Skocz do zawartości

und3r

Stały użytkownik
  • Postów

    4490
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    3

Treść opublikowana przez und3r

  1. und3r

    Zarobki, praca

    Jemu chodzi o to, że będą to tak zwane loty suborbitalne, statek nie osiągnie pierwszej prędkości kosmicznej.
  2. und3r

    Zarobki, praca

    :lol: No rzeczywiście lipa z tą orbitą, powinni latać od razu na Tytana, z międzylądowaniem na Marsie. Chociaż wtedy HiS napisałby pewnie, że co to za lot w kosmos, skoro nawet do granic US się nie zbliża ;) Stoi :P . Mam nadzieję, że będziesz wypłacalny :P . W 2020 będą istnieć co najmniej 3 firmy z regularnym rozkładem lotów, nikt sobie tym nie będzie głowy zawracał (Tele-express jeśli coś wtedy pokaże, to katastrofę, bo pewnie taka się w końcu zdarzy). Już teraz bilety sprzedają dwie, Virgin Galactic (pierwsze loty 2012, kosmodrom jest na ukończeniu, statki w ostatniej fazie testów) i XCOR (z tyłu za Virgin, ale bilety tańsze :P ).
  3. und3r

    Zarobki, praca

    O ile zakład, że do roku max 2020 loty w kosmos będą tak popularne, że kolejne starty nie zasłużą sobie nawet na wzmiankę w teleexpressie? Nie zgadzam się z tym cytatem. Znam bardzo wiele osób (z różnych branż), które zarabiają naprawdę dużo i jeśli oni nie lubią swojej pracy, to muszą się świetnie maskować. W ogóle nie wiem skąd pomysł, że żeby zarabiać dużo trzeba robić coś, czego się nie lubi. Zupełnie jakby ludzie zarabiający mało z założenia swoją pracę lubili ;)
  4. und3r

    Zarobki, praca

    Z wielkim smutkiem to przyznaję, ale imo wiele to zdanie od prawdy nie odbiega. Tyle tylko, że tutaj wkraczamy na niemożliwy do dyskutowania temat, bo to jakie kto ma ma marzenia jest sprawą wielce intymną. Przykładowo, swego czasu na Motoryzacji był temat "wymarzony garaż" - wiele osób się tam wypowiadało i naprawdę chciałbym, żeby choć 5% kiedyś taki garaż miała. Albo żeby 5% ludzi oglądających się za Lambo na ulicy mogła sobie kiedyś takie kupić. Albo żeby 5% czytających to osób osiągnęła w życiu taki status, żeby dylematy typu "czy zabrać dzieci do ciepłych krajów czy odpuścić sobie w tym roku, bo wypadałoby remont kuchni zrobić" nie miały nigdy miejsca. Oczywiście zaraz ktoś napisze, że dla niego takie materialne kwestie nie mają znaczenia i jego największym marzeniem jest "kochająca rodzina", ale ja wolałbym mieć kochającą rodzinę, która może pozwolić sobie na realizację hobby i zwiedzanie świata. Ogólnie niewiele jest marzeń, które nie mają nic wspólnego ze stanem materialnym. Problemy finansowe przekładają się negatywnie na większość sfer życia człowieka. Niestety, większość ludzi (czy 95%, nie wiem) żyje od kompromisu do kompromisu. I tylko niektórym udaje się wmówić sobie, że im się to podoba i "nie chcieliby sześciu zer na koncie, bo coś tam". Ja po prostu nie mam takich złudzeń i wiem doskonale, że nie zrealizuję nawet ułamka swoich marzeń bez dużej ilości pieniędzy. Wiem dokładnie ile muszę zarabiać rocznie, żeby powiedzieć sobie "ok, wystarczy" i chce ten poziom osiągnąć możliwie szybko, żeby jeszcze dużo życia zostało na korzystanie z niego ;)
  5. und3r

    Zarobki, praca

    Pełna zgoda ze wszystkim co napisałeś, wreszcie jakoś do rzeczy gadasz. Jeden ma ciężko, drugi łatwiej, a trzeci ma białaczkę i jedną nogę krótszą i w ogóle ma pod górę. Każda z tych osób może jednak wykorzystać swoje 24h w sposób mniej lub bardziej efektywny, każda z nich może do czegoś w życiu dojść, albo nie. Wszystko zależy od tego, jakie decyzje te osoby w swoim życiu będą podejmować. Z patologicznej rodziny można się wyrwać, chorobę można zaakceptować i iść dalej, a nawet zrobić z niej swój atut (zapomniałem jak się nazywa ten gość bez kończyn co nagrywa filmy motywacyjne, pisze książki i za szkolenia inkasuje zawrotne sumy). Kasa w rodzinie na jednego zadziała motywująco, na innego wręcz przeciwnie, zależy jakie ma ambicje. Tak naprawdę dobrze podsumowałeś moje stwierdzenie, że "doba ma 24 godziny dla każdego". Znowu demagogią lecisz? Bo oczywiście nie wskażesz, gdzie niby napisałem, że nie ma ferrari? Zresztą osoba, o której piszę, jest multimilionerem, ma kilka fajnych samochodów, Porsche też :P Oczywiście, że możesz. Mało tego, dla tego "drugiego" pracodawcy będzie to super sprawa, bo nie będzie musiał bulić za Ciebie składek :P (zakładam, że nie jesteś za stary ;) ).
  6. und3r

