Skocz do zawartości
Orgiusz

Book Squad

Rekomendowane odpowiedzi

Jeden wtret:

 

Przy calym szacunku dla Dukaja, takie numery nie swiadcza o erudycji, wyksztalceniu i czym tam jeszcze, tylko o zwyklym buractwie, tudziez megalomanii. Takie "to ja sie teraz polansuje, a wy, biednie ludziki, co nie znacie czterech jezykow, spadajcie na drzewo, bo nie bede dla nieukow tlumaczen zamieszczal".

Jestem tego samego zdania, po przeczytaniu recki und3r'a narobilem sobie ochoty na przeczytanie tej ow ksiazki, ale coz, francuskiego ani rosyjskiego nie znam wiec jestem zdany na tlumaczenie fragmentow nie zrozumialych dla mnie ze slownikiem w lapie? Troche nie fair zagranie według mnie <_<

 

Co do takich ksiazek czysto fantastyczno-naukowych , pamietam jak za mlodu ( tzn 11-12 lat ) czytalem opowiadania fantastyczne Herberta Georg'a Wellsa, czytalo sie przyjemnie. 'Wehikuł czasu' 'Niewidzialny człowiek' i wiele innych ciekawych opowiadan nakrecalo czlowieka na czytanie tego typu rzeczy.

Pozdrawiam:)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jestem tego samego zdania, po przeczytaniu recki und3r'a narobilem sobie ochoty na przeczytanie tej ow ksiazki, ale coz, francuskiego ani rosyjskiego nie znam wiec jestem zdany na tlumaczenie fragmentow nie zrozumialych dla mnie ze slownikiem w lapie? Troche nie fair zagranie według mnie <_<

Nic z tych rzeczy. Tych fragmentów ani nie jest dużo, ani nie są one jakoś specjalnie istotne. Pierwsze 4 rozdziały są w necie, więc wkleję przykład:

 

» Naciśnij aby pokazać/ukryć tekst oznaczony jako spoiler « - "Fragment rozdziału trzeciego."

