Skocz do zawartości

penemue

Stały użytkownik
  • Liczba zawartości

    11
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

penemue's Achievements

Newbie

Newbie (1/14)

0

Reputacja

  1. Hmm =) Wlasnie sobie siedze w kawiarence w Norymberdze i przegladam polskie stronki... A tu taki temat :D Koti zaraz mi sie skonczy czas, ale za pare dni napisze ci gdzie i co mozesz kupic. Kurde kiedy mi przyjda tego DSL zalozyc! W Quelle mozna czesto kupic tanio sprzet to fakt, ale jest tez Quelle Bazar, tam ida wlasnie rzeczy oddane spowrotem (w przeciwienstwie do Polski w Niemczech mozesz oddac kupiona rzecz bez problemu - tylko paragon ci jest potrzebny) oraz troche starsze. O kurde 34 s! Log out.
  2. Nie mogłem się powstrzymać od tego jednego komentarz! Siły ciemności nie drżą przed bogiem! Dlaczego miałby to robić? Bo się boją miłosiernego boga? Boga kochającego wszystkich nawet sztatana! Jaki sąd boży!? Sąd boży ma być przeznaczony dla ludzi, szatan i inne zbuntowane anioły zostały strącone do piekła na wieki - i nie ma dla nich ratunku, nie ma już sądu, on się juz się odbył - dlatego szatan nie wierzy w boga, on wie że on istnieje, nie boi się go ponieważ został już strącony do piekła oraz bóg go kocha! Co ciekawe w Biblii ojciec przebacza synowi marnotrawnemu! Człowiek przebacza i kocha nadal innego człowieka. Podkreślam przebacza i wpuszcza go do domu jeszcze raz! Natomiat wasz chrześcijański bóg - uosobienie dobra i miłości nie potrafi przebaczyć szatanowi? Zamiast tego prowadzi z nim nieustanną walkę? No chyba że sztana nie chce iść do nieba, ale nie sądzę żeby był taki głupi B) Oczywiście takie rozważanie ma sens jedynie gdyby bóg istniał, ale denerwuje mnie nielogiczne posługiwanie się swoją wiarą i jej założeniami! Popieram! Natomiast bełkot typu: "Chrystus mieszka pełnią cielesności w swej boskości ..." itp. To tylko religijny bełkot, nie mający żadnego sensu. Takie formułki.
  3. Witam! Wróciłem właśnie z otchłani xD Nadmieniłam juz wyżej, że religie to ludzki sposób poszukiwan Boga [...] Czy istnieje jakiś nieludzki sposob szukania boga? Ale dobrze pozostawmy to bez komenatrza... Nie istnieje zatem żadna skuteczna religia, która zawierałaby w sobie takie rytuały, czy załozenia, które umożliwoałyby kontakt z Bogiem - w tym celu sam Bóg udostepnił człowiekowi Jego rozwiązanie - jest nim wiara w Jego Syna Jezusa Chrystusa i to przesłanie stanowi kluczowy temat Pisma Świetego. Ten fragment jest pełen sprzeczności! Twierdzisz, że nie istnieje żadna religia umożliwiająca kontakt z bogiem. Następnie stwierdzasz że sam bóg udostępnił nam rozwiązanie! Jest nim wiara (uwaga, nie religia) w jego syna Jezusa?! Czy nie wiesz że właśnie na podstawie tej wiary w Jezusa została oparta religia chrześcijańska? Jeśli tak to ona też nie może zapenić ci kontaktu z bogiem. Stwierdzasz jeszcze, że przesłanie o Jezusie stanowi kluczowy temat Biblii. Hmm ciekawe podejście, zwłaszcza, że biblia składa się z ST i NT. ST to pięcioksiąg czyli Talmud - święta ksiega Żydów, jak możesz wiesz oni nie wierzą w Jezusa. Natomiast NT to zbiór ewangelii wybranych przez ojców kościoła w pierwszych wiekach chrześcijaństwa. Nie wiem czy potrafisz sobie uświadomić te fakty, ale Biblia nie jest żadnym słowem bożym tylko zlepkiem tekstów judaistycznych i chrześcijańskich! Biblia (ST i NT) jest pełna zapożyczeń z innych religii, nawet postać jak i życie samego Jezusa miało swoich poprzedników - uwaga- 16! Tak 16 pierwowzorów które zostały skopiowane przez chrześcijan... a to wszystko dlatego, że NT jest swoistym "wyznaniem wiary" apostołów, nie jest zapisem historycznym! Biblia jest również pełna sprzeczności. Ponadto jeśli bóg w swoim słowie ucieka się do plagiatu wcześniejszych dzieł ludzkich społeczności to ja dziękuje za takie słowo boże (a raczej ludzkie)... Oczywiście powinna istniec wśród ludzi tolerancja dla indywidualnych wyborów - choćby z tego względu, że nawet Bóg nie działą tutaj 'na siłę' - Bóg prezentuje ludziom swoja wolę i wybór oraz jasno przedstawia konsekwencje tego wyboru. To szeroki temat. Oczywiście że bóg nie może działać na siłe, przecież wierzycie że dał wszystkim ludziom wolną wolę. Gdzie przedstawia swoją wolę, wybór i konsekwencje? W "Pismie Świętym"? Jak już pisałem Biblia to książka napisana przez ludzi dla ludzi, o czym świadczą owe liczne zapożyczenia z innych religii i mitów, sprzeczności itp. Słowo boże powinno być doskonałe, nie może kopiować z dzieł ludzkich i być sprzeczne wewnętrznie. odpowiem na to z punktu objawienia Biblii: ludzie wierzą, gdyz zostali Stworzeni w taki sposób, by móc oddawać chwałe swojemu Stwórcy. Znowu opierasz się na Biblii, jak już pisałem jest ona dziełem ludzkim. Piszesz że ludzie wierzą, ale przecież nie wszyscy. Czyli według ciebie bóg stworzył mnie ateistą? Ponadto uważasz że bóg stworzyłludzi tylko po to żeby mu oddawali cześć i chwałę, dziwny ten bóg... może zrobił to z samotności? W końcu jest wszechwiedzący, wszechmocny, miłosierny i dobry itd. Zapewne mu się nudziło tak istnieć samemu - i nawet aniołowie tu nie pomogli, bo się zbuntowali! Chociaż nie musiały w niego wierzyć, tylko wiedzą że on jest xD a tu taki kuku zrobiły bogowi... ach ten szatan! Przepraszam za ten szyderczy ton, ale jestem człowiekiem i mam chwile słabości :wink: Wiara chrzescijanska jest pomostem łączącym stworzenie ze Stwórcą, a wypływa z pewności, jaka wierzący opiera na Słowie Bożym - i tylko taka wiara - oparta na objawieniu Boga - daje pewność, że co Bóg powiedział jest prawda i to co obiecał ma moc wypełnić. Taka wiara jest właśnie pewnościa. Jeśli swoją pewność chrześcijanie opierają na Biblii, to pogratulować tylko wypada! Nie chce się powtarzać odnośnie pochodzenia Biblii, ale jest to książka napisana przez ludzi dla ludzi... Jaką pewność może dawać Biblia odnośnie tego co powiedział bóg? Jeśli jest pełna sprzeczności, zapożyczeń - jak wyżej pisałem. W takim razie posłużę się pewnym przykładem z życia: Twierdzisz, że pewność swojej wiary chrześcijanie opierają na Biblii, w takim razie wyznawcy Islamu również mogą przytoczyć taki argument. Teraz wszystkie religie które opierają się na słowie bożym stają się prawdziwe? Chyba raczej nie... Możesz powiedzieć że w zasadzie Islam powstał na bazie chrześcijaństwa i oni wierzą w tego samego boga, ale po innym imieniem Allach. Fakt - miedzy chrześcijaństwem a islamem jest baardzo wiele podobieństw, ale w znacznym stopniu różnią się doktrynami. Mianowicie w Islamie uznaje się, że nie ma piekła wiecznego i jeśli największy grzesznik lub niewierny będzie dostatecznie długo prosił Allacha o przebaczenie - oczywiście będzie cierpiał w piekle męki załóżmy przez 5 mld lat xD To Allach w swoim miłosierdziu mu przebaczy! Ponadto chrześcijańskie niebo jest bardziej metafizyczne, natomiast Islam obiecuje nam hurysy czyli czarno- czy tam niebieskokie dziewice :D W takim razie wolę już być wyznawcą Allacha niż boga chrześcijan który pomimo że szczyci się tytułem miłosiernego to skazuje ludzi na wieczne pieko! Abstraciach!ąc od tych rozważań to nawet ja jestem bardziej miłosierny niż twój bóg! Gdybym był wszechmogący i wogóle to wybaczyłbym wam marnym istotom z węgla, na małej planetce na obrzeżach średniej wielkości galaktyki - wszystkie wasze grzech, a nie skazał niektórych na wieczne cierpienie! Wspomniałem o Islamie, nie piszę już o hinduizmie, buddyzmie, judaizmie, wierzeniach Indian, Majów, Azteków, Inków, Greków, Rzymian itd. Mam pytanie, gdyz sposób Twojej wypowiedzi to sugeruje: czy wypowiadasz sie jeszcze w czyimś imieniu , oprócz własnego? Ja się wychowałam w rodzinie ateistycznej, wykształconej w kierunku ścisłym. Moje poszukiwania Boga rozpoczęłam już w życiu dorosłym, zdając sobie sprawe, że istnieja alternatywy, z którymi sie w miarę możliwośći starałam zapoznac. Chrzescijanstwo jest moim swiadomym wyborem. Wiara oparta na Piśmie Świetym nie wypływa z emocji. Za wypowiadanie się w nie swoim imieniu przpraszam... Twierdzisz że wiara oparta na Biblii nie opiera się na emocji - nie mogę się z tym zgodzić! Uściśle temat: wiara opiera się na emocjach i uczuciach. Argumenty: niektórzy czują strach przed śmiercią -> emocje, wiara w boga... inni boją się piekła wiecznego -> emocje, wiara w boga... niektórzy bez boga nie widzą sensu w życiu, bezradność, smutek -> uczucie, wiara w boga... dużo ludzi jest przywiązanych do rodziny, religia wzbudza w nich wspomnienia rodzinnego domu, więzi łączących członków rodziny itp. radość, szczęście -> uczucia, wiara w boga... Może się mylę, ale chyba 100% ludzi opiera swoją wiarę na emocjach i uczuciach... Jeśli się mylę to proszę napisz dlaczego dokonałaś wyboru wiary w chrześciajńskiego boga? Dlaczego wierzysz w boga? Co czujesz gdy o nim myślisz? Piszesz że twoja wiara nie opiera się na emocji, napisz mi proszę na jakich racjonalnych przesłankach opierasz źródło swojej wiary? Z góry dzięki! Co do dogmatów KRK, to zapoznałam sie z nimi i zweryfikowałam na podstawie Pisma Świetego, dlatego jestem chrześcijanka o orientacji ewangelicznej. OK Porzućmy rozważania na temat dogmatów KK. Skoncentrujmy się na pojęciu boga i fenomenie religii... Według objawienia Pisma Świetego do nieba pójda tylko ci, którzy zaakceptuja Bożą oferte zbawienia - czyli ratunku przed przyszłym sądem Boga - i uwierza w Syna Bozego Jezusa Chrystusa, jako Jedynego Zbawiciela i Odkupiciela duszy ludzkiej. NIe jest to kwestia przynależnosci do jakiejkolwiek denominacji, lecz uzyskanie statusu dziecka Bożego na mocy usprawiedliwienia przez wiarę w Chrystusa. Fajny bełkot xD Tak serio to już pisałem żebyś się nie opierała na objawieniu biblijnym, ponieważ taki argument można łatwo zbić. Co też zrobiłem. Czyżbyś traktowała wiarę jako ofertę boga? Jako jakiś przetarg? No cuż w takim razie, miłaś rację że twoja wiara nie opiera się na emocjach. Z tego można wysnuś wniosek, że twoja wiara jest wynikiem jakieś zimnej kalkulacji co do jej opłacalności. Bóg oferuje mi ratunek przed sądem ostatecznym, jedyny warunek to wiara w Jezusa, czyli jego syna który nim jej zarazem... No i oczywiście uzyskanie statusu dziecka bożego! Wiara się opłaca, a nie kosztuje nic. Wiara to dobry interes - oferta :] A ja biedny myślałem, że wiara opiera się na emocjach, że ze strachu przed sadem, albo śmiercią lub też piekłem... ale co tam może wiedzieć biedny ateista - wysłannik szatana :lol: Nauka nie stoi w sprzeczności z wiarą chrześcijanską - to jest zupełnie inna działka. Sa naukowcy, którzy wierza nie tylko w Boga, ale również Bogu, bo ten wybór dokonuje sie nie na poziomie wiedzy naukowej - lecz na poziomie decyzji w oparciu o Boże objawienie, co do sfery nie dającej sie weryfikować metodami naukowymi. Fakt! Jeśli ktoś chce wierzyć to mu żadne wyniki badań w tym nie przeszkodzą. Przeszkodzić mogą jedynie wnioski wysuwane z tych wyników - jedni dochodzą przez naukę do boga rozumianego jako przyczynę wszelkiego istnienia, natomiast inni dochodzą do wniosku że bóg to wytwór ludzkiego umysłu... Jeszcze co do objawienia, to powiedz mi jak mogę wierzyć w jakiegoś boga, jeśli nie doznałem objawienia, dowodów nie ma, a mój rozum przeczy jego istnieniu. Mogę powiedzieć na koniec, że bóg istnieje! Ale w waszych umysłach.... Ja zachęcam jednak do wysiłku i zapoznawania się z takimi artykułami, które nie mają na celu dyskredytowania wiary chrześcijanskiej. Popieram! Czytajcie artykułu które obalają wszystkie irracjonalne wierzenia - nie tylko chrześcijańskie! Jestem świadom tego że 99% wierzących nie wyciągnie wniosków z ich leORT: ORT: ORT: ktury, ale zawsze warto zachęcać dla tego 1%. "Doskonała argumentacja nie pokona zaślepiającej emocji" jak pisałem. Historyczność Jezusa Chrystusa jest sprawą niepodważalna i nikt poważny, kto zna temat nie będzie sugerował, ze jest inaczej. Nie ma spraw niepodważalnych! Wszystko warto zweryfikować! Jak już pisałem Jezus to kolejny mit, który miał 16 sowich poprzedników... itd. Warto tu jednak dołączyć profesjonalny artykół na temat historyczności Jezusa. Pod ripostą zamieszczam taki artyków, miłej leORT: ORT: ORT: ktury... Nieznajomoć całości objawienia Pisma Świętego i traktowanie tekstu wyrywkowo bez kontekstu całościowego, prowadzi do błędnego rozumienia zagadnien poruszanych w tekscie. Wszelka analiza Biblii w takim razie zostaje skazana na niepowodzenie. Również twoja interpretacja i wiara opierają się więc na tylko niektórych