    Zarobki, praca

    1 - ciężko nazwać "olaniem" uargumentowanie w kilkudziesięciu linijkach i w trzech akapitach, dlaczego nie udzielę odpowiedzi na jego (średnio sensowne) pytanie w tym topicu. Gdybym miał na nie wyczerpująco odpowiedzieć, niektórzy znowu, z istnym namaszczeniem, objechaliby mnie za długość posta. Co do postów 1662 i 1706 - spoko, że "udowadniasz" moją rzekomą "dumę i pogardę" wobec wszystkich, postami, które łącznie mają z 500 linijek tekstu jak nie więcej i odpowiadam w nich rzeczowo na pytania/zarzuty kilkunastu osobom. Jeśli poświęcenie kilkudziesięciu minut czasu jest okazaniem pogardy, to zajrzyj do słownika co oznacza to słowo. Chciałbym też delikatnie zauważyć, że dalej nie zacytowałeś żadnego konkretnego fragmentu mojego posta, do którego niby się odnosisz. Jeśli coś w/w postach Ci się nie podoba lub polemizujesz z czymś, zacytuj ten fragment. Bo unik typu "podam numery dwóch najdłuższych postów, może nikomu nie będzie się chciało ich czytać w całości" jest, doprawdy, nie najwyższych lotów. 2 - do tego "przedsionka niebios", który niby robię z mojej pracy, w ogóle nie zamierzam się odnosić, bo wiem doskonale, że w tym kraju, kiedy nie psioczy się na pracodawcę, mizerne pensje, etc. to wychodzi się na "robiącego z pracy przedsionek niebios oszołoma" i jest to coś, z czym polemizować nie sposób. Mogę jedynie mieć nadzieję, że kiedyś z tego wyrośniesz i zrozumiesz, że narzekanie na wszystko nie jest najlepszą drogą przez życie. 3 - :lol: . Tym poście, który zacytowałem wyżej, zdanie po zdaniu? Tam jest niby argumentacja, dlaczego "wałuję" ludzi i nie zależy mi na dobru Klienta? Kurczę, nie mogę się jakoś dopatrzeć. Weź mi zacytuj ten fragment swojego posta, ładnie proszę. Wybaczam. To teraz przyznaj się jeszcze do nieprawdziwości pozostałych zarzutów pod moim adresem, albo odnieś się do mojego ostatniego posta (cytaty, argumenty, cokolwiek). Prosiłem, abyś uargumentował, dlaczego, Twoim zdaniem, układ win-win jest w moim zawodzie niemożliwy. Wyjaśnij mi, jakim cudem zdania z Twojego postu straciły nagle sens, skoro cytowałem je w całości i żadnego nie pominąłem? Ciężko nazwać "wyrwaniem z kontekstu" cytowanie wszystkiego co napisałeś. Aha. Tyle tylko, że to była odpowiedź na jeden z wcześniejszych postów, w którym ktoś insynuował, że mam całe życie z górki (co jest totalną bzdurą, przestałem dostawać jakiekolwiek "kieszonkowe" od rodziców w podstawówce, pierwsze pieniądze zarabiałem samodzielnie w gimnazjum, pierwsza udokumentowana praca, zarówno w Polsce jak i za granicą - LO). Mam teraz 22 lata i wynajmuję mieszkanie, biuro grubo ponad 100m2 w ścisłym centrum miasta, płacę za ropę do fury (stałe koszta miesięczne: ponad 7 koła) i samą furę też kupiłem za własne, ciężko zarobione pieniądze - na tym forum siedzi masa ludzi, w wieku 22 lat utrzymująca się za kasę rodziców, "bo się jeszcze uczą". Tyle tylko, że ja też studiuję. Z tą różnicą, że za poprawki płacę sam. Tyle tylko, że wtedy (kiedy miałem mózg wyprany, ops, pardon, dalej mam) jakoś też nikt nie potrafił ze mną sensownie polemizować. Naprawdę oczekujesz, że kiedy każdy pisze co chwila (chcesz cytatów, czy sam znajdziesz?), że oszukuję ludzi na kasę, wałuję, wykorzystuje, wciskam kit i to wszystko za pieniążki rodziców, to nic nie odpiszę? Man, please, nie każ mi zwątpić w Twoją inteligencję. Ponieważ część wzięta w cudzysłów jest jedynym cytatem ze mnie (co biorąc pod uwagę poprzednie strony wątku zasługuje na uznanie), pozwolę sobie rozwinąć. Może zapytam wprost - negujesz to stwierdzenie? Nie zgadzasz się ze mną w tej kwestii? Otóż niezależnie od tego jak zdefiniujesz marzenia, niech to będą nawet takie najbardziej "stereotypowe" plany typu domek z ogródkiem i trójka dzieciaków, do ich realizacji potrzebne są pieniądze. To jest kapitalistyczny truizm. Kto zarabia więcej w każdej gospodarce - pracownicy, czy pracodawcy? Których jest więcej? Proporcja 95/5 jest oczywiście przykładowa, ale niewiele odbiegająca od prawdy. Odpowiedz mi jeszcze na jedno pytanie - czy gdybym z poziomu gościa zatrudnionego przy taśmie za 8zł/h zaczął tutaj pisać, jaki to mój szef jest zły, bo płaci mi 8 zeta (podobnie jak 20 innym pracownikom), a sam wybudował sobie właśnie drugi garaż, to przyklasnąłbyś mi jak typowy Polak (bo przecież szef powinien płacić więcej, po co mu drugi garaż) i przyłączył się do nagonki na złego szefa, czy raczej argumentowałbyś, że skoro szef stworzył tę fabrykę, w której jestem zatrudniony przy taśmie, to należy mu się znacznie większe wynagrodzenie? Jeśli pierwsza opcja, to nie mam więcej pytań. Jeśli druga, to dlaczego oburzasz się, kiedy piszę to samo? Ok costi, teraz małe przypomnienie, bo jeśli ktoś tutaj ma mózg wyprany, to w tym momencie zaczynam się zastanawiać, czy nie jesteś to Ty. Po pierwsze nigdy nie pisałem w tym topicu o swoim szefie - pisałem wtedy (te x miesięcy temu) o właścicielu firmy, dla której pracuję (to nie to samo). Po drugie, fakt, jestem dziwnym człowiekiem, który nie nienawidzi właściciela firmy, w której pracuje i nie korci mnie, żeby mu porysować Ferrari. Mam do gościa wielki szacunek, bo jego początki były tysiąc razy trudniejsze niż moje i niż kogokolwiek, kogo znam osobiście. Jednocześnie postrzegam go za bardzo inteligentnego i dobrego człowieka. Dlatego kiedy ktoś napisał w tym topicu (to nie ja zacząłem pisać na ten temat!), że wyżej wspomniany człowiek dorobił się kradnąc, oszukując, wykorzystując (w sensie m.in mnie) i pisał to wszystko po nazwisku (!), po prostu nie mogłem tego zostawić. Ktoś tam wyżej wściekał się na warunki pracy w magazynie - widziałeś tam gdzieś podane personalia jego niedoszłego szefa? Szczerze mówiąc myślałem wtedy, że jakiś mod zareaguje i skasuje posty, na jakie w końcu zacząłem odpowiadać, ale tak się nie stało. Czy gdyby ktoś pisał o kimś, kogo darzysz szacunkiem, totalne bzdury, to olałbyś to? Ja nie. Ale widzę, że w Twoim odczuciu, wzięcie w obronę kogoś, kogo zna się osobiście przed kimś, kto człowieka na oczy nie widział (jak mniemam), jest równoznaczne z traktowaniem tej osoby jako "głosiciela prawdy objawionej" i ewidentny przykład mojego "wypranego mózgu". No ale czemu ja się dziwię - przecież w tym kraju jest niemożliwością posiadać dobre relacje w pracy, zwłaszcza z szefem, a kimś wyżej to już omg. A jednak wciąż tu siedzę... Ba, nawet w miarę możliwości czasowych staram się na PW odpowiadać. To, że to co napisałeś wyżej nie znajduje żadnego potwierdzenia w moich postach, wiesz doskonale sam. Całkowitym zaprzeczeniem tego jest również fakt, że z tego forum załatwiłem pracę dwóm osobom. Tyle, jeśli chodzi o moją pogardę i patrzenie z góry. Mam tylko nadzieję, że "tym czymś" nie jest długość moich postów. Bo wiadomo przecież, że pisanie długich postów jest równoznaczne z pogardą (wobec ludzi, którzy mogą przeczytać w całości tylko posty krótkie, jak mniemam). Stary, pokaż mi te osoby, co pisząc do mnie formułują myśli w sposób "zwięzły i precyzyjny" i nie są to myśli typu "wciskasz ludziom kit/oszukujesz/kradniesz/masz wyprany mózg". Pokaż mi jakieś precyzyjnie sformułowane zarzuty pod moim adresem, albo konkretne pytania, na które nie odpowiedziałbym równie konkretnie. No śmiało, czas przecież masz. Oczywiście mógłbym, jak to ująłeś "zniżyć się do poziomu" niektórych postów, dyskusja wyglądałaby wtedy tak: - wciskasz kit, masz wyprany mózg, weź się zamknij lepiej - nie wciskam, sam jesteś głupi, podobnie jak twoja stara - odwal się od mojej starej, akwizytorze! itd. Gawiedź miałaby radochę, moderatorzy też, byłoby naprawdę klawo. Ja jednak cenię sobie bardziej wyrafinowane rozrywki*. Ps. *Ostatnie zdanie napisałem specjalnie, żeby ktoś mógł napisać, jakim snobem jestem :lol: EDIT: Sytuacja, o której pisze costi, miała miejsce zaledwie parę miesięcy temu i pracowałem już wtedy dwa lata. Zresztą "ekscytacja nową pracą" to dla mnie pojęcie dość obce i nie do końca zrozumiałe. EDIT2, literówka.
  7. und3r

