Hello!
Jestem noobem, także jeżeli piszę/robię coś źle/podaję niepełnie info, to proszę o wypomnienie i z góry przepraszam.
Postanowiłem podbić sobie i5 6600k do 4.2 ghz. Zacząłem od tego, że zmieniłem mnożnik, i leciał na 4.0ghz i 1.2v. Wrzuciłem stresstest, i wszystko ok - temperatury max 51 stopni, żadnego throttlingu ani innych problemów. Zrestartowałem kompa, i tutaj problem - zaskakiwał, wiatraczki zaczynały się kręcić, po czym automatycznie shutdown po 1-2 sekundach i znowu, i tak w kółko. Po zresetowaniu biosu do ustawień fabrycznych wszystko śmiga znowu bez najmniejszego problemu, stresstest też na wszelki wypadek zrobiłem, więc wydaje się że żadnych trwałych uszkodzeń nie ma. Teraz pytanie - czy to wina zasilacza, czy powinienem pogrzebać z voltażem, czy może jakiś inny czynnik/rzecz, którą źle zrobiłem? Poniżej info na czym to wszystko śmiga:
Chłodzenie CPU SilentiumPC Grandis XE1236 Procesor Intel Core i5-6600K Zasilacz be quiet! SYSTEM POWER 8 600W Płyta główna MSI Z170A TOMAHAWK AC Pamięć Corsair Vengeance LPX, DDR4, 16GB(2x8GB), 3000MHz
Grafika Gtx 1070 Gigabyte g1 gaming
Pasta na procku też nie stockowa, tylko Arctic Silver.
Wdzięczny byłbym bardzo za jakieś podpowiedzi :)