ewangeliach, bo jak pisałem duża cześć została wycięta. Pozatym Biblia została napisana przez ludzi! Ostatni raz to powtarzam... Pan Jezus Chrystus przestrzegał przed znalezieniem sie w miejscu, które nie jest możliwe do opisania, ale jest tak straszne, że oddał swoje życie zapłaciwszy straszliwą cenę, by wykupic duszę człowieka od pobytu w tym miejscu. Należy Jego ostrzezenie wziąc na poważnie, gdyz Chrystus , jako Syn Boga doskonale wiedział, o czym mówi. Nie do człowieka należy ocena, czy to 'ładnie i humanitarnie wierzyć w takie miejsce', lecz wziąć na powaznie to, co Bóg ma do powiedzenia na ten temat. koncentrujesz się na sprawach, które w tych konkretnych historiach nie stanowią meritum. Ja tez lubie żyjące zwierzeta i rośliny, ale bywa,że na przykład jadam mięso, jarzyny i owoce. Ty nie? Po piewsze przecież Jezus był bogiem, więc śmierć pod postacią ludzką to była dla niego pestka. Piszesz o śmierci na krzyżu jako straszliwej ofierze, ale zauważ że w czasach rzymskich była to bardzo popularna kara śmierci! Jezus nie był wyjątkiem (jesli istniał i go ukrzyżowano). Np. niewolników uczestniczących w powstaniu Spartakusa było kilka tysięcy - wszystkich ukrzyżowano :-| Ciekawe jakie dusze wykupił Jezus przez swoją śmierć? Uratował kogoś od piekła? Hmm... Ja również jadam, ale rośliny... Nie jadam mięsa. Przykro mi :cry: Zatem zachęcam Cie, do czytania Pisma Świętego i podążenia za jego przesłaniem. Nie musisz w tym celu przynależec do zinstytucjonalizowanego koscioła, skoro tak Cię to odstrasza. Jak juz pisałem Biblia to książdka Made by Homo Sapiens... Bóg oferuje człowiekowi to, do czego został stworzony - wyzwolenie od upadłej natury - a jak bardzo jest ona upadła - widać gołym okiem. Twoje wypowiedzi przesiąknięte są indoktrynacją pewnej instytucji xD Jeśli to bóg stworzył ludzi, stworzył ich na początku doskonałych i dobrych (jak mówi Biblia) - a później oni sami upadli przez grzech pierworodny w raju... Według mnie jest to absurd! Dlaczego? Grzech pierworodny miał polegać na zerwaniu i zjedzeniu owocu z drzewa poznania dobra i zła. Bóg zakazał Adamowi i Ewie zrywać i jeść owoce z tego drzewa. Teraz uwaga! Ewa zostaje skuszona przez węża do zerwania i "spożytkowania" owocu z tego drzewa. Wąż mówi(cytuję z pamięci): "Zjedzcie owoc z tego drzewa, a będziecie znali dobro i zło jak wasz stwórca...". Ale najfajniesze jest to, że bóg wie wszystko i wszystko może! Wiec wiedział że Ewa jest kuszona przez węża i nic nie zrobił. Wiedział też że ludzie nie znają dobra i zła, wieć Ewa nie wiedziała że robi źle! Bo niby skąd miała widzieć? Co z tego że bóg jej zakazał czegoś nie robić? Ona nie widziała że złamać zakaz to jest źle... Akcja toczy się dalej! Ludzie zjadają owoc! Teraz bóg wkracza do akcji! Odnajduje ich i pyta się dlaczego to zrobili! Jakby tego nie wiedział wszechwiedzący... Co się dzieje dalej? Wielki i miłosierny bóg nakazuje ludziom rozmnażać się z ich grzeszną naturą oraz jako bonus sprowadza na rodzaj ludzki wszelkie choroby i nieszczęścia oraz co najgorsze śmierć!! Jak to możliwe? Miłosierny ojciec, stwórca który wszystko wie i może nie zapobiega popełnieniu zła przez nieświadomych niczego ludzi! Co gorsza mimo że ludzie byli nieświadomi i nie rozróżniali dobra od zła oraz byli jeszcze dodatkowo skuszeni przez węża (symblo szatana) wielki i młosierny bóg skazuje ich na śmierć, choroby i wygnanie z raju! Czy to nie dziwne? Powiedziałbym nawet że nieludzkie! Tożto ziemskie sądy są łagodniejsze! Nie ma nic gorszego niż człowiek, który chce postawić się na najwyższym piedestale. Zgadzam się, ale ja jestem humanistą i to ja chcę postawić wszystkich ludzi na najwyższym piedestale oraz chcę aby ludzie szanowali wonlość i prawa innych ludzi! Faktycznie najgorsi są ludzie którzy chcą postawić się na najwyższym piedestale! Ten 'nadczłowiek' pokazal juz w historii na co go stać, a despotyzm w wydaniu wszelkiego rodzaju generalissimusów to dopiero zgroza, płacz i wzdychanie, począwszy od Nerona aż po Stalina i innych, którzy albo sami uważali sie za bogów, albo udawali, że Boga nie ma, więc 'mogli wszystko'. Oczywiście wszystko, co najgorsze. Zgadzam się Stalin i Neron to dranie :D Ale chciałbym uzupełnić twoją wypowiedź o parę innych postaci i instytucji... Na przykład wielu papieży sprzedawało odpusty (wejście do nieba za pieniądze). Ależ to byli materialiści! Inni z kolei zamienili Watykan w dom publiczny! Niektórzy znudzeni tymi zabawami prowadzili liczne wojny w imię Chrystusa. Nie muszę chyba mówić że w tych wojnach chodziło o łupy, a ile ludzi zostało zabitych... Wspomnieć trzeba jeszcze o masowych prześladowaniah pogan! A tak! Wystarczy kupić sobie pierwszą lepszą książke histograficzną by dowiedzieć się, że po okresie prześladowania chrześcijan przez Rzym, to prześladowani stali się prześladowcami! Z rąk chrześcijan zostało wymordowanych setki tysięcy pogan! Zostały doszczętnie zniszczone ich świątynie oraz spalony dorobek kulturalny - oczywiście w imię prawdy objawionej oraz chrzystowej... Nie będe sie rozpisywał, ale trzeba jeszcze wspomnieć o tych dziesiątkach tysięcy kobiet które zostały spalone na stosie jako czarownice oraz o heretykach i naukowcach którzy również spłoneli na stosach... Czytałem że ostatni udokumentowany przypadek takiej egzekucji w Polsce miał miejsce około 200 lat temu. Czyli całkiem nie dawno! Reasumując (o matko ale się rozpisałem) Biblia nie jest słowem bożym, została napisana przez ludzi dla ludzi, prawdopodobnie Jezus nie istniał, a jeśli istniał to nie zmartwychwstał... bóg nie istnieje, a jeśli chcesz w jakiegoś wierzyć to wybierz sobie Allacha! Opłaca się... serio :lol2: Wszystkie religie zostały stworzone przez ludzi, będą nadal tworzone i wyznawane dopuki istnieje ludzkość... To są jednak tylko moje poglądy, jeśli uraziłem kogoś uczucia to przepraszam, ale ja też mam swoje, więc pisanie o tym co ja uznaję nie powinno nikogo ranić! Nawet najgorsza prawda jest warta poznania! Jako że wolność jest dla mnie najwyższą wartością to dopuszczam każdą religię, byle jej wyznawcy nie krzywdzili innych ludzi! Możesz spkojnie wierzyć w co chcesz jak do tego nic nie mam! Jestem szczęśliwy że żyje i tyle mi wystarczy B) Tolerancja religijna i wolność wyznania - pamiętajcie... Pozdrawiam wszystkich - ateistów i wierzących! Pamiętajcie: żyjcie po prostu dobrze! Mam nadzieję że przeczytaliście całość :rolleyes: Ps. Bianka nie musisz odpowiadać na ten post i tak wiem że nie zmienisz swojego zdania. Pozatym jutro wyjeżdzam z Polski, więc nie będe miał już czasu ci odpowiedzieć i prowadzić dalszej riposty. Pa :D Obiecywany artykuł dotyczący historyczności Jezusa: Historyczność Jezusa z Nazaret Autor tekstu: Mariusz Agnosiewicz "Historycznie jest rzeczą bardzo wątpliwą, czy Chrystus w ogóle kiedyś żył; a jeżeli żył, to i tak brakuje nam o nim wszelkich wiadomości" Bertrand Russell Nota biograficzna "Milczenie autorów, którzy zlekceważyli nie tylko takie rzekome cuda, jak rozdarcie zasłony czy zaćmienie Słońca, lecz nawet samą postać Jezusa, uprzytamnia nam pewne psychologiczn zjawisko: rozdźwięk między rzeczywistością historii a rojeniami żyjących w odosobnieniu pierwszych gmin chrześcijańskich, pozostających w kręgu swoich wierzeń, między obojętnym otoczeniem grecko- rzymskiego społeczeństwa a garstką wtajemniczonych sióstr i braci w Chrystusie, upojonych pięknem swoich nieziemskich zachwyceń i tęsknot" Zenon Kosidowski Sądzę, że warto rozważyć argumenty, które stawiają w wątpliwość istnienie centralnej postaci chrześcijaństwa - Jezusa Chrystusa. Wywarł on takie piętno na życiu milionów ludzi oraz na europejskiej kulturze, że wprost trudno sobie wyobrazić, że mógłby on nie istnieć, lub być zupełnie kimś innym niż znany przez nas Syn Boży. Jeśli nawet przyjmiemy, że Jezus żył, trudno nam będzie wywieść coś więcej o szczegółach jego żywota, pomijając Ewangelie, będące wyznaniem wiary, a nie relacją historyczną. "W rzeczywistości nie dysponujemy żadnymi pewnymi danymi biograficznymi dotyczącymi roku narodzenia Jezusa. Żyli w tych czasach przecież historycy, którzy mogliby cokolwiek odnotować, na przykład Józef Flawiusz, ale on Jezusa nie wspomina. Ci natomiast, którzy o nim pisali, czterej Ewangeliści, w rzeczywistości nie są biografią Jezusa zainteresowani. Tak oto Jezus, jeżeli chodzi o konkretną datę Jego narodzin, niczym widmo wkroczył do historii i - ponieważ nie znamy także roku Jego śmierci - w podobnie niejasny sposób wyszedł z dziejów." (Nie i Amen, Uta Ranke-Heinemann). Jezus u współczesnych kronikarzy: Krajanie i rodacy Epoka, w której Jezus rzekomo nauczał tłumy(!) jest "jedną z tych, co znamy dosyć dobrze z tekstów świeckich; otóż autorzy współcześni milczą o nim [warto zdać sobie sprawę, że kroniki, które milczą o Jezusie wspominają o Janie Chrzcicielu, Jakubie Sprawiedliwym, podobnie św. Paweł jest bez wątpienia postacią historyczną - przyp. Mariusz Agnosiewicz]. Józef [Flawiusz], Żyd z narodowości, który pisał około 80 roku i który wchodzi w szczegóły na temat historii Palestyny, równie jak na temat prokuratora rzymskiego Poncjusza Piłata, wzmiankuje wprawdzie o świętym Janie Chrzcicielu, który był stracony za Heroda Agryppy, ale nic nie wie o nauczaniu Jezusa. To milczenie wydało się tak zadziwiającym, iż wcześnie już wprowadzono do jego Starożytności żydowskich (18, 1, 3) następujące zdania, których charakter apokryficzny jest oczywisty, i w których jest rzeczą mocno wątpliwą, czy nadawałoby się nawet kilka słów do zachowania: "W tej dobie ukazał się Jezus, człowiek mądry, jeśli go trzeba nazywać człowiekiem. Bo dokonał rzeczy przedziwnych, był mistrzem ludzi, co przyjmują z upodobaniem prawdę, i pociągnął wielu Żydów, a także wielu Hellenów. Ten to był Chrystusem (czyt. Mesjaszem, Zbawicielem - przyp.). Za doniesieniem pierwszych z naszego narodu Piłat skazał go na krzyż; ale ci, co go ukochali od początku, nie przestali go uwielbiać; bo ukazał się na trzeci dzień zmartwychwstałym, jak to zapowiedzieli boscy prorocy, podobnie jak tysiąc innych dziwów w jego przedmiocie. Jeszcze dzisiaj istnieje nadal sekta, która po nim otrzymała imię Chrześcijan". Gdyby Żyd Józef to napisał, byłby chrześcijaninem; a ponieważ, będąc Żydem, nie mógł tak napisać, musiał albo nic nie powiedzieć o Jezusie, albo wyrazić się o nim w słowach wrogich, którym kopiści nie pozwoliliby przetrwać." (Historia Powszechna religii, Reinach). W kołach biblistów fragment ten nazywa się "testimonium Flavianum". Został on wstawiony przez kopistę chrześcijańskiego na przełomie III/IV w. Dowodzi tego fakt, że tacy pisarze wczesnochrześcijańscy jak Klemens, Minucjusz, Tertulian i Teofil, którzy dobrze znali Starożytności... nic jednak nie wiedzieli o tej wzmiance "Flawiusza". Jeszcze ok. 250 r. Orygenes wiedział, że Flawiusz nie wierzył, że w Jezusa jako Mesjasza, Chrystusa, pisał: "Józef, jakkolwiek nie wierzył w Jezusa jako Mesjasza (...)" (Contra Celsum, II, 47). Jednak już w pierwszej połowie IV w. Euzebiusz (znany ze swej łatwowierności przy spisywaniu legend chrześcijańskich) zna chrześcijańskie wyznanie Flawiusza na temat Jezusa i cytuje je w pełni. Aby się utwierdzić w rzetelności tego popularnego historyka kościelnego można przytoczyć jedną z jego opowieści: oto cytuje ze śmiertelną powagą rzekomy list Piłata do Tyberiusza, w którym ten tłumaczy się cesarzowi, że nie chciał skazać na śmierć Jezusa, gdyż przekonał się o jego boskości, a uczynił tak tylko pod naciskiem Żydów. Dalej opowiada nam Euzebiusz, że cesarz również doszedł do wniosku, że skazano na śmierć boga, wniósł więc do Senatu propozycję urzędowego uznania Jezusa z Nazaretu za boga. niestety nie doszło do tego, gdyż sprzeciwili się mniej pobożni senatorowie. Tyle jeśli chodzi o wiarygodność katolickiego dziejopisa. Wróćmy do testimonium. Jako ostateczne utwierdzenie ludzi pobożnych, że fragment ten jest tylko chrześcijańskim dopiskiem niechaj posłużą słowa księdza profesora E. Dąbrowskiego: "...niepodobna uznać autentyczności integralnej «testimonium Flavianum». Zbyt wyraźnie zdradza ono rękę chrześcijańską" (Nowy Testament na tle epoki). Do dziś jednak formułowane są tezy w obronie tej wzmianki (co dziwniejsze jedną z takich ignoranckich wypowiedzi opublikowały nawet FiM). Niektórzy jednak, broniąc przynajmniej historyczności Jezusa, utrzymują, że w miejscu tym miał znajdować się inny mniej przychylny Jezusowi fragment, który