Skocz do zawartości

Mardok

Stały użytkownik
  • Liczba zawartości

    6904
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    4

Zawartość dodana przez Mardok

  1. Mardok

    "Było sobie MoBo"

    Może i historyjka fajna ale nikomu ni życzę tak "udekorowanej" ściany jak moja (no ale przynajmniej było wesoło, gdyby tylko raz) :) A pyzatym wiecie jak mnie potem palce bolały od tych nacięć od skalpela nie wspomnę już o nodze :)
  2. "Było sobie MoBo&" Czas akcji : początek roku 2001 W rolach głównych : Shuttle VIA KT133A oraz AMD Durom 800MHz Przedmowa: Owa historia opowiada o bolesny życiu pewnych komponentów komputerowych (u mnie jakoś dziwnym trafem to normalne), które jako jedne z pierwszy (miały ten zaszczyt) zawisły na mojej obecnie zatłoczonej ścianie w pokoju (taka mała całkiem nie planowana galeria). Do szybkiego ich końca jak w poprzednich przypadkach przyczynił się mój niezwykły intelekt (a to zabawne) i czynniki, na które nie miałem wpływu (tak na marginesie tym razem bez %). Jedno pragnę dodać, iż owe części do końca były razem (miłość jest wietrzna yyyy wieczna). Wstęp: Historia ta zdarzyła się jakoś miej więcej na początku korku, 2001 gdy jeszcze w większości maszyn królowały Durony (no powiedzmy królowały). Po ciężkiej wyprawie (oj ciężkiej) w niezwykle trudnych warunkach dla zdrowia fizycznego jak i psychicznego (czytaj: powrót z szkoły) postanowiłem trochę ochłonąć przed moim komputerkiem (mój komputer jak mnie widzi to czasem nawet włączyć się nie chce), który jeszcze nie wiedział, co go czeka, (ale przeczuwał). Akt I: Jak powszechnie w tedy (no teraz też chyba że coś mnie ominęło) było wiadomo że Durony można podkręcać więc postanowiłem nie być gorszy i wycisnąć (z tym wyciskaniem to mi nie najlepiej idzie ale przynajmniej jest wesoło) coś jeszcze z mojego sprzętu. Po załadowaniu się Windy (czytaj: 3 godziny i 6 errorów później) zapuściłem Internet (w tym celu użyłem wysoce technologicznie zawansowanego urządzenia potocznie nazywanego modemem) by ściągnąć przepis (na grzanki z Durona) jak należy "pociąć" procesor, aby uzyskać odpowiednie napięcie i oczywiście mnożnik. Dla niewtajemniczonych dodam, iż w tedy nie każda płyta miała podkręcanie w biosie. Po jakiś 20min w necie znalazłem wszystkie potrzebne mi informacje oraz wskazówki, czym ciąć i łączyć mostki. Wydrukowałem te informacje (na super hiper szybkiej i wydajnej drukarce igłowej, która wydobywał z siebie dźwięki podczas pracy przypominające startujący myśliwiec F-16 oraz pamiętającej jeszcze czasy 386 to taki procesor, którego jeszcze mi się nie udało "zajechać") No wiec pełen zapału zabrałem się do dzieła (zapału to akurat nigdy mi nie brakowało gorzej z resztą). Podążam zgodnie z informacjami (przynajmniej się staram) i najpierw wyłączam komputer (ciekaw, co by było gdybym ten krok ominął hym kiedyś muszę to sprawdzić) zdejmuję coolera wyciągam procka i zbieram się do pracy. Jako że nie posiadałem ani nie miałem dostępu do specjalistycznych narzędzi do "cięcia" postanowiłem improwizować (to akurat nigdy mi na zdrowie nie wyszło może to poświadczyć mój portfel i niezła galeria na ścianie części, którym improwizowanie dosłownie POMOGŁO .................... odejść do krainy wiecznych łowów czy może raczej megaherców). Akt II: Na początek użyłem super ostrego narzędzia zwanego skalpelem, (który dostał od wujka, ginekologa tak na marginesie to fajna zabawka). Patrząc przez szkło powiększające trzymane w jednej ręce a w drugiej trzymając skalpel przystępuję do działania i zaczynam ciąć mostek L1 (no te małe <span style="color:red;">[ciach!]</span>lniki, co je ledwo widać i geniusze piszą by je przeciąć). Po jakiś 2h zabawy skalpelem (trzech plastrach na ręce i jednym na nodze, ale nogi to już nie będę komentował) i zaledwie jednym w dodatku nie do końca przeciętym "<span style="color:red;">[ciach!]</span>lnikiem" (czytaj: małym stykiem) doszedłem do wniosku (trochę powoli do niego dochodziłem no, ale lepiej żupno niż wcale), że skalpel to nienajlepsze rozwiązanie (procesora nie chciał ciąć, ale moje palce owszem ............ a to cham). Zacząłem w dom poszukiwania czegoś, co by się mogło nadać. Gdy już byłem naprawdę zdesperowany (w tym momencie niech każdy sprzęt komputerowy będący w promieniu 1km ode mnie niech ma się na baczności) chwyciłem za nóż kuchenny marki "Zepter" laserowo ostrzony i postanowiłem go użyć (całkiem fajna zabawka i w dodatku bardzoooooo skuteczna). Gdy mój kolego, który przyszedł w czasie, kiedy szukałem odpowiedniego narządzi zobaczył, z czym podchodzę do procka nie wiem, czemu nagle przypomniał sobie, że żelazka nie wyłączył (czytaj: uciekał aż się kurzyło). I tak z pomocą tego prymitywnego (aczkolwiek niezawodnego) narzędzia udało mi się w końcu (nie chcecie wiedzieć jak) przeciąć wszystkie złącza w mostu L1 (a mówili, że bez narzędzi do grawerowania ani rusz). Cięcie zakończyłem o 6:xx rano (trochę to trwało) następnego dnia (sobota) nie mogąc się doczekać połączyłem wszystkie złącza za pomocą ołówka (dla wtajemniczonych to ołówek też był mojej siostry) by uzyskać mnożnik 10,5x i przekroczyć magiczną granicę 1GHz. Napięcie zwiększyłem do 1,850V (raz kozie śmierć yyyy biedna koza) gdyż takie ustawienie nie wymagało cięcia (a bałem się, że jak będę musiał znowu coś ciąć to chyba najpierw podetnę sobie żyły) a wystarczyło tylko połączyć wszystko w mostku bodajże L7. Akt III: Zadowolony z siebie (przynajmniej w tym momencie), że udało w końcu tego dokonać (dokonanie porównywalne z wspinaczką wysokogórską na Mont Everest bez butli tlenowych) nakładam pastę termoprzewodzącą (delikatnymi robakami znaczy ruchami), wkładam procesor do płyty podłączonej na "pajączka" (czytaj: bez obudowy, byle, jak aby było i takie tam) i odpalam komputer. Wtedy nagle rozchodzi się straszny PISK potem SMRÓD i na końcu DYM (hym skąd ja to już znam). Procesor nie dość, że o mało nie wyskoczył z gniazda (mógłby startować w skokach wzwyż na olimpiadzie czy cuś) to w dodatku zaczął wydobywać z siebie dźwięki a raczej piski (coś mam dziwne wrażenie, że moje części są uzdolnione muzycznie). Jak się okazało podłączyłem wszystko oprócz wiatraczka na procesor (genialny pomysł no nie)!!! Na paście termoprzewodząca początkowo robiły się bąbelki powietrza (fajnie wyglądały), które następnie pękały i tak w kółko. Następnie pasta zaczęła się dymić (tu już nie było tak fajnie) by w końcu prawie zniknąć (tutaj zacząłem się martwić) trwało to wszystko dosłownie 2 może 3 sekundy (a wydawało się jak wieczność). Rzuciłem się na kabel od zasilania (uwielbiam ten moment) wyrwałem go (skąd ja to znam) i z duszą na ramieniu (jak się późnej okazało duszą mojego procka) założyłem z powrotem wiatraczek. Nastąpiła chwila prawdy (no wiecie taki teleturniej, Skody nie wygrałem, ale za to szkody tak) wtykam wtyczkę włączam komputer (oczywiście posuwistym ruchem) i NIC (żadna nowość). To, co zwykle czarny ekran i zero odzewu (przynajmniej monitora nie zajadę, bo coś go za często nie używam). Po głębszych oględzinach (wcześniej 3 piwa na rozluźnienie) okazało się, że procek z ledwością wyciąga się z nieźle zmasakrowanego Socket A (musiałem pomagać mu śrubokrętem) a płyta w okolicach KT133 nie wygląda najlepiej (czytaj: osmolona jak cholera, ale jakby nie patrzeć to był dość ciekawy efekt tak trochę kwiatka przypominało). I oto tak stałem się (nie)szczęśliwym posiadaczem dość drogiego jak na owe czasy obrazka (w postaci płyty z prockiem) na ścianę (nawet ten bez ucha no Wagon czy jak mu tam by się nie powstydził no wiecie ten od słoni yyyy znaczy słoneczników). W tym przypadku również nie było mowy o gwarancji, (co za pech) gdyż serwis chyba by nie przyjął procesora, który ma na sobie ślady cięcia (nożem kuchennym) a MoBo miało nie za dobrze wyglądające (czytaj: podtopione) gniazdo Socket A oraz KT133 (wyglądała całkiem normalnie tylko trochę jakby czarna bardziej niż zwykle yyyy no dużo bardziej niż zwykle no dobra cholernie czarna), która nawisem mówiąc jest teraz moim breloczkiem od kluczy (w dodatku całkiem uroczym). I oto tak skończyła się kolejna historia z mojego dość ciekawego życia związanego z komputerami. Muszę przyznać, że zabawa była świetna musze kiedyś spróbować jeszcze raz tylko tym razem do cięcia użyje tasaka :) Na koniec kilka moich rad: (1), Jeśli jesteś miłośnikiem sztuki nowoczesnej i masz ochotę posiadać w swojej kolekcji doskonały obraz pod dźwięcznym tytułem "Spal mnie sam" to podążaj zgodnie z powyższym poradnikiem. (2), Na koniec jeszcze dodam, że kiedy wkładacie swój procesor to radzę wam abyście się upewnili czy chłodzenie jest założone (w ogóle) poprawnie i czy ewentualne kable (dotyczy wiatraczków) są podłączone (Taka mała rada jak nie pasuje to czytaj wyżej).
  3. Mardok

