego. Dlatego noktowizory i inne urządzenia tego typu obraz pokazują zazwyczaj w odcieniach zieleni :P

Konkretnie to barwa żółto-zielona, taka jak kamizelki odblaskowe i te inne. Oko zauważa tę barwę najlepiej i jako pierwszeą, dlatego oprócz kamizelek wiele tablic ostrzegawczych ma takie właśnie tło, ale jednak do czerwonego dopasowuje się najszybciej. Dlatego w nocy najmniej męczy czerwony kolor światła. Trust me, I'm an engineer :>

 

W nowym aucie nie ma potrzeby jakichkolwiek inwestycji. Aby typowe 10 letnie auto używane kwalifikowało sie do poziomu technicznej poprawności zwykle wymaga kupna kompletu opon wymiany oleju w silniku, skrzyni ew dyfrze filtrów. Zrobienia zbieżności, wymiany hamulców, a niejednokrotnie tez wymiany szyby, wycieraczek, odnowienia reflektorów. Wymiany płynu hamulcowego, chłodniczego i wielu innych działań.

Oczywiscie nikt tego nie robi bo by sie okazało, ze taniej kupic po prostu nowe auto./quote]

Opony zmieniłem, olej i filtry co roku (paliwa tylko raz po zakupie, to nie diesel), w tylnym moście nie trzeba wymieniać, a w skrzyni poziom jest dobry i jeszcze nie ten przebieg, żeby było trzeba. Zbieżność bez zarzutu, zawieszenie też, hamulce (klocki, tarcze i płyn) zmienione. Po cholerę mam wymieniać szybę - nie wiem, ani porysowana, ani popękana, jak mnie kiedyś fantazja po wódce poniesie to może zadysponuję wymianę bo tak. Wycieraczki to śmieszny koszt, reflektory mam w porządku, żarówki wymieniłem w tym roku na Osramy +50% czegoś tam. Dwa komplety H7, łącznie 200 zł, żeby nie było że chinole z bazarku wstawiam.

Policzyłem na szybko (opony 1600, hamulce 1500, oleje i filtry coś około 250 zł jednorazowo, auto mam trzy lata więc 750 zł, żarówki), daje to 4050 zł. Ile bym zostawił w ASO zajeżdżając tam nową Pandą na przegląd pod groźbą utraty gwarancji? Nie znam cenników ASO, na przegląd jeżdżę zawsze na SKP we wsi, koszt 100 zł. Raz mi nie przepuścili jaszczomba, bo stracił czucie w tylnych hamulcach - zaprosili ponownie jak naprawię. I kilka razy byłem świadkiem, jak traktują tam prawdziwe odpicowane trupy. Ci ludzie, których wygoniono stamtąd bez pieczątki tak długo będą jeździć po różnych Mietkach i Cześkach, aż któryś im podbije i to już jest patologia.

 

Prawie każdy jezdzi zużytym złomem, ktorego byc moze jedyna zasługa jest to ze jezdzi, ale jest cieniem tego czym było to auto jako nowe.

Wnioskujesz tak na podstawie ... czego właściwie?

 

Każdy robi tak jak uważa za słuszne jednak uważam, ze ludzie którzy kupują auta używane po prostu często dorabiają filozofię do własnych decyzji i możliwości finansowych. Obrzydzaja sobie i innym auta nowe na ktore ich nie stać lub czasem o których myślą ze ich nie stać. Rozumiem, ze ktos woli, czy wręcz potrzebuje auto starsze ale większe czy innej klasy, ale niech nie obrzydza innym ich wyboru.

Zaraz tam obrzydzać. Ja naprawdę bardzo bym chciał, żeby współobywateli było stać, jak sensownie zarabiającego Niemca czy Holendra, na to, żeby co parę lat kupić sobie nowy samochód przyzwoitej klasy za kilka miesięcznych wynagrodzeń. Kraj jest tak zamożny, jak zamożni są jego obywatele, a najlepiej to widać po klasie średniej, bo biedacy i tak nic nie mają, a bogaci i tak mają wszystkiego od cholery i ciut, więc to żadne grupy reprezentatywne. O tym zaś, że w Bolandzie pączkującą klasę średnią oblewa się bawolim moczem i nie daje zakwitnąć, możemy tutaj ciągnąć do Bożego Narodzenia.