    Zarobki, praca

    U Sapkowskiego zdecydowanie tak - z dolarami w żadnej jego powieści się chyba nie spotkałem ;) . @grzechuk Pozwolisz, że odniosę się do każdego "zdania" (brak wielkich liter i kropek, stąd cudzysłów) z osobna... grzechuk... jak tak czytam Twoje posty, odnoszę wrażenie, że masz jakiś problem z sobą... albo to kompleksy (że zarabiasz mniej niż ja?), albo chorobliwa duma (że w przeciwieństwie, wg Twojej opinii, do osób zarabiających więcej, nie wciskasz nikomu kitu?) zmieszana z pogardą (bo gardzisz osobami, które coś osiągnęły, ponieważ Twoim zdaniem nie osiągnęły tego uczciwie?)... Zacytuj mojego posta, albo chociaż jedno zdanie, z którego wyciągnąłeś taki wniosek. Jeśli nie potrafisz, to z całą odpowiedzialnością zarzucę Ci "zaniżony intelekt". Uargumentuj to jakoś. Jeśli nie potrafisz, patrz wyżej. Jak wyżej. Zacytuj chociaż mały fragmencik mojego posta, w którym napisałem, że wszystko w mojej pracy (życiu?) jest fajne. Napisz, na podstawie której mojej wypowiedzi uważasz, że to nieprawda? Rozgryzłeś mnie, napisanie posta zajmuje mi niemal nieograniczoną ilość czasu. W praktyce tak do 12 godzin. I nie zamierzam "skończyć z pisaniem postów gigantów", bo Ty tak mówisz, albo dlatego, że komuś się nie chce ich czytać. Nie adresuję swoich wypowiedzi do takich osób. :lol: Po pierwsze, jak komuś zależy na sprawnej komunikacji, to odnosi się do konkretów i posługuje się argumentami. Po drugie, jeśli komuś tutaj zarzuciłem zaniżony intelekt, to nie bez powodu. Np. teraz zarzucam go Tobie, w trybie warunkowym - masz szansę się wybronić. Masz "nieograniczony czas na stworzenie wpisu". Po trzecie, wyjaśnij w kilku zdaniach, dlaczego, Twoim zdaniem, parafrazuję Dukaja błędnie. :lol: :lol: :lol: Błagam! Nie stawiaj mi minusa, bo podetnę sobie żyły! :lol: Ps. Aż z ciekawości wszedłem sobie na swój profil i okazało się, że moja tzw. reputacja z poziomu około +20 spadła na ponad -20 w ostatnie kilka dni - wyciągam z tego zatrważające wnioski... Wiele prac z zakresu psychologii powstało na ten temat. Głównie chodzi o to, że duża część ludzi chciałaby doświadczyć wysokiego standardu życia, jednak bez adekwatnego wkładu pracy. Pobudki są różne - część z nich uważa, że im się to należy, bo np. całe życie wiedli "po bożemu", itp. Co bardzo ciekawe, zostały kiedyś przeprowadzone badania na grupie osób, które wygrały milionowe pule w różnego rodzaju loteriach. Niemal we wszystkich przypadkach ludzie tacy, po kilku latach (średnio chyba po sześciu) żyli na dokładnie tym samym poziomie, co przed wygraną. Kasa została po prostu skonsumowana. Jeden taki przypadek znam nawet z drugiej ręki. Pokazuje to, że jeśli człowiek nie dojdzie to danego poziomu ciężką pracą, a zostanie mu on dany na tacy, zazwyczaj nie jest w stanie go utrzymać.
  8. und3r