    "Była sobie grafika"

    Gdyby się nie psuło to by tego tekstu nie było :)
  4. Mardok

    "Był sobie procek"

    O zapachu chyba nie muszę pisać bo był naprawdę nie przyjemnnnnnnnnnnnnnnny i dało się w nim wyczuć stratę pieniędzy :)
  5. Mardok

    "Był sobie procek"

    Samo życie może, ale wytłumacz to portfelowi :(
  6. Mardok

    "Była sobie grafika"

    No wiec wszystkiego, co mam na ścianie raczej nie wymienię, bo by tekst był dłuższy od mojego wypracowania:) Właśnie szykuję się do kolejnego tekstu, o czym na razie nie zdradzę, ale postaram się, aby był równie ciekawy jak poprzednie. Tak w skrócie to na ścianie mam parę grfik (powoli się uczę) i procesorów (a tu to się jeszcze nie nauczyłem) no jakieś z 2 MoBo (a tu akurat to przypadki). BTW przybijając Radka do ściany odpadł mi kawałek tynku (ok. 20cmx20cm!!!) i w dodatku jak sobie w palucha przypie…. to prawie paznokieć mi zszedł (no jak by kto miał wątpliwości to już wie że Hercules robi naprawdę twarde grfy).
  7. Mardok

    "Był sobie procek"