Heureux au jeu, malheureux en amour, jak by rzekł pan dziennikarz. No
dobrze, ale po prawdzie — jaki sens? Czy jest coś bardziej idjotycznego od
stołu bilardowego w pociągu?
— Mhm, można założyć nowe reguły — zauważyło się, sprzedając do puli
waleta. — Są szachy i jest zimucha.
— Co macie na myśli?
— Bilard z, mhm, dodatkowym elementem losowym.
— Człowiek uderza, Pan Bóg bile nosi. Leży piątka.
— Uch. Trzeba znać umiar w bluffach, panie doktorze!
— Kapitan powie to Aleksiejowi Fiodorowiczowi.
— Gaspadina Czuszyna stać na bluffy głupie.
_linenums:0'>— Cztery.— Cztery.— Takoż.— To ja ósemkę.— Stoję.— Spokój.— Podbija ktoś?— Osiem.— Pan Fessar?— Nicziewo.— Kapitan?— Mhm.— Pan Benedykt?— Sprawdzamy, sprawdzamy.— Spalony czwórką.— Lód od piątki.— No ja przepraszam! Z dwiema ognistemi damami na ręce, i to drugi razz rzędu! Jak pan rozdawałeś te karty, na miły Bóg!— He he, gaspadin Czuszyn roztrwoni cały kapitał, zanim kopalnie swojezobaczy.— Wy się nie martwcie o moje kopalnie, wy się martwcie o swoje bumażniki.Podnosimy stawkę do dziesięciu, zgoda?Wcześniej grano przez chwilę w wista i vingt-et-un, ale od kilku godzinszedł hazard podług reguł zimuchy. Dwie osoby przysiadły się na paręnaścierozdań; teraz znowu pozostała tylko piątka. Ludzie przechodzili, przystawali,przyglądali się. Wysokie pule przyciągały uwagę. Stewardzi uzupełniali trunki,opróżniali popielniczki, otwierano i zamykano okna. Bile grzechotaływ łuzach, gdy Ekspres zakręcał, hamował i przyśpieszał.— A cóż oni sobie myśleli, wkładając stół bilardowy do pociągu? — dziwowałsię Ünal Tayyib Fessar. — Kiedy już wydaje mi się, że przywykłem i zaczynamrozumieć ten kraj, natrafiam na coś podobnego i znowu zachodzę w głowę.Leży król.— Leży as.— Leży dziewiątka.— Panowie…!— Zdrów.— Oho!— Musieli chyba obudować cały wagon dookoła stołu.— Albo opuścić go przez dach. Druga rundka.— Monumentalna głupota oprawna w kosztowny luksus — mruknęło siępod wąsem.— Co pan powiedział?— Grand seigneur raczył uczynić aluzję do naszej ojczyzny — kapitan Priwieżeński wyjaśnił uprzejmie doktorowi. Nie potrafił powstrzymać się od sarkazmu.Na razie się udawało się nie odpowiadać mu lepkim uśmiechemi spojrzeniem błagalnem — ponieważ nie spoglądało się na niego w ogóle.— Leży as.— Ależ pan masz rozdania. Leży siódemka.— Heureux au jeu, malheureux en amour, jak by rzekł pan dziennikarz. Nodobrze, ale po prawdzie — jaki sens? Czy jest coś bardziej idjotycznego odstołu bilardowego w pociągu?— Mhm, można założyć nowe reguły — zauważyło się, sprzedając do puliwaleta. — Są szachy i jest zimucha.— Co macie na myśli?— Bilard z, mhm, dodatkowym elementem losowym.— Człowiek uderza, Pan Bóg bile nosi. Leży piątka.— Uch. Trzeba znać umiar w bluffach, panie doktorze!— Kapitan powie to Aleksiejowi Fiodorowiczowi.— Gaspadina Czuszyna stać na bluffy głupie.

I teraz powiedzcie sami, czy rzeczywiście jest w ogóle sens tłumaczyć to francuskie powiedzonko pod koniec? Jak ktoś zna francuski to punkt dla niego, ale jak nie zna, to nic nie traci.

 

Przepiszę jeszcze na szybko dwa przykłady z balu gubernatorskiego, gdzie zebrało się towarzystwo ze sfer wyższych, więc zabiegi językowe są chyba stosowane najintensywniej:

» Naciśnij aby pokazać/ukryć tekst oznaczony jako spoiler « - "Dwa przykłady."

1) Pod żyrandolem tungetytowym anonsowano występ Jewgienija Vittinga i Fritza Vogelstroma*, ponoć słynnych bardzo tenorów.

- Quel dommage.

- Pardon? - Obejrzał się, cygaro od ust odjąwszy.

- Le Pere du Gel n'a pas pu venir. - Wstało się, podeszło. - Wyobraźcie sobie - objęło się cały pałac szklany jednym gestem - takie tableu zamrożone na wieki w lodzie najczystszym: wszystkie wasze bogactwa, wszystkie miny napuszone, ordery butne, niewiasty ocukrowane. Kropla Historji, Historja w kropli zamarzniętej.

- Gaspadin Gierosławski łyknął wina polityki - rzekł Franciszek Markowicz Urjasz i poczęstował cygarem spod fraka wyczarowanem. - Język mu się plącze od aluzyj pijanych.

- Po coście mi dali te mapy tajne i raporty Zimy?

- No jakże. Żebyście ojca odnaleźć mogli.

- Aha. - Zapaliło się. - Ojca odnaleźć. A wtedy - co?

Poprawił blond loczek na czole, świeceń przepłynął mu po obliczu bladem.

 

*Sprawdziłem właśnie - ci tenorzy to postacie historyczne. To właśnie jest przygotowanie merytoryczne Dukaja.

