-
Postów
6562 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
-
Wygrane w rankingu
447
Treść opublikowana przez jonas
-
Mocny alkohol z teściem, słaby alkohol z żoną i teściową. Do tego płoszenie zwierzyny fajerwerkami z marketu za 59,99. Komputer not included, nie mam już ATG, który byłby w stanie przeżyć ostrzał chińskim prochem z podwójną siareczką. Ciekawostka - psica nie bała się szaleństwa sylwestrowej nocy przez kilka lat, aż tu WTEM (jak to w komiksie) w zeszłym roku usiłowała wleźć pod kanapę. Nie ten kaliber trochę, bo wyglądało to jakby kanapa chciała dosiąść psa.
-
Na to wygląda. Choć jeśli nie zamierzam się rejestrować na Amazonie i ładować tym samym banera reklamowego do Kundla, z gwarancji tak czy inaczej byłyby nici? Ech, XXI wiek :>
-
Nie miałem jak dotąd okazji sprawdzać funkcjonowania takiego systemu naprawy gwarancyjnej. Jestem przyzwyczajony do traktowania klienta jak natrętnego wyłudzacza nienależnych mu praw i przywilejów, do czasu oczekiwania na naprawę (lub nawet decyzję o naprawie) liczonego w tygodniach, do cwanych zapisów w karcie gwarancyjnej, które na dobrą sprawę zostawiają klienta z problemem samego sobie, do traktowania rynków w rejonie środkowej Europy po macoszemu albo odwrotnie, tak by wydoić ile się da oferując możliwie mało, do gwiazdek, kropek i małych druczków, których prawie nikt nie czyta, a to tam są zapisane największe restrykcje i przykre niespodzianki. Tym bardziej jestem przyjemnie zaskoczony, że jakoby można mieszkając w Bolandzie wyegzekwować naprawę gwarancyjną w cywilizowany sposób. To miłe.
-
Jak mi padnie, to następnego zamówię przez Amazon. Dobrze wiedzieć, że aż tak wylizują klientom pępki. To rzadkość. Ale czy padnie nie wiem, nie rzucam delikatnych elektronicznych przedmiotów na podłogę, nawet w szale uniesień. Jakiś dziwny jestem chyba, nawet telefonu nie kopię.
-
Czekaj czekaj, powoli, jestem dinozaurem. Mam zakładać jakieś konto w serwisie, którego nie widziałem na oczy i jest mi absolutnie zbędny, inaczej gwarancja przepada? Ech, a coś przeczuwałem, że 400 zł to podejrzanie mało :> Gwarancja mi totalnie zwisa, i tak jest tylko na rok, a ja mam wyższą średnią niszczenia elektroniki użytkowej, bo zasadniczo dbam o swoje rzeczy. Jak obecny Kundel padnie z jakiegoś powodu, kupię sobie następnego. Czuję się teraz częścią elitarnego grona ajfoniarzy po dżajlbrejku, oni też nie mają już gwarancji z powodu nieautoryzowanej ingerencji w soft.
-
Powiedz mi, jak mam odebrać tym Kundlem cokolwiek, skoro nie podłączyłem go do żadnego systemu wymiany informacji poza portem USB i nie zamierzam tego robić? Z .docami radzę sobie inaczej - zwyczajnie wklejam tekst do Notatnika i zapisuję jako .txt w Kundlu. To pewnie nieestetyczne i nienowoczesne, ale ponieważ jest skuteczne, mam ową "estetykę" w rzyci. Żadne przesadził. Oświetlenie zewnętrzne oczywiście jest niezbędne i trzeba by mieć oczy jak mucha, żeby czytać cokolwiek pod kątem 85 stopni, ale tekst jest widoczny. Światło padające bezpośrednio na wyświetlacz odbija się, fakt, niemniej nie jest to matryca typu Glare. Kindle 4 cannot into JPG, małe, duże, czarnobiałe, o różnym dpi. Być może jest jakiś czarodziejski sposób na zmuszenie go do współpracy z obrazkami, ale ja go nie znam.
-
Praca w utrzymaniu ruchu. Wszystko się prawidłowo ruchało i kręciło, a spać nie można, to coś trzeba robić, nie?