    Zarobki, praca

    No właśnie o tym pisał Dukaj, długie wypowiedzi są dla tego pokolenia ciężko przyswajalne :lol: . Nie zamierzam się jednak dostosowywać do tego poziomu, bo "Ty tak oczekujesz". Przede wszystkim dlatego, że powód, dla którego moje posty są długie, a moich oponentów krótkie, jest bardzo prosty - ja mam argumenty, a "oni" (nie będę leciał po nickach) nie. Inna sprawa jest taka, że w jednym poście odpowiadam zazwyczaj wielu osobom, więc ciężko, aby moje posty były krótkie. Ale cieszy mnie (naprawdę), że teraz, aby zaatakować mnie w dyskusji, trzeba oprzeć atak na... długości mojego posta. Jakież to dojrzałe. :lol: Nie mogę. :lol: Rozumiem, że jakbyś usunął wszystkie akapity z dowolnego dłuższego postu jonasa i odpowiedzi na kilka cytatów wkleił jednym ciągiem (tak jak to zrobiłeś z moim postem), to słownictwo rodem z Sapkowskiego spowodowałoby, że ów post nie straciłby na czytelności? :lol: Zresztą, jeśli jonas uzna za stosowne udzielić mi "paru wskazówek jak sprawniej operować słowem pisanym", to na pewno to zrobi, a wtedy ja chętnie skorzystam. Nie sądzę jednak, aby to było potrzebne, bo też czytałem wszystko od Sapkowskiego oraz kilku innych polskich prozaików i gdybym chciał to mógłbym pisać w podobny co jonas sposób, jednak bardzo dobrze czuję się, operując językiem współczesnym. Poza tym, nie śmiałbym "rywalizować" z jonasem na tym polu, gdyż ze stylu swoich wypowiedzi uczynił on swoistą wizytówkę. No to stary, trzeba było tak od razu. Odpowiadam zatem, jak powinieneś zainwestować swoje hipotetyczne 100 tysięcy - obserwuj rynek i łap się na dwudziestoprocentowe skoki poszczególnych spółek. Będziesz miał zysk od zaraz, wyższy niż na lokacie. Trzykrotnie wyższy! Już pisałem (nie czytałeś, bo mój post był zapewne zbyt długi), że traktuję ten wątek m.in. rozrywkowo, a na rozrywkę czasu nigdy mi nie szkoda. A co do tego, że "większości na nerwy działam", to nie rozumiem skąd te PW z prośbami o pracę, nawet z innych miast. Dwie osoby dostały pracę przez PW do mnie na tym forum, jedna wciąż pracuje, druga nie wiem. Naprawdę myślisz, że mi zależy, aby do Ciebie "trafić"? :lol: Wiesz dobrze, że odpowiedzi na te wszystkie pytania znajdują się w moich poprzednich postach. 5x "zdecydowanie nie", raz "tak". Każdy sam niech sobie odpowie, na które pytanie odpowiadam "tak". :lol: :lol: :lol: Uwielbiam to. "Nie chce mi się wyciągać cytatów" = "Ok, zostałem przyłapany na procederze bezczelnego kłamstwa i taniej demagogii, ponieważ zdaję sobie sprawę, że "cytat" jaki atakowałem nie jest w rzeczywistości cytatem - wymyśliłem go. Miałem jednak nadzieję, że nikt nie zauważy i dostanę plusa za nie zgodzenie się z jakimś absurdalnym stwierdzeniem, które postaram się podpiąć pod post und3ra". Człowieku, ale powiedz mi, jaki "wydźwięk"??? Przecież "doba ma 24h dla każdego" to proste stwierdzenie, jakich Ty się tutaj możliwości interpretacji doszukujesz? Pisałem to jak najbardziej dosłownie i w wielu późniejszych postach tłumaczyłem jeszcze dokładnie, jak to rozumiem. Nie będę się powtarzał. Zwłaszcza, że ULLISSES jakoś zrozumiał. Nie wątpię, że mogłeś coś "przeoczyć". Wszak dlatego nie cytujesz. @slavOK Czyli, sądząc po Twoich ostatnich postach, zgadzasz się ze mną, że ilość pieniędzy w rodzinie nie definiuje tego, ile człowiek będzie w życiu zarabiał? Pytam, bo wcześniej brzmiałeś tak, jakbyś się ze mną nie zgadzał. No chyba, że po prostu nie czytałeś moich postów, ponieważ były za długie, a nie zgadzałeś się dla samej zasady, bo miałem dużo minusów :lol: (stawiam dolary przeciw orzechom, że co najmniej jeden był Twój ;) ).
  9. und3r

    Zarobki, praca

