To jest cwane sformułowanie, które jednak nic nie znaczy. Gdyby można się było na nim oprzeć, to równie dobrze jestem w stanie rozsyłać kilo piasku pod nazwą płyty głównej, a później zasłaniać uchybieniami i błędami.
Kupujący zawiera umowę ze sprzedawcą, a nie producentem, który jest dla niego całkowicie nieistotny. To sprzedawca zachwala swój produkt, przedstawia ofertę i ostatecznie czerpie zyski ze swojej działalności. Jeśli w osiedlowym sklepie kupię niezjadliwe kartofle, to mam je zwrócić do rolnika który je zasadził?
Sprzedając na odległość, sprzedawca i nabywca ponoszą pewne ryzyko wynikające z ograniczonych możliwości prezentacji produktu. Powstały więc odpowiednie zapisy prawne, aby chronić konsumenta przed niedoskonałościami takiej transakcji, które jak widać nie są przez sprzedawców respektowane i nie ma nic do tego stopień wykształcenia jednej, czy drugiej strony. Co więcej, także transakcje zawierane w siedzibie usługodawcy/sprzedawcy podlegają regulacjom, w świetle których klient jest chroniony przed niezgodnością z umową, czyli mówiąc po ludzku "rozczarowaniem z zakupionego produktu". Według mnie, w opisanym przypadku zarówno zwrot monitora z lag'iem, jak i płyty nie spełniającej zapewnień przedstawionych w ofercie powinien odbyć się bezproblemowo, nawet gdyby do kupna/sprzedaży doszło w sklepie.
Powtarzam jeszcze raz - sprzedawcy i usługodawcy wykręcają się ze swoich psich obowiązków i nie mieści się w moim - być może ograniczonym - światopoglądzie, kiedy jest to tolerowane. Osobiście nikomu nie życzę, aby znalazł się w analogicznej sytuacji, ale mam wrażenie że niektórym z nas taki zimny prysznic się przyda.
Naprawdę wierzysz w to, co piszesz? Co tu reklamować? Na pewno nie towar, raczej sprzedawcę! :)