Skocz do zawartości

und3r

Stały użytkownik
  • Liczba zawartości

    5174
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    3

Zawartość dodana przez und3r

  1. und3r

    Polityka i politycy

    Nie liczyłem. Nigdy nie spotkałem się z nieuprzejmością w stosunku do mojej osoby przy załatwianiu jakichkolwiek procedur z zagranicznymi instytucjami. Zresztą, mówiąc szczerze, nie pamiętam, kiedy ostatni raz spotkałem się z nieuprzejmym traktowaniem w polskich firmach czy urzędach. Może ma to częściowo związek z tym, że sam jestem uprzejmy, ale imo obsługa Klienta w Polsce jest lepsza z roku na rok. Ostatnio nawet Alior Bank nie uznał mojej reklamacji (i miał ku temu pełne podstawy, bo problem był z mojej winy), a po krótkiej wymianie maili, na drodze której wyjaśniłem, że zdaję sobie sprawę, że Alior nie ponosi odpowiedzialności w zainstniałej sytuacji, ale ze względu na dobro Klienta (mnie) mógłby uznać moją reklamację w drodzę wyjątku, zwrócili mi pobrane opłaty :blink: Przykład niezwiązany z dyskusją czy omawianą reformą, dodajmy. Proszę, cały akapit: Podejmowanie decyzji o karierze zawodowej w wieku 13 lat? Skąd dzieci mają mieć jakiekolwiek pojęcie o tym, skoro niedawno wyszły z piaskownicy i odłożyły zabawki? Taka decyzja byłaby naprawdę przemyślana i poparta doświadczeniem życiowym jakieś 8-10 lat później. Ile procent studentów pracuje w wyuczonym zawodzie? 13 lat jest wzięte z sufitu i nie ma nic wspólnego z reformą, a kolejną część pominąłem, bo wynika z niej, że najlepiej byłoby profilować nauczanie dopiero w wieku 21-23 lat ( :blink: ), a z takim poglądem nie zamierzam dyskutować, bo szkoda czasu. Możesz teraz opisać dowolny przebieg Twojego kontaktu z tą osobą, a ja nie mam zamiaru ani tego weryfikować (bo i nie mam takiej możliwości), ani wyjaśniać. Mogę najwyżej odwołać się do logiki czytelników - jeśli ktoś myśli, że w sytuacji opisanej wyżej przez chemicznego, osoba w banku rzeczywiście nie była w stanie pomnożyć 12x5, i zapewne chemiczny był jedynym klientem, do którego zadzwoniono z tą ofertą i nieprawdopodobnym jest, że Pani z banku obliczała ile to jest 5x12 komukolwiek poza nim, to ja już nic nie poradzę. Jednak moim zdaniem, pracownik banku liczy ile to jest 5xliczba miesięcy kilka(dziesiąt) razy dziennie przy najróżniejszych okazjach i nie potrzebuje za każdym razem kalkulatora. Jeśli to robi, to ze względu na klienta, żeby ten poczuł się pewniej (i żeby widział "atencje" pracownika, że tak powiem). To jest stosowany na całym świecie "zabieg". Nie mówię, że w każdej jednej sytuacji zachowa się tak każdy jeden pracownik, ale to popularna technika. Spróbujcie np., jak będziecie kiedyś robili większy depozyt powiedzieć coś w stylu "chciałbym podzielić te 100 tyś na 5 lokat równej wysokości" - jest bardzo prawdopodobne, że pracownik przyjmujący depozyt, mimo że obliczenie jest banalnie proste, sięgnie po kalkulator i/lub potwierdzi na głos zlecenie, w stylu "zatem 100 tyś przez 5, daje 20 tyś na każdą lokatę, zgadza się?".
  2. und3r

    Polityka i politycy

    Dawno wyjechałeś z kraju? Pytam, bo jak widzę, zdążyłeś już zapomnieć, że widok 15-latka z iPhonem 4 czy innym Galaxy S świadczy (jeszcze) w Polsce (zwłaszcza w mniejszych miastach) o statusie rodziny, ale nie to było tematem mojej wypowiedzi, więc eot. To spoko, że "popatrzyłeś na nią z politowaniem" (classy), a ja nie chcę burzyć Twojego światopoglądu i poczucia wyższości, jednak pozwolę sobie zwrócić uwagę na dwie rzeczy. Po pierwsze, jak ostatni raz legitymowałem się (drobna sprawa) w Londyńskim banku, to miła Pani zza biurka, oddając mi dowód, rzuciła z uśmiechem "posh picture", mimo iż nie wyglądam jak B. Pitt, ani nie jestem na tym zdjęciu jakoś wykwintnie ubrany (zwykłe zdjęcie dowodowe). To "posh picture" było dokładnie tym samym co "fast math", czyli zwykłą uprzejmością. Musisz się przyzwyczaić, że za naszymi zachodnimi granicami, urzędnicy czy ludzie z obsługi klienta są uprzejmi z zasady. Polecam Tobie też poświczyć uprzejmy small talk, zamiast "wzroku politowania". Po drugie, ludzie w obsłudze Klienta w bankach i instytucjach finansowych ogólnie, używają kalkulatora do najprostszych obliczeń, nie dlatego, że nie potrafią wykonać ich w pamięci. Możesz mi nie wierzyć i dalej uważać, że kobieta pracująca w banku nie potrafiła pomnożyć 5 przez 12, ergo jesteś od niej fajniejszy i lepiej wykształcony, ale dopuść też do siebie myśl, że wiem o czym mówię, i użycie kalkulatora (i nie, nie mogła użyć do tego smartfona, byłoby to źle widziane) było częścią procedury. Najczęściej pracownicy są szkoleni, aby odwrócić też kalkulator w stronę Klienta, żeby ten mógł potwierdzić wynik obliczenia. Liczenie w pamięci mogłoby doprowadzić do tego, że "mniej uzdolnieni matematycznie klienci", zgubiliby się gdzieś w trakcie tłumaczenia przez pracownika banku danej transakcji/oferty i potem mogliby mieć pretensje, że zostali wprowadzeni w błąd. Nie spodziewałem się, że nawet w tym wątku zetknę się z takimi "argumentami" ad personam, ale przynam, że to dla mnie dość zabawne. Powiedz mi, dlaczego wyemigrowałeś z kraju, skoro nasz system jest taki zeczepisty? Nowa reforma nie zakłada, że dzieci nie będą wiedziały, kim jest Newton. Apeluję (kolejny raz) o przeczytanie, czego dotyczą zmiany i odnoszenie się do konkretów. Skąd wziąłeś 13 lat? Naprawdę, przeczytaj chociaż ten artykuł, zanim zaczniesz ze mną dyskutować. Też "spojrzałeś na nią z politowaniem", czy tym razem jej darowałeś i okazywałeś wyższość dyskretnie? I w obliczu tego umożliwienie mu sprofilownia programu pod zainteresowania w wieku lat 17 jest złe, bo? Przecztaj jakie konkretnie zmiany proponuje reforma i napisz, czemu Twoim zdaniem są one złe. Dokładnie tak dzieje teraz. EDIT z odp. na post jonasa: jonas, gdzie w projekcie nowej reformy wyczytałeś, że 13-latek ma wybierać drogę kariery? Naprawdę, nie uprawiaj demagogii w rozmowie ze mną. Nie chcę polemizować w oparciu o doświadczenia osobiste, dlatego odłóżmy je na bok. Faktem jest jednak to, że chęć dorównania rodzicom, którzy odnieśli sukces, jest bardzo szeroko opisanym w psycholoigii fenomenem. Pisanie, że dzieci przedsiębiorców są "nieporadne", jest nie tylko generalizowaniem, ale generalizowaniem w złym guście. Po pierwsze, powiedz to slavOKowi, nie mnie (on myśli, że to przez system oparty na kuciu regułek, patrz kontekst rozmowy), a po drugie, system edukacji nie jest tutaj zupełnie pozbawiony znaczenia, ponieważ jesteśmy w stanie porównać konkretne wyniki poszczególnych systemów w konteście np. liczby noblistów z danych dziedzin (podpowiadam - nie wypadamy tutaj najlepiej). Nie wiem czy cynizm przesłania Tobie logiczne myślenie, czy po prostu gorzkniejesz na starość, ale ja staram się odnosić do konkretnej reformy, nie do ugrupowań jako całości. O jakie rzeczy? Pytałes o bitwy z wojny secesyjnej? O geografię stanową? Historię USA? Bo gdyby ktoś z USA przyjechał do Polski i zadał takie pytania, to też mógłby stwierdzić, że tutaj sami idioci żyją. Tam po prostu nacisk kładzie się na inne rzeczy i naprawdę daleki jestem od twierdzenia, że tamtejszy system jest gorszy. Co próbujesz powiedzieć? Że dobry system edukacji powinien szkolić wyłącznie inżynierów?
  3. und3r