przez kopistów został przeformułowany. Okazuje się jednak, że i tej tezy nie można obronić. Po skreśleniu testimonium z kontekstu Starożytności... okazuje się, że fragmenty poprzedzający i następujący tworzą "niewątpliwie jedną ciągłość narracyjną, mającą za temat zamieszki wśród Żydów i inne ich kłopoty. «Testimonium Flavianum» ni stąd, ni zowąd, w sposób można by powiedzieć bezceremonialny, rozrywa na dwoje ową sekwencję narracyjną" Zobacz opis Pozostaje więc nam skonstatować fakt wręcz zadziwiający: Józef Flawiusz, który zna mniej ważne niż Jezus postacie chrześcijaństwa, nic nie wie o nim samym - nie wie o jego istnieniu. Wspomina najpierw o Janie Chrzcicielu, który miał zginąć "przed Jezusem" oraz o Jakubie Sprawiedliwym, który zginął "po Jezusie". Aby zdać sobie sprawę z tego jak bardzo jest to nieprawdopodobne, aby Józef nie znał istniejącego Jezusa, warto przybliżyć, choć w zarysach, osobę Flawiusza: był on kapłanem jerozolimskim, przynależał w różnych etapach swojego życia do wszystkich najważniejszych sekt religijnych ówczesnego judaizmu (saduceusze, faryzeusze, esseńczycy. Trudno uwierzyć, że jako kapłan nic nie słyszał o tej postaci (urodził się kilka lat po ukrzyżowaniu Jezusa). W Jerozolimie, gdzie był kapłanem, istniała ponadto sekta pierwszych chrześcijan - nazarejczycy pod przewodnictwem Jakuba. Jak wiemy z Dziejów Apostolskich przebywali oni często w Świątyni, musiał się więc tam napotkać. W innym czasie był ponadto Józef rządcą Galilei (od 66 r.), ojczyzny Jezusa. Czy jest prawdopodobne, aby miał się niczego nie dowiedzieć o głośnym reformatorze religijnym pochodzącym z tego terenu, on - który miał aspiracje spisać dzieje Izraela? Kolejny historyk, który pisał o tamtej epoce - Justus z Tyberiady, również nie wspomina nic o Jezusie (w IX w. Focjusz, który czytał jego działe, przypisywał to jego "nieżyczliwości"). Warto zdać sobie sprawę z faktu, że Tyberiada leżała w pobliżu Kafarnaum, gdzie "Jezus często przebywał" Następnie trzeba wspomnieć Filona (ok. 25 r. p.n.e.- przed 50 r. n.e.), Żyda z Aleksandrii. Jak wiemy bywał on w Palestynie (Aleksandria leży przecież blisko Jezrozolimy), jednak nigdy nie zasłyszał o Jezusie, a interesowały go nawet najmniejsze sekty żydowskie. Warto nadmienić choćby, że Filon, który pisał przede wszystkim o zagadnieniach religijnych, zwłaszcza o okresie rządów Piłata, wspominał np. o sekcie terapeutów zbliżonej przypominającej essenizm i chrześcijaństwo, mimo tego w swojej olbrzymiej twórczości nie wspomniał ni słowem o jakimś rabbim imieniem Jezus "Te kilka słów, które Talmud poświęca Jezusowi, nastręczają zagadnienia nie do rozwiązania. Powiedziane jest mianowicie, że Rabbi Joszu ben Parahyah uciekł do Aleksandrii wraz ze swym uczniem Jezusem, aby uniknąć prześladowań króla żydowskiego Janneusza (103-76 przed Chr.); za swym powrotem Jezus założył sektę Żydów odstępców. Byliby więc istnieli uczniowie Jezusa na stulecie przed erą chrześcijańską ! Jak wytłumaczyć narodziny podobnej legendy, gdyby nauczanie Jezusa w epoce, którą mu wyznaczają, pozostawiło było kilka ściśle określonych pamiątek?" Żadne kroniki żydowskie nie notują trzygodzinnego zaćmienia Słońca, które ok. 30 roku miało towarzyszyć śmierci Jezusa na krzyżu. Nikt nie wie o powstawaniu zmarłych z grobu w tym samym czasie, ani o trzęsieniu ziemi. Tak samo zastanawiający jest brak wzmianki o tym, że zasłona świątynna rozdarła się wpół, a odgrywała ona tak ważną rolę w świątyni, że nie sposób sobie wyobrazić, że wszyscy kronikarze żydowscy przemilczeli ten fakt. Najpewniej trzeba tutaj winę przypisać żydowskiemu spiskowi antychrześcijańskiemu. Rzymianie i Grecy Pierwszy tekst niechrześcijański o Jezusie mieści się w rocznikach Tacyta (ok. 56-120 r. n.e.), wielkiego dziejopisa, patrycjusza i konsula. Opisane są okoliczności prześladowań chrześcijan za Nerona: "dotknął najbardziej wyszukanymi kaźniami tych, których nienawidzono za ich zbrodnie, a których pospólstwo chrześcijanami nazywał. Początek tej nazwy dał Chrystus, który za panowania Tyberiusza skazany został na śmierć przez prokuratora Poncjusza Pilatusa, a przytłumiony na razie zgubny zabobon znowu wybuchnął, nie tylko w Judei, gdzie się to zło wylęgło, lecz także w stolicy, dokąd wszystko, co potworne albo sromotne, zewsząd napływa i licznych znajduje zwolenników". W roku 117, kiedy pisał Tacyt te słowa, istniały już chrześcijańskie ewangelie, sekta chrześcijańska występowała już w całym Imperium. To z pism chrześcijan czerpał o nich swoją wiedzę. Wcześniej, gdy nie było pism chrześcijańskich kronikarze Rzymscy nie wiedzieli nic o Jezusie, który miał zostać skazany przez Poncjusza. Inny pogląd na ten fragment stawia w wątpliwość jego autentyczność: "Nowsi religiolodzy przypuszczają na ogół, że fragment dotyczący prześladowań pierwszych chrześcijan nie wyszedł bynajmniej spod pióra Tacyta, lecz został dodany do tekstu Roczników znacznie później przez kopistów chrześcijańskich. Opierają się m.in. na stwierdzeniu, że nazwa "chrześcijanie" nie była jeszcze znana za panowania Nerona (54-68 n.e.), a wyznawcy Jezusa, uważani przez Rzymian za jedną z licznych sekt judaistycznych, nazywali siebie wówczas jessejczykami, nazarejczykami, ebionitami, narodem świętym, Bożym itp. Pierwsze wiarygodne nazwy "chrześcijanie" pojawiają się w drugiej połowie II w." (Pierre-Augustin Beaumarchais, XVIII w. Zobacz żródło ). Sekta nazarejczyków została nazwana chrześcijanami przez pogan (antiocheńskich, o czym informują nas Dzieje Apostolskie - 11,26), nie może nas przeto dziwić, że nie od razu sami uczniowie Chrystusa zaczęli się tak mianować. Potwierdzają to również katoliccy tłumacze BT, którzy piszą w przypisie do wspomnianego fragmentu Dziejów: "Sami chrześcijanie nazywali siebie «uczniami», «braćmi», «świętymi»". Przydomek ten, nadany im przez pogan znaczył dosłownie: "zwolennicy Chrystusa" (christianoi) i miał mniej pozytywny wydźwięk niż np. bracia, święci czy synowie światłości Innym pisarzem rzymskim, który wzmiankuje o chrześcijanach jest Pliniusz Młodszy (ok. 61-114), bliski przyjaciel Tacyta. Wspomina on o Chrystusie jako o bogu w swojej korespondencji do cesarza Trajana z Bitynii, gdzie w latach 111-113 był namiestnikiem Rzymu. W jednym liście pisze: "Wszędzie to wierzenie się rozkrzewia, nie tylko w miastach i wsiach, ale w całym kraju. Świątynie pustoszeją i od dawna już nie składano żadnych ofiar. (...) Mieli zwyczaj w pewnych dniach przed wschodem słońca zbierać się i do Chrystusa jako boga modlitwy odmawiać" Zobacz źródło . Nie dowiadujemy się jednak z tej lakonicznej wzmianki niczego o osobie Jezusa, możemy tylko wysnuć wniosek, że w początkach II w. chrześcijaństwo rozpowszechnia się w niektórych prowincjach na Wschodzie Imperium. Zadziwić się musimy nad tym jak mało wie Pliniusz o tym Chrystusie, który był bogiem dla tysięcy ludzi w jego prowincji. Jako trzeciego pisarza rzymskiego wymienimy Swetoniusza (ok. 70-140 r.), protegowany Pliniusza Młodszego, który wspomina o chrześcijanach w swoim dziele Żywoty cezarów (ok. 121 r.). O wypadkach w Rzymie z 52 r. za Klaudiusza pisze: "Żydów wypędził z Rzymu za to, że bezustannie wichrzyli, podżegani przez jakiegoś Chrestosa (impulsore Chresto - przyp.)" Zobacz źródło Jak przypuszcza Reinach: "Może tu idzie o jakiegoś nieznanego Żyda, imieniem Chrestus; nawet jeśli idzie o Jezusa, ta pobieżna wzmianka nie uczy nas niczego (gdyż Jezus musiałby wtedy żyć jeszcze dwadzieścia lat po swym wstąpieniu do nieba - przyp. Mariusz Agnosiewicz.)" Zobacz źródło Być może jakimś potwierdzeniem tego, że ów "Chresto" był żyjącym wówczas człowiekiem i bynajmniej nie tożsamym z Chrystusem (Christos), może dowodzić fakt, że imię takie było wśród chrześcijan powszechne w owym czasie. Badacze, znając rzetelność Swetoniusza, nie mogli wprost uwierzyć, że ten dobrze we wszystkim poinformowany historyk, mógł pomylić się i napisać, że Jezus jeszcze wówczas żył i podżegał chrześcijan w Rzymie, wydaje się to mało prawdopodobne. Autor książki Tajemnica Jezusa, P. L. Couchoud, pisze, że w opisywanym przez Swetoniusza okresie imię Chrestos było popularne wśród niewolników i wyzwoleńców, czego dowodem jest fakt, że występuje ono aż 80 razy w inskrypcjach starożytnego Rzymu Zobacz źródło Wiemy, że w owym czasie rzymscy chrześcijanie rekrutowali się przede wszystkim z tego właśnie środowiska... Deschner wspomina o chrześcijaninie imieniem Chrestos, który w w IV w. był biskupem ordynariuszem jeden ze wschodnich metropolii (zob. I znowu zapiał kur... T.2, s.43). Dziwny ponadto wydaje się brak informacji o owym Chresto. Swetoniusz, jako sekretarz Hadriana, miał dobry dostęp do cesarskich archiwów, na podstawie których pisał przecież swoje Żywoty... Nic jednak z nich nie dowiedział się o Jezusie z Nazaretu. Również inni pisarze pogańscy nic o nim nie wiedzą, pomimo, że notują o wiele mniej istotne wydarzenia. Milczą: Pliniusz Starszy (23-79), Marcjalis (43-103), Plutarch (50-120) i Juwenal (55-130) Milczenie archiwów cesarskich. "Jezus miał być ukrzyżowany za Tyberiusza, z rozkazu Poncjusza Piłata, ponieważ uważał się za króla żydowskiego. Tyberiusz był władcą podejrzliwym, który chciał być powiadamiany o wszystkim, co się działo w jego Imperium; np. zarządził śledztwo, ponieważ żeglarze, płynąc wzdłuż wybrzeży Grecji, mniemali usłyszeć, jak wołano, że wielki Pan umarł (do niedawna sądzono, że w oznaczało to rychły upadek pogaństwa wraz ze śmiercią Jezusa, w rzeczywistości był to fragment syryjskich obrządków lamentacyjnych po śmierci boga Adonisa, którego niewymawialne imię brzmiało Thamuz). Poncjusz Piłat winien był Tyberiuszowi złożyć raport o śmierci Jezusa, chociażby dla uwydatnienia swej własnej czujności, jako prokuratora dobrze strzegącego wszelkich przejawów niesubordynacji. Dowodem, że ten raport był nie do znalezienia, jest, że chrześcijanie już z początkiem II-go w. sfabrykowali inny, który posiadamy jeszcze, który Justyn i Tertulian uważali za autentyczny, i że poganie w czwartym wieku puścili w ruch inny, który czytał Euzebiusz, i który był również fałszerstwem." Zobacz źródło Być może największym cudem Jezusa było to, że jednak kiedyś żył, nauczał tłumy i nikt tego nie dostrzegł, "Sparaliżowani odzyskiwali władzę w nogach, ślepym zdarzało się przejrzeć na oczy, a umarli powracali do życia, ale historycy z Palestyny, Grecji, Rzymu nie zauważali tego" (Deschner) Chrześcijanie też niewiele wiedzą Poza tym sami wcześni chrześcijanie mają nieliche problemy z ustaleniem jakiejkolwiek chronologii w życiu Jezusa. Ewangelie z jednej strony piszą, że urodził się on za czasów Heroda, a więc najpóźniej w 4 r. przed Chr., ponieważ wtedy umarł król Herod. Z drugiej jednak strony Jezus miał się urodzić w okresie spisu ludności zorganizowanego przezwielkorządcę Syrii, Kwiryniusza, a więc około 6 r. po Chr. Ale to różnica tylko dziesięciu lat... Gorzej sprawa się przedstawia ze śmiercią Jezusa. Brane są tutaj trzy warianty: umarł za Tyberiusza (najpopularniejsza), za Klaudiusza, za Nerona. Jan kazał Żydom powiedzieć Jezusowi, że nie ma jeszcze pięćdziesięciu lat, odkąd pierwotny Kościół wzniósł, czyli że miał ich wedle prawdopodobieństwa 49. Trzymając się narodzin Jezusa za Heroda musielibyśmy datę jego śmierci przenieść na panowanie Klaudiusza. Taką interpretację przyjęli chrześcijanie już w wiek po rzekomej śmierci Jezusa, gdyż to właśnie do tego cesarza kierują sfałszowany przez siebie list od Poncjusza (pomimo, że ten był prefektemw latach 26-36). Z kolei jeśli przyjmiemy, że Jezus się narodził w okresie spisu ludności Kwiryniusza, to musiałby zginąć w roku 55, czyli za czasów Nerona, i taka też była opinia wielu chrześcijan z Jerozolimy, którzy ją utrzymywali z naleganiem. Wedle tradycyjnych chrześcijańskich mniemań Jezus miał dokonać żywota gdzieś około roku 30-33. Mówi nam jednocześnie ewangelia, iż Jan Chrzciciel miał zejść z tego świata jeszcze nim Jezus nakarmił pięć tysięcy mężów pięcioma chlebami, czyli za życia Jezusa. Zaś historyk żydowski, Józef Flawiusz, pisze, że Jan Chrzciciel został stracony w roku 35 lub 36. Doceci (od grec. zdawać się) - jedna z najstarszych chrześcijańskich sekt negowała realne istnienie Jezusa już w I w.n.e., jak pisał św. Hieronim rozgłaszali oni te poglądy "kiedy jeszcze krew Jezusa nie wyschła w Judei", czyli że istnieli jeszcze w pierwszej połowie I w. n.e. Jest to dodatkowo potwierdzone istnieniem