    Dla osób, którym się podobało i mają ochotę na kolejny odcinek sagi zapraszam do mojego drugiego tekstu pod tytułem "Była sobie grafa". Z niezmierną przykrością potwierdzam że moje historyjki są prawdziwe:(
  8. Mardok

    "Był sobie procek"

    Dla zinteresowanych opis Grafy już jest !!!
  9. Mardok

    "Był sobie procek"

    Pomylenie WC z WC może być ryzykowne (np: a jak go prąd kopnie no wiecie w co) !!!
  10. "Była sobie grafika" Czas akcji : wakacje 2002 W roli głównej : Hercules ATi 8500LE Przedmowa: Historia oparta na prawdziwych faktach (niestety). Tym razem postanowiłem przedstawić wam historię życia (dość burzliwego) pewnej kary graficznej noszącej dumnie miano Hercules ATi 8500LE 64MB DDR (długo jej nie miałem no, ale zawsze coś). Mam zamiar opisać jej tragiczne losy (jak w brazylijskich serialach tylko krócej) wiec osoby o słabych nerwach (i żołądkach) proszone są o nie czytanie dalszej części owego tekstu. Wstęp: Pewnego ciepłego wieczoru (yyyy 23:xx to już chyba noc) dostałem natchnienie (czytaj: nudziło mi się jak cholera), aby podkręcić moją "ukochaną" grafikę (miłość bywa bolesna) gdyż xxxx pk (coś niewiele ponad 9k, ale dokładnie nie pamiętam), w 3DMarku zaczęło być dla mnie za mało. Po krótkim namyśle (też mi krótki prawie 1h, ale niektórzy muszą się najpierw rozgrzać, ach te %) przystąpiłem do działania za pomocą powszechnie znanego programu Power Strip(tis). Akt I: Usiadłem za sterami mojego dobrze już wysłużonego PCeta (trochę to on już przeżył) i zabrałem się do pracy. Początkowo powoli i bezboleśnie, (co do tego bezboleśnie to bym się kłócił) skok o 5MHz dla GPU i RAM. Zapuściłem (a może raczej spuściłem yyyy znaczy włączyłem) 3DMarka test przeleciał (moją grafę, a to zboczeniec) bez problemowo wiec zaczynam dalej. Po jakiś 2 testach skok, co 5MHz zaczynał mnie nudzić (więcej czekania niż pasków ruchania yyyy ruszania) wiec zacząłem lecieć po 10MHz. Artefakty się pojawiły, ale małe (małe??? to chyba w tym przypadku pojęcie względne) wiec sobie myślę (myślę hym? kogo ja oszukuję), że dla testu to niech sobie będą przecież ważne są cyferki (czytaj: wynik w 3DMarku). Po jeszcze jednym (albo 2 czy tam, 3 kto by to liczył) skoku o 10MHz i zapuszczeniu, 3DMarka dziwnie coś zaczęło piszczeć dźwięk był cichy, ale strasznie denerwujący. Początkowo myślałem, że to może któryś z moich wentylatorów się "zajechał" (a mam ich trochę) i na włączonym kompie (wszystkie dodatkowe wentylatory są połączone pod osobny zasilacz) zacząłem je odłączać po kolei (a 3DMark leciał dalej). Gdy już odłączyłem wszystkie (wiatraczek na grafice przytrzymałem na sekundę palcem, aby sprawdzić czy to nie on przypadkiem) a dźwięk nie przestawał się wydobywać zacząłem się poważnie martwić (no wyrywać sobie włosy i takie tam). Akt II: Po dłuższej chwili nie powiem jak, zlokalizowałem źródło tego dźwięku (no porostu włożyłem łeb do kompa i nasłu<span style="color:red;">[ciach!]