 

2) [Główny bohater poszedł na bal z kobietą, którą zaraz zostawił i dał się zaprosić do tańca przez córkę gubernatora, co oczywiście nie zostało przyjęte zbyt dobrze. Kwestia w języku angielskim jest w tym przypadku całkowicie uzasadniona, a jej tłumaczenie też uważam za zbędne - nawet jak ktoś jej nie rozumie, to może się domyśleć o co chodzi, dobrać własne słowa.]

 

- It just eludes me how could you possibly... - Zatchnęła się i tylko krzyknęła bezsłownie z rozpaczą. Wzbierał pod nią wicher lodowy, frontem na wiorsty szerokim podnoszący tumany tęczobarwne ze zmrożonego lasu. - Wielki Syn Mroza! - prychnęła z pogardą.

- Pokazywali mnie palcami, co?

Mademoiselle Filipov zaklęła po angielsku bardzo ordynarnie, zawirowała w szeleście jedwabiu i wróciła do przypatrującego się wszystkiemu przez ścianę smagłego Andriuszy, liejtienanta wyakselbantowanego. Podała mu zaraz dłoń zapraszającym gestem. Wmieszali się między tańczących.

(...)

Noc balu gubernatorskiego dopiero się zaczynała.

Edytowane przez und3r

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No dobra, takie wtrety to nic nowego (chco tym bardziej mozna bylo zamiescic przypis, zreszta to zarzut nie tylko do Dukaja), ale o co chodzi z tym:

nawet długie kwestie np. francuskie, nie są nigdzie przetłumaczone.

?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No dobra, takie wtrety to nic nowego (chco tym bardziej mozna bylo zamiescic przypis, zreszta to zarzut nie tylko do Dukaja), ale o co chodzi z tym:

Długie kwestie - max dwie linijki, a takich kwestii jest w książce, no nie wiem, ze trzy może. Zgadzam się, że można by zrobić przypis (dlatego właśnie określiłem to jako problem książki, a nie jej zaletę :P ), ale jego brak ma też swój "urok" - osoby nie znające francuskiego (np. ja) mogą sobie dopowiedzieć, co też dana postać powiedziała. A jak zinterpretują dany dialog kompletnie źle, to i tak nie będzie to miało późniejszych konsekwencji dla zrozumienia książki. Dukaj użył różnych języków, aby zwiększyć realizm dialogów, a że wydawca tego nie przetłumaczył, to już inna sprawa.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Rowniez zmylily mnie te "dlugie kwestie" , bo od razu pomyslalem o np. pol strony tekstu w jezyku francuskim;) Jesli jest tak jak podajesz to w najblizszym czasie zabiore sie za lekture;)

 

Pozdrawiam :wink:

Edytowane przez _Ran'dall_

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jesli jest tak jak podajesz to w najblizszym czasie zabiore sie za lekture;)

Możesz się zabrać nawet zaraz, bo jak pisałem, 4 pierwsze rozdziały dostępne są w formacie pdf (dwieście kilkadziesiąt stron). O, tutaj: http://www.wydawnictwoliterackie.pl/lod/

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Fajna recka, dobrana do dlugosci ksiazki :P Bedzie sie trzeba, widze, z dzielem zapoznac.

 

Jeden wtret:

 

Przy calym szacunku dla Dukaja, takie numery nie swiadcza o erudycji, wyksztalceniu i czym tam jeszcze, tylko o zwyklym buractwie, tudziez megalomanii. Takie "to ja sie teraz polansuje, a wy, biednie ludziki, co nie znacie czterech jezykow, spadajcie na drzewo, bo nie bede dla nieukow tlumaczen zamieszczal".