    Panowie, zawiedliście mnie srodze. Kilka dni mnie nie było (interesy wezwały), a poza kilkoma minusami pod moim ostatnim postem praktycznie żadnej, chociażby ociupinkę merytorycznej wypowiedzi? Wątpię, aby nagle wszyscy się zaczęli ze mną zgadzać (jedną z poszlak są minusy ;) ), więc brak odpowiedzi wynika zapewne z tego, na co zwracał ostatnio w swoim eseju uwagę Jacek Dukaj, czyli z długości posta. Otóż podobno ludzie, którzy dużo przebywają w internecie, nie ogarniają umysłem wypowiedzi dłuższych niż kilka zdań (Carson jest chyba idealnym przykładem). Nawet współcześni autorzy książek, kierowanych do odbiorcy masowego (Brown, itd.), stronią od zdań złożonych, a rozdziały ich powieści nie przekraczają kilkunastu stron, żeby nikogo nie "zmuszać" do czytania przez okres czasu dłuższy niż parę minut. Kurczę, znowu się rozpisałem... Przechodzę zatem do meritum. Widzisz, dostrzegam tutaj kilka problemów. Po pierwsze, ten topic nie służy do teoretycznego roztrząsania różnych możliwości inwestowania. Kiedy piszę o swojej pracy, nie mam wyrzutów sumienia, że robię off-topa, choćbym pisał b. obszernie. Tymczasem wyczerpująca odpowiedź na pytanie slavOKa musiałaby stanowić olbrzymi off-top, ponieważ gdyby mój Klient zadzwonił z podobnym problemem, to samo wybadanie jego dokładnych potrzeb zajęłoby mi z 2-3 godziny rozmowy. Zastanów się przez moment, o co slavOK właściwie pyta. Otóż chciałby on, dysponując hipotetyczną kwotą 100 tys. PLN, zarabiać "od teraz", "więcej pieniędzy niż na lokacie" przy jednoczesnym nie "zamrażaniu" środków. Dlatego napisałem, że sama konstrukcja pytania świadczy o niewielkiej wiedzy z zakresu ekonomii czy instrumentów finansowych. Zresztą, odstawiając instrumenty finansowe na bok, nawet zakładając za te 100k własną firmę, należałoby zakładać jakiś konkretny horyzont czasowy, po którym pojawią się zyski. Podobnie, wybierając instrument finansowy czy portfel inwestycyjny, muszę wiedzieć, po jakim czasie Klient będzie potrzebował środków. Jeśli Klient sam tego nie wie, ciężko namawiać go do ponoszenia ryzyka. Nie wspominam już o tym, że uwzględnić należy również ogólną sytuację finansową Klienta - inaczej rozmawiałabym z kimś, kto chce zainwestować 100k całkowicie wolnych środków (posiadają już kilka mieszkań, zabezpieczoną przyszłość, stabilne dochody), a inaczej z kimś, kto dostał 100k w spadku, ale mieszka sobie cały czas z rodzicami. Ponieważ nie mam tych informacji w zapytaniu slavOKa, nie zamierzam poświęcać czasu na gdybanie i rozpatrywaniu miliona możliwości. Załóż stosowny topic to chętnie podyskutuję o najróżniejszych sposobach lokowania pieniędzy, od szkockiej whiskey czy francuskiego/hiszpańskiego (większe ryzyko) wina, przez kamienie szlachetne, aż po tradycyjne formy inwestycji w kraje BRIC. Po drugie, pamiętam doskonale wydźwięk wcześniejszych (a nawet tego konkretnego, w którym padło w/w pytanie) postów slavOKa, i nie zamierzam poświęcać kilkudziesięciu minut swojego cennego czasu na jego "teoretyczne" pytania. Gdyby chociaż to jedno pytanie było zadane w kulturalny sposób, to jeszcze bym się zastanowił. Po trzecie, pisałem już wcześniej odpowiedzi na podobne pytania (w tym topicu) i wiem doskonale, że nikogo w ten sposób do niczego nie przekonam. :blink: Przepraszam? Weź może rozwiń tę wypowiedź. Twierdzisz, że lepiej wiesz "jak miało być rozumiane" to, co napisałem, a to co rzeczywiście napisałem się nie liczy, bo na pewno nie było dosłowne? :lol: To jest właśnie to o czym pisałem już wielokrotnie - zamiast odnosić się do konkretnych moich postów, lepiej coś przekręcić, wyrwać z kontekstu itp., bo inaczej polemizować nie sposób. Poza tym, rozśmieszyłeś mnie do łez z tą "mocną krytyką". Jeśli ja spotkałem się w tym wątku z mocną krytyką, to slavOK jest doktorem nauk ekonomicznych. Cała ta "mocna krytyka", o której piszesz, ogranicza się wyłącznie do stawiania minusów pod moimi postami oraz atakowania ad personam. Prawda jest taka, że od kilkudziesięciu stron tego wątku, za każdym razem, kiedy wypływa temat mojej pracy, masa osób wręcz prześciga się w "mocnym krytykowaniu" mnie, jednak nie było tutaj nikogo, kto po wymianie kilku postów nie przepadł w tej "krytyce". Teraz też jakoś wszyscy ucichli. Umieram z ciekawości, jakież to "szersze znaczenie" ma doba w moim poście. Bo ja pisałem o "dobie" w znaczeniu jak najbardziej dosłownym. Muszę zapytać - co, Twoim zdaniem, "głębszego" miałbym mieć na myśli? (Pomijam fakt, że w kilku postach wcześniej dość wyczerpująco napisałem, co dokładnie mam na myśli, no ale Ty wiesz lepiej, jak widzę.) Bo chyba nie to, że imo każdy rodzi się w rodzinie z równym stanem konta? Bo taka teoria, rzekomo moja, została tutaj wcześniej "mocno skrytykowana"...
  10. und3r