listu, który został przypisany św.Janowi, który przeciwko nim właśnie jest wymierzony. To właśnie przeciw tej sekcie czwarty ewangelista wymyślił historyjkę o niedowiarstwie św. Tomasza (20, 24). Dececi twierdzili, że Jezus jest tylko widmem, które przybrało jedynie pozór ciała. Tym Tomaszem, który musiał najpierw dotknąć ran i poczuć zmysłami, aby uwierzyć w istnienie Jezusa zmartwychwstałego, są w rzeczywistości doceci. Jako dowód na to, niech będzie zupełny bezsens owej scenki: dlaczego wprowadzono jakiegoś niedowierzającego bez dowodów ucznia - Tomasza, czy są jakiekolwiek podstawy aby sądzić, że inni uczniowie uwierzyli bez dowodów? Kto czytał ewangelie, ten wie, że nie (kto nie czytał nich spojrzy choćby na fragment Mk 16,9-13). Poza tym apostoł o tym imieniu nie występuje nigdzie poza najpóźniejszą ewangelią Jana. Św. Paweł nic nie mówi o życiu Jezusa z Nazaretu, zna tylko symbol Jezusa Odkupiciela przez krzyż. Nawet, gdy pisze on do odległych gmin, które nie miały dotąd styczności z Ewangeliami, nie wyjaśnia im ni słowem kim był i co robił historyczny Jezus, zawsze mówi tylko o śmierci odkupieńczej Chrystusa. *** Inne argumenty Nazaret. Podobną wartość historyczną zdaje się mieć Nazaret, rzekome miejsce dzieciństwa i młodości Jezusa. Nie ukazuje się on w żadnym tekście przedchrześcijańskim ("Po raz pierwszy nazwa Nazaret pojawia się w Nowym Testamencie (Ewangelia Jana)" - Encyklopedia Powszechna PWN 2000). Można raczej przypuszczać, że ta miejscowość została wynaleziona dla potrzeb opacznie zrozumianego proroctwa. Jezus po prostu dlatego pochodzi z Nazaretu, gdyż pewien prorok miał przepowiedzieć, że Mesjasz nazywany będzie Nazarejczykiem (Mat. 2, 23). Widocznie nie znał ewangelista sekty nazarejczyków. Ponadto, gdyby Jezus Nazarejczyk miałby być z Nazaretu, to musiałby występować jako Jezus N a z a r e t a ń c z y k. Powołuje się tutaj również na proroka Izajasza, który jednak mówił nie o miejscowości lecz o latorośli (hebr. natser) - Mesjasz miał być symbolem winnej latorośli. Z kolei określenie Samsona nazir w Księdze Sędziów (13, 7) oznacza - święty Boga. Zapytajmy się jeszcze o jeden znamienny fakt: dlaczegóż Jezus nie zapisał nigdzie swojej nauki? Uczynili to przecież dwaj inni założyciele wielkich religii: Mahomet podyktował Koran, Budda autoryzował teksty w języku pali. "Nauka Jezusa i jego dzieje miały zostać spisane około pół wieku po jego śmierci, dlaczego? Często jako dowód realnego życia Zbawiciela, jego męczeńskiej śmierci i zmartwychwstania podaje się następujący argument: pierwsi chrześcijanie gorliwie praktykowali swój kult, nie bali się ginąć za swą wiarę, czy ryzykowaliby ze względu na jakiś mit? (co ciekawe stawia to pytanie również autorka artykułu - Co się zdarzyło w 30 r. w Jerozolimie na łamach tak rozsądnych jak Polityka nr 17/2000). Zdawać by się mogło, że to mocny i trudny do obalenia argument. W rzeczywistości jednak jest on przejawem naiwności - czy historia i współczesność nie uczy nas właśnie że jest to nie tyle możliwe co i wielce prawdopodobne. Iluż to fanatycznych członków sekt jest dzisiaj gotowych na więcej - sami się uśmiercają. Czy oni wszyscy wierzą w prawdziwe objawienia czy mity? Mało kto przyzna, że mają rację na podstawie tego, że gotowi są poświęcić życie dla swego przekonania. Fanatyzm religijny zawsze usprawiedliwi największy gwałt w imię wierzenia. Aby ostatecznie pognębić ten argument należy zdać sobie sprawę, że większość opowieści o męczeństwie chrześcijan i masowych ich prześladowaniach przez tolerancyjnych rzymian to po prostu wymysły chrześcijańskiej propagandy, dzierżącej ster wolnego przepływu informacji od starożytności do oświecenia. O rzeczywistym obrazie "prześladowań" opowiadam w rozdziale Prawdziwy obraz prześladowania chrześcijan *** Analiza tekstów wczesnochrześcijańskich Rozważając historyczność Jezusa warto zapoznać się z pracami Earla Doherty'ego, poddaje on w wątpliwość historyczność tej postaci analizując teksty wczesnych apologetów chrześcijaństwa oraz sam Nowy Testament. Jak pisze: "Najbardziej zadziwiające, że wszyscy wielcy apologeci drugiego stulecia (z wyjątkiem Justyna i Arystydesa - pomniejszego syryjskiego apologety) pomijają milczeniem postać historycznego Jezusa w swoich obronach chrześcijaństwa przed poganami. Dotyczy to również Tacjana w jego wypowiedziach sprzed Diatessaronu. Zamiast tego apologeci przedstawiają świadectwo chrześcijaństwa wywodzącego się z filozofii platońskiej i hellenistycznego judaizmu nauczając o czczeniu monoteistycznego żydowskiego Boga i Syna typu Logos - siły obecnej w świecie, działającej jako objawiciel i pośrednik pomiędzy Bogiem a ludzkością (...) np. Minucjusz Feliks wyszydza każdą doktrynę uważającą ukrzyżowanego człowieka za Boga i Zbawiciela". Doherty dowodzi, że kult realnej osoby Jezusa rozwinął się ok. 170 r. n.e. Mocnym argumentem za tą tezą, którego chyba nie uwzględnił Doherty, są wypowiedzi Celsusa, pierwszego krytyka chrześcijaństwa, który pisał ok. 178 r. n.e. o Jezusie jako o kimś kto pojawił się kilka lat wcześniej. Oto kilka fragmentów Celsusa: "On przed kilku laty zaczął głosić tę naukę, a chrześcijanie uznali go za Syna Bożego" (Contra Celsum, I, 26), gdzie indziej podstawiony przez Celsusa Żyd powiada: "Wczoraj i przedwczoraj, gdy ukaraliśmy tego, który was omamił, odstąpiliście od ojczystego prawa" (II, 4), dalej pisze: "Uwierz, że ten, o którym ci mówię, jest Synem Bożym, choćby wczoraj i przedwczoraj na oczach wszystkich najhaniebniej spędzał czas" (VI, 10) oraz: "oni składają hołd człowiekowi, który niedawno przyszedł na świat" (VIII, 12) Earl Doherty: Apologeci drugiego stulecia Zagadka Jezusa - Elementy Zagadki Początków Chrześcijaństwa Zagadka Jezusa - Odgłosy Ciszy *** Kto popiera niehistoryczność Jezusa Oprócz wspomnianych powyżej niedowiarków, o "micie Chrystusa" mówią m.in. historyk Constantin François Volney (przyjaciel Napoleona), Charles François Dupuis, W drugiej połowie XIX wieku teolog Bruno Bauer doszedł do wniosku, że chrześcijaństwo powstało w II wieku, natomiast Jezus z Nazaretu i św. Paweł to fikcje literackie (patrz: I znowu zapiał kur). W XX wieku: Benjamin Smith, Robertson, Drews (filozof z Karlsruhe), teolog Hermann Raschke z Bremy W istnienie kogoś opisanego w Ewangeliach powątpiewali: Napoleon, Fryderyk Wielki (mówił o "komedii" i powątpiewał, czy "istniał ktoś taki, jak Jezus Chrystus") [patrz: I znowu zapiał kur]. W Jezusa wątpił Goethe. W swojej pracy doktorskiej pisał: "Nie Jezus był twórcą naszej religii, lecz stworzyło ją w jego imieniu kilku mędrców, a cała religia chrześcijańska to nic innego, jak rozsądnie wprowadzona instytucja polityczna" [zobacz więcej...]W liście do Herdera z maja 1775 roku Goethe nazwał "całą naukę o Chrystusie... złudną", 4 września 1788 napisał mu: "Za sprawą baśni o Chrystusie świat może istnieć jeszcze dziesięć tysięcy lat i nikt przez ten czas nie nabierze rozumu, bo potrzeba tyleż wiedzy, rozsądku, zdolności pojmowania, do obrony owej baśni, ile do podważenia jej" (patrz: I znowu zapiał kur) *** Wiedzieć więcej... To jednak nie przeszkadza chrześcijanom na całym świecie wiedzieć o nim coraz to więcej, wiadomo, że z czasem pamięć (bajopisarska) się wyostrza. Dziś w Kościele katolickim wiedzą nawet kiedy Jezus był chrzczony i obchodzi się z tego powodu nawet specjalne święto (10 stycznia). Jak słusznie zauważył Krzysztof Sykta: "Jedynym dowodem istnienia jakiegoś nazarejczyka Jezusa jest istnienie sekty nazarejczykow/ebionitów w której władzę sprawowali kolejni jego krewni. Chociaż i tu można mieć wątpliwości - Flawiusz nie wspomina nic o tym by Jakub Sprawiedliwy był krewnym Jezusa, Łukasz z kolei w usta Jezusa wkłada słowa Jakuba "Ojcze przebacz im bo nie wiedzą co czynią"
  4. Witam! Na początku chciałbym powiedzieć, że jestem ateistą. Wszystkie religie i wierzenia w siły nadprzyrodzone są dla mnie tylko wytworami ludzkiego umysłu. Jednak staram się szanować ludzi wierzących ponieważ dla mnie największą wartością jest wolność - religii, światopoglądu oraz ogólnie rozumiana jako wolność jednostki. Tak na marginesie to wolność wyznania i przekonań powinna również dotyczyć dzieci, które są zmuszone do przyjęcia religii rodziców - a jak stwierdził Dawkins religii rozprzestrzenia się ze względów epidemiologicznych -> rodzice wpajają swoją wiarę dzeciom, natomiast dzieci gdy dorosną swoim dzieciom itd. Bianka "Biblia to jedyna taka księga na swiecie, która pomimo upływu czasu nie dezuaktualizuje sie, oraz sama sie uwierzytelnia jako Słowo Boga, przekazane dla ludzkości. " Niestety mylisz się, ponieważ nie wiem czy wiesz, ale istnieje wiele innych ksiąg, które również nie tracą swojej wartości mimo upływu czasu. Służą one równie dobrze za podstawy innych współczesnych religii jak Biblia. Niektóre natomiast nie służą już, ale to z powodu wymarcia niektórych religii. Np. Koran dla islamu, Wedy (swoją drogą największe dzieło liryczne na świecie) dla hinduizmu. Jak również Księga Życia, Księga Śmierci dla religii egipcjan, znane nam mity hellenistyczne, które są bezsprzecznie wielkimi dziełami literackimi. Musisz przyjąć do wiadomości, że nie tylko Biblia jest tzw. źródłem objawienia dla ludzi wierzących (w tym wypadku dla chrześcijan oraz dla judaistów - ale tylko ST) Bianka "jak to ujął jeden z apostołów: pewnością tego, czego nie widzimy. [...] czyli mówiąc językiem bardziej dla współczesnych zrozumiałym: odsłonieciem tajemnicy, ktora wykracza poza mozliwość dociekania myśli ludzkiej." Argument jakoby wiara nie może zostać poddana sceptycznej i racjonalnej analizie został już wysunięty bardzo dawno temu. Nadaje on wierze specyficzny charakter tajemnicy. Nawiązując do tego trzeba się zastanowić dlaczego ludzie wogóle wierzą? Odpowiedzi na to pytanie jest tyle ile ludzi wierzących :) Czyli dużo, ale postarajmy się uogólnić: 1. Niepewność naszej egzystencji, pochodzenie wszechświata itp. Tacy ludzie wierzą w boga, ponieważ nie mogą znaleźć odpowiedzi o przyczynę istnienia wszelkiego bytu. Wierzą oni w boga jako pierwszą przyczynę wszechrzeczy. 2. Sens życia. Ci ludzie z kolei wierzą po to aby nadać sens swojemu życiu. Nie mogą egzystować bez poczucia celowości, muszą wiedzieć że ich życie gdzieś zmierza... 3. Objawienie. Ludzie przekonani, że bóg do nich przemówił lub ukazała im się jakaś inna istota nadprzyrodzona np. anioł czy demon 4. Egoizm. Wiara niektórych ludzi wywodzi się z tego, że nie mogą oni sobie wyobrazić, że po ich śmierci świat będzie "toczył się" dalej, istniał bez nich itp. Wiara tych osób sprowadza się do pojęcia nieśmiertelności duszy. 