    Polityka i politycy

    Moment, 25-latki nie patrzą na wielkość cycków? W jakim wieku, Twoim zdaniem, powinno się podejmować decyzje o wyborze kierunku kształcenia (przypominam, że nie mówimy tutaj o dokładnym wyborze specjalizacji, tylko o wyborze między przedmiotami humanistycznymi, a ścisłymi)? Nie wiem jak Ty, ale ja pamiętam siebie w wieku 15 lat i zapewniam, że byłem w pełni świadomym swoich decyzji, samodzielnie myślącym człowiekiem. Ba, gdzieś w wieku lat 12 wiedziałem, co mnie interesuje, a co nie, wiedziałem też jak zamawiać książki na temat interesujących mnie zagadnień z KKKK za pobraniem (nie miałem internetu). Tekst "dawanie swobodnego wyboru człowiekowi w takim wieku" sugeruje, że osoba w liceum nie jest zdolna do określania swoich zainteresowań, co po pierwsze jest totalną bzdurą, a po drugie prowadzi do równania w dół. Znacznie lepiej jest dać możliwość świadomego wyboru osobom, które posiadają jakieś zainteresowania (naprawdę, to nie jest "niespotykane" w wieku licealnym) niż nie dawać im takiej mozliwości w myśl zasady, że zdarzają się też osoby, które do takiego wyboru "nie są zdolne". Z debila nie zrobisz geniusza nawet w najlepszym systemie - chodzi o to, żeby te ogarnięte, młode osoby, miały szansę wynieść więcej z tych lat nauki (debile nie wyniosą prawie nic tak czy inaczej). Po pierwsze, jak Ty byłeś w takim wieku, to te urządzenia nie były powszechnie dostępne, a po drugie, szkoła nie ma "zastępować wychowania", więc znowu piszesz nie na temat. "Złego" wychowania nie wyprostujesz najlepszym nawet systemem edukacji, bo też nie taka jest jego rola. Po trzecie, to co nazywasz "pogonią za kasą" nie jest z definicji czymś negatywnym. Z moich osobistych obserwacji wynika, że osoby wychowane w rodzinach np. przedsiębiorców (nawet takich, którzy rzeczywiście nie mieli zbyt wiele czasu dla dzieci, bo rozkręcali firmę), ogólnie lepiej sobie w życiu radzą, mniej jest w nich postawy roszczeniowej. Świadomość, że sam musisz wypracować w życiu to czego chcesz, jest generalnie czymś dobrym. Naprawdę tak uważasz? Myślisz, że osoby projektujące stacje kosmiczne czy twórcy Wikipedii zrobili to, bo ktoś im kazał wkuwać regułki za młodu, a nie dlatego, że uczyli się z pasją, interesujących ich zagadnień? Weź poczytaj biografie najwybitniejszych pionierów róznych dziedzin nauki czy wielkich przedsiębiorców, a przekonasz się, że są to w olbrzymiej większości ludzie rozwijajacy się w bardzo ukierunkowany sposób od wczesnych lat dzieciństwa. Ty chyba dalej nie przeczytałeś tego artykułu, albo przeczytałeś go bez zrozumienia. Podpowiadam, że reforma nie dotyczy ani gimnazjów, ani uczelni wyższych. Na takiej, że to prawda? Nie nazywasz chyba "domniemaniem" tego, że każdy może sobie sprawdzić historyczne daty szybciej niż kiedykolwiek to było możliwe? Ani tego, że łącznie kilkaset godzin przedmiotów humanistycznych, z których potem pamięta się może 20% informacji, a w życiu przydaje się 5%, niekoniecznie jest niezbędne dla kogoś, kto ceciach!e się umysłem ścisłym i wolałby poświęcić ten czas na naukę matematyki, fizyki, itp? Nasz obecny system edukacji kładzie zdecydowanie zbyt duży nacisk na wiedzę ogólną, przez co dyplomy większości szkół i uczelni są praktycznie bezwartościowe dla pracodawców. I to jest fakt, nie żadne domniemanie. Możemy się śmiać z Amerykanów, że nie wiedzą gdzie Francja leży, ale przynajmniej tam tytuł inżyniera jest właściwie gwarantem godnie płatnej pracy (zresztą wyższe wykształcenie z dziedzin humanistycznych też). Fajnie, tylko co to ma do rzeczy? Albo wylewamy gorzkie żale na poprzednie reformy, albo rozmawiamy konkretnie o tej przyszłej. Ja optuję za tym drugim. Będziesz krytykował "jak leci" każdy przyszły pomysł, ponieważ dotychczasowe byłe złe? Trochę to nielogiczne. System edukacji u Jankesów jest 10x lepszy od naszego. Spójrz na statystki. Moim ambitnym planem jest ukończenie kiedyś jednego z tamtejszych uniwersytetów, a do tutejszych raczej mnie nie ciągnie. A ta "przysłowiowa głupota", o której piszesz, bierze się głównie z ignorancji, ale częściowo też z dość mocno zmanipulowanego wizerunku "typowego Amerykanina". Bo skąd właściwie wiesz, że ludzie są tam "wręcz przysłowiowo głupi"? Z tego filmu na YT, gdzie ludzie nie potrafią umiejscowić krajów na mapie? Założę się z Tobą o duże pieniądze, że nagram taki sam film w centrum Warszawy w jeden dzień. Kolejna rzecz jest taka, że obywatele USA uczą się przede wszystkich geografii swojego kraju/stanu, co też nie jest takie głupie, zważywszy na obszar i różnorodność USA. Poza tym, taka wiedza przydaje im się w praktyce. Nie wiem. Wiem, że nie ma to związku z omawianym tematem (zmian od września). Kto i gdzie, konkretnie, wmawia to społeczeństwu? Od lat obserwuje raczej kampanie, głoszące coś przeciwnego. Dlaczego właściwie słowa humanista używasz w sposób pejoratywny? Ale czemu z tego powodu (nawet zakładając, ze masz racje, z czym mógłbym polemizować) chcesz zabronić podejmowania tych decyzji tej części, która jest w stanie decydować o swoim życiu? Czy naprawdę uważasz, że gość w wieku 17 lat jest wyraźnie bardziej racjonalny niż gość w wieku 15 lat? I tak powinien działać dobry system edukacji?
  4. Krótko i na temat: potrzebny mi nowy laptop do pracy, swojego Air starszej generacji (bez podświetlenie klawy) oddaje żonie, sobie zamierzam kupić nowego. Czy rynek oferuje obecnie cokolwiek, co może konkurować z nowymi Air? Jeśli o konkurencji mowa, to takowy laptop musiałby mieć: - dysk SSD - podświetlaną klawiaturę - nie-plastikową obudowę - należeć do klasy tzw. "ultrabooków" Przekątna ekranu najlepiej 13 cali.
  5. und3r

    Polityka i politycy

    Może i tak, ale akurat ta konkretna zmiana jest in plus. Zmieniasz temat. Widzisz, niestety kompletnie nie masz racji. Miałbyś 10 lat temu, ale nie teraz, kiedy praktycznie każdy może sobie sprawdzić kiedy był chrzest Polski w 10 sekund ze swojego smartfona, a jak rodziców nie stać na smartfona, to z domowego internetu (albo, w przypadkach skrajnej biedy, z @ szkolnego). Trzeba właśnie systematycznie odchodzić od systemu nauczania polegającego na bezmyślnym wkuwaniu dat i regułek, zastępując go większym ukierunkowaniem na konkretne, wybrane przez ucznia przedmioty (trzeba też zerwać z poglądem, że 15-latek nie jest w stanie określić, jakie przedmioty go interesują - to właśnie prowadzi do produkcji debili, nie zmiejszanie liczby godzin historii dla przyszłych inżynierów i vice versa) i naukę logicznego myślenia. Żyjemy w czasach swobodnego dostępu do wiedzy, w rzeczy samej, każdy kto ma smartfona w kieszeni ma dostęp do CAŁEJ WIEDZY zdobytej przez cywilizację, niemal natychmiastowo. Szkolnictwo musi nadążać za zmianami, dlatego pomysł bloków tematycznych i uzależnienia liczby godzin danego przedmiotu od obranego przez ucznia profilu jest dobry.
  6. Dlaczego sama miałaby to sobie zrobić? To tylko potwierdza moją teorię. Ojciec dziecka zaplanował wszystko, łącznie z fikcyjnym atakiem porywacza. Jedyne dwa brakujące elementy układanki to wyniki sekcji (na 80% potwierdzą moją wersję) i alibi męża w postaci tego kolegi, co to go niby do sklepu podwiózł. Jakoś media milczą na ten temat, więc nie wiem, czy policja przesłuchiwała tego kolegę (jeśli nie, byłoby to gigantyczne niedopatrzenie i niekomepetencja, chyba, że policja nie postrzega męża jako podejrzanego, ale w to nie chce mi się wierzyć). Ten "kolega" może być np. ziomkiem ojca dziecka z jakiejś sekty czy czegoś w ten deseń i też może go kryć, potwierdzając, że cały czas był z nim w dzień "porwania". Tyle tylko, że wtedy pojawi się problem "teleportacji" dziecka z wózka matki pod stertę gruzu za miastem:P
  7. und3r