</span>ę no, ale przecie nie zdradę jak "fachowcy" w serwisach takie rzeczy sprawdzają) okazało się, iż to moja grafika (i to nie był wiatraczek), niemile się zdziwiłem, (a mówili, że grafiki nie da się przerobić na kartę muzyczną a przynajmniej na bzyczka). Jak zwykle mam w zwyczaju gdy coś nie gra (czytaj: pali się, dymi czy piszczy) to wyrywam (znaczy delikatnie szybkim ruchem ręki wyciągam) kabel od zasilania (to już jakiś nałóg czy co) tak zrobiłem i tym razem. Jak pewnie większość się domyśliła (przynajmniej mam taką nadzieję) komp. się wyłączył (ale jestem odkrywczy chyba powinienem pracować dla NASA albo cuś). Akt III: Pełen paniki wtykam wtyczkę (trochę to dziwnie brzmi) z powrotem do dziurki (znaczy otworu yyyy no na swoje miejsce). Po tej niezwykle skomplikowanej czynności (nawiasem mówiąc wymagającej wieloletniego doświadczenia), posuwistym ruchem (coś dziwnie mi się dzisiaj wszystko kojarzy) wciskam klawisz od zasilania. Komp. startuje, ale obrazu ............... NIEMA! tylko ten pisk pozostał. Próbowałem potem wielu sztuczek reanimacyjnych, ale mimo mojego wysiłku i wielu godzin pracy nic nie pomogło (włącznie z usta, usta pragnę zaznaczyć, że jestem po kursie pierwszej pomocy wiec wszystko odbyło się zgodnie z podręcznikiem). I w tym momencie zdałem sobie sprawę, że karat UMARŁA (uczcijmy to flaszką yyyy znaczy chwilą ciszy). Na pocieszenie pozostał mi fakt, iż oto takim sposobem dokonałem rzeczy niemożliwej przerobiłem kartę graficzną na pełnowartościowego Sound Blastera Death! 666.1 (najnowszy model Creativa datowany na rok 2065). Niestety tym razem nie było mowy o próbach oddania na gwarancje gdyż karta została zakupiona na giełdzie (zresztą za „śmieszne” pieniądze), a tam raczej trudno potem coś wskórać (najpierw trzeba znaleźć tego kolesia, co ci ją sprzedał). Posiadam ją do dziś, wisi dumnie na ścianie (a powoli robi się tam tłok) mojego pokoju (wiecie jak trudno jest przybić Radka do ściany) wraz z innymi częściami komputerowymi, o których losach opowiem może jeszcze kiedyś. Na koniec kilka moich rad: (1), Jeżeli masz ochotę przerobić i swoją "ukochaną" grafikę na doskonałej jakości kartę muzyczną (z zintegrowaną grafiką) to podążaj zgodnie z opisem zawartym w tym tekście. (2), A na poważnie to tylko powiem, iż jak podkręcacie swoje "cacka" (czytaj: karty graficzne) to róbcie to z "wyczuciem" i bez pośpiechu, bo inaczej możecie stać się (nie)szczęśliwymi posiadaczami karty graficznej przerobionej na muzyczną (to jest nawet, ciekawsz niż 9500@9700 i w dodatku nie wymaga lutownicy).
  11. Overburningiem przynajmiej ja nie nawet moje pierwsze LG 8x4x32 radziło sobie bez problemów (oczywiście puki działało:)
  12. No wiec moje LG 8x4x32 posypało się zaraz jakoś po gwarancji kupiłem następne bodajże 24x10x40 simigało fajnie zero errorów. Po jakimś czasie stałem się szczęśliwym posiadaczem LG 40x12x40 i też było OK. Teraz mam 2 x LG 48x24x48 i nie narzekam chodzi jak marzenie (znaczy obie). A co do LG CR-ROM to podzielam zadanie, że to szajs, ale nie taki jak Szajsung CD-ROM. Jak dorabiałem w serwisie to widziałem jak te CDeki przychodziły pakowane po 20sztuk w pudełku, z czego ok. 4 od razu było do oddania a następne ok. 7 po sprzedaniu wracała do 2 tygodni do oddania na gwarancje. Po pewnym czasie przestaliśmy nawet sprawdzać czy działają i jak ktoś przychodził z Szajsungiem i mówił, że nie działa, ten CDek od razu leciał z powrotem do hurtowni!!!
  13. Mardok