-
180 stopni, jak normalna książka. Zapomniałem dodać, że deklarowany czas pracy na baterii (miesiąc) to tęgi bulszit. Udało mi się osiągnąć jedenaście dni przy intensywnym (do dziesięciu godzin dziennie) użytkowaniu.
-
Dysklejmer - opisywane tu urządzenie ma półtorej funkcji, z czego wnikliwie sprawdziłem tylko jedną, pozostałą połówką wzgardziwszy. Jeszcze rok temu takie gadżety firma Amazon wyceniała na grubo powyżej 1000 zł, prezentowany egzemplarz kupiłem w grudniu 2011 za ~400 zł. Panie, błogosław chińską konkurencję oraz Przewspaniałego Marketingowca Stevena Jobsa - gdyby nie dumpingowe praktyki tych pierwszych i umiejętnie rozpętana histeria przez tego drugiego, Amazon wyśmiałby sugestię, by za ten kawałek plastiku i krzemu żądać mniej niż tysiaka. Do rzeczy, bom swoim zwyczajem wpadł w dygresję niczym dzik w lebiodę - dla pożeracza słowa pisanego, którym ośmielam się mienić, nie ma większej kary niż czytanie e-książek z ekranu komputera. Jest to skrajnie niewygodne, męczy wzrok i trudno wysiedzieć więcej niż dwadzieścia stron. Kindle 4, którego roboczo ochrzciłem "Kundlem", jest dokładnie tym, czego poszukiwałem. Lekkie (200 g), poręczne (6" ekran i rozmiary nieco większe niż zeszyt A6) urządzenie z wyświetlaczem typu e-ink, po polsku e-papier ("e-atrament" brzmi jeszcze gorzej), który nie pobiera energii jeśli piksele nie zmieniają stanu. Ponadto jest świetnie widoczny w słońcu, czego nie potrafią kolorowe LCD, AMOLED i tak dalej. Niepodważalną zaletą jest brak podświetlenia, co wymusza stosowanie oświetlenia zewnętrznego, co z kolei w znakomitym stopniu odciąża oczy. Jako się rzekło, Kundel robi właściwie jedną rzecz - umożliwia czytanie e-książek w formatach .pdf, .txt i jeszcze jakichś dziwactwach Amazona. Robi to ekstremalnie dobrze. Czego nie robi? - nie wydaje dźwięków, żadnych - nie odtwarza muzyki - ani filmów - nie ma dotykowego ekranu - mimo usilnego knucia nie zobaczył ani jednego pliku .doc lub .docx (pliki zapisywane przy użyciu Office 2007, legalnego) - nie jest tabletem, palmtopem, netbookiem i tak dalej - nie ma klawisza dostępu do Facebooka A propos klawiszy - jest ich dziewięć plus D-pad nawigacyjny: przewijanie w przód i w tył po bokach urządzenia, wstecz, klawiatura, menu, "strona startowa", włącz/wyłącz. Powtarzam, nie ma ekranu dotykowego w żadnej formie, cała obsługa odbywa się sprzętowymi przyciskami. Jako przedstawiciel Pokolenia Kciuka nie mam najmniejszych problemów z nawigowaniem po menu, zwłaszcza że nie ma tam wiele do zwiedzania: Połową funkcji wspomnianą wcześniej jest WiFi, dzięki któremu można przeglądać Internety, ustawić zegarek (!!!), kupić coś w Amazonie oraz zaśmiecić sobie pamięć reklamami. Mam wersję Special Offer, wedle pełnych grozy opowieści w głównym menu miałby się pojawiać baner ze spamem. Ponieważ zignorowałem etap konfiguracji WiFi, nie doznałem wątpliwej rozkoszy oglądania niechcianych obrazków, które zachęcałyby mnie do kupna rzeczy całkowicie zbędnych, drogich lub bezsensownych. Zresztą do kukania w Internety mam laptopa, który