    Polityka i politycy

    Naprawdę? Przeczytaliście chociaż (poza Sysakiem) ten artykuł, czy komentujecie na podstawie wyrwanego z kontekstu cytatu slavOKa? Polecam od czasu do czasu nie krytykować wszystkiego "jak leci" i "z zasady" (bo przecież każdy jeden pomysł polityków jest głupi i ogólnie Wy lepiej byście tym wszystkim zarządzali), a zamiast tego więcej czasu i uwagi poświęcić realnym plusom/minusom danego rozwiązania. Akurat ta reforma jest ok, na pewno zaproponowany system jest lepszy niż to co mieliśmy do tej pory. Przydałoby się jeszcze zrobić coś z gimnazjami, ale to już grubsza sprawa. Prześmiewców zapraszam do dyskusji i uargumentowania, dlaczego wprowadzane zmiany są na gorsze. Fakt jest taki, że licea ogólnokształcące w obecnej formie to farsa (wiem z doświadczenia) i jedna z głównych przyczyn masowej produkcji bezrobotnych magistrów. PS Cały akapit, z którego pochodzi fragment zdania przytoczonego przez slavOKa, brzmi tak:
  8. Zdecydowanie nie. Cieszę się, że ktoś oprócz mnie to widzi (wszelkie fora/komentarze skupiają się na osądzaniu matki czy nawet linczu nad nią, w mediach to samo). Na samym początku całej tej sprawy, kiedy pierwszy raz (rodzice apelowali o pomoc itp.) zobaczyłem wypowiedź ojca dziecka, powiedziałem żonie, że coś jest z tym gościem ostro nie tak i że moim zdaniem on stoi za wszystkim. Cały czas się tego trzymam, połączmy bowiem fakty: 1) Pierwsza oficjalna wersja zdarzeń - matka "płacze" jak to jej dziecko porwali, ojciec bez emocji relacjonuje (program Uwaga) co i jak oraz spokojnym tonem opowiada, że pomógł żonie znieść wózek z dzieckiem z mieszkania, następnie odprowadził ją jakiś tam dystans, poczym wsiadł do samochodu kolegi i pojechali do sklepu. Miało to sens do momentu wyznania matki (taśma Rutkowskiego), że "upuściła" dziecko na próg. Mając jednak na uwadze to co wiemy dzisiaj, pierwsza wersja (opowiadana zgodnie przez matkę i ojca!) ewidentnie wskazuje na to, że ojciec jest zamieszany w morderstwo (imo). Dlaczego? Nie dlatego, że ojciec powinien zorientować się, że dziecko w wózku nie żyje (takie opinie czasem się pojawiają, ale to nie jest akurat najważniejsze). Problem w tym, że skoro nigdy żadnego porywacza nie było (o czym osobiście byłem przekonany od początku), to matka musiała PRZEKAZAĆ komuś (dla mnie jest oczywiste, że mężowi) martwe dziecko przed sfingowaniem swojego zasłabnięcia. 2) Jest skrajnie nieprawdopodobne, żeby szesciomiesięczne dziecko zginęło od upadku (nawet na próg). Moim zdaniem sekcja zwłok wykaże niepasujące do tej wersji obrażenia. 3) Ojciec dziewczynki zachowuje się jak socjopata (być może jest to też powód przejścia testu wariografem). Oczywiście, moje wrażenie, wywołane wyłącznie wywiadami, które widziałem i słyszałem, może być błędne, ale o ile gość nie jedzie na silnych psychotropach (wątpie) to jego reakcje są bardzo nienaturalne. W kilku miejscach jego "rekonstrukcji zdarzeń" redaktorowi Uwagi można dostrzec nawet przewijający się uśmieszek (przyjrzyjcie się). 4) Katarzyna W., przyciśnieta przez Rutkowskiego i jego skuteczny blef ze świadkami, przyznaje, że córka nie żyje (zmyślając wersje z upadkiem), ale wskazuje błędnie miejsce ukrycia zwłok. Dlaczego? Po co miałaby w takim momencie zatajać jeszcze miejsce porzucenia ciała i narażać się na wyższy wyrok? Otóż moim zdaniem, ona NIE WIEDZIAŁA, gdzie KONKRETNIE zostało ukryte ciało. Wiedziała tylko mniej-więcej, gdzie mąż je wywiozł (dlatego Rutkowski to kupił i zaliczył wtopę). Zresztą, wyobrażacie sobie tę kobietę, zagrzebującą własną córkę w gruzie??? No way. Dopiero potem (wcześniej zwyczajnie nie miał możliwości - najpierw nie sądził, że Rutkowski złamie żone, więc nie wtajemniczał jej w szczegóły ukrycia ciała, a potem Rutkowski/policja cały czas byli przy niej), mąż przekazał jej dokładne info, żeby zakończyć sprawę i żeby żona mogła całą winę wziąć na siebie (co się właśnie dzieje). 5) Wg zeznań Rutkowskiego, Katarzyna W. uderzyła z premedytacją męża drzwiami i próbowała uciec. Moim zdaniem nie uciekała ze względu na wypadek z córką. Uciekała, bo boi się męża. IMO z tego samego powodu jest jej też niejako "na rękę" dać się zamknąć w zakładzie psychiatrycznym/więzieniu. Mąż prawdopodobnie pierze Katarzynie mózg od dawna, jej zachowanie nie wskazuje co prawda na niepoczytalność (znowu, to są moje obserwacje, ale mam przeczucie, że się potwierdzą) ale zdecydowanie widać po niej strach i pewną dezorientację. 6) Ostatnio usłyszałem w TV (nie pamiętam jaki to był program), że mąż wykazywał żywe zainteresowanie wampiryzmem oraz był/jest zafascynowany śmiercią jako taką (podobno był to też temat jego pracy maturalnej). 7) Para poznała się rzekomo w kościele. Mąż deklaruje, że jest praktykującym katolikiem. Może nie jest to istotne, ale ma znaczenie dla jego profilu psychologicznego. IMO ktoś, kto praktykuje obrządek religijny w jednej postaci, równie dobrze może praktykować inne obrządki, może interesował się jakimś rodzajem kultu, ciężko powiedzieć. Nie zdziwię się, jeśli wyjdzie ostatecznie na jaw, że było to morderstwo na podłożu rytualnym. Ojciec dziecka mógł planować to od dawna, być może ukierunkowywał też żonę w tę stronę, wmawiał jej, że robią coś dobrego. Katarzyna sprawia wrażenie podatnej na tego typu manipulacje, a z kolei jej mąż wydaje się bardzo wyrachowany. Ale to już daleko idące spekulacje... Prawie pewny jestem natomiast tego, że nie był to zwykły wypadek, oraz że mąż wie o wszystkim od samego początku.
  9. und3r

    ACTA (+SOPA, PIPA)

    Dzięki za link, przeczytałem z uwagą. Chętnie zapoznałbym się również z innymi interpretacjami zapisów ACTA, najlepiej osób zawodowo związanych z prawem. Ciężko obecnie znaleźć w sieci obiektywne opracowania na ten temat, to samo tyczy się SOPA - wszędzie tylko "szum informacyjny", bardzo mało konkretów. I prawdą jest, że większość protestujących w Polsce nie wie przeciw czemu konkretnie protestuje (ludzie nie wiedzą też, jakie przepisy dot. praw autorskich obowiązują obecnie), ale nie widzę w tym nic złego - pozytywnym znajduję sam fakt protestów, jednak Polakom chce się czasem wyjść na ulice "w słusznej sprawie", to powinno dać politykom do myślenia. Lobbyści (w tym przypadku koncerny fonograficzne i inne podobnej maści) też może się wreszcie zastanowią, czy aby na pewno opłaca im się takie podejście. Kolejnym krokiem powinien być zakrojony na globalną skalę bojkot największych wydawnictw. Sami artyści coraz częściej wydają materiał bezpośrednio, o ironio, w sieci.
  10. und3r

    Polityka i politycy

    Poważne pytanie: czy w KNP są jakieś postacie, mogące w niezbyt odległej przyszłości zdetronizować JKM, ale wierne jego wizji gospodarki? Jacyś dobrze rokujący liderzy? Czy sam JKM zdał już sobie sprawę, że ze swoim wizerunkiem nigdy nie zostanie poważnie potraktowany przez szeroki elektorat? Pytam, bowiem rozumiem, że jesteś bliski partii (młodzieżówka?) - jakie w niej panują nastroje, nie macie poczucia bezsensowności swoich działań, marnowanego czasu? Bo z mojego punktu widzenia, JKM przez ostatnie kilkanaście lat wykorzystuje swych zwolenników bardziej do zarabiania pieniędzy na swoją niemałą rodzinę, niż do budowania partii politycznej (parodystycznej może tak, ale nie politycznej).
  11. und3r

    Polityka i politycy

    Ale zdajesz sobie sprawę, że te tzw. porozumienia zawierane przez rząd x, mogą zostać zmienione przez rząd y? Ministrowie finansów uznają te wydatki za sztywne, ponieważ mają jeszcze możliwości kreatywnej księgowości, np. przeksięgowania 2/3 składki z OFE z powrotem do ZUS. W przyszłości mogą też np. sięgnąć po zebrany już w OFE kapitał, albo po prostu zwiększyć zadłużenie. Jak związki zawodowe robią dla rządu zły PR (np. palą opony w centrum Warszawy), to się z nimi podpisze każde porozumienie, a przyszłe rządy niech się martwią, skąd wziąć pieniądze na spłatę linii kredytowych. Tyle tylko, że rolowanie długu w nieskończoność kiedyś musi się bardzo źle skończyć. Swoją drogą, może Ty mi wyjaśnisz, skąd Korwin zamierza wziąć kilkaset miliardów na wypłaty rent i emerytur, przy jednoczesnym zniesieniu obowiązku składek. Tylko nie mów, że z prywatyzacji. Cały czas te świadczenia dofinansowywane są środkami z prywatyzacji, a i tak trzeba połowę kredytować. I cały czas płacone są składki.
  12. und3r

    Polityka i politycy

    Skoro się mylę, to powiedz mi, w jaki niby sposób wysokość Twojej emerytury jest zagwarantowana. Nawet sam fakt istnienia świadczeń socjalnych i tego, że w ogóle jakaś emerytura ma zostać wypłacona, może ulec zmianie, dokładnie tak samo jak uległa zmianie część składki przekazywanej do OFE. To wszystko reguluje ustawa, którą rząd zmieni zawsze, jeżeli będzie w tym widział doraźne korzyści dla siebie.
  13. und3r

    Polityka i politycy

    Wysokość świadczeń emerytalnych nie jest nigdzie zagwarantowana, porównanie do obligacji jest bez sensu. Papierki z ZUS to nie papiery wartościowe i nigdy koło takich nawet nie leżały. Tzw. umowa społeczna jest umową "na gębę", rząd może ją w każdej chwili zmienić.
  14. und3r