5. Tradycja. Jednak jak wskazują badania 60% ludzi wierzących trwa w jakieś religii, ponieważ zostali tak po prostu wychowani, przez rodziców. Taka jest prawda - większość ludzi sprowadza religię i wiarę do obrzędów i obyczajów. Nie potrafią się oni pozbyć wpojonych im przkonań, zresztą tak jest prościej - pójść w niedzielę do kościółka i żyć dalej bez żadnej refleksji nad życiem. Ehh nie chce mi się już pisać :wink: Podsumowując temat boga, religii i wiary jest tak szeroki że aby go opisać trzeba by robić to całe życie i więcej. Na podstawie twojej wypowiedzi możemy stwierdzić, że jesteś emocjonalnie przywiązana do chrześcijaństwa, ma na to wpływ kultura w jakiej się wychowałaś. Gdybyś wychowała się w innym kręgu kulturowym to opowieści o prawdzie objawionej w Biblii, czy o zmartwychwstałym Chrystusie traktowałabyś jak bajki, wierzyłabyś za to ślepo w inną religię np. byłabyś aborygenką, hinduską itp. :lol: Wiara opiera się na emocjach, nie na rozumie "Doskonała argumentacja nie pokona zaślepiającech emocji". KK głosi, że poza kościołem nie ma zbawienia, zastanówcie się czy jest to prawda? Chyba nie... Swoją drogą znajomy ksiądz uważa że nawet ateiści pójdą do nieba B) Dlaczego? Ma to związek z tym co pisałaś, np. ja nie mogę zaakceptować dogmatów religiijnych, nie doznałem również żadnego objawienia od boga, wierzę natomiast w naukę, lecz nie jest to wiara tożsama z religijną, ponieważ opiera się na dowodach. Zakładam prawdziwość pewnych teorii dopóki nie powstana nowe i lepsze, oraz uznaję za prawdziwe to co jest udowodnione. Jednak zakładam również możliwość błędu, ale nauka koryguje swoje błędy oraz przyznaje się do nich... religia tego nigdy nie uczyni. Mimo że jestem niewierzący to żyję dobrze, ponieważ jestem humanistą i dla mnie najważniejsza jest wolność innych oraz sam człowiek. Nie potrzebuję do tego żadnego boga, dekalogu i religii. Jeśli pójdę za to do piekła to trudno, jeśli chrześcijański miłosierny bóg, który kocha wszystkich ludzi (ale niektórych strąca do piekła xD) bedzie się chciał na mnie zemścić to trudno powiem. Przedtem powiem mu tylko: "Byłem bardzo dobrym człowiekiem mimo że w ciebie nie wierzyłem" :) Być może moja wypowiedź nie jest doskonała, miejscami jest nieskładna, ale to dlatego, że aby móc wyrazić w pełni moje poglądy musiałbym z wami wszystkimi porozmawiać na żywo. Nic nie zastąpi konwersacji... Dla ludzi którzy są skłonni do wewnętrznej refleksji, dla tych którzy nie boją się myśleć indywidualnie, sceptycznie i racjonalnie, nie są konformistami, dla tych którzy nie są przesiąknięci religijnymi dogmatami oraz w końcu dla szukających, którzy nie są ani wierzącymi, ani niewierzącymi - a jedynie szukają odpowiedzi oraz dla wszystkich którzy mają odwagę czytać i myśleć: www.racjonalista.pl www.ateista.pl Serwis racjonalista jest mi szczególnie bliski, ponieważ uzupełniłem dzięki niemu moją wiedzę na temat wiary. Szczególnie polecam dział: Światopogląd Religie i sekty Biblia Kościół i Katolicyzm Filozofia Po przeczytaniu większości artykółów w nich zawartych, zapewniam że będziecie mieli szerokie pojęcie na tematy związane z religiią i wiarą. Byc może staniecie się ateistami tak jak ja. Pod tym postem zamieszczę jeszcze parę wybranych przez mnie artykółów dla tych którzy nie chcą się wysilać w poszukiwaniach. Pozdrawiam! Dlaczego nie jestem chrześcijaninem Autor tekstu: Bertrand Russell Tekst pochodzi ze strony Humanizm w Polsce Tekst bez polskich liter. Introductory note: Russell delivered this lecture on March 6, 1927 to the National Secular Society, South London Branch, at Battersea Town Hall. Published in pamphlet form in that same year, the essay subsequently achieved new fame with Paul Edwards' edition of Russell's book, Why I Am Not a Christian and Other Essays ... (1957). Kto jest chrzescijaninem ? Najlepiej moze bedzie, jesli przede wszystkim sprobujemy zrozumiec, co oznacza slowo "chrzescijanin". Wiele osob uzywa go obecnie w bardzo szerokim znaczeniu. Niektorzy nadaja te nazwe kazdemu, kto stara sie prowadzic przykladny zywot. Przypuszczam, ze przyjmujac taka interpretacje, znalezlibysmy chrzescijan we wszystkich sektach i wyznaniach; ale nie uznaje jej za wlasciwa chocby z powodu zawartego w niej domniemania, ze wszyscy ci, ktorzy nie sa chrzescijanami - a wiec buddysci, wyznawcy Konfucjusza, mahometanie itd. - nie staraja sie zyc przykladnie. Nie uwazam za chrzescijanina kazdego czlowieka, ktory stara sie zyc przyzwoicie, stosownie do stopnia swojej madrosci. Sadze, ze nalezy posiadac pewna sume okreslonych wierzen, jesli sie chce miec prawo do miana chrzescijanina. Slowo to nie ma teraz tak wyraznego znaczenia jak za czasow sw. Augustyna i sw. Tomasza z Akwinu. Jesli kto mowil wtedy, ze jest chrzescijaninem, wiadomo bylo, co przez to rozumie. Chrzescijanin uznawal cala serie wierzen sformulowanych z wielka scisloscia i wierzyl niezlomnie w kazde ich slowo. Dzis to sie zmienilo. Nasze pojecie chrzescijanstwa musi byc troche bardziej mgliste. Sadze jednak, ze istnieja dwa artykuly wiary niezbedne dla kazdego, kto mieni sie chrzescijaninem. Pierwszy jest natury dogmatycznej, a mianowicie: powinno sie wierzyc w Boga i niesmiertelnosc. Jesli ktos nie posiada tej wiary, to nie sadze, aby nazwa chrzescijanina byla dla niego wlasciwa. Dalej, jak na to sam termin wskazuje, nalezy miec pewne wierzenia dotyczace Chrystusa. Mahometanie, na przyklad, wierza rowniez w Boga i niesmiertelnosc, a jednak nie uznaliby sie za chrzescijan. Wydaje mi sie, ze co najmniej trzeba wierzyc, iz Chrystus byl, jesli nie Bogiem, to w kazdym razie najlepszym i najmedrszym z ludzi. Kto odmawia Chrystusowi tego minimum, ten nie ma, moim zdaniem, zadnego prawa mienic sie chrzescijaninem. Naturalnie jest jeszcze inny sposob pojmowania tego slowa, uwidoczniony w kalendarzach i podrecznikach geografii, gdzie powiadaja, ze ludnosc Ziemi dzieli sie na chrzescijan, mahometan, buddystow, balwochwalcow itd. W tym sensie jestesmy tutaj wszyscy chrzescijanami. Podreczniki geografii zaliczaja nas hurtem do tej kategorii, ale w znaczeniu czysto geograficznym, ktore mozemy smialo pominac. Sadze wiec, ze w trakcie wyluszczania wam, dlaczego nie jestem chrzescijaninem, musze wyjasnic dwie rzeczy: po pierwsze - dlaczego nie wierze w Boga i niesmiertelnosc; a po drugie - dlaczego nie uwazam Chrystusa za najlepszego i najmedrszego z ludzi, chociaz przyznaje mu bardzo wysoki stopien doskonalosci moralnej. Gdyby nie uwienczone powodzeniem wysilki niedowiarkow w przeszlosci, nie moglbym dzisiaj przyjac tak elastycznego okreslenia chrzescijanstwa. Jak juz mowilem, wyraz ten w dawnych czasach mial bardziej sprecyzowane znaczenie. Obejmowal on, na przyklad wiare w pieklo. Wiara w wieczny ogien piekielny byla zasadniczym artykulem chrzescijanskiego wyznania wiary az do najnowszych czasow. W Anglii, jak wiecie, przestala ona byc waznym artykulem wiary na mocy decyzji Rady Koronnej. Arcybiskupi Canterbury i Yorku byli przeciwni temu postanowieniu, ale poniewaz w tym kraju sprawy religijne rozstrzyga sie za pomoca uchwal parlamentarnych, Rada Koronna mogla przejsc do porzadku dziennego nad opinia Ich Eminencyj i wiara w pieklo przestala byc dla chrzescijanina konieczna. Nie bede wiec obstawal przy tym, ze chrzescijanin musi wierzyc w pieklo. Istnienie Boga Kwestia istnienia Boga jest obszernym i powaznym zagadnieniem i gdybym mial pokusic sie o jego wyczerpujace przedstawienie, bylbym zmuszony trzymac was tutaj az do konca swiata. Musicie mi wiec wybaczyc, ze potraktuje je w cokolwiek sumaryczny sposob. Kosciol katolicki podal jako dogmat, ze mozna udowodnic istnienie Boga posilkujac sie tylko rozumem. Dogmat ten jest dosc osobliwy, niemniej jednak zalicza sie do dogmatow katolickich. Kosciol musial go ustanowic, poniewaz w pewnym okresie wolnomysliciele nabrali zwyczaju mowienia, ze naturalnie przyjmuja istnienie Boga jako prawde objawiona, ale istnieja takie a takie argumenty, ktore sam rozum moze wysunac przeciw tej idei. Argumenty te zostaly wylozone bardzo szczegolowo i Kosciol katolicki uczul sie zniewolony polozyc temu kres. Ustanowil wiec zasade, ze mozna dowiesc istnienia Boga za pomoca czystego rozumu, i znalazl sie w koniecznosci przedstawienia tego, co uwazal za material dowodowy. Argumentow byla pokazna liczba, ale rozpatrze tylko kilka sposrod nich. Argument pierwszej przyczyny Argument pierwszej przyczyny jest moze najprostszy i najlatwiejszy do zrozumienia. Kosciol utrzymuje, ze wszystko, co widzimy na tym swiecie, ma jakas przyczyne, i ze posuwajac sie coraz dalej wzdluz tego lancucha przyczyn musimy dojsc do pierwszej przyczyny, ktora otrzymuje nazwe "Boga". Sklonny jestem przypuszczec, ze ten argument nie ma dzisiaj wielkiej wagi, przede wszystkim dlatego, ze pojecie przyczyny nie jest juz tym, czym bylo dawniej. Filozofowie i uczeni poglebili to pojecie, ktore w nastepstwie zatracilo dawna zywotnosc; ale niezaleznie od tego latwo zauwazyc, ze argument gloszacy koniecznosc pierwszej przyczyny nie moze posiadac wartosci. W mlodych latach, gdy rozmyslalem bardzo powaznie nad tymi zagadnieniami, godzilem sie przez dlugi czas na argument pierwszej przyczyny; ale pewnego dnia, majac osiemnascie lat przeczytalem "Autobiografie" Johna Stuarta Milla i znalazlem tam nastepujace zdania: "Ojciec moj pouczyl mnie, ze na pytanie: Kto mnie stworzyl ? - nie mozna dac odpowiedzi, gdyz bezposrednio potem wylania sie nowe pytanie: Kto stworzyl Boga ? To proste zdanie wykazalo mi zwodniczosc argumentu pierwszej przyczyny. Jesli wszystko musi miec przyczyne, to Bog musi ja miec rowniez. Jesli moze byc cos bez przyczyny, moze to byc rownie dobrze swiat, jak i Bog, tak ze argument ten jest zupelnie bezwartosciowy. Jest on rownoznaczny z pogladem indyjskim, wedlug ktorego swiat spoczywa na sloniu, a slon na zolwiu; gdy zas pytano: A zolw ? - Hindus odpowiadal: Moze bysmy tak zmienili temat rozmowy ?" Argument pierwszej przyczyny nie jest w gruncie rzeczy niczym lepszym. Nie ma powodu, dla ktorego swiat nie moglby zaczac istniec bez przyczyny; ani tez, z drugiej strony - nie ma zadnej racji, dlaczego by nie mial istniec zawsze. Nie ma powodu do przypuszczenia, ze swiat w ogole mial poczatek. Mysl, ze rzeczy musza miec poczatek, zawdzieczamy w rzeczywistosci ubostwu naszej wyobrazni. Dlatego wydaje mi sie, ze nie potrzebuje tracic wiecej czasu na zbijanie argumentu pierwszej przyczyny. Argument prawa natury Nastepnie mamy bardzo rozpowszechniony argument wychodzacy z zalozenia prawa natury. Byl to jeden z ulubionych argumentow XVIII wieku, do czego szczegolnie przyczynil sie wplyw Izaaka Newtona i jego kosmogonii. Obserwujac planety, ktore krazyly dookola Slonca zgodnie z prawem ciazenia, ludzie doszli do wniosku, ze Bog wydal tym planetom rozkaz poruszania sie wlasnie w ten sposob i ze to bylo przyczyna ich ruchu. Bylo to oczywiscie wygodne i proste wyjasnienie, ktore oszczedzalo im trudu dalszego poszukiwania zasady prawa ciazenia. W naszych czasach tlumaczymy to prawo w dosc skomplikowany sposob, podany przez Einsteina. Nie mam zamiaru wyglaszac prelekcji o prawie ciazenia w interpretacji Einsteina, poniewaz to rowniez zabraloby troche czasu; w kazdym razie nie ma juz mowy o tym rodzaju "praw natury", jaki mielismy w systemie Newtona, gdzie dla jakiegos niezrozumialego powodu natura zachowywala sie wszedzie jednakowo. Odkrywamy teraz, ze wiele rzeczy, ktore uwazalismy za prawa natury, to rzeczywistosc umowy miedzy ludzmi. Wiadomo, ze nawet w najdalszych przestrzeniach miedzyplanetarnych metr ma ciagle dziesiec decymetrow. Bez watpienia fakt ten jest bardzo ciekawy, ale trudno by go nazwac prawem natury. Wiele rzeczy, ktore uchodzily za "prawa natury", jest tego samego pochodzenia. Z drugiej strony, w wypadkach, gdy udaje nam sie czegos dowiedziec o sposobie zachowania sie atomow, spostrzegamy, ze podlegaja prawu w znacznie mniejszym stopniu, niz sadzono, i ze prawa, do ktorych sie dochodzi, sa to przecietne statystyczne, scisle tego rodzaju, jakie moglby dac prosty przypadek. Wszyscy wiemy, ze istnieje prawo, wedlug ktorego podczas gry w kosci otrzymuje sie podwojna szostke tylko raz mniej wiecej na trzydziesci szesc rzutow, a jednak nie uwazamy tego za dowod, ze rzuty kosci sa regulowane z gory powzietym zamiarem. Przeciwnie, gdyby podwojna szostka wychodzila raz po raz, sadzilibysmy, ze to bylo zrobione umyslnie. Wiele praw natury zalicza sie do tej kategorii. Sa to przecietne statystyczne, podobne do tych, jakie zjawilyby sie na podstawie prawa przypadku; i dzieki temu cala historia z prawem natury wywiera obecnie znacznie mniejsze wrazenie niz dawniej. Zupelnie niezaleznie od tego, co powiedzialem, a co odnosi sie do chwilowego stanu nauki, ktory jutro moze sie zmienic, samo wyobrazenie, ze istnienie praw natury pociaga za soba istnienie prawodawcy, wynika z pomieszania praw natury z prawami ludzkimi. Ludzkie prawa sa to nakazy plecajace osobnikowi zyjacemu w spoleczenstwie zachowywac sie w pewien okreslony sposob, przy czym moze on zgodzic sie na to lub tez postapic inaczej. Natomiast prawa natury sa opisem faktycznego zachowania sie rzeczy, a poniewaz po prostu opsuja, co rzeczy istotnie czynia, wiec nie mozna dowodzic, ze musi byc ktos, kto kazal im to zrobic. A przypusciwszy nawet, ze tak bylo, stajemy przed pytaniem: Dlaczego Bog wydal wlasnie te, a nie inne prawa natury ? Jesli sie odpowiada, ze uczynil to wedle swego upodobania i bez zadnego powodu, to zaklada sie, ze jest cos nie podlegajacego prawu, i w ten sposob dzialanie prawa natury zostaje przerwane. Gdyby zas odpowiedziano wam za przykladem bardziej ortodoksyjnych teologow, ze oglaszajac wszystkie swoje prawa Bog mial zawsze powod, aby dac raczej prawa te, a nie inne - i ze powodem tym byla oczywiscie chec stworzenia mozliwie najlepszego wszechswiata, choc przygladajac sie temu ostatniemu, nigdy byscie nie wpadli na to przypuszczenie - jesli zatem byl powod do praw, ktore Bog nadal, to i sam Bog podlegal prawu. I dlatego wprowadzenie Boga jako posrednika w tej sprawie nie przynosi zadnej korzysci. Znajdujecie sie wobec prawa poprzedzajacego boskie etykiety i stojacego poza nimi, a Bog nie doprowadza