 

Swoja droga, ja ostatnio prezczytalem Diune Herberta (wreszcie). Wchodzi bardzo dobrze i jest to rewelacyjna ksiazka, ale, paradoksalnie, uwazam ekranizacje autorstwa Lyncha za lepsza od literackiego pierwowzoru. W ksiazce jest kilka zupelnie niepotrzebnych IMHO dluzyzn, pare watkow jest wprowadzonych nie wiadomo po co i w ogole nie rozwinietych. Lynch wycial te wstawki, dzieki czemu calosc zystkala na dynamice i dramaturgii; do tego bardzo podoba mi sie jego wizja artystyczna. To, ze pare razy poplynal z dramaturgia zupelnie mi nie przeszkadza :)

Mimo tego warto sie jednak z ksiazka zapoznac, bo jest to po prostu bardzo dobra lektura :)

To ja sie wylansuje , ze tylko tych francuskich nie kapowalem :D 

 

 

Ale tak po prawdzie to mogl dac tlumaczenie do tego w formie przypisow.

 

 

 

Hmm ktore watki sa twoim zdaniem zbedne w Diunie ? Zreszta nie wiem czy mowimy o tej samem ekranizacji , ale imho filmowka robila z tego bardziej film akcji podczas kiedy ksiazka defacto jest o polityce i film duzo niuansow tracil.

 

 

 

 

 

Aaaa wlasnie przypomnialo mi sie,że obiacałem Silvanie ,że przeczytam Twilight. Książki przeczytałem wszystkie 4 tomy od Zmierzchu do Świtu tylko zapomniałem w końcu wrzucić moje wrażenia na PPC.

 

Więc generalnie mam mocno mieszane wrażenia momentami książkę czytało się świetnie i wciągała niczym bagno a czasem to były tam takie dłużyzny że tylko siłą woli zmuszałem się do czytania. Ogólnie spora część książki czyta się przyjemnie, ale momentami natężenie słodyczy i parcie do happy endu na siłę przekraczało granice zdrowego rozsądku (zwłaszcza w tomie 4 ostatnim).

 

Tylko te wampiry jakies takie nie dorobione byly - od razu widac ,za autorka do wampira maskarady nie zajrzala :D

 

Z postaci najciekawsza byla Alice reszta taka nieco mdla. 

 

Ogolnie książka nadaje się do przeczytanie , chociaż zimny głos cynika podszeptuje mi z tyłu głowy ,że te fragmenty które mnie dobrze ubawiły być może wcale nie miały być śmieszne w zamierzeniach autorki :D

 

 

 

Teraz wróciłem do Inkwizytora Mordimera w opowiadaniach zwłaszcza, że po targach książki mam dwa tomy z podpisem autora :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tutaj ciekawa recenzja Lodu, dla zainteresowanych:

 

http://wyborcza.pl/1,76842,4729837.html

 

A ja jutro kupię sobie Inne Pieśni, takoż Dukaja :) .

 

Ps.

W przerwie między Dukajami przeczytałem sobie Miasto Ślepców i cieszę się, że to zrobiłem, bo dzięki temu wiem, że z ekranizacjami rodem z USA nie jest jeszcze tak źle - rzekłbym wręcz, że film jest lepszy od książki noblisty (przy czym filmu nie oceniłem zbyt przychylnie). Czytając tę bardzo prostą książeczkę po lekturze Lodu miałem nieodparte wrażenie, że pisał ją uczeń klasy humanistycznej, realizując zadanie domowe pod tytułem "opisz hipotetyczną sytuację pandemii ślepoty, używając jak najwięcej porównań i nieskomplikowanych metafor". Momentami książka jest aż grafomańska. Na uwagę zasługuje natomiast ciekawy pomysł i sposób narracji. 6/10.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Hmm ktore watki sa twoim zdaniem zbedne w Diunie ? Zreszta nie wiem czy mowimy o tej samem ekranizacji , ale imho filmowka robila z tego bardziej film akcji podczas kiedy ksiazka defacto jest o polityce i film duzo niuansow tracil.