    Zarobki, praca

    Nie napisałem, że zarabiam niewiele ponad średnią. Napisałem, że zarabiam trochę więcej niż średnia - zupełnie inny wydźwięk :P . Uznałem, że jak umieszczę "trochę" w cudzysłowie, to pryśnie cała subtelność :P . Co do czasu pracy, to właśnie po to pracowałem kiedyś po 60 godzin i więcej, żeby teraz móc pracować mniej. 100k jest do osiągnięcia w niedalekiej przyszłości, a do trzydziestki zostało mi więcej lat niż trwa moja kariera zawodowa. Ale już nie pracuję tyle co kiedyś, poza tym, tak jak pisałem wcześniej, na spokojne życie wystarczy mi ułamek miliona. Czemu prymitywnie? Po prostu inaczej się rozumuje, kiedy mowa o zagadnieniu teoretycznym, a inaczej, kiedy realnie chcemy wpakować w coś kilkaset tysięcy. Gdyby rzeczywiście chciał zainwestować takie pieniądze w nieruchomość, zrobiłby zapewne stosowne rozeznanie. Tak królewiczu, ale Ty jesteś inteligentnym i oczytanym gościem. Uwierz mi - jeśli piszę, że większość ludzie nie widzi w tym problemu, to wiem co piszę. Nawet nie chodzi o to, że rząd ma poprawiać ich byt. Ludzie są po prostu pogodzeni z myślą, że emerytura nie zależy od nich i zaakceptowali, że ich standard życia spadnie dwukrotnie. Tak, wydaje im się, że stopa zastąpienia będzie wynosiła jakieś 50%. Ciężko jest im przetłumaczyć, że równie dobrze może to być 5%. Po prostu nie kumają zależności demograficznych, ekonomicznych, etc.
  15. und3r

    Zarobki, praca

    Co ciekawe, moim zdaniem to nawet nie wynika z faktu stosunkowo niskich w naszym kraju zarobków, co z mentalności roszczeniowej, której "geneza" w głowach Polaków sięga poprzedniego ustroju. Obywatelom większości społeczeństw zachodnich nie trzeba tłumaczyć, że muszą odkładać pieniądze, to jest dla nich tak oczywiste, jak płacenie rachunków za prąd. A procent składany pozwala, na przestrzeni lat, nawet z niewielkich, acz systematycznie odkładanych kwot wygenerować kapitał, wystarczający na zakup np. nieruchomości czy innych aktywów, nieosiągalnych w inny sposób. To, że dodatkowe zabezpieczenie emerytury czy wykształcenia dzieci "nie dotyczy" większości Polaków, oznacza tak naprawdę tyle, że większość Polaków nie rozumie takiej potrzeby, a nie, że ich na to nie stać. Problem ten dość dobrze obrazują wykresy zależności wykształcenia i oszczędności pod kątem emerytury, publikowane co jakiś czas przez różne instytuty, jak ktoś będzie zainteresowany to sobie wygoogla. Ludzie w PL na ogół myślą, że to jaki będzie ich poziom życia na emeryturze nie zależy od nich, tylko od polityków. Ale to nie chodzi o to, żeby zarobić "coś", tylko żeby zarobić więcej niż w przypadku innych, znacznie mniej skomplikowanych "operacji". Innymi słowy, kluczową kwestią przy takich decyzjach jest to, czy te kilkaset tysięcy złotych na moim koncie nie jest w stanie dać mi lepszego, czy nawet zbliżonego zwrotu, bez konieczności oddawania ich w ręce zagranicznej agencji nieruchomości i mrożenia na x lat. Pamiętaj, że agencja też ma zarabiać, więc im zawsze będzie zależało, żeby Tobie jako potencjalnemu klientowi dać do zrozumienia, że sprawa jest prosta, a zyski będą spływać same. Jak ktoś chce się na stałe przeprowadzać do innego kraju, to czemu nie. Ale tutaj wchodzimy już w hipotetyczne sytuacje. Czynniki jakie wymieniłeś kształtują ceny nieruchomości tylko w pewnym (wcale nie tak dużym) stopniu. Wrócę do mojego Klienta z wczoraj - dlaczego w ciągu raptem paru lat jego plac stracił na wartości prawie dwukrotnie? Czy Warszawa się nie rozwija? Rozwija się jak zła, kilka węzłów komunikacyjnych się właśnie buduje, druga linia metra, tysiące metrów kwadratowych mieszkań i powierzchni użytkowych. Ale co z tego - te czynniki nie zastąpią najprostszej zasady ekonomii, czyli zależności między popytem i podażą. A na rynku mieszkań, popyt kształtuje przede wszystkim dostępność kredytów. A dostępność kredytów zależy od tak wielu rzeczy, że trudno przewidywać trendy, a co za tym idzie rentowność inwestycji w nieruchomość. Zobacz - cena placu w 2006 podyktowana była tym, że na sąsiednich działkach ruszyły inwestycje w apartamentowce. Czasy były takie, że inwestorzy chcieli budować na gwałt i gdzie się dało, bo łatwo było o kredyty, ergo o sprzedaż tego, co się wybudowało. Dostępność kredytów napędzała rynek i gwałtowny wzrost cen (skoro Kowalski szuka mieszkania za kwotę x, ale zdolność kredytową ma na x+20%, to czemu nie sprzedać mu lokum o te 20% drożej? - w Polsce zjawisko było dobrze widoczne, ale jego skala nieporównywalna z tym, co się działo w USA). W związku z tym rosły ceny zarówno za metr kw. w powstających apartamentowcach, jak i (siłą rzeczy) za grunty, na jakich te stały. Dlatego właśnie mój Klient nie sprzedał swojego placu z 3,7 miliona - był pewny, że poczeka kilka miesięcy i sprzeda za 4. Tyle tylko, że w międzyczasie rynek kredytów w USA się złożył, a to spowodowało reakcje banków (a także organów nadzorujących) również w Polsce, i nagle Kowalski zamiast na x, miał zdolność na x-10%, do tego zaczęły wzrastać marże. Nietrudno o wniosek, że w takiej sytuacji deweloper powinien zejść z ceny, ale problem pojawia się wtedy, kiedy sam deweloper budował na kredyt, a w dodatku rozkminił całą inwestycję pod kątem dalszego wzrostu cen. Tak właśnie było w tym przypadku. Ceny mieszkań w nowych apartamentowcach, na działkach sąsiadujących z parcelą mojego Klienta, zostały na poziomie zakładanym przez dewelopera na starcie inwestycji (gdyby dostosował się do cen "pokryzysowych", inwestycja nie przyniosłaby zakładanego zysku), a dostępność kredytów dla potencjalnych chętnych na te mieszkania bardzo spadła. Skutek - do dziś wystawionych jest jeszcze jakieś 70% mieszkań w tych blokach i nikt ich nie kupuje (ludzie kupują od deweloperów, nie mogących pozwolić sobie na trzymanie ceny, a takich w mieście nie brakuje). Dla obserwującego sytuację z boku, plac sąsiadujący z tymi blokami jest g. warty, skoro wg planu zagospodarowania przestrzennego ma tam być blok mieszkalny, a nikt nie chce tam mieszkań kupować. Oczywiście, jest to też wymarzona sytuacja dla kogoś z wolną gotówką, bo taki ktoś może teraz kupić plac po okazyjnej cenie i jeśli nie robi mu różnicy, czy rynek kredytowy ożywi się za 2 lata czy za 10, to ma szanse na świetny biznes. Mam nadzieję, że rozumiesz mechanizm. Nieważne, ile trwa sezon turystyczny i czy widok z okien wypełniają dźwigi. Ważne, czy deweloperzy płacący za te dźwigi nie utracą z jakiegoś powodu płynności finansowej i czy ludzie mający w założeniu być ich klientami będą mieli zdolność kredytową (a potem możliwości spłaty tych kredytów - przyjdzie kolejny kryzys spowodowany czymkolwiek, ludzie zaczną tracić pracę, banki wypowiadać umowy kredytowe i nagle Twoje mieszkanie w nadmorskim kurorcie będzie warte dwa razy mniej niż w momencie kupna). I bardzo dobrze, że się nie utożsamiasz. Ja w życiu prywatnym też się nie utożsamiam (w zawodowym muszę się utożsamiać), ale piszemy tutaj o sytuacji większości właśnie. Właśnie o to chodzi :) . Otóż to.
  16. und3r