    "Był sobie procek"

    O grafie hym jak się wyrobię to jutro może już skończę. A co do sprawy McBenner no wiec ja to nie chciałem się pisać kto ma wieksze (choć udało mi się już nie tylko procka spalić) straty tylko napisać śmieszną, prawdziwą historyjkę :)
  14. Mardok

    "Był sobie procek"

    Co do morału to może być ale z przekaźnikiem nie było by tak śmiesznie. A jeśli chodzi o drugi procesor to opowiem trochę później ale dla pocieszenia dodam iż kończę właśnie pisanie historyjki o losach (a los miała ciężki) pewnej karty graficznej :)
  15. Mardok

    "Był sobie procek"

    Cieszę, że się podobało miałem po prostu przypływ natchnienia i pomyślałem, że coś opiszę. Jak znajdę trochę czasu to opowiem wam historyjkę pewnej kary grficznej albo AMD ciąg dalszy albo MoBo albo już się zamknę:) A co do zębów mojej siostry (jakich zębów :) to ma odrobinę zaniedbane (czytaj: nie ma w ogóle) !!!
  16. "Był sobie procek" Czas akcji : jakaś tam niedziela 2003 W roli głównej : AMD Athlon XP 2000+ Przedmowa: Jest to historia życia (dość krótkiego, ale zawsze) pewnego procesora ze stajni, AMD mianowicie AMD Athlon XP 2000+, który pracował (przynajmniej próbował) na następujących ustawieniach FSB 152MHz, mnożniku 12,5x i napięciu 1.850V, które wraz z pewną zaistniałą sytuacją (czytaj: kac) doprowadziły do jego tragicznej śmierci (zwłoki zkremowano). Wstęp: Pragnę zaznaczyć, iż ten "incydent" nie był zamierzony:) No wiec pewnego ranka (było raczej popołudniu, ale ranek lepiej brzmi) a dokładniej w niedziele po "upojnej" nocy (bez komentarza) wstaję sobie i jak to zwykle mam w zwyczaju włączam komputer. Nie czekając na załadowanie się Windy idę sobie do kuchni po coś do picia (no po prostu suszyło mnie). Po spędzeniu w kuchni jakiś 15minu (bardzo chciało mi się pić) wracam do swego pokoju by sobie popracować (czytaj: robić cokolwiek) na komputerze. Zasiadam za sterami maszyny wciskam magiczny klawisz by włączyć monitor a tu ……… zdziwko czarny ekran i nic. Akt I: Chwile się zastanawiając a następnie rzutem oka oglądam wszystkie kable i stwierdzam że są OK (to znaczy podłączone jak należy). Nie wiem coś mnie naszło i zerkam na kabel od pompki (gdyż mam WC na procku, a moją pompkę trzeba odpalać na popych to znaczy włożyć wtyczką do kontaktu) i spostrzegam (też mi jestem spostrzegawczy) że nie jest podłączona. Pełen paniki szybkim krokiem (to był raczej sprint) podchodzę i włączam pompkę. Ruszyła (w tym momencie mam jeszcze nadzieję) nie minęło nawet 2 sekundy gdy nagle z mojego komputera wydobywają się smugi białego dymu (no wiec to jak się później okazało była para wodna). Następnie szybkim krokiem (raczej skokiem) zachodzę komputer od tyłu (bez skojarzeń) i wyciągam (czytaj: wyrywam) kabel od zasilania, niewiele myśląc (jak zawsze) to samo robię z kablem od pompki (znaczy wyciągam). Gdy już trochę ochłonąłem (wziąłem tabletki na uspokojenie) zaczyna robić rozeznanie i szacownie strat. No wiec po krótkich oględzinach odkrywam, co było przyczyną tego dymu: no wiec blokwodny się nagrzał (czytaj: prawie płonął) do wysokiej temperatury i woda w nim się wręcz zagotowała wiec, gdy włączyłem pompkę gorąca woda (raczej już para