A chocby poprzedni (przed Harkonnenami) zarzadca Diuny, hrabia jakistam (ucieklo mi nazwisko, a ksiazke juz oddalem) - Vladimir ma co do niego jakies tam plany, zaprasza go na imprezke, cos tam dyskutuja i... nic, watek sie urywa po "balandze" na Giedi Prime.

 

A mowimy o ekranizacji by David Lynch, ze Stingiem i Patrickiem Stewartem (miedzy innymi, oczywiscie), bo na ta druga mozna jedynie spuscic zaslone milczenia, w mysl zasady, ze gowna sie nie tyka.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Andrzej Ziemiański - Toy Wars

 

O Ziemiańskim miałem do tej pory jak najlepsze zdanie - znakomite opowiadania (ze zbioru Zapach Szkła i nie tylko), świetne dwa pierwsze tomy Achai i spadek formy w tomie trzecim (chociaż w nim też autor zdawał się mieć przebłyski geniuszu), który zrzuciłem na karb pośpiechu spowodowanego terminami narzuconymi przez wydawcę. Jednak po przeczytaniu Toy Wars dochodzę do wniosku, że trzeci tom Achai nie był niestety wypadkiem przy pracy. Zaryzykuję nawet stwierdzenie, że Ziemiański po prostu się wypalił. Zacznijmy może od tego, że główna bohaterka książki to właściwie Achaja, jeno po reinkarnacji w niedalekiej przyszłości (na oko akcja dzieje się gdzieś koło roku 2050). To jeszcze jest spokojnie do przełknięcia, zwłaszcza biorąc pod uwagę zakończenie wspomnianej trylogii (początkowo uznałem to nawet za plus książki) - inne sprawy mają się zdecydowanie gorzej. Po pierwsze, fabuła. Toy Wars składa się z trzech, praktycznie nie związanych ze sobą części - ot, "pani detektyw" otrzymuje 3 kolejne zlecenia, wszystkie absurdalne. Mamy tutaj wałkowany już przez Ziemiańskiego na wszystkie sposoby motyw pod tytułem "niczemu niewinny bohater zostaje niespodziewanie rzucony przez los w wir szaleńczej akcji". I tego też bym się nie czepiał, gdyby owa "szaleńcza akcja" miała jakiś sens, żeby prowadziła do czegoś, np. do roztoczenia przed czytelnikiem wspaniałej wizji świata, do wprowadzenia intrygujących postaci, nie wspominając już o jakimś morale z tego wszystkiego. Niestety, w Toy Wars akcja jest celem samym w sobie. Właściwie trudno w ogóle mówić tutaj o "fabule" - jest po prostu akcja. Po drugie, nie dostrzegłem w tym czytadle żadnych wartości literackich. Czytałem już w życiu sporo książek, w których akcja była traktowana priorytetowo i wiem doskonale, że nie musi oznaczać to braku jakichkolwiek walorów artystycznych. Tymczasem Toy Wars nie broni się w tym zakresie kompletnie niczym. Ścielące się gęsto niewybredne wulgaryzmy są przez niektórych recenzentów określane mianem "koszarowego humoru na najwyższym poziomie" - nie dajcie się nabrać - to prostu wulgaryzmy i już. Niczego nie podkreślają, nie oddają w przemyślany sposób emocji postaci - są, bo rzeczywiście akcja dzieje się wśród najemników, ale gdyby je wyciąć, dialogi skurczyłyby się o jakieś 3/4. Po trzecie, główna bohaterka (tytułowa "Toy") jest tak cholernie nierealistyczna, że osobiście zupełnie nie mogłem się wczuć w specyficzny klimat powieści. Po oczach wali wielka niekonsekwencja autora w budowaniu tej postaci. Toy rozkminia jakieś gargantuiczne afery w kilka sekund (co momentami jest aż żałosne), a zaraz potem zachowuje się jak kompletna idiotka. Dawno nie widziałem nigdzie tak nienaturalnej postaci. A propos nienaturalnych postaci... Po czwarte, w całej książce roi się od jakichś dziwnych fantazji seksualnych autora (wcale nie żartuję) - bohaterki albo są nagie albo półnagie, a jeśli są ubrane, to w sposób dosadnie podkreślający ich seksapil. A to tylko wierzchołek góry lodowej, jeśli chodzi o punkt czwarty. Po piąte, postacie są tak papierowe, że dosłownie żadna mnie nie zaciekawiła. Po szóste, w dialogach powtarzają się cały czas te same żarty, niektóre nawet po kilkanaście razy. Dobra. To teraz trochę o zaletach, bo te, wbrew pozorom, też występują. Po pierwsze, książkę szybko się czyta. Jak pisałem, to takie typowe "czytadło", w sam raz do pociągu czy nawet autobusu. Oczywiście jest to ewidentny spadek poziomu w stosunku do np. Achai, ale trzeba oddać sprawiedliwość, że takie jednowątkowe czytadełka też są na rynku potrzebne i w tej kategorii Toy Wars całkiem nieźle się broni. Hmmmm... Tutaj miało być "po drugie", ale nie bardzo mogę coś sensownego wymyślić. Przechodzę więc do oceny - w kategorii wagowej "czytadełka do autobusu", dam zasłużone 5/10. Drugi raz nie będę tego czytał, ale czas zleciał mi na tyle szybko, że jestem w stanie przymknąć oko (a nawet dwa) na wszystko to, o czym pisałem wyżej. Nie jest to po prostu powieść wysokich lotów, ale jeśli wie się to przed rozpoczęciem czytania (ja np. nie wiedziałem), to myślę, że można się przy Toy Wars całkiem dobrze bawić.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