    Zarobki, praca

    Wiesz, jeśli "pomijając kwestie kredytów", to rzeczywiście da radę rozwiązać w ten sposób wiele problemów tego świata ;) . Niestety brutalna rzeczywistość jest taka, że Polaków (zresztą mieszkańców Europy zachodniej czy USA też nie bardzo) nie stać na kupowanie nieruchomości nie na kredyt, żeby sobie w ten sposób emeryturę zabezpieczyć. Ja zarabiam trochę więcej niż wynosi średnia krajowa i też mnie nie stać na inwestycje w nieruchomości. Kupowanie w Warszawie mieszkania pod wynajem na kredyt jest praktycznie rzecz biorąc nieopłacalne (ceny metra są niewspółmiernie wysokie do czynszów najmu, do tego nie wolno zakładać, że mieszkanie będzie wynajmowane non-stop) - natomiast na dobry lokal użytkowy (na tym już można przyjemnie zarabiać, nawet kredytując zakup wychodzi się sporo na plus przy dobrze skonstruowanej umowie) trzeba przeznaczyć lekko licząc dużą bańkę, a żebym kredytował milion złotych pod de facto inwestycje to musiałbym mieć bufor finansowy na co najmniej 200k, może za kilka lat się pokuszę, ale to nie jest taka prosta sprawa jak się może laikowi wydawać. Z kolei kupowanie mieszkań na wynajem za granicą, gdzie rzeczywiście relacja cena/zysk z najmu może być dalece korzystniejsza, jest o tyle skomplikowane, że musisz mieć na miejscu zaufanego człowieka. Jeśli nie jest to Twój serdeczny przyjaciel, to musisz takiemu komuś dobrze płacić, żeby ogarniał sprawy związane z mieszkaniem. Ponad to, taki gość musi być dobrze zorientowany zarówno w lokalnym prawie, jak i otoczeniu kulturowo-społecznym. No chyba, że sam byś się chciał w to zagłębić, ale wtedy przelicz wartość Twojego czasu, jaki będziesz musiał spędzić na doglądanie sprawy, dolicz ceny przelotów itp. Co do wzrostu cen - piszesz, że można znaleźć regiony, gdzie w ostatnie 10 lat ceny podskoczyły dwukrotnie i "jesteś wręcz pewien, że dalej będą rosły". Dużo już takich ludzi spotkałem, co to byli pewni, że ceny nieruchomości zawsze będą rosły i teraz te osoby gryzą glebę, jeśli nie z braku płynnych środków, to ze stresu, że jak zaraz rynek nie odbije, to ową płynność utracą. Jakbyś 5 lat temu Amerykanów zapytał, to też w większości by Ci odpowiedzieli, że nieruchomości do rewelacyjnie zyskowna i pewna inwestycja. Tymczasem nawet grunty zjechały o kilkadziesiąt procent, że nie wspomnę o domach czy mieszkaniach. Zresztą, nie trzeba wybiegać tak daleko - właśnie wróciłem godzinę temu od swojego Klienta, 4 lata temu odrzucił ofertę 3,7 mln za parcelę w Śródmieściu (gdybym wtedy go znał, to bym mu wybił z głowy ten pomysł), teraz podpisał umowę sprzedaży za 2 mln. Pewnie, że jak się rynek znowu ożywi, to za kolejne 5 czy może 10 lat dałoby radę sprzedać plac i za 4 mln, ale człowiek nie może 10 lat czekać. Poważni przedsiębiorcy, którzy całe osiedla w Warszawie budowali i jeszcze niedawno zachowywali się jakby samego Boga za jaja złapali, teraz nie mogą nawet obsłużyć bieżących zadłużeń, a Ty mi piszesz, że "jesteś wręcz pewny, że wiesz w których rejonach na świecie ceny wzrosły już dwukrotnie i dalej będą rosnąć". Jeszcze jak za gotówkę byś kupował te nieruchomości, to nie ryzykujesz wiele (zawsze można mieszkania dzieciom odstąpić, jak nie będzie się dało sprzedać z zyskiem), ale wiesz doskonale, że dla większości społeczeństwa to mrzonka. Naturalnie zawsze możesz inwestować w nieruchomości pośrednio, przez fundusz inwestycyjny. I to jest dla Kowalskiego właściwie jedyna sensowna opcja. Po pierwsze, tak złoto jak i srebro podlegają spekulacji, nie można powiedzieć, że będą stale drożeć. Długofalowo prawdopodobnie tak, ale dla jednego długofalowo to 10 lat, a dla innego 40, a to już jest różnica. Po drugie, powtarzam raz jeszcze, że przy niewielkich kwotach (mówimy dalej o statystycznym Kowalskim; zresztą sam powiedz, ilu masz kumpli "inwestujących w złoto") musisz korzystać z pośredników, czyli w praktyce (jak masz do dyspozycji kilkaset złotych miesięcznie) najczęściej z funduszy opartych nawet nie o samo złoto, co o akcje firm je wydobywających i przetwarzających, a one są też podatne na kryzysy. Sztabki oczywiście też możesz kupować, ale powiedz mi, kiedy kupiłeś ostatni raz i ile. Wykresy, które tutaj pokazujesz, wyglądają fajnie, ale powiedz mi, jakie nasz Kowalski ma możliwości inwestowania w indeks. Do odzwierciedlania indeksu służą fundusze ETF. Na polskim rynku powszechnie dostępne są 3 (z czego 90% obrotu jest na jednym, ale never mind) i żaden nie ma nic wspólnego ze złotem. My wprowadziliśmy na wyłączność dla naszych Klientów jeszcze 14 ETFów właśnie po to, żeby dać im możliwość zarabiania na wzroście danego indeksu 1 do 1, nie na różnych pochodnych tego wzrostu. A tak w ogóle, to na małą skalę ciekawym rozwiązaniem wydaje mi się systematycznie kupowanie złotych monet, które poza ceną kruszcu posiadają jeszcze wartość numizmatyczną - co prawda tutaj również niezbędna jest pewna wiedza, ale taka, którą można potraktować jako hobby i czerpać z niej nie tylko zysk, ale też satysfakcję.
  17. und3r

    Zarobki, praca

    Za dużo pisania, bo piszesz dwoma palcami, czy sprawia Ci problem formułowanie spójnych logicznie wypowiedzi dłuższych niż dwa zdania? Po prostu uważam, że jeżeli jesteś poważnym gościem, który rzeczywiście ma jakieś wyrobione zdanie, a nie trolluje dla rozrywki pisząc bzdety, to jesteś w stanie określić w kilku słowach, dlaczego właściwie podważasz wypowiedź Mekina. Jeśli potrafisz argumentować tylko przy piwie, jak to napisałeś, to rzeczywiście nie ma sensu dalej gadać...
  18. und3r

    Zarobki, praca

    Wydałeś dość kategoryczne sądy, a ja zadałem bardzo konkretne pytania, odnoszące się bezpośrednio do tego co napisałeś. Ja nie chcę ani nie potrzebuję, żebyś mnie do czegoś w tej kwestii przekonywał, tylko staram się skłonić Ciebie do uargumentowania swojego zdania. This is a lost art, nowadays, I know... EDIT: Oczywiście, jeśli, jak twierdzisz, pisałeś już o tym 5x, zadowolę się stosownymi cytatami, no problemo.
  19. und3r

    Zarobki, praca

    :lol: Shocking! Może chociaż bryken odpowie na pytania jakie zadałem w dwóch ostatnich postach, np. przez wzgląd na fakt, że pracuje tam gdzie pracuje dzięki mojej interwencji swego czasu i chyba nie narzeka na zarobki. Chociaż powiem prowokacyjnie ( ;) ), że też nie spodziewam się odpowiedzi dłuższych niż moje pytania :lol:
  20. und3r

    Zarobki, praca

    Nie zarabiam "niesamowitych pieniędzy", tylko dokładnie takie, jakie sobie wypracuję, czyli przy moim nakładzie pracy i czasu, zazwyczaj mniejsze niż moi koledzy na tej samej pozycji. W ogóle to jestem do głębi rozczarowany ;) , że pominąłeś większość pytań z mojego poprzedniego posta, a przecież tak klarownie je sformułowałem... Rekrutacja jest raz na kilka miesięcy, a spotkań z Klientami wykonuję stosunkowo mało. Polecenia mam zawsze, za długo już pracuję, żeby mieć z tym problem. Jeśli chcą pracować 50 godzin w tygodniu, to tyle pracują. Właściciel tej firmy pracuje jakieś 70-80 godzin w tygodniu (to samo jego żona), mój szef zresztą też. To jest kwestia wyborów w życiu, ambicji. Ja też kiedyś pracowałem (godzinowo licząc) znacznie więcej. Ciężko oczekiwać dużych zarobków, jeśli nie okupi się ich ciężką pracą. Dalej nie rozumiem, dlaczego zakładasz, że jakieś papierki z uczelni są mi do czegoś potrzebne w tym momencie (czy w ogóle). Może sobie kiedyś skończę jakiś ciekawy kierunek internetowo, kto wie. Póki co mnie to jednak nie jara. Obecnie każdy pracownik z kompletem podstawowych licencji i określonym obrotem historycznym dostaje polecenia od firmy przy każdej terminacji. Nie piszę o pracy innych, tylko o swojej. Zważ, że ja nie dzwonię już raczej do osób, które nie oczekują mojego telefonu. Nie wiem co Cię tak śmieszy. Umówiłbym się nawet na 5 godzin, gdyby była taka potrzeba. Znam, znam. Napisz proszę, a propos tego wina i diamentów, konkretne warunki produktów, nie jest to chyba żadna tajemnica? Gwarancja kapitału, konstrukcja prawna, itp. + Co rozumiesz przez "rozbudowaną" ofertę dla firm. Firmy swoje wolne środki w Rothschilda inwestują? :lol: Czy w diamenty? Widzisz coś dziwnego w tym, że osoby, które opanowały biznes w stopniu wystarczającym do szkolenia go, które osobiście zatrudniły i wyszkoliły często setki osób, czerpią korzyści finansowe z obrotu generowanego przez stworzone przez siebie oddziały? Jakich załącznikach? Do umowy współpracy? Przecież ścieżka kariery (w tym kryteria awansowe) i prowizje na każdym poziomie są jawne w 100%. Czekam z niecierpliwością. Sugerujesz, że kolega, któremu odpowiadasz, jest ubezwłasnowolniony? Broni mu ktoś przeczytać dokładnie warunki tego, co sprzedaje? Wątpię, aby OVB nie udostępniało ich swoim pracownikom (byłoby to niezgodne z prawem). Broni mu ktoś porównać używane przez firmę narzędzia z ofertą konkurencji? Wpychanie na siłę - tak. Pomaganie rodzinie w zrozumieniu narzędzi finansowych i ich optymalizacji celem uwolnienia dodatkowych środków w budżecie - nie sądzę. Przykład: ubezpieczenie na życie z S.U. nieco ponad 2 mln pln dla mężczyzny w wieku 30 lat (skończone) - składka miesięczna: <200 pln/m. Ludzie płacą tyle za ubezpieczenia na 100k, i to z beznadziejnym OWU. Zrozum, że nie chodzi o "wpychanie" czegokolwiek. Ludzie, którzy to kumają, długofalowo zarabiają w branży najwięcej. Zachcesz rozwinąć, co konkretnie jest niepotrzebne "do niczego"? Kredyty hipoteczne? No tak, większość osób w Polsce przecież kupuje mieszkania za gotówkę... Ubezpieczenie życia? Jasne, zwłaszcza, jak masz małe, w 100% zależne od Ciebie dzieci - po co miałbyś się ubezpieczać za 30 zł miesięcznie, przecież na pewno nie zginiesz, a jeśli nawet to trudno, żona sobie jakoś koniec z końcem połączy, nie? Może zabezpieczenie emerytury jest niepotrzebne? ZUS wystarczy? Czy też "zwykły Kowalski" ma sobie "nieruchomości" kupować na emeryturę, jak kilka osób wcześniej sugerowało? Ale zdajesz sobie sprawę z faktu, iż to nie ten 20sto latek tworzy narzędzia finansowe, prawda? Powiedz mi, co by zmieniło, gdyby doradca miał 70 lat? Konfrontowałem już swoją pracę z ludźmi o większym doświadczeniu w branży niż ja mam lat i jakoś moi Klienci nie mieli wątpliwości, z kim chcą pracować. Moja praca polega w dużej mierze na tym, aby to ludziom uświadamiać. Hehe, łatwo powiedzieć. Jeśli będą to lokaty, to ta regularnie odkładana kwota musiałaby stanowić bardzo dużą, dla większości nieosiągalną, część domowego budżetu (w długim okresie nominalny zysk z lokaty w najlepszym razie zrównoważy inflację). Nieruchomości - powodzenia w odkładaniu "systematycznie określonej sumy" bezpośrednio w nieruchomości. No chyba, że jesteś milionerem. Jeśli kupujesz na kredyt - w Polsce się to praktycznie nie opłaca. Surowce? To znowu wymaga już znacznej wiedzy, poza tym przy relatywnie niewielkich kwotach i tak trzeba inwestować przez pośrednika. W tym właśnie trzeba ludziom pomóc. Święte słowa. J. w. I o to chodzi, oby więcej takich ludzi w branży :!:
  21. und3r