was do celu, gdyz nie jest najwyzszym prawodawca. Krotko mowiac, argument prawa natury nie ma juz tej sily, ktora posiadal. Rozpatrujac te wywody odbywam podroz w czasie, poniewaz argumenty, za pomoca ktorych dowodzono istnienie Boga, zmieniaja swoj charakter z biegiem czasu. Z poczatku byly to scisle, intelektualne argumenty, ucielesniajace pewne okreslone sofizmaty. W miare zblizania sie do czasow nowozytnych poziom intelektualny tych argumentow spada i nabieraja one coraz wiecej moralizujacej mglistosci. Argument celowosci Nastepnym argumentem jest argument celowosci. Jest on dobrze znany: wszystko na swiecie jest urzadzone tak, zebysmy mogli zyc na nim; gdyby swiat byl choc troche odmienny, nie potrafilibysmy tego czynic. Tak brzmi ten argument. Przybiera on czasem osobliwe formy; utrzymuje sie na przyklad, ze kroliki maja biale ogony, aby latwiej bylo do nich strzelac. Nie wiem co o tym mysla kroliki. Argument celowosci latwo jest sparodiowac. Wszyscy znamy uwage Woltera, ze najwidoczniej nos zostal uksztaltowany tak, aby pasowal do okularow. Ten rodzaj parodii okazal sie bardziej uzasadniony, niz to sie moglo wydawac w XVIII wieku, poniewaz od czasow Darwina rozumiemy znacznie lepiej, dlaczego zyjace istoty sa przystosowane do swego otoczenia. Nie srodowisko zostalo stworzone dla ich rozwoju, ale one same rozwinely sie odpowiednio do warunkow, i to jest podstawa przystosowania sie. Nie ma w tym zadnego dowodu celowosci. Gdy przyjrzymy sie blizej argumentowi celowosci, to wyda sie nam rzecza zdumiewajaca, ze ludzie moga wierzyc, iz ten swiat ze wszystkim, co zawiera, ze wszystkimi swoimi brakami jest najlepszy, na jaki wszechpotega i wszechwiedza w ciagu milionow lat mogly sie zdobyc. Doprawdy nie moge w to uwierzyc. Czy sadzicie, ze gdybyscie byli wszechpotezni i wszechwiedzacy, a nadto mieli miliony lat do udoskonalenia waszego swiata, to nie moglibyscie wytworzyc nic lepszego od Ku-Klux-Klanu, faszystow i pana Churchilla ? Doprawdy, nie imponuja mi zbytnio ludzie, ktorzy oswiadczaja: "Spojrzcie na mnie ! Jestem tak wspanialym tworem, ze wszechswiat musial miec jakis cel". Nie, wspanialosc tych ludzi wcale mnie nie olsniewa. Dlatego uwazam, ze argument celowosci jest bardzo marny. Procz tego, jesli uznajemy zwykle prawa naukowe, musimy przypuscic, ze zycie w ogole, a zycie ludzkie w szczegolnosci, wygasnie w pewnej chwili na naszej planecie; jest ono tylko nieudana proba; jest to jedna z faz rozpadu systemu slonecznego. W pewnym stadium tego rozpadu temperatura oraz inne warunki sprzyjaja powstawaniu protoplazmy i na krotki okres w istnieniu calego systemu slonecznego pojawia sie zycie. Patrzac na ksiezyc widzimy stan, do ktorego zdaza Ziemia - cos martwego, zimnego, bez zycia. Mowia mi, ze ta perspektywa jest przygnebiajaca i ludzie nieraz wam powiedza, ze gdyby temu wierzyli, nie mogliby zyc dluzej. Nie wierzcie im na slowo; wszystko to jest blaga. Nikt nie przejmuje sie na serio tym, co nastapi po milionach lat. Nawet jesli ludzie ci mysla ze sa bardzo strapieni, w rzeczywistosci oszukuja samych siebie. Drecza ich bardziej swiatowe rzeczy lub moze po prostu choruja na zoladek, ale nikogo naprawde nie unieszczesliwi mysl o tym co sie ma przydazyc swiatu za miliony milionow lat. Dlatego chociaz przypuszczenie, ze zycie wygasnie pewnego dnia, nie usposabia, rzecz prosta, do wesolosci - przynajmniej wydaje mi sie, ze mozna tak powiedziec, jakkolwiek czasem, gdy przygladam sie uzytkowi, jaki ludzie robia ze swych istnien, mysle ze jest ono niemal pociecha - jednak proroctwo tego rodzaju nie moze nikomu obrzydzic zycia. Jedynym jego skutkiem jest zwrocenie naszej uwagi ku innym rzeczom. Moralne argumenty na korzysc bostwa Teraz przechodzimy do dalszego stadium tego, co nazwe obnizeniem sie intelektualnej wartosci dowodzen teistow, i docieramy do tak zwanych moralnych argumentow przemawiajacych za istnieniem Boga. Wiadomo, ze w dawnych czasach wysuwano na korzysc istnienia Boga trzy intelektualne argumenty, ktore zostaly obalone przez Emmanuela Kanta w jego "Krytyce czystego rozumu"; lecz zaledwie Kant rozprawil sie z tymi argumentami, a juz wynalazl nowy argument, tym razem moralny, i to go przekonalo w zupelnosci. Podobnie jak wiele innych ludzi byl on sceptykiem w dziedzinie intelektu, lecz gdzy chodzilo o moralnosc - wierzyl slepo w zasady, ktore mu wpojono w dziecinstwie. Jest to ilustracja do czesto podkreslanego przez psychoanalitykow zjawiska, ze nasze najwczesniejsze skojarzenia myslowe wywieraja na nas daleko silniejszy wplyw niz wyobrazenia pozniejsze. Jak mowilem, Kant wynalazl nowy argument moralny na korzysc istnienia Boga. Rozne formy tego argumentu cieszyly sie wielka popularnoscia w ciagu XIX wieku. Jedna z nich polegala na twierdzeniu, ze gdyby Bog nie istnial, nie byloby pojecia dobra i zla. Nie bede w tej chwili rozwazal, czy dobro da sie odroznic od zla, jest to inna sprawa. Obchodzi mnie tylko nastepujacy punkt. Jezeli jestescie zupelnie pewni, ze istnieje roznica miedzy dobrem a zlem, to nasuwa sie pytanie : czy ta roznica powstala z rozkazu Boga ? - Jezeli zawdzieczamy ja Bogu, to dla samego Boga nie ma roznicy miedzy dobrem a zlem i twierdzenie, ze Bog jest dobry, traci wszelki sens. Jesli powiecie za przykladem teologow, ze Bog jest dobry, trzeba bedzie uznac, ze dobro i zlo maja znaczenie niezaleznie od woli Boga, gdyz postanowienia Boga sa dobre, a nie zle, bez wzgledu na sam fakt, ze zostaly przez niego wydane. Jesli zas to przyjmiecie, bedziecie musieli wtedy powiedziec, ze dobro i zlo nie istnieja li tylko dzieki Bogu, ale ze z natury rzeczy logicznie poprzedzaja Boga. Rozumie sie, ze gdybyscie mieli ochote, moglibyscie powiedziec, ze bylo wyzsze bostwo, ktore dawalo rozkazy Stworcy naszego swiata; lub tez wolno by wam bylo podzielic zapatrywanie niektorych gnostykow - zapatrywanie, ktore czesto uwazalem za wysoce prawdopodobne - ze w rzeczywistosci swiat zostal stworzony przez diabla, ktory skorzystal z nieuwagi Boga. Mozna duzo powiedziec na korzysc tej hipotezy i pozwolicie, ze nie bede sie zajmowal jej zbijaniem. Argument wyrownania niesprawiedliwosci Istnieje jeszcze inna, bardzo ciekawa forma argumentu moralnego, wedlug ktorej istnienie Boga jest konieczne do zaprowadzenia sprawiedliwosci na swiecie. W znanej nam czesci wszechswiata panuje wielka niesprawiedliwosc, dobrzy czesto cierpia, a zlym sie powodzi, i trudno orzec, ktora z tych ewentualnosci sprawia nam wieksza przykrosc, lecz jesli chcecie miec sprawiedliwosc we wszechswiecie jsko calosci, musicie przypuscic, ze jest przyszle zycie, ktore zrownowazyloby szale ziemskiego istnienia, a wiec w konsekwencji nalezy przyjac Boga, niebo i pieklo, aby sprawiedliwosc mogla w koncu zatriumfowac. Argument ten jest bardzo dziwny. Gdybyscie rozpatrywali te sprawe z naukowego punktu widzenia, powiedzielibyscie: "Ostatecznie znam tylko ten swiat. Nie wiem nic o reszcie wszechswiata. Ale jezeli w ogole mozna rozprawiac o mozliwosciach, uwazalbym za prawdopodobne, ze ten swiat jest probka typowa i ze jesli tutaj panuje niesprawiedliwosc, to sa szanse spotkania jej rowniez gdzie indziej". Przypuscmy, ze dostaliscie szkrzynke pomaranczy i przekonaliscie sie po jej otwarciu, ze wszystkie owoce z wierzchu sa zepsute. W podobnym wypadku nie dowodzi sie, ze pomarancze na spodzie musza byc dobre tytulem odszkodowania, lecz mowi sie: zapewne cala partia towaru jest zepsuta. Czlowiek obdarzony naukowym umyslem wyrobilby sobie takie wlasnie przekonanie o wszechswiecie. Powiedzialby on: "Swiat tej jest pelen niesprawiedliwosci; pozwala to nam przypuszczac, ze prozno byloby szukac sprawiedliwosci we wszechswiecie, i dostarcza moralnego dowodu przeciw istnieniu bostwa, a nie na jego korzysc". Oczywiscie wiem, ze intelektualne argumenty, o ktorych byla dotad mowa, nie naleza do czynnikow rzeczywiscie oddzialujacych na ludzi. To co sklania ludzi do wiary w Boga, poniewaz uczono ich tego od niemowlectwa; jest to glowny powod ich wiary. Sadze, ze nastepnym co do sily motywem jest chec zabezpieczenia sie, wywolujaca rodzaj poczucia, ze jest gdzies jakby starszy brat, ktory sie wami zaopiekuje. Odgrywa to bardzo wazna role w budzeniu uczuc religijnych. Charakter Chrystusa Chce teraz powiedziec pare slow na temat, ktory moim zdaniem zostal zbyt pobieznie potraktowany przez racjonalistow, a mianowicie chodzi mi o kwestie, czy Chrystus byl najlepszym i najmadrzejszym z ludzi. Uwaza sie powszechnie, ze powinnismy wszyscy na to sie zgodzic. Co do mnie, to jestem przeciwnego zdania. W wielu punktach zgadzam sie z Chrystusem o wiele bardziej niz jego wyznawcy. Nie wiem, czy moglbym isc z nim az do konca drogi, ale w kazdym razie moglbym mu towarzyszyc znacznie dalej niz wiekszosc nominalnych chrzescijan. Pamietacie zapewne, ze Chrystus mowil: "Nie sprzeciwiajcie sie zlu, ale kto by cie uderzyl w prawy policzek twoj, nadstaw mu i drugi". Nie jest to nowe przykazanie ani nowa zasada. Lao Tse i Budda glosili to na jakies 500 lub 600 lat przed Chrystusem, ale faktycznie chrzescijanie nie przyjeli tej zasady. Nie mam zamiaru podawac w watpliwosc chrzescijanskich uczuc, na przyklad, naszego premiera, ale nie radzilbym nikomu z was pojsc do niego i uderzyc go w policzek. Mysle, ze skonstatowalibyscie wtedy, ze wedlug jego mniemania tekst ten powinno sie brac w przenosnym znaczeniu. Jedna jeszcze nauke uwazam za doskonala. Przypominacie sobie zapewne slowaChrystusa: "Nie sadzcie, abyscie nie byli sadzeni". Wydaje mi se, ze trudno by wam bylo znalezc w chrzescijanskich krajach sady, w ktorych ta zasada bylaby mile widziana. Znalem bardzo wielu sedziow, ktorzy byli bardzo gorliwymi chrzescijanami, a jednak zaden z nich nie odczuwal sprzecznosci miedzy zasadami chrzescijanskimi a swoja dzialalnoscia. Dalej Chrystus mowi: "Temu, co cie prosi, daj, a od tego, co chceu ciebie pozyczyc, nie odwracaj sie". Jest to bardzo dobra zasada. Wasz przewodniczacy przypomnial wam, ze nie zebralismy sie tutaj, aby mowic o polityce, ale nie moge sie powstrzymac od uwagi, ze ostatnie wybory rozgrywaly sie na platformie zagadnienia, w jakim stopniu byloby pozadane odwrocic sie od tego, kto chce cos pozyczyc, tak ze musimy przypuscic, iz angielskie stronnictwa, zarowno liberalne jak i konserwatywne, skladaja sie z ludzi nie uznajacych nauki Chrystusa, poniewaz niewatpliwie odwrocili sie oni z cala stanowczoscia od chcacych pozyczac. Nastepnie jest jeszcze jedna maksyma, ktora moim zdaniem zasluguje na uwage, chociaz nie widze, aby sie cieszyla wielka popularnoscia u niektorych naszych chrzescijanskich przyjaciol. Brzmi ona jak nastepuje: "Jesli chcesz byc doskonalym, idz sprzedaj majetnosci twoje i rozdaj ubogim". Jest to znakomita maksyma, ale, powtarzam to, rzadko stosowana w praktyce. Wszystkie te nauki uwazam za dobre, choc troche trudno jest zyc z nimi. Nie moglbym twierdzic, ze stosuje sie do nich w swoim zyciu, ale ostatecznie nie zobowiazywalem sie do tego. Dla chrzescijanina jednak sprawa ta przedstawia sie inaczej. Usterki nauki Chrystusa Po uznaniu doskonalosci tych maksymow przechodze teraz do pewnych punktow, ktore jak sadze, nie daja nam powodu do przypisywania Chrystusowi odmalowanemu w Ewangeliach najwyzszej madrosci lub dobroci. Zaznaczam, ze pomijam kwestie historycznosci Chrystusa. Historycznie jest rzecza bardzo watpliwa, czy Chrystus w ogole kiedys zyl; a jezeli zyl, to i tak brakuje nam o nim wszelkich wiadomosci; nie bede sie wiec zajmowal ta bardzo trudna kwestia historyczna. Chodzi mi o Chrystusa przedsawionego w Ewangeliach, ktorych opowiadania przyjmuje tak jak sa podane; otoz znajduja sie tam pewne rzeczy, ktore nie wydaja sie bardzo madre. Na przykla Chrystus byl przekonany, ze jego drugie przyjscie nastapi w wielkiej chwale jeszcze przed smiercia zyjacych wowczas ludzi. Dowodzi tego wiele tekstow. Miedzy innymi mowi on: "Nie obejdziecie miast izraelskich, az przyjdzie Syn czlowieczy". Potem zas: "Sa niektorzy z tych, co tu stoja, ktorzy nie zakosztuja smierci, az Syn czlowieczy przyjdzie do krolestwa swego". I jest sporo miejsc, z ktorych jasno wynika, ze jego drugie przyjscie nastapi za zycia wielu jego wspolczesnych. Wierzyliw to takze jego pierwsi wyznawcy i wiara ta byla podstawa wielu nauk moralnych. Gdy mowil: "Przetoz nie troszczcie sie o jutrzejszy dzien" i inne podobne rzeczy, bylo to w znacznej mierze dlatego, ze uwazal swoje drugie