Arghblebleble...
*w tym momencie główny bohater upada na ziemię. Czuje się jakby go przywaliła tona cegieł. Nie może się ruszyć, wie, że jego czas się kończy... nagle zauważa nad sobą oblicze swojego najwększego wroga - SIECI - w całej jego okazałości, który mu się przygląda z zaciekawieniem. Widać na jego twarzy ironiczny uśmiech mówiący 'No i po co było się w to pakować? Nie lepiej było kopać ogródki?'. Bohater próbuje mu odpowiedzieć równie złośliwym uśmiechem lecz nagle orientuje się, że nie może złapać tchu... dusi się, zaczyna agonalnie wymachiwać rękoma nie wiedząc, że żadna pomoc nie nadejdzie... W pewnym momencie cały ruch zamiera. Czuje się dziwnie lekko. Powieki mu się zamykają. Wie, że właśnie odszedł do krainy wiecznych łowów.*