ale tego nie wiem na pewno) została wypchana do góry przetapiając węza a zimna wpływająca do bloku zamieniała się od razu w parą, która ulatniała się przez już przetopiony wąż. Pełen strachu ile mnie będzie kosztować to małe niedopatrzenie (też mi małe niedopatrzenie) zaczynam zdejmowanie bloku mając nadzieję, że nie mam już płyty głównej z zintegrowanym prockiem (to było by ciekawe). Po zdjęciu bloku i podkładki zapobiegającej skruszeniu się jądra, (ale sobie wtedy łapę poparzyłem ze aż straciłem czucie w opuszku kciuka w prawej dłoni) moim oczom ukazał się osmolony AMD Athlon XP 2000+. Który był tak gorący iż nie mogłem go w rekach utrzymać wiec wrzuciłem do zbiornika z wodą (genialne no nie). Po jakiejś chwili (przerwa na fajkę) wyciągam go z wody i oglądam. Taśma, którą był zabezpieczony połączony ołówkiem mostek L1 jakby wyparował pozostały tylko resztki kleju (UFO czy co???). Natomiast reszta części w kompie była cała z wody a w szczególności karta graficzna i ram (z ramu aż mi się plomba odkleiła). Akt II: Po wysuszeniu wszystkiego i odczekaniu 4 godzin pożyczyłem procesor od kolegi, aby sprawdzić, co jeszcze (oprócz procka) muszę wymienić. Wkładam "nowy" procesor i zdziwko komp chodzi normalnie (a jednak cuda się zdarzają). Po tym jak przez kolejne 5 godzin sprawdzałem czy nic się nie zawiesza zajrzałem do portfela po kasę gdyż procek trzeba było jutro oddać. W portfelu pustki:( No wiec zacząłem kombinować wziąłem swój spalony procek i oglądam. Plomba odziwo nie zbyt zmasakrowana, jądro nieskruszone tylko te CZARNE resztki taśmy fatalnie wyglądały. No wiec poszedłem do łazienki po szczoteczkę do zębów (oczywiście siostry, bo mojej było mi szkoda) i ok. 2 godziny szorowałem procka (nie tylko szczoteczką, ale też innymi przyrządami). Po tym czasie wyglądał jak wzorcowy "działający" model. Akt III: Następnego dnia zaniosłem go do serwisu i mówię (raczej drę się), że nie działa i nie wiem, o co chodzi (w skrócie lałem wódkę yyyy znaczy wodę). Po krótkiej rozmowie zabrali procesor do sprawdzenia i powiedzieli, że zadzwonią. W środę dzwoni telefon odbieram a tam serwis mi mówi, iż gwarancja została UZNANA i mam się zgłosić po nowy procesor w piątek. I tak oto szczęśliwie (oczywiście dla mnie) skończy się moja historyjka. Procesor dostałem, choć długo nie pochodził, ale to już inna bajka:) Na koniec kilka moich rad: (1), Gdy coś spalisz jakąś część nie panikuj spróbuj to doprowadzić do ładnego wyglądu i zanieść do serwisu. Nic nie ryzykujesz gdyż najwyżej nie uznają ci gwarancji a pyzatym rzadko, kiedy "wadliwy" (czytaj: spalony, zajechany) sprzęt dokładnie sprawdzają. (2), No i najważniejsze nie zasiadajcie przed PCetem po pijaku (teraz to już przestępstwo) ani na kacu (to też przestępstwo yyyy chyba).
  17. Regulernie po jakiś 3 min :( Biosa garfy nie fleszowałem.
  18. Kupiłem se nowe ATI 8500LE zinstalowałem najnowsze stery i komp zawoł si sie wieszać w grach które wykożystują DirectX. Nie mam pojecia co mam robić przekopałem już wszystkie opcje i nic dalej to samo. Poprzednio też miałem ATI8500 i nie było problemów. Moja grafa to Sapphire ATI 8500LE 250/275. A reszt sprzętu w opisie.