robi to dobrze. I tak przeważnie mam ze sobą obie zabawki (Kundla i komputer). Deklarowana pojemność Kindle 4 to 2 GB. Trochę zjadają pliki systemowe i robi się nieco mniej: Nie potrzeba żadnych dodatkowych sterowników, Kindle jest widoczny w systemie jako zwykły, analogowy pendrive. Gniazdo USB typu micro-B, co od jakiegoś czasu jest standardem w urządzeniach przenośnych branży GSM (Nokia, Samsung, Sony Ericsson). Biały lanserski kabelek jest w zestawie, który oprócz tego zawiera opakowanie zrobione z ekologicznej wytłoczki na jajka. Etui vel okładkę dokupiłem sobie osobno: Widoczny na ekranie obrazek to rodzaj wygaszacza ekranu - w stanie wyłączonym zawsze coś podobnego tam widnieje, tematyka pisarsko-czytelnicza: ołówki, stalówki, papier, tusz, takie tam różności. Obrazków jest kilkanaście, wyświetlanych losowo po każdym wyłączeniu urządzenia. Nie wiem czy można je podmienić na coś innego, na przykład gołe baby. Ciekawostka przyrodnicza - możliwe jest czytanie komiksów w formacie PDF. Ciekawostka przyrodnicza #2 - jest to skrajnie niewygodne, ze względu na sposób wyświetlania plików PDF: jedna strona na ekran. Jeśli PDF ma dużą czcionkę, jakoś to obleci, jednak zazwyczaj ma małą i wtedy trzeba ratować się zoomem. Opcje dostępne pod przyciskiem "menu": Efekt: Zatem, pomijając masochistów, PDFy odpadają, bo nawigowanie po tak powiększonym pliku przypomina kopanie transzei przeciwczołgowej łyżeczką do herbaty. Tym bardziej, że nie ma możliwości zmiany rozmiaru czcionki. Jeśli zrezygnować z książek oferowanych przez Amazon, pozostają pliki .txt. Tutaj można robić z wielkością i krojem pisma wiele ciekawych rzeczy: A tak to wygląda przy widocznych powyżej ustawieniach: Tu kolejna ciekawostka - przed wrzuceniem książki do Kindle'a lepiej zadbać o odznaczenie opcji "Zawijanie wierszy" w Notatniku. Niestety jeśli plik jest już pokaleczony enterami, nasze wysiłki stają się daremne, a Kindle otworzy nam coś takiego: To miłe, że wobec rozbestwionej kultury obrazkowej są producenci uwzględniający technologicznych dinozaurów, takich jak ja. Komputer już mam, tableta nie potrzebuję, telefon (smartfon, jeśli trzymać się nerdowsko-marketingowej nowomowy, wszak ma system operacyjny i te różne GPSy, WiFi i UMTSy) służy mi do dzwonienia i okazjonalnego robienia zdjęć, choćby na potrzeby tej pseudorecenzji (niewygodnie jest taszczyć wszędzie cyfrówkę). Kundel Cztery idealnie wpasowuje się w niszę moich skromnych potrzeb, zachowując przy tym cywilizowaną, środkowoeuropejską cenę. Czy kupiłbym to drugi raz? Zdecydowanie tak.
-
adroidy dla inwalidy i reszta iphonow dla masonow
jonas odpowiedział(a) na jonathan temat w Ośla łączka
Porównaj moc nadajnika przeciętnego telefonu i wojskowej stacji radiowej, to zobaczysz. -
Który to warsztat? Braniewo - Piła w czasie 4h i 15min, wliczając dwa postoje na siku i batonika. Szczególnej uwadze pertolheadów polecam odcinek berlinki od Elbląga do ruskiej granicy - zero fotoradarów, szerokie pobocze, droga równa i gładka jak mózg gulfiarza. Polecam, Piotr Fronczewski.