    Zarobki, praca

    Nie przesadzam, jonasie, nie przesadzam. Celowo pominąłem przecież najbardziej soczyste historie, gdyż wiem doskonale, że co bym nie napisał tutaj, to albo ściemniam, albo "to nic w porównaniu z historią mojego szwagra, który utrzymuje szóstkę dzieci za 800 zł, a pracuje po 21 godzin na dobę". Ktoś napisał, że moja praca to lajcik przy robocie jego kumpla, który obciął sobie palce na jakiejś tam maszynie (tokarce?) - no sorry, jak ktoś pracuje w warsztacie i na dodatek nie przestrzega zasad BHP, to jego problem. Ciężko, żebym ja wliczał ryzyko utraty kończyn w zawód, jakby nie patrzeć, umysłowy. Widzisz, nigdzie czegoś takiego nie napisałem (EDIT: czy może inaczej - pisałem, ale nie w kontekście materialnym, jak to większość odebrała - potem precyzowałem to jeszcze w kilku postach). To moi szanowni oponenci wkładają mi takie słowa w klawiaturę, celowo nie odnosząc się do bezpośrednich cytatów, a odpisując ogólnikami, które niby to odnoszą się do moich postów. W technikach manipulacji takie zachowanie (odpowiadanie i nie zgadzanie się z nigdy nie postawionymi tezami, w celu zaatakowania dyskutanta, a nie jego argumentów) określane jest jako uogólnienie lub rozszerzenie. Nie bez powodu prawie nikt tutaj, atakując mnie, nie cytuje tego, co napisałem, a próbuje zdyskredytować mnie poprzez ewidentną zmianę wydźwięku i kontekstu moich wypowiedzi - zabieg taki, powtarzany dostatecznie długo, powoduje, iż nawet Tobie wydaje się, że moim zdaniem wszyscy na świecie mają równy start, chociaż nigdy czegoś takiego nie napisałem, a wręcz kilkukrotnie zaprzeczałem temu twierdzeniu. Chlubnym wyjątkiem jest KAX, który chyba się ze mną nie zgadza (chociaż jego ostatni post sprawił, że nie jestem tego pewien - mam zaraz nadzieję kilka kwestii sprecyzować), ale argumentuje sensownie i odnosi się do konkretów. Zresztą, wątek ten jest nielichym kąskiem dla ludzi zainteresowanych erystyką, bo tyle metod nieuczciwego prowadzenia dyskusji w jednym miejscu ciężko byłoby zebrać ;) . Z pamięci mogę wymienić: Argumentum ad hominem ("I ty śmiesz mówić, że każdy może dociągnąć do 3500 miesięcznie?!", "Chyba biedy to ty na oczy nie widziałeś", a niektórych chyba aż korci, żeby napisać "co z ciebie za Polak, ze takie farmazony pie*rzysz" ;) ), Mutatio controversiae (non-stop w tym wątku: oponent wiedząc, że argumenty dyskutanta są zbyt silne, ignoruje je i szybko zmienia temat, atakując dyskutanta w inny sposób i licząc, że ten nie podąży za wcześniej stosowaną argumentacją, a będzie bronił się przed nowym atakiem; przykład "wiesz co jest najdziwniejsze? że kiedyś pisałeś na forum, ze twoj ojciec pracuje w orange i to on pewnie ci ten start zapewnił"), no i oczywiście broń ostateczna, używana już tutaj wielokrotnie, ad personam, czyli porzucenie sporu opartego o jakiekolwiek argumenty na rzecz napisania czegoś w stylu "zresztą nie oszukujmy się, to jest wciskanie ludziom kitu, ja nie mógłbym wykonywać twojej pracy, bo dla mnie ważniejsze jest czyste sumienie" (jeden z łagodniejszych przykładów z wątku). A ten "równy start" wziął się stąd, że napisałem, cytuję: "dla każdego doba ma 24 godziny, start ludzie mają równy" (kontekst czasu! jasne, że jeden zacznie w 8-osobowej rodzinie, w biedzie, a inny jako dziecko milionera - w żaden sposób nie definiuje to jednak tego, co ten człowiek w swoim życiu osiągnie!). Z tym już ciężko się nie zgodzić, prawda? Lepiej atakować stwierdzenie "wszyscy mają równy start", nie przeczę. Ja natomiast nigdzie nie twierdziłem, że każdy w życiu ma tak samo łatwo bądź ciężko - twierdziłem (i dalej twierdzę), że każdy ma możliwość zmieniania swojego życia na lepsze i przy zależnej od sytuacji dawce samozaparcia, ambicji, konsekwencji w działaniu, skłonności do podjęcia ryzyka i przede wszystkim ciężkiej pracy (głównie nad samym sobą), każdy może osiągnąć sukces. To, że dla każdego sukces jest czymś innym to osobna kwestia. Dla jednych to swoboda majątkowa, dla innych popularność czy jeszcze coś innego. Ale jak ktoś twierdzi, że ktokolwiek jest skazany na pracę za 1200 przez całe życie, a średnia krajowa to nieosiągalny dla wielu pułap, to ma po prostu nieźle sprany łeb (że pozwolę sobie raz użyć sformułowania, które padało pod moim adresem wielokrotnie), najprawdopodobniej przez swoje najbliższe otoczenie (z rodziną włącznie). Poza tym, nawet start pod względem materialnym nie ma tutaj wiele do rzeczy (ok, teraz zacznę sobie trochę przeczyć, ale na sprawę można patrzeć pod różnymi kątami), bo bardzo wiele jest na świecie osób, które właśnie niezwykle ciężkim warunkom początkowym zawdzięczają swój sukces. Działa to też w drugą stronę - niech każdy się zastanowi, ile zna ludzi w swoim otoczeniu, co np. mają zapewnione mieszkanie przez rodziców (ja nie mam, dlatego tak mi zależy na kasie, bo pod most z rodziną nie pójdę) i pracują już x lat za 2000, bo więcej im do szczęścia nie potrzeba. Często właśnie dobre warunki startowe niszczą w człowieku motywację. Naprawdę nie wiesz? W takim razie ja czysto teoretycznie odpowiem, że już sam sposób sformułowania pytania świadczy o Twoim dość nikłym pojęciu o ekonomii. Mógłbym co prawda to pojęcie postarać się zwiększyć (jestem cierpliwy), ale skoro nic z tego nie mam, bo piszesz czysto teoretycznie, daruję sobie. No ok, kumam. Skoro więc nie jest to niefajne, to o co Tobie właściwie chodzi z tymi szkoleniami, bo się zaczynam gubić. Co masz na myśli pisząc, że "takie opowieści Ciebie nie ruszają"? W jakim sensie "ruszają"? Czy na szkoleniach mówi się prawdę? Zgodziliśmy się już (?), że tak. Zgodziliśmy się też, że tylko część osób da radę osiągnąć szczebel kierowniczy, ale to jest, naszym wspólnym zdaniem (?) fajne. Co w takim razie jest niefajne? To, że ktoś kto prowadzi szkolenie ma garniak Bossa? A w czym ma je prowadzić, w piżamie? Mam szczerą nadzieję, że emot na końcu obraca całe to zdanie w żart, bo jeśli rzeczywiście Ty sam tak byś do sprawy podchodził, to automatycznie nie dziwi mnie, że masz takie podejście do innych wykonujących ten zawód. Widzisz, ja podchodzę do Klienta znacznie bardziej długofalowo. Maksymalizacja zarobku teraz przełożyłaby się na mniejszy zarobek w przyszłości, a na tym mi nie zależy. To prawda, odnosiłeś do gospodarki w ogóle, ale przez to do mojej firmy (i pośrednio mnie samego) też. I ja nawet z takim dekadenckim podejściem się zgadzam, tak jak Ty, z tego co zrozumiałem, zdajesz sobie sprawę z istnienia sprzedawców (nieważne czy to produkt finansowy czy komputer) uczciwych, prawda? Podobnie jak większość ludzi, nieważne czy kupując komputer czy polisę, zdaje sobie sprawę z tego, że ten konkretny sprzedawca może być potencjalnie nieuczciwy. Dlatego kiepski doradca nie będzie polecany, a kiepski sprzedawca w Komputroniku prędzej czy później zostanie zwolniony. M. in. na tym polega wolny rynek. No więc właśnie - na szkoleniach dokładnie na to jest położony nacisk - że ludzie szczerzy i uczciwi mogą zajść bardzo wysoko, bez uszczerbku na swoim sumieniu. Inna sprawa, że mało kto to rozumie, dlatego długofalowi pracownicy to może 10% sali. Tak, ale to wynika właśnie z tego, co pisałem wyżej - zawód doradcy finansowego w Polsce nie ma żadnej tradycji, a samo pojęcie jest bardzo nadużywane. Stąd taki bajzel na rynku. Poczekaj 10-20 lat, poczekaj na certyfikaty państwowe, i będzie ok. W Niemczech czy USA, zawód doradcy/brokera cieszy się podobnym uznaniem społeczeństwa co zawód prawnika czy lekarza, chociaż i tam oczywiście zdarzają się nadużycia i ludzie nieuczciwi.
  11. und3r