    Zarobki, praca

    @Havoc Mogę Cię zarekomendować do Warszawskiego Komputronika (kupowałem w jednym z salonów sporo sprzętu, poznałem kierownika, pracuję z nim od tamtego czasu jako doradca), bo jak rozumiem, szukasz czegoś w tym stylu. Podstawa faktycznie nie powala bo z tego co pamiętam szeregowy sprzedawca dostaje nie więcej jak 1500, ale premie od sprzedaży potrafią tę kwotę spokojnie dublować. Jak jesteś poważnie zainteresowany to daj znać na PW, zobaczę co się da zrobić. I jeszcze na szybko... (Uprzedzam, że będę pisał o doradztwie finansowym - jak kogoś tematyka nie interesuje, to niech mojego posta zignoruje.) Możesz napisać (może być PW) ile właściwie pracowałeś? 3 miesiące, 5? Wiem, że w początku pracy tych kilka/kilkanaście tysięcy pln zarobiłeś, bo kiedyś mi to chyba na GG napisałeś (o ile Cię z nikim nie mylę - to Ty sobie kupiłeś stare Z4?), ale jak długo pracowałeś? To jest kwestia organizacji i ustalenia sobie priorytetów. Mój tydzień pracy w chwili obecnej jest około dwudziestogodzinny. Rozwijam równolegle hobby, czytam po kilka książek miesięcznie, bywam z żoną w restauracjach czy teatrach/kinach/koncertach dość często. Fakt jest natomiast taki, że trzeba solidnie i z poświęceniem zapiep#$#ć przez pierwsze kilka miesięcy, bo najlepsza nauka jest przez praktykę. Dlatego właśnie średni okres pracy człowieka w Efect przez długi czas wynosił ~3 miesiące (od około roku systematycznie go zwiększamy, przez lepsze wsparcie dla "młodego") - mniej-więcej tyle potrzeba, aby większość uświadomiła sobie, że to dla nich za trudne. A o "typowym" współpracowniku Efect to, z całym szacunkiem, nie wiesz zbyt wiele. Dlaczego przyjąłeś z góry, że zawiesiłem studia przez brak czasu? Jakoś dwa lata trybem dziennym zaliczyłem na czysto, równolegle pracując, a początki były dalece bardziej czasochłonne, choćby z tak prozaicznej przyczyny jak brak prawa jazdy (które, swoją drogą, też robiłem jednocześnie studiując i pracując). Może więc moje zawieszenie studiów nie miało nic wspólnego z czasem, lecz było spowodowane np. świadomością istnienia lepszej alternatywy? Może uznałem, że chcę być przedsiębiorcą i jako własny pracodawca nie potrzebuję kończyć studiów w tym samym roku, co moi rówieśnicy; a jak skończę je sobie później, to więcej z nich wyniosę, bowiem będę bogatszy o wiedzę praktyczną? Widzisz - dlatego już nie pracujesz. Domyślam się (mój domysł bliski jest wręcz pewności), że w Twojej obecnej pracy coś takiego jak terminacja nie występuje, klienci wpadają z przysłowiowej ulicy z potrzebą np. kredytu i się tym zajmujesz z ramienia firmy x. To właśnie system rekomendacyjny jest powodem, dla którego Efect długofalowo "tworzy" najlepszych ludzi na rynku (i z tym praktycznie nikt poważny w branży nawet nie próbuje polemizować - jeśli Efect jest za coś atakowany, to za "masową produkcję" nowych doradców, co siłą rzeczy przekłada się na zróżnicowanie w poziomie jakości pracy takich młodych adeptów; jednocześnie, co znamienne, nawet słabsza ich część, przez sam fakt przejścia podstawowego cyklu naszych szkoleń, traktowana jest jako bardzo "łakomy kąsek" przez rynek - utrzymanie się w Efect choćby kilku miesięcy stanowi niemal gwarancję zatrudnienia w branży, czego sam jesteś przykładem). Nie jest tajemnicą, że praca na poleceniach (przez lata, nie tygodnie) od zadowolonych Klientów jest zadaniem bardzo trudnym, tylko najlepsi opanowują tę sztukę. Dla mnie terminacja spotkań jest i zawsze była jednym z najprzyjemniejszych momentów pracy. Klienci, z którymi pracuję, rozumieją ideę przyświecającą rekomendacji i informują osoby, które mi polecają, że naprawdę warto się ze mną spotkać. Na 10 wykonanych telefonów umawiam jakieś 8 spotkań, dlatego nie terminuję do 22. Wiem jednocześnie, że nieumiejętność pracy na poleceniach jest główną przyczyną odejść z firmy - potem takie osoby realizują się w biurach typu OF etc, tracąc de facto niezależność (de facto, bo "na papierze" takie firmy jak OF czy Exp są "niezależne", rzeczywistość dla Klienta jest jednak boleśnie odmienna). Dobra analiza powinna trwać około 3 godzin, jeśli sytuacja jest skomplikowana (np. dużo różnych umów) - nawet do pięciu. Nie potrafiłbym wykonać analizy finansowej w 1,5h. Chyba, że "po łebkach", ale wtedy to traci sens i rekomendacje trzeba brać, jak to ująłeś, jako "zapłata za poświęcony czas". Nigdy nie dostawałem poleceń (a otrzymałem ich tysiące) "za poświęcony czas" - dostawałem je za przekazaną wartość (wiedza jest tylko niewielkim ułamkiem tej wartości). Moi Klienci przekazują mi numery do rodziny/przyjaciół, ponieważ chcą im pomóc, nie dlatego, że "należy mi się to za poświęcony czas". Gdybyś miał takie podejście, to zarabiałbyś znacznie więcej przy mniejszym stresie. Niestety, w systemie oderwanym od poleceń, naturalny motywator do doskonalenia się w zawodzie znika (tym bardziej, że pieniądze dalej pozostają przyzwoite). Zdradzisz gdzie teraz pracujesz i jak długo? Pytam, gdyż doprawdy dziwi mnie, że mając wiedzę na temat rynku (a przynajmniej powinieneś ją mieć), piszesz, że OF ma duże możliwości "ze względu na powiązania z Getin" :blink: Powiązania z Getin?? Człowieku, OF to najważniejszy kanał dystrybucji Getinu i te ich "możliwości" oferowania tam "lepszej" oferty są obecnie jednym z największych zagrożeń dla nieświadomego klienta na rynku. Nie widziałem jeszcze w swojej karierze kredytu z Getin/Noble robionego przez OF/HomeBroker (też Getin), który miałby dobre (nie mówię, że mają być w danej chwili najlepsze) warunki. :blink: Czekaj, czy Ty właśnie napisałeś, że OF ma "możliwość" zaoferowania klientowi niższej prowizji (od wyjściowej!) drogą zrezygnowania z "nawet 50% swojej extra prowizji" i dlatego jest lepsze, bo Efect nie ma takiej "możliwości", ponieważ prowizje dla nas są za małe? :lol: A nie zauważasz przypadkiem, że prowizje dla Efect są takie małe, ponieważ mamy w danym momencie podpisane umowy z bankami oferującymi najkorzystniejszą (co w lwiej części przypadków oznacza po prostu najtańszą, a to z kolei oznacza, z najmniejszymi kosztami, a część tych kosztów to prowizja dla pośrednika) ofertę dla klienta? Czyli "negocjacja oferty" w tym przykładzie polega na tym, że bank X ma możliwość zrobienia danego kredytu z prowizją 0%, ale "doradca finansowy" (niestety, cudzysłów wydaje mi się tutaj niezbędny) może też przyciąć na nieświadomym kliencie dodatkowe 1000 pln (1000 pln dla niego, dodatkowy "extra" tysiąc dla banku - win win jak się patrzy) i w sytuacji, kiedy wspaniałomyślnie tego nie zrobi, nazywasz to "możliwością negocjowania oferty"? Dobrze rozumiem? Wcześniej napisałeś, iż Doradca/posrednik moze przykladowo ksztaltowac prowizje za udzielenie kredytu - w niektorych Bankach nawet od 2% do 5% Serio? 