mam mieszane uczucia po przeczytaniu Hiperprzestrzeni Michio Kaku... ksiazka popularnonaukowa, nie fabularna, przyznam, ze malo takich czytam, ale mniejsza z tym... w sumie w kazdym kolejny rozdziale jest wtracona mysl przewodnia i powrot do tych samych przykladow... przeplatane jest to historyjkami z zycia naukowcow, ktorzy w jakims tam stopniu przyczynili sie do zbudowania teorii wielu wymiarow... mimo, iz tematem jestem zainteresowany, ksiazka bardzo mnie odrzucala swoja imho nieprofesjonalna struktura... chyba, ze w ameryce jest uznawane za madre, jesli sie powtarza to samo n-razy... w sumie ksiazka zdecydowanie bardziej dla laikow, niz studentow fizyki... niewiele sie z niej nowego dowiedzialem, a co do samej formy - zachowujac tresc, bez problemu moznaby bylo odchudzic ja o conajmniej 1/3

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Sam sobie odpowiedziałeś - to jest książka dla totalnych laików. Przeczytaj Piękno Wszechświata - powinna Ci się zdecydowanie bardziej spodobać. A jeśli też wyda Ci się za prosta, to sięgnij po coś spoza wydawnictwa labirynty wiedzy ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Andrzej Ziemiański - Toy Wars

Toy wars zostało napisane przed Achają - czytałem je w Science Fiction na początku studiów - koło roku '98. Pierwsze dwie części były typowymi opowiadaniami do czasopisma - krótkie, lekkie i z jajem. Płakałem ze śmiechu czytając je po raz pierwszy :) Trzecie, dłuższe opowiadanie pojawiło się dużo później i według mnie do pięt nie dorasta poprzednikom.

9/10 dla Toy Song i Toy Trek, 6/10 dla Toy Wars.

 

A tak w ogóle to od dwóch tygodni wsiąkłem totalnie w cykl o Honor Harrington - do tego stopnia, że kupiłem wszystkie główne 11 części sagi :P Radocha z czytania porównywalna tylko z Wiedźminem i Conanem. Długo omijałem tę serię ze względu na jej rozbudowanie, ale teraz nadrabiam zaległości, jestem na piątym tomie.