Aha, dorabianie filozofii - nie próbowałem, odór rozgrzanych plastików w Loganie mi nie pozwolił zebrać myśli.

 

 

 

 

 

 

 

 

Edytowane przez jonas
  • Upvote 1

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Oczywiscie sa tez pasjonaci którzy to wszystko robią, a nawet poprawiają fabrykę, ale nie o tym tu rozmawiamy.

Awaryjność starych aut rośnie z wiekiem niezależnie od tego kiedy auto zostało wyprodukowane. Owszem niektóre szczegolnie udane modele maja niższa awaryjność niż auta nawet o kilka lat młodsze, ale to tylko wyjątki od tej reguły.

Fakty sa nieubłagane.

 

 

A mógłbyś mi wyjaśnić dlaczego niby awaryjność rośnie? Filtr pow. K&N, porządne świece i kable WN, poprawione zmasowienie auta, wymieniony olej w skrzyni na zalecany przez Hundę, nie żaden silnikowy, wyregulowane zawory (DIY), Valvoline 10W w silniku i hamulce po regeneracji; bezpieczniki odpowiednie, akumulator już 4 letni i instalacja LPG regulowana własnoręcznie, a wszystko tak jak powinno być regulowane wymieniane etc. Bidne autko nie jest, ogólnie brakuje mu klimatyzacji i...tyle. No chyba że ktoś lubi te 3 literowe bajery. Auto ma 21 lat i uwierz, że wkładam w niego jakieś 1000zł rocznie (wysoka średnia bo w blachy poszło sporo w zeszłym roku) - szczerze, w 5 latka z plastiku i wsadziłbym więcej pewnie chcąc mieć wszystko działające na tip top jak teraz u siebie. A co najważniejsze, jak chce zrobić 1000 czy 2000km trasę to nie myślę czy mam assistance lub gwarancję na koła. Wsiadam i jadę, bo jak coś pierdzielnie to na trytytki naprawię - poza tym - nie pierdzielnie ;-)

 

P.S. przy używanym aucie nie płaczę z powodu tego że muszę zmienić całe zawieszenie (za bagatela może 1000zł) bo mogę to zrozumieć przy przebiegu 400 tys.km. No na liczniku 270, ale kupiony z magiczną cyfrą 230. Więc wiadomo, przekręcony pewnie o 100-200k. Ja to sobie liczę tak, za auto dałem 1500zł. Z naprawami, oponami, ubezpieczeniami i konieczną dla każdego eksploatacją po 3 latach kosztowało mnie w sumie 7k Za nowy bym dał 30k, na eksploatację i ubezp. wywalił w ciągu 3lat 3-4tys. i sprzedał bo by się już sypało teraz w drobny mak ze stratą 60% wartości. Dla mnie to jest bez sensu ;)

Edytowane przez Havoc

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Sorry, ale nie mogę tego inaczej skomentować jak kompletne bzdury wyssane z palca. Oczywiście nie pije do tych historii z e36 ale do tego ze w nowym czy kilkuletnim nawet kia /Hyundai trzeba będzie co chwile wymieniać elementy zawieszenia czy sprzęgła.

Jeden znajomy ma dwuletnia kia ceed drugi firmowego hyundaia i30, który ma coś ok 4 lat. Absolutnie żadnych problemów nie maja ani z zawieszeniem ani ze sprzęgłem. Jeden i drugi w zasadzie nie mieli żadnych usterek. Kolega od kii miał problem z regulacja fotela pasażera co było wada produkcyjna i zostało poprawione w ramach gwarancji. Poza tym zero usterek.