    Zarobki, praca

    Co jest niefajne, bo? Przepraszam, a w innych firmach każdy zostaje kierownikiem, czy też niewielki odsetek? I czy oznacza to, że zostanie kierownikiem jest niemożliwe? O widzisz, now u're talking. Czyli zgadzamy się, że są dobrzy lekarze, ale też źli lekarze? Dlaczego w takim razie, nie atakujesz całej branży medycyny (bo pracują w niej niekompetentni lekarze), ale branże finansową już tak? Przykro mi to stwierdzić, ale nie myślisz logicznie. Czy gdybyś Ty był na moim miejscu, wolałbyś wcisnąć klientowi produkt z najwyższą prowizją i potem pocić się kiedy ten klient dzwoni, czy raczej polecić najlepsze rozwiązanie (ewentualnie nic nie sprzedawać, jeśli nie ma takiej potrzeby) i być przez tego klienta polecany dalej, z czego masz 5 mniejszych prowizji, zamiast jednej większej? Podejście o jakim piszesz nie ma szansy działać, kiedy trafiasz od osoby do osoby przez polecenie. Sorry, ale jeśli piszesz, że "firmy doradztwa finansowego dymają ludzi w d.", to piszesz też o mnie. Dlaczego, kiedy podałeś przykład złego lekarza, zacząłeś zdanie od "czasem", a kiedy pisałeś o branży finansowej, to owego czasem zabrakło i leciałeś pełnym ogólnikiem? Gdybyś napisał, że "czasem zdarza się, że nieuczciwi pracownicy firm doradztwa finansowego dymają klienta w d.", to bym przyklasnął. Nawet powiem Ci, skąd bierze się taka różnica w podejściu - zawód lekarza funkcjonuje od setek lat, zawód doradcy finansowego w Polsce, od kilku. Ludzie mają wgrany szacunek do lekarzy, do doradców jeszcze nie. Na zachodzie wygląda to inaczej, bo tam praktycznie każda rodzina ma swojego doradcę, tak jak każda ma swojego lekarza rodzinnego. Doradcy są tam stawiani wysoko w drabinie społecznej i to mimo faktu, że prowizje jakie biorą są znacznie wyższe, niż w Polsce. Gdybym prowadził biuro z takim obrotem jaki mam w PL w Niemczech, zarabiałbym z 3 razy tyle. Wynika to z faktu, że Niemcy już oswoili się (mieli na to kilkadziesiąt lat) z tym zawodem u pojęli, że jest im on potrzebny (bo nikt nie będzie sam analizował tysięcy ofert, będąc np. weterynarzem - kiedyś powiedział mi to Klient, weterynarz). Tymczasem w Polsce póki co każdy uważa, że zjadł wszystkie rozumy i sprawy finansowe najlepiej ogarnie sam. No i potem mamy narzekanie. A jednak mam nadzieję, że dasz radę coś sensownego jeszcze napisać, bo dyskutujesz ze mną w podejrzanie kulturalny sposób, pomijając incydent z dymaniem ;) Umieram z ciekawości. Jak widać pamięć człowieka jest bardzo wybiórcza i jakoś mnie ten powszechnie znany fakt mocno nie zdziwił. Dalej się uczę (studiuję), mój tata dalej pracuje w Orange, coś jeszcze ma mnie zdziwić? Mam sześcioosobową rodzinę, więc pozycja managerska mojego taty nie generuje takich dochodów, aby mógł mi pomóc. Nawet o to nie prosiłem, bo wiem jak wygląda sytuacja w domu. Już Ci wyjaśniam - jestem tak obrzydliwie bogaty, że stać mnie na komputer z dostępem do szybkiego internetu w biurze, skąd piszę od czasu do czasu. Ale to czasem. Sprawdź teraz z łaski swojej, o której były pisane poprzednie moje posty. Zdecydowana większość moich postów na forum PurePC pisana jest po północy, bo wtedy wracam zazwyczaj od Klienta. Kiedy byłem w UK napisałem może jednego posta na Pure i było to w topicu o pracy w Londynie. Sugerujesz, że skoro pracuję ciężko to nie powinienem mieć czasu na rozrywki (a tak traktuję to forum)? To wiedz, że w moim zawodzie potrzebny jest dobry time management. AHAHAHAHAHA. Ależ pięknie wpisałeś się w ostatni post Jonasa. Made my day. Wiem jak to jest żyć w takiej rodzinie, bo zanim mój tata dostał pracę w Orange (Centertel wtedy), był nauczycielem, podobnie jak moja mama (która już nie uczy). Nie mieliśmy średniej krajowej, a mam dużą rodzinę. Obecnie jest rzeczywiście lepiej, ale rodziny z dochodami na minus/zero spotykam w pracy cały czas i rozmawiam z nimi. Ale oczywiście Ty wiesz lepiej, że naciągam te rodziny na nowe kredyty, żeby mieć większą prowizję :P Metody sprzedaży dostosowane są do rynku, to proste jak 2+2. Te metody zmienią się za parę lat, kiedy ludzie uświadomią sobie np. sytuację emerytalną tego kraju. Widzisz, może mnie po prostu "prowadzenie debat" nie męczy. Ogólnie wysiłek umysłowy łatwo mi przychodzi. Cóż za głęboka złota myśl. Myślałeś kiedyś o wydaniu tomiku aforyzmów? Jak coś, to sponsorowałem kiedyś podobną inicjatywę, pisz na PW.
  12. und3r

    Filmy - co warto obejrzeć?

    poca - nie, nie mogli sobie wyśniwać czego chcieli. Poziomy były zaprojektowane "z góry" przez architekta snu, podobnie jak bronie. A wspomniany przez Ciebie dialog to zwyczajny żart sytuacyjny - po prostu gość dorwał większy kaliber i sobie dowcip rzucił. PS Polecam Salt dla świetnej roli naszego Kmicica;]
  13. und3r