-
adroidy dla inwalidy i reszta iphonow dla masonow
jonas odpowiedział(a) na jonathan temat w Ośla łączka
Jak użytkownik chce się chronić przed promieniowaniem, niech założy na łeb ekranowany i uziemiony kask, przy czym uziom powinien być na metr zakopany w ziemi. Promieniowanie elektromagnetyczne jest wszędzie, BTSy stoją nawet w szczerym polu, hot-spoty i routery WiFi to codzienność, sieci radiowe uskutecznia się nawet na wioskach. Nie ma przed tym ucieczki, chyba że w jakiejś południowoamerykańskiej dziczy. Zresztą nadal nie są znane długofalowe skutki oddziaływania takiegoż promieniowania na homo sapiens. Jak pojawiały się pierwsze komórki, krzyczano że gotują mózgi, powodują raka i kołtuna. I jakoś potwierdzenia tych teorii brak, póki co. Apple działa inaczej - poczeka, aż ktoś lub coś opracuje i przetestuje technologię, a potem ogłosi, że to ich własny wynalazek i pyk, patencik. Pytanie do jabłkofili, bo nie chce mi się szukać - czy oni naprawdę coś sami wynaleźli od czasu systemu operacyjnego z GUI dwadzieścia kilka lat temu? Znaleziska na śmietnikach innych firm się nie liczą :> -
Taa, w takim świniaku wsiadasz i cisza, nie trzęsie, prędkość odróżnia się jedynie po natężeniu szumu powietrza jak nie pogonię powyżej 4k obrotów. Do tego to wyprzedzanie ciężarówek, klik migacz, fik w lewo, pyrgnąć gaz, klik migacz, fik w prawo, done. W jaszczombie to jest dopiero sport ekstremalny, prawie jak KJS - goła blacha w środku, hałas, drgawki, każdą nierówność drogi nadwozie pracowicie wybiera i przenosi na pasażerów, wyprzedzanie czegokolwiek przypomina rosyjską ruletkę, w której cztery na sześć komór rewolweru jest naładowanych. I chyba naprawdę jestem stary, skoro doceniam atuty świniakowej jazdy, przekładając ją nad jaszczombowe turlanie. No ale świniak nie ma opcji Stealth, więc jaszczomb ma jeszcze trochę kilometrów do nawinięcia na zarzygany olejem silniczek.
-
Zostawcie te erbasy, bo będzie poruta, jak zjawi się jakiś jankeski dragster z zylionem koni, zerową trakcją i bębnowymi hamulcami, który umie jechać tylko do przodu, ale robi to ekstremalnie dobrze, pierwszą setkę osiągając w kilka sekund. Nie kumam za diabła starego, czemu ta akurat właściwość, czyli nieopanowane rwanie naprzód, miałaby zwilżać blachary takie jak ja, zwłaszcza jak się uwzględni całą masę wad owegoż rwacza, ale fetyszów nijak nie można ogarnąć rozumem. Mogłem coś pochrzanić, z matmy miałem zawsze wyżebrane trójki. Tak czy inaczej zestawienie 55 i 143 KM jest wyraźnie odczuwalne na korzyść tego drugiego, mimo dwukrotnie większej masy, to chyba oczywiste. No, mogłem cisnąć dalej i odbywałoby się to bez opieszałości, alem się zestrachał. Katalogowo jest coś około 200 km/h, sroga wartość. Jaszczomb ma katalogowo chyba 160 km/h, raz udało się go pogonić 150, co zajęło sporo czasu i kilometrów (również na A2), zapas mocy not included. To dopiero był strach.
-
Jaszczomb ma 55 KM przy 735 kg, co daje 13,4 kunia na kilogram. Świniak ma 143 KM przy 1450 kg, co daje 10 kuniów z groszem na kilogram. Pierwsze ma problemy z wyprzedzeniem autobusu, kiedy wieje z przeciwka, drugie przy 180 km/h nadal ma zapas mocy (sprawdzałem na A2, polecam, Piotr Fronczewski), a wyprzedzanie autobusów i ciężarówek zajmuje kilka sekund. Cyferki swoje, a fizyka swoje :> Zresztą jakbyś pojeździł kilka lat pudełkiem po butach i przesiadł się na dresowóz (nawet 318i), też byś głosił, że teraz to masz mocne auto. Choć przejechałem się też 328i, najbardziej polecany silnik w tej budzie - ten to dopiero wyrywał włosy z nosa. The horror, the horror.
-
W Obwodzie Kaliningradzkim śniegu i srogiej zamieci brak, przynajmniej na razie. Droga sucha i czysta, miałem okazję sprawdzić jadąc rano służbowym Transitem. Ciekawe, co tu będzie jak zima się wreszcie ocknie, biegun zimna Bolandy jakoby tu jest w okolicy.
-
Ekonomia w czystej formie.