9/10

 

P.S. Czy pozostałe książki z serii, nie opowiadające bezpośrednio losów Honor są faktycznie słabsze? - przynajmniej takie recki mi się obiły w necie o uszy...

Edytowane przez Aquarium

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Toy wars zostało napisane przed Achają - czytałem je w Science Fiction na początku studiów - koło roku '98. Pierwsze dwie części były typowymi opowiadaniami do czasopisma - krótkie, lekkie i z jajem. Płakałem ze śmiechu czytając je po raz pierwszy :) Trzecie, dłuższe opowiadanie pojawiło się dużo później i według mnie do pięt nie dorasta poprzednikom.

9/10 dla Toy Song i Toy Trek, 6/10 dla Toy Wars.

Ja wiem, że opowiadania są starsze niż Achaja i jak na opowiadania są ok (chociaż też nie najwyższych lotów), ale od dobrego opowiadania do dobrej książki daleka droga, a tej niestety Ziemiański nie przeszedł. Ewentualnie gdyby to wydać jako zbiór opowiadań wraz z innymi tekstami, wrażenie mogło by być lepsze.

 

Rok 1984 - jestem pod ogromnym wrażeniem tej książki, zwłaszcza biorąc pod uwagę rok powstania. 10/10

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jim Butcher - The Dresden Files - a konkretnie, przeczytałem 9 z wydanych jak do tej pory 11 części serii. W kolejności:

Storm Front

Fool Moon

Grave Peril

Summer Knight

Death Masks

Blood Rites

Dead Beat

Proven Guilty

White Night

 

Pierwsza uwaga dla osób które obejrzały serial. Nie należy się za bardzo nim sugerować, nie jest on ekranizacją powieści. Owszem, poznajemy podstawowe fakty i postacie, parę scen zostało zaczerpniętych z kartek, ale to wszystko. Na dodatek bardzo wiele w serialu jest pozmieniane i spłycone. Sama treść odcinków tylko częściowo, i to dość luźno, nawiązuje do treści książek.

Podsumowując, jeśli ktoś uznał serial za interesujący tematycznie ale słaby, z niewykorzystanym potencjałem, koniecznie powinien zapoznać się z powieściami.

 

The Dresden Files to urban fantasy - czyli połączenie naszego, rzeczywistego świata z elementami nadprzyrodzonymi. Ludzie żyją w ignorancji, ale świat jest o wiele większy niż im się wydaje. Magia, wampiry, wilkołaki, demony, Sidhe - wszystko to jest jak najbardziej rzeczywiste, choć ukryte przed oczami śmiertelników.

Bohater powieści, Harry Dresden, to jedyny prawdziwy czarodziej w Stanach wykonujący jawnie swoją profesję. Jest w ogłoszeniach, taki też szyld ma na drzwiach - Wizard. Zlecenia sprowadzają się zazwyczaj do pracy detektywistycznej - poszukiwanie zaginionych osób czy przedmiotów, ale też i ochrona klientów przed nadprzyrodzonymi zagrożeniami. Ciągle zmaga się z kłopotami finansowymi, ale okazjonalnie jest również zatrudniany przez jednostkę Special Investigations z Chicago PD w charakterze konsultanta od spraw "dziwnych". Porucznik Karrin Murphy, choć nie za bardzo wierzy w magię, wie z doświadczenia, że Dresden bywa pomocny gdy np. pojawiają się trupy, zamordowane w niewyjaśniony sposób.

 

Przeczytałem 9 tomów w niecały tydzień i chciałbym czytać dalej ale więcej już nie mam. Poziom kolejnych pozycji nie spada, a rośnie. Już pierwsze częsci to nie są banalne historyjki, a z kolejnymi rośnie zarówno poziom fabularny jak i rozmach przygód Dresdena i jego (również ciekawych) kompanów.