5% prowizji można w ten sposób przyciąć w "niektórych bankach"? Ostatni raz tak wysoką prowizję za udzielenie kredytu widziałem chyba... na umowie kredytowej robionej kiedyś przez OF. Zresztą, gdyby o samą prowizję się rozchodziło, to jeszcze nie byłoby tak tragicznie. W praktyce wygląda to tak: http://images37.fotosik.pl/949/4df2869d11ccc264gen.jpg W linku pierwsza strona umowy kredytu hip. mojego Klienta (ze względów oczywistych usunąłem dane osobowe), który miał pecha trafić do OF, zanim spotkał się ze mną. Rata kredytu wynosi ponad 3k, zarobki gosp. domowego około 6k (w zależności od miesiąca). Spłata kredytu kończy się w 90 roku życia starszego kredytobiorcy (tak, w dziewięćdziesiątym). Marża była "negocjowana" z Noble (Getin), ponoć "doradca" wynegocjował jej obniżenie o 2%. Do spłaty jest, gdyby spłacać ten kredyt na takich warunkach do końca trwania umowy, nieco ponad 2,5 miliona złotych (całe szczęście, będę mógł to ruszyć, tak żeby spłacili przed emeryturą). Porównajcie to sobie z kwotą pożyczoną. A to nie jest ani odosobniony, ani najgorszy przypadek - ot, po prostu umowa jaką akurat mam pod ręką. Dziękuję za takie negocjacje. Zresztą, o praktykach OF jeszcze będzie głośno (zbiorowy proces wytoczony przez klientów OF za tzw. PARETO to dopiero początek) - szykujemy się do wytoczenia ciężkich dział przeciw tego rodzaju praktykom, ale nie chcę napisać za dużo. To nie jest negocjowanie. Jeśli bank B daje lepsze warunki od banku A (nieważne, czy na odstępstwo czy nie), to jest zwykły wybór korzystniejszej oferty. Negocjowanie polega na tym, że przedstawiasz bankowi A ofertę banku B z odstępstwem, i negocjujesz z bankiem A jej przebicie. W tym miesiącu zamknę wreszcie, jak dobrze pójdzie, refinansowanie kredytu mojego klienta. Płaci obecnie w Noble (kredyt nie robiony, całe szczęście, przez OF, bo też człowiek nie jest głupi, tylko przez Private Banking w Noble) 22000 raty/m, a jak skończymy będzie płacił około 18k. Bez zmiany waluty, bez zmiany okresu kredytowania. A to jest tylko jedna z rzeczy, w jakich człowiekowi pomagam i sumarycznie dzięki mojej pracy będzie do przodu o kilkaset tysięcy przez samą optymalizację umów. O to chodzi w pracy z Klientem, swoich ludzi szkolę tak, aby każdy potrafił ugryźć temat z odpowiedniej strony. Najpierw pomaga się w Klientowi w tym co ma, potem sprzedaje się, jeśli jest taka potrzeba, nowe narzędzia. Na tym opiera się długofalowa, poparta rekomendacjami współpraca. W perspektywie wieloletniej jestem w stanie zarobić tylko na współpracy z człowiekiem z powyższego przykładu nawet milion złotych. Uda się to jednak wyłącznie wtedy, kiedy on będzie widział wymierne efekty mojej pracy. To jest, w moim rozumieniu, doradztwo czy też planowanie finansowe. Hmmm powiedz mi, czy zdajesz sobie sprawę, że wg polskiego prawa żadna firma pośrednicząca nie może mieć w ofercie dwóch różnych OFE jednocześnie? Zresztą, jaki to by miało sens? Jednemu klientowi mówisz, że OFE X jest najlepsze, a zaraz potem innemu, że OFE Y? Na podstawie czego zdecydowałbyś, którego okłamiesz? To nie jest kredyt czy inny skomplikowany instrument finansowy, gdzie stosunek jakość/koszt jest uzależniony od masy czynników, jakie trzeba brać pod uwagę. Z OFE sprawa jest bardzo prosta - ocena najlepszego funduszu ma podłoże czysto ekonomiczne. Na stronie rankingofe.com.pl (gdyby komuś nie wystarczała analiza danych z knf.gov.pl) można porównać wszystkie OFE wedle najistotniejszych z punktu widzenia przyszłego emeryta kryteriów. Kiedyś (długo przed tym zanim wprowadziłem Cię w branżę) w tego typu rankingach najlepsze było OFE ING, wtedy Efect je polecał. Kiedy na pozycję lidera wysunęło się Generali, praktycznie natychmiast zawarliśmy z nimi umowę, nie zrywając umowy z ING (można powiedzieć, że mieliśmy ją w "odwodzie", na wypadek, gdyby zmiana lidera okazała się krótkotrwała) - zrobiliśmy to dopiero po interwencji KNF. Zapytam może przewrotnie, czy w firmie, w której obecnie pracujesz, w ogóle macie możliwość zmiany klientowi OFE wraz z pełną pomocą przy tej procedurze? Jeśli tak, to z kim macie umowę? Tylko? Prośba - wymień mi kilka firm, które mają umowy sprzedaży z w/w jednocześnie. I jeszcze jedno - jakie Twoim zdaniem inne firmy z zakresu instrumentów Unit Linked powinniśmy mieć w ofercie i dlaczego? Innymi słowy - znasz jakieś lepsze alternatywy? Spokojnie możesz odnieść się do standardowej oferty tych trzech instytucji, bo nie wiem czy zdajesz sobie sprawę z tego, że Efect jako jedyna firma na rynku sprzedaje polisy typu UL wraz ze zintegrowanym zarządzaniem akumulowanym kapitałem przez dom maklerski, z uwzględnieniem horyzontu zapadalności inwestycji. Od października tego roku wprowadzamy zaś dla naszych Klientów specjalnie wynegocjowany z AEGON program UL, którego koszta zamkną się w jednym procencie. Odnośnie hipotek - nie wiem, to jest zmienna liczba, wiem, że pokrywa ona praktycznie 100% zapotrzebowania klientów i nie zdarzyło mi się, aby klient znalazł na własną rękę ofertę lepszą dla siebie. Ubezpieczenia - stary, nawet jak pracowałeś, robiliśmy ubezpieczenia w dwukrotnie większej ilości firm - to, że Ty pracowałeś za krótko, żeby zrobić komplet licencji, to jest inna kwestia. Tematu negocjacji nie będę poruszał, ponieważ, jak widzę, rozumiemy pod pojęciem "negocjować" zupełnie inne rzeczy. Serio? Każdy wybiera dla klientów najlepsze oferty? Hehe. Może wyjaśnię, co to znaczy "przebija warunki". Otóż "przebija warunki" w tym sensie, że dostaje się większe prowizje za sprzedaż i jakieś śmieszne podstawy za samo siedzenie w biurze (w przypadku firm typu OF). I rzeczywiście, jak komuś zarobki rzędu 5k (czy nawet 10k jak się jest dobrym sprzedawcą, nieważne) zapewnią szczęście, to plan typu "pójść do efektu, zdać cykl podstawowy, zwolnić się i uderzyć do dowolnej firmy sprzedającej produkty finansowe" jest całkiem spoko. Naprawdę, bryken, musisz nabrać perspektywy. Dostawanie z umowy na 1000 zł/m 8k zamiast 6k to nie są, wbrew pozorom, lepsze warunki. Liczą się przede wszystkim możliwości rozwoju - to, jakie będziesz mógł oferować klientom narzędzia i w jak szerokim zakresie im pomagać. Co z tego, że dostajesz 8k prowizji za sprzedanie kredytu, podczas gdy za kredyt dla tego samego klienta ja wziąłbym np. 5k. Ile zrobisz takich kredytów w miesiącu? Ile założysz polis ubezpieczeniowych? Zrobisz ich więcej niż całe moje biuro? Jakie masz zatem perspektywy prowadzenia własnego biura? Bo chyba nie chcesz sprzedawać ubezpieczeń w wieku 50 lat? Zmierzam do tego, że gdybym znał firmę, w której dostawałbym nawet dwa razy mniejsze wynagrodzenie za sprzedaż, ale miałbym tam do dyspozycji lepsze narzędzia dla klienta, to przeszedłbym tam bez wahania. Tymczasem Efect, już teraz daleko przed konkurencją, jeśli chodzi o jakość dla klienta, będzie ten dystans w najbliższych latach tylko powiększał. Już we wrześniu startuje Extranet dla klienta, co jest krokiem milowym dla branży. To, że doradcy zarabiają mniej niż w innych firmach na danym narzędziu jest spowodowane tym, że firma znacznie większe środki niż ktokolwiek inny na rynku przeznacza na stałe zwiększanie wartości dodanej dla klienta. I dlatego właśnie mówienie o "przebiciu oferty" przez inne firmy pod kątem zarobków doradcy na starcie jest dla mnie bardzo krótkowzroczne. I nie adresuję tego do Ciebie konkretnie, ale do innych osób, które potencjalnie chciałby spróbować swoich sił jako planer finansowy. We wrześniu robimy kolejną rekrutację, inaugurującą wielkie zmiany w firmie - jeśli ktoś jest zainteresowany rynkiem finansowym i chciałby nauczyć się jak pomagać na tym polu innym ludziom, to szczerze polecam spróbować swoich sił. Nie ma obecnie w Polsce lepszego miejsca na start w tej branży, ani tym bardziej na rozwój kariery.
  22. Czy ktoś może polecić mi optymalne rozwiązanie? Zależy mi na wyświetlaniu obrazu w wielu (max 12) kamer internetowych na jednym monitorze i jakimś programie, który to ogarnie. Mile widziane również rady w kwestii podłączenia tego, bo nie wiem czy jak włączę 12 kamer naraz przez jakieś rozdzielacze USB to się nie pochrzani ;) Ewentualnie, jeśli to robi różnicę softwarową, mogę użyć 3 komputerów i trzech monitorów, wtedy potrzebuję wyświetlać obraz z 4 kamer naraz. Program powinien mieć możliwość nakładania na obraz dowolnego tekstu (najlepiej, żeby można go było bezproblemowo zmieniać w trakcie transmisji) oraz czasu. Z góry dzięki za pomoc.
  23. und3r