przyjscie za bardzo bliskie, a wszystkie swiatowe sprawy nie mialy juz dla niego znaczenia. Znalem osobiscie chrzescijan, ktorzy wierzyli w rychle nadejscie Chrystusa. Znalem rowniez proboszcza, ktor napedzil wielkiego strachu swoim owieczkom oznajmiajac im, ze drugie przyjscie Chrystusa nastapi lada dzien; co prawda pocieszyli sie spostrzezeniem, ze ich pasterz sadzi drzewka w swoim ogrodzie. Pierwsi chrzscijanie wierzyli w to rzeczywiscie i powstrzymywali sie od czynow podobnych do sadzenia drzewek w ogrodach, poniewaz podzielali wiare Chrystusa w bliskosc drugiego przyjscia. Pod tym wzgledem Chrystus, jak widac nie dorownywal madroscia niektorym innym ludziom, a juz z pewnoscia nie posiadal najwyzszej madrosci. Zagadnienia moralne Zwrocmy sie do kwestii moralnych. Wedlug mnie istnieje jedna powazna skaza w charakterze Chrystusa, a mianowicie jego wiara w pieklo. Nie moge uwierzyc, aby czlowiek rzeczywiscie humanitarny mogl wierzyc w kary wieczne. Chrystus przedstawiony w Ewangeliach niewatpliwie wierzyl w wieczne meki i w ksiegach tych znajdujemy wielokrotnie slowa msciwego gniewu skierowane przeciw ludziom, ktorzy nie chcieli sluchac jego kazan - postawa dosc zwykla u kaznodziejow, ale nie dajaca sie pogodzic z najwyzsza doskonaloscia. Nie spotykamy tej postawy u Sokratesa, lagodnego i uprzejmego wobec ludzi, ktorzy nie chcieli go sluchac. I moim zdaniem takie zachowanie sie bardziej przystoi medrcowi niz oburzenie. Przypominacie sobie zapewne wszyscy, co mowil Sokrates w swoich ostatnich chwilach i jak sie zazwyczaj zwracal do ludzi, ktorzy sie z nim nie zgadzali. Wedlug Ewangelii Chrystus mowil: "Wezowie, rodzaju jaszczurczy, i jakoz bedziecie mogli ujsc przed sadem dnia piekielnego?" - Byl to zwrot pod adresem ludzi, ktorym sie nie podobaly jego nauki. Naprawde nie wydaje mi sie to w najlepszym tonie. W Ewangelii znajduje sie duzo takich wzmianek o piekle. Najpierw, naturalnie, dobrze nam znany tekst odnoszacy sie do grzechu "przeciwko Duchowi Swietemu": "Ale kto by mowil przeciwko DuchowiSwietemu, nie bedzie mu odpuszczone ani w tym wieku ani w przyszlym". Tekst ten stal sie przyczyna niezliczonch cierpien, gdyz wszelkiego rodzaju ludzie wyobrazali sobie iz popelnili grzech przeciw Duchowi Swietemu, i zyli w przekonaniu, ze nie otrzymaja przebaczenia ani w tym, ani w tamtym swiecie. Jestem pewny, ze czlowiek prawdziwie dobry nie szerzylby na swiecie podobnych trwog i obaw. Chrystus powiada jeszcze: "Posle Syn czlowieczy anioly swoje, a oni zbiora z krolestwa jego wszystkie zgorszenia i tych, ktorzy nieprawosc czynia; i wrzuca ich w piec ognisty, tam bedzie placz i zgrzytanie zebow" - po czym rozwodzi sie w dalszym ciagu nad placzem i zgrzytaniem zebow. Wzmianki o tym nastepuja jedna po drugiej i dla czytelnika jest zupelnie widoczne, ze Chrystus musial znajdowac pewna przyjemnosc w przewidywaniu placzu i zgrzytania zebow, bo inaczej nie powtarzaloby sie to tak czesto. Nie zapomnieliscie pewnie przypowiesci o owcach i kozlach, gdzie mowi sie, jak to podczas drugiego przyjscia Syn czlowieczy odlaczy owce od kozlow i powie kozlom: "Idzcie ode mnie, przekleci, w ogien wieczny". I Chrystus ciagnie dalej: "I pojda ci na meki wieczne". Nastepnie powiada znowu: "A jesliby cie gorszyla reka twoja, odetnij ja; bo lepiej jest tobie ulomnym wnijsc do zywota, nizeli dwie rece majac isc do piekla w ogien nieugaszony, gdzie robak ich nie umiera, a ogien nie gasnie". Powtarza sie to parokrotnie. Musze stwierdzic, ze ta nauka, wedlug ktorej ogien piekielny jest kara za grzechy, jest okrutna. Doktryna ta upowszechnila okrucienstwo i dala swiatu cale pokolenia okrutnie torturowanych ludzi,a Chrystus Ewangelii, jesli sie go bierze takim, jakim go przedstawiaja jego dziejopisarze, musi niewatpliwie ponosic za to czesciowa odpowiedzialnosc. Sa jeszcze inne, chociaz mniej wazne niedociagniecia w nauce Chrystusa. Na przyklad historia swin garazenskich, o ktorych opowiadaja Marek i Mateusz. Nie bylo to z pewnoscia przejawem dobroci dla swin pozwolic w nie wejsc demonom, skutkiem czego biedne zwierzeta wpadly do morza i utonely. Musicie pamietac ze Chrystus byl wszechmocny i mogl po prostu kazac demonom sie wyniesc, ale on zamiast tego umiescil je w swiniach. Dzieje drzewa figowego rowniez przedstawiaja sie dosc zagadkowo. Wiecie zapewne, co sie z nim stalo. "A drugiego dnia (Jezus) laknal; i ujrzawszy z daleka figowe drzewo, majace liscie, przyszedl, jesliby snadz co na nim znalazl; a gdy do niego przyszedl, nic nie znalazl, tylko liscie, bo nie byl czas figom. A odpowiadajac Jezus rzekl mu: Niechajze wiecej na wieki nikt z ciebie owocu nie je..., a Piotr (nastepnego ranka) rzekl mu: Mistrzu, oto figowe drzewo, ktores przeklal, uschlo". Jest to bardzo dziwna opowiesc, poniewaz pora owocowania fig jeszcze wtedy nie nadeszla i doprawdy trudno bylo brac to drzewu za zle. Nie, stanowczo nie zdaje mi sie, zeby Chrystus czy to pod wzgledem madrosci czy tez dobroci stal tak wysoko, jak niektore postaci historyczne. Z tego punktu widzenia postawilbym Budde i Sokratesa wyzej od niego. Czynnik uczuciowy Jak to juz powiedzialem, nie sadze, aby prawdziwy powod dla ktorego ludzie przyjmuja religie, mial cos wspolnego z rozumowaniem. Ludzie staja sie religijni z pobudek uczuciowych. Czesto slyszy sie, ze to bardzo zle napadac na religie, poniewaz jest ona zrodlem cnoty. Tak mi przynajmniej mowiono; sam tego jakos nie zauwazylem. Samuel Butler sparodiowal ten argument w swojej ksiazce "Powrot do Erewhonu". Bohater tego utworu, niejaki Higgs, przybywa do nieznanego kraju, bawi tam jakis czas, po czym ucieka balonem. W dwadziescia lat pozniej udaje sie znowu do tego kraju i zastaje tam nowa religie, ktora nakazuje go czcic pod nazwa Syna Slonca i mowi o jego wniebowstapieniu. Higgs zjawia sie w wilie dnia, w ktorym Erewhonczycy obchodza Swieto Wniebowstapienia, i slyszy, jak profesorowie Hanky i Panky mowia do siebie, ze nigdy nie widzieli slynnego Higgsa i wcale nie maja na to ochoty. Sa to arcykaplani religii Syna Slonca. Oburzony podroznik zbliza sie do nich i oznajmia: "Zdemaskuje te cala szarlatanerie i powiem ludziom, ze jestem tylko zwyklym czlowiekiem i ze wzbilem sie w powietrze balonem". Ale oni mu odpowiadaja: "Nie powinien pan tego czynic, poniewaz moralnosc naszego kraju jest scisle zwiazana z tym mitem i gdyby pewnego dnia Erewhonczycy dowiedzieli sie , ze nie wstapil pan do nieba, staliby sie wszyscy zli". Higgs daje sie przekonac i odchodzi bez slowa. Mysl przewodnia jest wiec taka: bylibysmy wszyscy wystepni, gdybysmy nie trzymali sie wiary chrzescijanskiej. Wydaje mi sie jednak, ze jej wyznawcy byli w wiekszosci bardzo zlymi ludzmi. Mozna skonstatowac ciekawy fakt, ze im intensywniejsza byla religijnosc danego okresu, im glebsza wiara w dogmat, tym wieksze bylo okrucienstwo i tym gorszy ogolny stan rzeczy. W tak zwanych wiekach wiary, gdy ludzie rzeczywiscie wierzyli we wszystkie twierdzenia religii chrzescijanskiej, mielismy tortury inkwizycji, miliony nieszczesliwych kobiet spalono jako czarownice i nie bylo okrucienstwa, ktorego by sie nie dopuszczono w imie religii. Rozgladajac sie po swiecie, wpredce spostrzegamy, ze kazdy, chocby najmniejszy wzrost uczuc humanitarnych, kazda reforma kodeksu karnego, kazdy krok w kierunku zmniejszenia niebezpieczensta wojny, kazda proba poprawy polozenia ras kolorowych lub zlagodzenia niewolnictwa, kazdy postep moralny, ktory sie udalo osiagnac, byl stale zwalczany przez zorganizowane Koscioly calego swiata. Oswiadczam po dojrzalym namysle, ze religia chrzescijanska w postaci, jaka jej nadaly Koscioly, byla i jest jeszcze glownym nieprzyjacielem moralnego postepu swiata. Jak Koscioly opoznily rozwoj postepu Bedziecie moze uwazali, ze posuwam sie za daleko, utrzymujac, ze te stosunki trwaja nadal. Jestem innego zdania. Wezmy rzecz nastepujaca. Musicie mi wybaczyc, ze o niej wspomne. Jest to nieprzyjemny fakt, ale Koscioly zmuszaja nas czasem do przytaczania niemilych rzeczy. Przypuscmy, ze w naszym dzisiejszym swiecie niedoswiadczona dziewczyna poslubi syfilityka. W tym przypadku Kosciol katolicki powiada: "Sakrament malzenstwa jest nierozerwalny. Jestescie zlaczeni na cale zycie" - i kobiecie tej nie wolno uzywac zadnych srodkow, aby uniknac wydania na swiat syfilitycznych dzieci. Takie jest stanowisko Kosciola katolickiego. Twierdze, ze jest to szatanskie okrucienstwo. Zaden czlowiek, ktorego przyrodzone uczucia nie zostaly stepione przez dogmat lub ktory nie jest calkowicie pozbawiony zdolnosci odczuwania cudzego cierpienia, nie bylby zdolny utrzymywac, ze jest sluszne i wlasciwe, aby podobny stan rzeczy istnial w dalszym ciagu. Podalem tylko jeden przyklad. Ale jest duzo innych sposobow, za pomoca ktorych w obecnej chwili Kosciol przez obstawanie przy tym, co nazywa moralnoscia, skazuje najrozmaitszych ludzi na niezasluzone i zbyteczne cierpienia. I naturalnie jest on w swej przewazajacej czesci przeciwnikiem postepu i wszelkich ulepszen dazacych do zmniejszenia ilosci cierpienia na swiecie, poniewaz opatrzyl etykieta moralnosci zbior malostkowych przepisow postepowania, ktore nie maja nic wspolnego ze szczesciem ludzi. Gdy sie mowi o koniecznosci zrobienia tej lub owej rzeczy, ktora przyczynilaby sie do szczescia ludzkosci, Ksciol odpowiada, ze ten cel jest mu obcy. "Coz wspolnego moze miec szczescie miec szczescie ludzi z moralnoscia ? Zadaniem moralnosci nie jest uszczesliwianie ludzi, lecz przygotowanie ich do zycia wiecznego". Topewne, ze ludzie przygotowani w ten sposob nie wydaja sie zdolni do zycia ziemskiego. Strach jako podstawa religii Religia jest oparta przede wszystkim i glownie na strachu. Jest to czesciowo lek przed nieznanym, a czesciowo, jak juz mowilem, pragnienie posiadania jak gdyby starszego brata, ktory stanie po naszej stronie we wszystkich klopotach i sporach. Lek jest fundamentem tego - lek przed tajemnica, obawa porazki, lek przed smiercia. Strach rodzi okrucienstwo, nic wiec dziwnego, ze okrucienstwo i religia szly zawsze reka w reke. Lek jest podstawa ich obu. Zaczynamy teraz troche rozumiec rzeczy otaczajace nas na tym swiecie i opanowywac je po trochu za pomoca nauki, ktora utorowala sobie droge krok za krokiem, wbrew chrzescijanskiej religii, wbrew Kosciolowi, pomimo opozycji wszystkich starych przepisow. Nauka moze nam pomoc przezwyciezyc ten dominujacy strach, w ktorym ludzkosc zyla przez tyle pokolen. Nauka i nasze serca moga nas nauczyc rezygnacji z poszukiwania urojonej podpory, z wynajdywania sobie sprzymierzencow w niebie i uzywania naszych sil raczej do tego, zeby uczynic z tego swiata miejsce w ktorym zyc warto, a nie pieklo, ktore zrobily z niego Koscioly w ciagu minionych wiekow. Co powinnismy robic ? Chcemy stac o wlasnych silach i patrzec na swiat bez zmruzenia powiek - na jego dobre i zle strony, jego piekno i brzydote; chcemy widziec swiat takim, jakim jest i nie odczuwac przed nim leku. Nalezy podbic swiat inteligencja, a nie odnosic sie don z niewolnicza ulegloscia wyplywajaca z przerazenia, jakie w nas budzi. Pojecie Boga bierze swoj poczatek w starodawnym wschodnim despotyzmie. Jest to pojecie bezwarunkowo niegodne wolnych ludzi. Gdy slyszy sie w kosciele ludzi, ktorzy ponizaja sie mowiac, ze sa nedznymi grzesznikami itd., wydaje sie to czyms godnym wzgardy, czyms, co nie przystoi szanujacym sie istotom ludzkim. Powinnismy nie upadac na duchu i patrzec swiatu prosto w twarz. Powinnismy uczynic nasz swiat mozliwie jak najlepszym. I chociazby rezulat nie odpowiadal naszym zyczeniom, to jednak bedzie lepszy od tego, co zrobili zeswiata chrzescijanie w ciagu minionych stuleci. Dobrze urzadzony swiat potrzebuje wiedzy, dobroci i odwagi. Nie potrzeba mu zalu i westchnien za przeszloscia ani zakuwania w kajdany swobodnej inteligencji za pomoca slow wyrzeczonych niegdys przez ignorantow. Potrzebuje on smialych pogladow i swobodnej inteligencji. Potrzebna mu jest nadzieja na przyszlosc, a nie ogladanie sie wstecz. Ufamy, ze przyszlosc, ktora nasza inteligencja moze stworzyc, pozostawi daleko za soba wszystko to, cosmy zdzialali w przeszlości. Mity i oszustwa biblijne Autor tekstu: Lloyd Graham Fragment "Deceptions and Myths of the Bible" Biblia nie jest "słowem Bożym", lecz zbiorem zapożyczeń ze źródeł pogańskich. Historia Edenu i Adama i Ewy jest wzięta ze źródeł babilońskich; a opowieść o potopie jest niejako streszczeniem