Sam po przejechaniu w sumie blisko 140 tysięcy beemka nie miałem problemów z zawieszeniem. Owszem na przeglądzie przy 130 tysiącach powiedziano mi ze tylne górne wahacze są juz blisko granicy fabrycznej tolerancji i można sie oswajać z myślą o wymianie. Koszt w ASO ok 1300 zł

Na Allegro fabryczne nowe i oryginalne za ok 600 zł. Jedna sztukę znalazłem nawet za 150.

Nie dawało to żadnych objawów na drodze wiec odłożyłem temat do wiosny.

Gdyby każdy kto kupuje nowe auto miał w nie ładować zaraz po dwuletniej gwarancji kupę kasy byłoby to bez sensu i ludzie by sie ostro burzyli. Jednak tak nie jest. Nawet ten wspominany wcześniej Fiat przejeździl prawie 7 lat bez większych problemów. Owszem wybił sie jakiś element gumowy w zawieszeniu ale dało sie to wymienić za kwotę ok 200 zł z materiałami. Jednak przyczyna tego było wjechanie w ostra dziurę a nie zużycie naturalne czy wada. Ów Fiat wyposażony był w silnik 1,4 t 150 KM któremu 7 lat temu tez wieszczono krótki żywot. Tymczasem z silnikiem nie było żadnych problemów a te blisko 7 lat wytrzymała nawet skrzynia biegów.

 

Generalnie od lat kupowałem prawie zawsze nowe auta i nigdy nie sprawiały one problemów technicznych nie licząc drobiazgów i drobnych napraw gwarancyjnych. Były to auta różnych marek i żadne sie nie zepsuło i nie generowało dużych kosztów po upływie gwarancji.

@havoc

Awaryjnosć rośnie i tu nie ma nic do tłumaczenia. Takie są statystyczne fakty. Przeciętny człowiek nie zakłada filtra K&N i nie reguluje instalacji lpg. Nie każdy musi podlegać regułom statystycznym.

Niestety własnej pracy nad autem nie liczysz do kosztów.

  • Upvote 2

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No ale sorry, jak można używać jako argumentu awaryjności powstającej na skutek ZŁEJ eksploatacji?

Mam czas to robię, mój zysk. Jak ktoś woli oddawać partaczom auta to proszę bardzo ale liczyć takich potencjalnych kosztów i tak nie będę.

Twój też padnie w końcu, bo to że zużycia amorów nie czujesz nie znaczy że zawias cały już po [gluteus maximus] nie dostaje. Na wiosnę  może się okazać że nie tylko amory ale i tuleje, wahacze czy co tam jezscze masz, też trzeba wymienić.

Edytowane przez Havoc
  • Upvote 1

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jak na razie to dorabianie filozofii widzę po stronie zwolennika nowych samochodów - a bo używane się zaraz popsują, a bo wszyscy jeżdżą trupami, a bo używane auto to zło i kaka demona, a bo statystyka.

 

Statystyka mówi, że średni wiek pojazdu w Bolandzie to 14 lat. Trochę zaniżają wynik niewyrejestrowane zwłoki, które dawno się rozpadły na jakimś zapyziałym podwórku, no ale jednak bliżej tu do pełnoletniości, niż nówki salonowej.

Edytowane przez jonas
  • Upvote 1

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

To, ze używane sie psują to sa niepodważalne fakty. Z roku na rok awaryjność aut sie zwiększa i sa to łatwo weryfikowalne informacje. Cudów nie ma. Nie ma nagle wsród aut 10 letnich spadku poziomu awaryjności, jest nieubłaganie dalszy wzrost.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Co jest najlepsze, to to, że widać jak na dłoni że makarońscy mechanicy lubią naprawiać samochody na luzie popijając espresso z filiżaneczki - [ciach!]ły się mogą psuć, ale wszystko jest zaprojektowane jak dla lenia: odkręcasz dwie śrubki i pięknie schodzi. Każdy element wnętrza: plastiki, osłonki, tapicerka, uj wie co jeszcze, przy silniku podobnie. Wymiana danej [ciach!]ły trwać może maksimum parę minut.

Zapraszam do zrobienia czegokolwiek w moim Fiacie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Przywróć formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

Ładowanie


×
×
  • Dodaj nową pozycję...