    Zarobki, praca

    To prawda, pisałem oczywiście o firmach prywatnych. Z posadami państwowymi rzadziej się stykam. Mam jednego klienta, pracującego jako programista na SGH i zarabia ponad 8k netto, ale doświadczenie ma znacznie większe niż 2 lata.
  24. und3r

    Zarobki, praca

    W Warszawie 2,5-5 tyś/m. Bardzo wiele zależy od firmy (zagraniczne koncerny potrafią płacić znacznie mniej niż lokalne przedsiębiorstwa).
  25. und3r

    Zarobki, praca

    Twoje rozumowanie byłoby sensowne, gdyby nie fakt, że opierasz je na błędnych założeniach. Nie istnieją żadne "dwie prowizje", to jest jedna i ta sama prowizja, która może trafić albo do mojej firmy (pośrednika pomiędzy bankiem a klientem), albo do gościa bezpośrednio z banku. Przy wypłacie kredytu zawsze musi być ktoś, kto weźmie za to prowizję. Jeśli masz ofertę "prowizja 0%", oznacza to tylko tyle, że kasa dla gościa, który kredyt sprzedał (może on pracować w danym banku, albo w zewnętrznej firmie) pochodzi z innych kosztów kredytu. Reasumując - firma Efect nie dokłada do sprzedawanego instrumentu (kredytu, ubezpieczenia, etc) żadnych swoich kosztów. Klient może teoretycznie wysłuchać mojej rady, a potem powiedzieć mi "nara" i samemu łazić po instytucjach finansowych czy umawiać się z pięcioma różnymi agentami, w celu założenia polecanych przeze mnie narzędzi - nie zyska na tym jednak absolutnie nic. Koszta tych narzędzi będą takie same (a czasem zdarza się, że nawet wyższe, bo wykorzystując naszą pozycję rynkową jesteśmy w stanie negocjować warunki dla klienta), niezależnie czy założy je u siebie w domu przeze mnie, czy w siedzibie np. Towarzystwa Ubezpieczeniowego. Powtórzę raz jeszcze - nasza usługa jest dla klienta całkowicie darmowa (z wyłączeniem zarządzania zainwestowanymi aktywami przez nasz dom maklerski, ale to jest zupełnie inny temat) pod kątem finansowym - jedyną gratyfikacją są rekomendacje dla konkretnego doradcy, które udzielane są wyłącznie wtedy, kiedy klient jest w 100% zadowolony z wykonanej przez doradcę pracy i chce go polecić dalej. Skutkuje to naturalną selekcją doradców i oczywiście wzrostem jakości usługi. Zarobek mój i firmy nie bierze się z jakiegoś dodatkowego kosztu, tylko z uszczuplenia zarobku "firmy-źródła". Źródło zrzeka się części swojego zysku w zamian za pozyskanego klienta. Układ win-win. Wyjaśnię Ci to na przykładzie - załóżmy, że za sprzedaż ubezpieczenia firmy x otrzymuję 3000 złotych prowizji. Koszt i warunki tego ubezpieczenia są identyczne, niezależnie czy klient kupi je ode mnie, czy od agenta danej firmy ubezpieczeniowej, czy też pofatyguje się osobiście do placówki. Nie ma możliwości, aby klient kosztu tej prowizji nie poniósł (oczywiście jest on rozłożony na lata, w opłatach pobieranych w ramach danego produktu). Różnica jest tutaj taka, że agent firmy ubezpieczeniowej dostanie za sprzedaż tego produktu nie 3000, lecz około 6000, ponieważ nie będzie się już musiał dzielić z firmą zewnętrzną. W uproszczeniu można powiedzieć, że Efect SA jest "agentem" danej firmy i otrzymuje od niej należne 6000 prowizji (powtarzam, że klient nie ma możliwości, aby tego kosztu uniknąć - jest on wkalkulowany w dany produkt "na sztywno"), ale ja jako doradca mam z tego 3000. Pozostałe 3000 idą częściowo na rozwój firmy (CRM, Intranet, szkolenia, biura, pensje asystentek i innych pracowników z działów innych niż sprzedaż), a częściowo na pensje ludzi ponad danym doradcą w strukturze sprzedaży (jeśli pracownik mojego pracownika sprzeda coś, z czego ma 3000 prowizji, to jego bezpośredni przełożony dostaje np. 500 zł, ja dostaje 500 zł, mój szef dostaje 500 zł i przykładowo 1500 zostaje dla Efect). Ktoś może w tym momencie zapytać, dlaczego w takim razie pracuję w Efect, a nie bezpośrednio dla jakiegoś Towarzystwa Ubezpieczeniowego czy banku, skoro mógłbym zarabiać dwa razy tyle za tę samą pracę (a właściwie za znacznie mniej wymagającą pracę) - to pytanie pozostawię bez odpowiedzi, dla inteligentnych ;) Jak już pisałem, koszt narzędzi będzie ten sam (o ile go nie wynegocjujemy dla klienta), za to jakość oferty mamy nie do przebicia z kilku przyczyn. Po pierwsze, zajmujemy się kompleksowo całością finansów osobistych klienta: od OC samochodu, przez kredyt, OFE, ub. zdrowotne i majątkowe, negocjacje warunków umów, po skomplikowane strategie inwestycyjne i Asset Management, a od niedawna posiadamy również mega-ciekawe rozwiązania dla firm. Po drugie, jako firma niezależna kapitałowo, mamy dostęp do najlepszych narzędzi - wybieramy po prostu najlepsze firmy z rynku, oferujące dane produkty. Po trzecie, system szkoleniowy w obecnym kształcie "tworzy" naprawdę kompetentnych doradców, których wiedza o rynku już po cyklu podstawowym (6 tygodni szkoleń) zdecydowanie przewyższa wiedzę "bankowców" z wieloletnim stażem i wykształceniem ekonomicznym (w tym tych z sektora Private Banking - naprawdę, nie teoretyzuję). Po czwarte, poza szkoleniami, doradcy (a zatem i klient) otrzymują pełny feedback informatyczno-techniczny, w tym najnowocześniejszy w branży CRM, cotygodniowy przegląd artykułów prasowych w formie posegregowanych tematycznie skanów oraz tekstów w internecie, itp. Po piąte, doradcy dojeżdżają do klienta do domu ze wszystkimi materiałami (również: zawożą w imieniu klienta dokumenty do wszelkich instytucji finansowych), a w dużych miastach klient ma do dyspozycji punkty obsługi o bardzo wysokim standardzie. Po szóste, system oparty na rekomendacjach oraz zasada całkowitego zwrotu prowizji w przypadku rozwiązania przez klienta umowy (z dowolnych przyczyn) w dużej mierze eliminuje nieetyczne praktyki (chociaż tego nie da wyeliminować w 100%, bo nie mamy przecież kamer w domach klientów i ciężko zweryfikować jakość pracy danego doradcy - wychodzimy jednak z założenia, że jak owa jakość nie będzie rewelacyjna, to taki doradca nie popracuje dłużej niż parę miesięcy - po tym czasie skończą mu się rekomendacje :P ). Po siódme, jesteśmy jedyną niezależną firmą doradztwa finansowego z własnym domem maklerskim. Po ósme, jeszcze w tym roku uruchomimy dla klienta tzw. Extranet. Po dziewiąte, kiedy doradca pracuje z klientem latami i ma łeb na karku (większość ma - nie da rady nie mieć w systemie opartym na poleceniach przez klienta), pomaga mu też w wielu kwestiach pozafinansowych (jak np. zakup nieruchomości) - robi to, bo zależy mu na dobrych rekomendacjach - nie ma takiego mechanizmu w firmach, do których wchodzi się z ulicy po np. kredyt. Po dziesiąte, firma rozwija się mega-szybko, głównie dzięki niemal idealnemu przepływowi informacji. Jak mam pomysł na usprawnienie czegoś, to dzwonię do właściciela firmy i pomysł może być wdrażany od następnego dnia. To tylko tak na szybko, jest znacznie więcej elementów naszej stale rosnącej przewagi konkurencyjnej. Pisząc o takich firmach jak OF musisz uwzględnić pewien ważny czynnik. Mianowicie, gorsze warunki w OF wynikają z tego, że oni muszą jeszcze pokryć wielomilionowe koszta akcji reklamowych. My nie mamy akcji reklamowych, stąd brak dodatkowych kosztów dla klienta. Praca dla klienta jest naszą najlepszą reklamą. To dlatego, że większość "doradców finansowych" na polskim rynku to nie doradcy finansowi, tylko sprzedawcy-idioci. Brak uregulowań prawnych tego zawodu jest tutaj główną przyczyną. Z drugiej strony, dzięki temu mogę tyle zarabiać - ludzie zdają sobie sprawę, że usługa na takim poziomie jakościowym jest na rynku rzadkością. Wszystko prawda, z wyjątkiem tego, że wygoda w tym przypadku nic nie kosztuje. Nie rozumiem, dlaczego ktokolwiek o zdrowych zmysłach miałby korzystać z usług lekarza. Przecież on może wciskać nieznającym się na medycynie ludziom każdy kit (i jeszcze bierze stówę za samą wizytę!) - przecież każdy sam może sobie np. poczytać etykiety leków w aptece i dobrać to, co jest mu potrzebne.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...