około... czterystu innych na ten temat. Arka Noego i góra Ararat mają swoje odpowiedniki w kilkudziesięciu innych mitach o potopie. Nawet imiona synów Noego zostały skopiowane. Podobnie ma się sprawa z ofiarą Izaaka, sadem króla Salomona w sprawie sporu o dziecko czy opowieścią o Samsonie obalającym gołymi rękami słupy potężnej budowli. Mojżesz wykreowany jest na wzór syryjskiego Mizesa, a biblijne prawa opracowane są w znacznym stopniu na baziekodeksu Hammurabiego. Biblijny Mesjasz pochodzi od egipskiego zbawiciela Mahdiego, a niektóre wersety biblijne są słowo w słowo ściągnięte z pism egipskich. Pomiędzy Jezusem a egipskim Horusem Gerald Massey naliczył 137 podobieństw, oraz setki podobieństw pomiędzy Chrystusem a Kriszną. Według Wulgaty, tetragram YHWH ma oznaczać "Ego sum qui sum", czyli "Jestem który jestem", i dla wygody wymawiamy to słowo "Jahwe". Ale wszystkie świątynie egipskie miały na ścianach wypisane słowa "Nuk Pu Nuk" - "Jestem który jestem". Hindusi mieli swoje "Tat Twam Asi" "Jestem który", a Persowie "Ahmi Yat Ahmi". Imię "Adam" nie jest pochodzenia hebrajskiego. O Adamie mówią pisma chaldejskie, znacznie starsze od hebrajskich. Znane było ono również Babilończykom. Na babilońskich tablicach glinianych George Smith znalazł opowieść o stworzeniu świata niczym nie różniącą się w treści od wersji biblijnej. Według niej, pierwszemu człowiekowi na imię było Adamu. Zaś według hinduskich "Proroctw" Ramutsariara - księgi starszej od Biblii o dwa tysiące lat, pierwszemu mężczyźnie na imię było Adama, a pierwszej kobiecie - Heva. Opowieść ta jest również niemal dosłowną kopią hebrajskiej wersji stworzenia. Wielu ludzi uważa Mojżesza za postać równie autentyczną jak Cezara czy Aleksandra. Jeśli więc naprawdę istniał, to dlaczego historia nie ma o nim nic do powiedzenia. Nie ma o nim najmniejszej wzmianki w jakichkolwiek źródłach, z wyjątkiem żydowskich. Imię "Mojżesz" jest pochodzenia egipskiego i pochodzi od egipskich słów "mo" czyli "woda", i "uses", uratowany, wzięty z wody. Arabia, Syria i Fenicja również miały swoich Mojżeszów, a raczej Mizesów, bo tak wymawiano to imię w tych krajach. Pewien hymn do Bachusa mówi, że ów Mizes został uratowany, znaleziono go pływającego na wodzie w drewnianej "kołysce". Egipski Ozyrys został również włożony do kufra lub trumny i puszczony na wodę, zdany na łaskę lub niełaskę fal. Nawet słowo "Sabat" nie pochodzi z języka hebrajskiego, lecz z babilońskiego "Sabattu", czyli dzień odpocznienia, które Babilończycy obchodzilijako swoje święto znacznie wcześniej niż Żydzi. Trudno jednak dociec dlaczego Żydzi zapożyczyli właśnie to babilońskie święto Sabattu. "Pomysł obchodzenia dnia siódmego jako dnia odpoczynku od pracy narodził się w Babilonii. Co do tego nie ma wątpliwości" pisze profesor Langdon. I nie ma wątpliwości co do tego,że niemal wszystkie swoje metafizyczne pojęcia Żydzi zapożyczyli od innych, starszych kultur. W Biblii czytamy że "zbawienie jest z Żydów" (według słów Jezusa), ale okazuje się że sam judaizm nie jest "z Żydów". Wielu niedouczonych chrześcijan wierzy w to, że tylko ich Zbawiciel poniósł męczeńską śmierć na krzyżu, nie mając pojęcia o tym, że co najmniej szesnastu innych zmarło w taki właśnie sposób. Oto lista: 1. Jezus - Nazaret 2. Kryszna - India 3. Sakia - India 4. Iva - Nepal 5. Indra - Tybet 6. Mitra - Persja (bardzo popularny w czasach początków chrześcijaństwa był głównym konkurentem "naszego" Zbawiciela, miał się urodzić 25 grudnia! - przyp.) 7. Tammuz - Babilonia 8. Criti - Chaldea 9. Attis - Frygia 10. Baili - Orissa 11. Thules - Egipt 12. Orontes - Egipt 13. Zbawiciel z Witoba - Telingonese 14. Odin - Skandynawia 15. Hesus - zbawiciel Druidów celtyckich (ukrzyżowany jako baranek, który miał zgładzić grzechy świata - przyp.) 16. Quetzalcoatl(Quexalcote) - Meksyk (ukrzyżowany w 587 r. przed Chr., został przybity razem z dwoma innymi złoczyńcami do krzyża, zmartwychwstały drugiego dnia - przyp.) Zatem krzyż nie jest symbolem chrześcijańskiego pochodzenia. Jest on znakiem uniwersalnym. Można go spotkać często na ścianach starożytnych budowli - pogańskich świątyń, na dawnych tablicach i dziełach sztuki. Paweł mówi "Jezus Chrystus wczoraj i dziś, tenże sam i na wieki", a autor Apokalipsy św.. Jana "Jam (Jezus) jest alfą i omegą, początek i koniec". Zaś Vishnu mówi "Jam jest początkiem, środkiem i końcem wszystkich rzeczy istniejących", a egipski Horus - "Jam jest dniem wczorajszym, dzisiejszym i jutrzejszym". Wystarczy przeczytać choćby historię Herkulesa, Mitry i Bachusa aby zrozumieć pogańsko-mistyczne źródło całej tej opowieści o Jezusie. Herkules również narodził się z dziewicy której na imię było Alcmene. Ojcem jego był bóg Zeus, a jego koleje życia są prawie takie same jak Jezusa. E.E. Gold napisał o perskim bogu Mitrze: "Wstępuje do komór śmierci po to, aby powstać w pełnej chwale światłości i mocy dla wiecznego zbawienia człowieka". O Bachusie zwanym przez Eurypidesa "Bachusem, synem Bożym" profesor Wilder pisze: "dla swoich naśladowców był personifikacją świata natury i świata sprawiedliwości, z uzdrowieniem na swoich skrzydłach. Narodzony z ziemskiej niewiasty, wyprowadził ją z krainy śmierci i przeniósł do królestwa niebieskiego aby była godna wszelkiej chwały". Opowieść o wskrzeszeniu Łazarza to jedno z największych oszustw biblijnych. Jej pochodzenia znów należy szukać w Egipcie. Jezus, Zbawiciel z Judei, poszedł do Betanii wzbudzić z martwych swojego przyjaciela Łazarza, podobnie jak egipski Zbawiciel Horus poszedł do Bethanu wskrzesić swojego ojca. Następnie, imiona Maria, Marta i Łazarz również pochodzą z Egiptu. We wspomnianej opowieści egipskiej występują imiona kobiet Meri i Merti, które maja brata El-Azar-usa. Widzimy wiec w jaki sposób egipski El-Azar-us stal się żydowskim Łazarzem. Słowo Bethanu oznacza "dom Boga", w tym przypadku chodziło o egipskiego boga Anu. Widzimy znów skąd wzięło się w języku żydowskim słowo "Beth" i cala ta biblijna opowieść. Natomiast ewangeliczna opowieść o wskrzeszeniu córki Jaira pochodzi z Indii. W Hari-Purana czytamy o tym jak Kryszna (Chrishna) wzbudził z martwych młodą dziewczynę. Według tego hinduskiego mitu była to Kalavatti, córka Angashuna. Po jej śmierci żałobnicy zebrali się aby ją opłakiwać. W przekładzie Jacolliota brzmi ona następująco: "...nagle wielki szum rozległ się w całym pałacu i słychać było słowa tysiąckrotnie powtarzane "Pacya pitarum; pacya gurum!" - "Ojcze, Mistrzu!". Wtedy Kryszna podszedł, uśmiechnął się i oparł na ramieniu Arjuna. - Mistrzu - zawołał Angashuna rzucając mu się do stop i zalewając je łzami. - Spójrz na moją biedną córkę - po czym wskazał na ciało Kalavatti złożone na macie... Dlaczego płaczesz - zapytał Kryszna łagodnie. - Czy nie widzisz ze śpi? Zobacz że się rusza. Kalavatti ! Powstań i chodź! Gdy tylko Kryszna wypowiedział te słowa, oddech, ciepło, ruch i życie zaczęły wstępować powoli w to młode ciało. Młoda istota, posłuszna rozkazowi owego półboga, wstała na własne nogi i podeszła do swoich bliskich i znajomych. Lecz tłum zdumiał się i zawołał: "To jest bóg, bo śmierć nie jest dla niego czymś więcej niż snem". Według meksykańskiej religii, wysłannik z nieba obwieścił dziewicy Sochequetzal, że pocznie w sposób niepokalany i urodzi Quetzalcoatla. I podobnie jak Gabriel ogłosił Maryi przyjście na świat Jezusa, tak Bodhisat zapowiedział Mai, matce Buddy, narodzenie jej syna. Oba imiona - Mai i Maryja, pochodzą od wspólnego rdzenia oznaczającego "woda". Żona Mojżesza również miała na imię Miriam. I rzeczywiście, imię Maryja pojawia się w wielu postaciach w rożnych kulturach i zawsze jest nim nazwana matka zbawców świata. Oto przykłady: Matka - Syn-zbawca Maria - Jezus Maia - Budda Maia - Hermes Maya - Agnis Myrrha - Adonis Maya Maria - Sommona Cadom (syjamski zbawca) Mariama - Kryszna Wszystkie te Maryje oznaczają jedno - Planetę-Matkę, a katolicka Matka Boska nie stanowi tu żadnego wyjątku. Widzimy więc, że ta opowieść o zwiastowaniu przez anioła narodzin dziecka nie jest bynajmniej wyłącznie chrześcijańskiego pochodzenia. Wszystkie pogańskie ziemie-matki były zabierane do nieba przez swoich boskich synów, aby objąć tam władzę jako "Matka Boża", "Królowa Nieba", itd. Alcmene, matka Herkulesa wstąpiła w obłoki i stała się Królową Nieba. Podobnie Semele została zabrana do nieba przez swojego syna Bachusa zwanego "Synem Bożym", aby panować jako Królowa Wszechświata przed którą "cale piekło drży". Pallas Atena nazywana była "jedyną Matką Bożą" oraz "Królową Nieba". Żydzi w Egipcie też oddawali cześć Królowej Nieba jakieś 600 lat przed narodzeniem się biblijnej Maryi, matki Jezusa. W Babilonii, z kolei, była Isztar-Królowa Nieba, a modlitwa do niej brzmiała następująco: "Królowo Nieba i Ziemi, która przyjmujesz modlitwy, wysłuciach!esz próśb i błagań, miłosierna bogini kochająca sprawiedliwość; Spójrz na mnie, o Pani, i zwróć się do mnie, tak aby serce sługi twego zostało pokrzepione". Czy bardzo rożni się ta modlitwa od katolickich litanii do Najświętszej Marii Panny ? (Zatem uwaga Polacy - zwłaszcza pielgrzymi na Jasną Górę - "Królowej Anielskiej śpiewajmy"! - dop. tłum.) Jakim wiec cudem Biblia może być objawieniem danym Żydom przez Boga? Masy wiernych nigdy nie czytają tych innych źródeł, a księża i pastorzy którzy je znają, milczą na ten temat. Zresztą niewiele tych źródeł zachowało się, bo poniszczyli je fanatyczni bibliści. Starożytni Żydzi mieli jednak dostęp do wielu z nich, o czym niewielu z nas pamięta. W roku 125 n.e. Św. Ireneusz powiedział, ze za jego czasów istniała ogromna ilość ewangelii. Zachowały się i dotarły do nas tylko te, które kapłani chcieli wykorzystać do własnych celów; resztę poniszczyli. Aby pojąć istotę sprawy, czytelnik musi wiedzieć, że całe kapłańskie zrzeszenia konspiracyjne starannie redagowały i dobierały teksty biblijne przez dłuższy czas. Według ich teorii Chrystus był stworzycielem świata, uznającym biblijna teorię stworzenia za prawdziwą. Ale Bóg nie jest nawet źródłem miłości, lecz tylko źródłem życia; miłość nie jest bowiem darem, lecz owocem z wielkim trudem i mozołem osiągniętym w wyniku powolnego procesu ewolucyjnego życia, do tego owocem dość świeżym.
  5. HDD jest na SATA, działał dobrze i pewnego razu się już system nie załadował! BIOS OK, ale po nim komunikat jak w opisie, dyskietka startowa ładuje się tylko do pamięci bo zgłasza błędy HDD, fdisk nie chce sformatować dysku - też zgłasza błędy. Mam bootowane CD z WinXP, setup działa bez problemów, najlepsze jest to, że setup windy rozpoznaje partycje, ich etykiety, pojemności i system plików, ale zawiesza się podczas próby reinstali lub formatu partycji c: Kompa rozkręciłem, kable sprawdziłem, pozatym bios rozpoznaje dysk prawidłowo! Help! :cry:
  6. Chcę zmienić pastę termoprzewodzącą z silikonowej na ceramiczną. Procek to AMD A64, więc ma osłonę na cały rdzeń. Po zdjęciu coolera, na osłonie została pasta. Przed nałożeniem ceramicznej, musze ją chyba usunąć? W jaki sposób bezpiecznie usunąć tą pastę silikonową z proca, aby przed nałożeniem nowej był gładki i cały? Zdrapać? :-|
  7. penemue

    X800 Pro Vivo Help!

    Jednak karta jest zwalona, bo na innym kompie to samo :| Karte kupiłem nową, ale bałem się że to ja ją zrąbałem w jakiś dziwny sposób... Jedzie sobie teraz do Krakowa... Zobacze za 1,5 tygodnia co będzie... thx4all EOT
  8. Złożyłem nowego kompa, uruchamiam a tu pisze, że nie ma dodatkowego zasilania do grafy. OK mój błąd przegapiłem taki banał. Podłączam molex'a, uruchamiam kompa ponownie, a tu artefakty na cały ekran! Biosu nie widać, tylko się artefakty zmieniają cały czas!!! Kolorowe kwadraciki... Karta to Szafirek X800 Pro VIVO, zasialcz mam raczej dobry - Chieftec 410W... Czy możliwe jest że karta się zrąbała tak szybko? Jak się upewnić, że jest siadnięta? Dociskałem ją do AGP, śrubki dokręcone :|, zasilanie podłączone, D-Sub kilka razy wyciągałem, dociskałem... I nic... :( Moja karta to już historia? Czy może wiecie gdzie jest coś źle... :-|
  9. penemue

    Słuchawki 5.1

    http://www.frazpc.pl/artykuly/320/51/na/gl...C/PowerMax/HP10 Słuchawki 5.1 Teac ze wzmacniaczem http://www.in4.pl/recenzje.htm?rec_id=247 Zalman Theatre 6 i MT Sculptor 5.1 http://www.in4.pl/recenzje.htm?rec_id=244 GAINWARD Hollywood@Home SoundXplosion 5.1 http://twojepc.pl/artykuly.php?id=zalman_5_1_phone Zalman Theatre 6
×
×
  • Dodaj nową pozycję...