 

Znającym angielski polecam w oryginale (dostępne w Empiku), ponieważ po polsku wydane zostały chyba tylko 4 czy 5 pierwszych tomów.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A mnie jakos sposob narracji w Lodzie wkurza...

Sposób narracji ma w Lodzie głębsze znaczenie. Zwróć uwagę, że czasem narracja jest klasycznie pierwszoosobowa, a czasem z owym zdublowanym "się", czyli dalej pierwszoosobowa, ale jednocześnie bezosobowa, jakby akcje bohatera nie zależały od niego. Miało to, z tego co pamiętam, związek ze stopniem "zamrożenia" Benedykta - jego zdefiniowania samego siebie. Polecam przyjrzeć się dokładnie, w jakich momentach zmienia się rodzaj narracji.

 

Wszystko pieknie, ksiazka iscie zajebista, ale jednej rzeczy nie rozumiem: czemu Dukaj uparcie pisze "tłómaczyć"?

Zdaniem jednego z użytkowników forum Dukaja, kiedyś taka forma była poprawna. Też mnie to na początku uderzyło.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

http://www.poradniajezykowa.us.edu.pl/baza...NZP=&WYRAZ=

Kiedy i przez kogo, a przede wszystkim dlaczego tłómacz (ó kreskowane, od: tłomaczyć) został przemianowany na tłumacza?

W okresie staropolskim występowała forma tłumacz, w której -łu- pochodzi z wokalizacji sonantu (w języku prasłowiańskim wyraz ten miał postać *tlmač). Tak powstała zbitka fonetyczna łu, jeżeli znalazła się przed spółgłoską nosową (m, n, ń), zmieniała się w ło, jak na przykład staropolskie słuńce przekształciło się w słońce. Podobnie wyrazy tłumacz, tłumaczyć zaczęto w XVII wieku wymawiać jako tłomacz, tłomaczyć, a od końca wieku XVIII pojawiło się w tekstach o kreskowane, które kiedyś oznaczało o pochylone (czyli dźwięk pośredni między samogłoskami o a u) - stąd zapis tłómacz, tłómaczyć. Kiedy w XIX stuleciu ó pochylone zrównało się w wymowie z u, zapis wyrazów tłumacz, tłumaczyć wrócił do stanu pierwotnego (staropolskiego).

 

:)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Z Simmonsem zapoznałem się dopiero jak Hyperiona wydał "Mag" i wręcz "pożarłem" pierwszą książkę, a czekanie na następne tomy doprowadzało mnie do szewskiej pasji. Chociaż czytając obydwie dylogie miałem nieodparte wrażenie, że Simmons mocno wzorował się na niektórych elementach z enderowskiego świata O. S. Card'a, chociaż w literaturze wiadomo, ciężko tego uniknąć.

 

Ilion/Olimp przeczytałem dwa dni temu i książki bardzo dobre, ale tutaj niestety znużenie podczas czytania dopadło mnie raz, czy dwa.

 

"Ostrze Darwina", też bardzo przyjemna literatura, tylko pościg Darwina Minor'a jego Acurą NSX ..., mocne przegięcie.

 

Skompletowałem całą space operę P. F. Hamilton'a ("Dysfunkcja Rzeczywistości" i reszta), wiec trzeba się za to zabrać. :wink:

Edytowane przez mortex

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Z Simmonsem zapoznałem się dopiero jak Hyperiona wydał "Mag" i wręcz "pożarłem" pierwszą książkę, a czekanie na następne tomy wręcz doprowadzało mnie do szewskiej pasji.

Właśnie te MAGowe wydania Hyperiona i Endymiona są przesadzone. <_<

Ładne i w ogóle, twarda oprawa, ale za wielkie tomiszcza i czcionka duża i rozstrzelona.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Przywróć formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

Ładowanie


×
×
  • Dodaj nową pozycję...