-
Coś niedawno wspominałem o bezsensie odbierania prawa jazdy pijakom i proszę. Nienawidzę mieć racji. Nie umiem nie myśleć, pewnie dlatego jeszcze żyję. PS. j, nie J. Jak zawsze nam powtarzał behapowiec - główną cechą każdego wypadku jest nagłość i niespodziewaność. Ja swego czasu wykpiłem się tylko utratą lusterka i lewej szyby, ale odruchowo odbijałem wtedy na prawo i nawet oglądając ten filmik też lekko odskoczyłem na krzesełku. Do tej pory mam tak, że wolę się trzymać prawej strony jezdni. O ile widoczność pozwala, wszak czają się tam ninja-rowerzyści, potrącisz takiego debila i odpowiadasz jak za człowieka. Szczerze mówiąc, liczyłem na jakiś błyskotliwy fail przy wyprzedzaniu na lodzie.
-
Zbroja do prania, zaiste. Nie myślę mienić się tu Hołowczycem i internetowym ekspertem, ale zastanawia mnie trochę czemu on (ten z kamerą) nawet nie próbował cofać albo chociaż spieprzać na bok? Na reakcję były jakieś milisekundy, ale kierowca po prostu się zatrzymał i patrzył na zbliżające żelastwo. Czyżby szok?
-
adroidy dla inwalidy i reszta iphonow dla masonow
jonas odpowiedział(a) na jonathan temat w Ośla łączka
Bukkake ani chybi. -
adroidy dla inwalidy i reszta iphonow dla masonow
jonas odpowiedział(a) na jonathan temat w Ośla łączka
"Kup iPrzedmiot, przeżyj ekscytującą przygodę podczas napadu rabunkowego!" Duch Stefana Pracka z uznaniem kiwa łysawą głową z zaświatów, histeria reklamowa must go on :> -
Umyka wam jedna ważna rzecz, dotycząca pijanych kierowców - to nie ich prawo jazdy, posiadane lub zabrane, uczestniczy w wypadku, tylko ich samochód. I jak zwykle najtrudniej wpaść na rzeczy najprostsze - złapanemu z promilami zostawić w spokoju dokumenty, a zabrać samochód i wystawić na licytację. Bez prawa jazdy jeździć można i wielu tak robi, bez samochodu nie. No i jak przyjdzie wykupić ukochanego Gulfa z domu niewoli, niejeden się zastanowi czy warto.
-
adroidy dla inwalidy i reszta iphonow dla masonow
jonas odpowiedział(a) na jonathan temat w Ośla łączka
To się nazywa marketing i rzeczywiście jest główną przewagą iPrzedmiotów nad konkurencją. Od strony technicznej już tak wspaniale nie jest, ale o tym lepiej nie wspominać w reklamie albo wspomnieć przeinaczając fakty i obficie krasząc chciejstwem. Amejzing, inkredibul, fantastik, amejzing, amejzing, "natural natural natural eko", jeśli mogę zacytować klasyka. Taka nowożytna mantra, wspomagająca handel chińszczyzną. -
Oba zasilacze dadzą radę, przy czym ten pierwszy jest bardziej profesjonalny, ale wymaga obudowy (zaciski 230V są właściwie na wierzchu), drugi to jakiś no-name, ale przynajmniej w gotowej obudowie. Nie wiem co robi układ LM316, ale LM317 umożliwia regulację napięcia wyjściowego po dołożeniu potencjometru i bodajże jednego rezystora. To naprawdę proste jak je...dzenie :> Jeśli połączysz wentylatory na 12V szeregowo i odłączysz jeden, drugi też przestanie się kręcić. Szeregowe połączenie wygląda tak: +...wentylator1...wentylator2...- A równoległe tak: +...wentylator1...- |..wentylator2..| Najwygodniej naruchać wentylatory na 24V, są zazwyczaj wydajniejsze od gabarytowych odpowiedników na 12V.
-
Czyli na trzy jonizatory potrzebujesz zasilacza o mocy minimum 75W, co przy napięciu 24V oznacza nieco ponad 3A. Ten zasilacz, który podrzuciłeś, ma prąd wyjściowy 0,625A, czyli jakieś pięć-sześć razy za mało. Tak na szybko znalazłem coś takiego. Nikt nie mówił, że będzie wybitnie tanio :> Zobacz jeszcze na tme.pl, minimum to 3A przy 24V. Połączenie trzech jonizatorów do zasilacza równoległe, czyli zbierasz wszystkie trzy plusy i wszystkie trzy minusy i łączysz z wyprowadzeniami zasilacza.