  19. Fakt faktem co do temperatury to Intel może znieść więcej (potwierdzają to nieoficjalne testy prywatnych użytkowników :) ). A co do działania tej diody termicznej to mam pewne zastrzeżenia (ciekawe, czemu?).
  20. A co do gafy z podłączeniem (ktoś tam pisał) pompki po tym jak zobaczyłem że nie jest włączona to przynajmniej pierwszy raz w życiu widziałem jak komp się dymi :) No musze się jakoś pocieszyć bo co się stało to się nie odstanie !!! Szczęściem w nieszczęściu można nazwać to iż od pary wodnej nic się więcej nie zjeba** no bo przecież mogło być gożej !!!
  21. No wiec co do pytania czy blok wodny się nie rozleciał to zapewniam ze jest w 1 kawałku tylko kolor trochę zmienił na trochę czerwonawy :). A co do diody to jest i wyłączenie kompa po przekroczeniu tam jakiejś temp. w biosie też jest, dlatego ta sprawa jest dość dziwna. Gdyż, gdy miałem Dragona OBR 3 7000rpm to jak za bardzo przesadziłem z podkręceniem to kom się wyłączał po przekroczeniu 60stC, (bo tak se ustawiłem) i tych ustawień nie zmieniałem, więc nie mam zielonego pojęcia, czego się tym razem nie wyłączył. Ktoś się pytał czy pomne odpalam ręcznie. Tak pompkę do tamtej pory odpalałem ręcznie teraz mam ten przedłużacz z włącznikiem i do niego mam podłączonego kompa i pompkę.Co do tego że Celek podziała bez pompki dłużej niż Athlon to chyba rzecz jasna bo Athlon grzeje się jak choler*** w dodatku podkręcony !!!
  22. A wiec to było tak pewnego ranka (ubiegła niedziela) skacowany włączam kompa i idę do kuchni napić się czegoś. Po dłuższej chwili wracam i słyszę dziwne odgłosy z mojego komputera. W panice ruszam myszką nic czarny ekran zaglądam do sirotka dotykam bloku wodnego i choler**** się oparzam. Nie myśląc dużo spostrzegam, iż pompka od WC jest wyłączona. Podłączam ja do prądu a tu nagle w pizd* dymu (czytaj : para wodna). Po krótkim opamiętaniu wyrywam kabel od zasilania, zrywam blok wrzucam go do zbiornika z wodą (ręka już cała czerwona) wiem ze już po procku ale zastanawiam się czy coś jeszcze poszło. Po skropleniu się reszty pary oczyszczam ja ze sprzętu i zostawiam na jakieś, 4h aby wszystko na pewno wyschło. Po dokładnych oględzinach dochodzę, iż spalił się „TYLKO” procesor no i straciłem, (pragnę zaznaczyć, iż jest to nieprzesadzony wynik) około 1/2 l wody (a dokładniej płynu do chłodnicy samochodowej). Jak się okazało rozgrzany blok przetopił najpierw przewód odprowadzający wodę przez który wydobywała się para !!! Piszę ten tekst ku przestrodze aby nikt nie popełnił tego samego błędu co ja !!! PS : Na procesorze nie było ani śladu spalenizny. Wyczyściłem go z resztek pasty termoprzewodzącej i z wielkimi buntami że nie działa zaniosłem do serwisu :) W serwisie sprawdzili, przeprosili i powiedzieli że nowy będzie w piątek !!!
  23. Pytanie dotyczylo jak to wyglada w sirodku odpowiedzi jest prosta wyglonda beznadziejnie ale jak za te pieniadze 120zł (z przesylka) nie mozna sie spodziewac nic lepszego. pragne zaznaczyc iz ten zestaw jest bardzo podatny na przeubki i po dodaniu paru bajerkow (czytaj : np hlodnica) spisuje sie calkiem nie zle.
  24. Mojm zdaniem cichy to martwy (to znaczy nie dziala) wiec lepiej jak chalasuje :)
×
×
  • Dodaj nową pozycję...