    Zarobki, praca

    A nie zastanawiałeś się nigdy, dlaczego te szkolenia tak wyglądają? Bo ludzie, którzy je prowadzą, to są właśnie dwudziesto-paro letni goście, często w trakcie studiów, którzy jeszcze 3 czy 4 lata temu mogli sobie co najwyżej Porsche jako tło Pulpitu ustawić, a w momencie kiedy robią pierwsze spotkanie informacyjnie z nowo-przyjętymi, mają już ten swój wymarzony samochód na parkingu pod biurem, albo wiedzą, że będą mogli go mieć w perspektywie najbliższych lat ciężkiej pracy. Co Ty byś chciał, żeby ci ludzie mówili? Mówią prawdę o tym, jak im się udało wykorzystać rynkową niszę, jak ciężką pracą osiągnęli w życiu znacznie więcej niż ich rówieśnicy. Jak ja przyjmuję ludzi do pracy to mówię im w pierwszej kolejności to, co sam przeżyłem i ile mnie to kosztowało. Dopiero wtedy czuję się moralnie usprawiedliwiony do stawiania wymogów, a wymagam dużo. Wymagam dużo, bo zależy mi, żeby moi pracownicy byli jak najbardziej zadowoleni z efektów swojej pracy, i żeby mieli łatwiejszy start ode mnie. A start teraz jest nieporównywalnie łatwiejszy od mojego startu, bo firma zwiększyła się ponad trzykrotnie, zmieniła status prawny, oferuje pełne wsparcie merytoryczne, formalne, techniczne. Nie było nic z tego, kiedy ja zaczynałem. Dla zdecydowanej większości społeczeństwa (nawet to forum, które teoretycznie, ze względu na swoją główną tematykę, powinno zrzeszać ludzi inteligentnych, jest tego świetnym przykładem) opowiadanie ludziom, że mogą zarabiać kilkadziesiąt tysięcy po kilku latach pracy to "wciskanie kitu" czy "pranie mózgu" i nikogo nie obchodzi, że jest to w pełni realne w przypadku tej branży. Zadaniem rekrutujących jest zaś odfiltrowanie jak największej ilości tych "niewierzących" już na etapie rozmów kwalifikacyjnych, żeby późniejsze spotkania informacyjne, poprzedzające szkolenia merytoryczne, adresowane były do ludzi otwartych na nowe wyzwania, bez tej typowo polskiej, roszczeniowej postawy. Możesz się śmiać ile chcesz, ale sam też prowadzę te szkolenia i bardzo często łapię się na tym, że więcej mówię o tym jak wyglądały moje początki pracy, niż o tym jak teoretycznie powinny one wyglądać w przypadku ludzi przyjętych na okres aplikacyjny. I nie obchodzi mnie, że część sali widzę wtedy ostatni raz, bo wedle ich "wiedzy o świecie", ukształtowanej przez kumpli od piwka, to jest wciskanie kitu, opowiadanie bajek, czy jakkolwiek nazwą to potem na forach i w rozmowach ze znajomymi. Jak ktoś nie wierzy w potencjał branży i nie przemawiają do niego dane liczbowe, to wolę, aby poszedł w swoją stronę po spotkaniu informacyjnym, a nie po dwóch miesiącach, w czasie których będzie "chodził po kolegach" (patrz kilka postów wyżej), żeby mieć "więcej spotkań", z których totalnie nic nie wynika, bo taki człowiek nie chce się sam dokształcać i być coraz lepszym, tylko zarobić jak najszybciej (co się oczywiście nie udaje, bo nikt poważny nie będzie z takim typem pracował) i uciec z firmy czym prędzej. Może jakieś konkrety? W którym miejscu miałbym kogoś oszukiwać? Czy naprawdę NIKT (a temat powraca w topicu cyklicznie od lat) nie potrafi wskazać, gdzie konkretnie wciskam kit i oszukuję? W jaki sposób krzywdzę klientów? Dlaczego moja praca jest zła i nieetyczna? Halo? Wiecie jak mnie śmieszy ta jednostronna polemika? Kieruję te słowa do osób obrzucających mnie i mój zawód epitetami oraz stawiających minusy przy moich postach - czy naprawdę nie potraficie, przy całym swoim "lepszym niż moje rozumieniu życia i świata" dyskutować z użyciem argumentów? Tak, wiem, "dyskusja ze mną nie ma sensu, bo nic nie rozumiem i mózg mam wyprany". To jest jedyny "argument", jaki tu cały czas pada. Doprawdy, tragi-komizm w najlepszym, internetowym wydaniu :P Ale za to właśnie kocham fora internetowe, można się przy nich nieźle rozerwać ;) A gdzie ja coś takiego napisałem? Zacytuj może ten fragment. Oczywistym jest, że to ja przychodzę do Klienta, nie siedzę za biureczkiem w banku. Oczywistym jest też to, że bardzo często to ja mówię Klientowi, czego ów Klient potrzebuje w danej chwili - mało kto ma na tyle świadomości, żeby to samemu wiedzieć. Czy jak Ty spotykasz się z lekarzem, to sam się diagnozujesz, stwierdzasz przyczynę dolegliwości i mówisz mu tylko, jakie leki ma Ci przepisać, czy jednak dajesz się zbadać lekarzowi, po czym realizujesz recepty jakie Ci przepisze? A co jeśli sprzedawca może zaoferować wszystkie produkty, jaka dana branża ma w danej chwili do zaoferowania? Dobra, wykaż się - w którym konkretnie miejscu, Twoim zdaniem, dymam klienta w d? Bardzom ciekaw.
  14. und3r

    Zarobki, praca

    To jest po prostu kłamstwo i tyle - nigdy nikomu nie zapewnialiśmy zwrotów za paliwo, ani za nic. Zresztą, umowa jest dokładnie taka sama dla każdego. Tak dla mnie, jak dla nowego pracownika. Każdy może ją sobie przeczytać przed rozpoczęciem pracy. Chcesz rozmawiać z użyciem argumentów - służę; chcesz rzucać wyssane z palca oskarżenia zasłyszane "od kolegi" - rozumiem, że frustrację fajnie czasem wyładować, ale nie zamierzam w tym uczestniczyć. Stary, żaden z tych elementów z wyjątkiem prezentacji firmy na początku spotkania nie występuje w mojej firmie. Nie ma żadnych "zielonych książeczek" pod kątem sprawdzenia oszustw podatkowych (nie jesteśmy doradztwem podatkowym), nie ma żadnej "masy pieczątek". Przez kilka miesięcy pracował z mojego polecenia jeden użytkownik z forum (bryken chyba, przepraszam, jeśli pomyliłem nick), w oddziale bodajże Katowickim i może Ci powiedzieć, czy wypełniał jakieś zielone książeczki o podatkach. Nigdy niczym takim się nie zajmowaliśmy. Więc albo ściemniasz na poczekaniu, albo miałeś "przyjemność" z kimś, kto się za nas podawał z jakiegoś sobie znanego powodu. LOL, po prostu stwierdziłem, że nigdy nie wysłałem nigdzie CV. To, że Ty sobie dopowiedziałeś do tego, że pracodawcy się o mnie bili, to już nie mój problem. Zrozum wreszcie, że ja wiem ile ludzie zarabiają (mój zawód wręcz polega na tym, żeby to wiedzieć), i szanuję każdego uczciwego człowieka, choćby zarabiał 400 pln. Pod warunkiem jednak, że taki gość nie wygaduje mi, że zarabia tyle ile zarabia bo nie da się więcej, choćby nie wiem jak się starał. To jest bzdura i kropka. I tak, śmiem pisać, że do 3500 (człowieku, to jest w wielu krajach poniżej pensji minimalnej) dobić może każdy kto chce. Tyle tylko, że ludzie wcale nie chcą i to wynika bezpośrednio z mentalności, nie z jakichś tajemniczych praw rynku. Słuchaj - powtarzam raz jeszcze. Chcesz podyskutować na poziomie, proszę bardzo. Ale póki co wymyślasz w jaki sposób zdyskredytować to co robię i mnie samego, przez najzwyklejsze ściemy i puste pomówienia. Naprawdę mam Ci pokazać moje posty z samego początku topicu, gdzie piszę konkretnie gdzie pracuję? Rzeczywiście, w wielu postach jest samo E., bo jeśli wcześniej podawałem nazwę sto razy, to uznałem za sensowne przejście do formy skrótowej. Ty jednak widzisz w tym teorię spiskową, ok, Twoja sprawa, ale dla mnie oznacza to tyle, że masz jakiś problem. Zechcesz mi powiedzieć, z łaski swojej, na jakiej podstawie rzucasz takie oskarżenia w moją stronę? Wiesz, jak rozmawiam z Klientami? Przyłapałeś mnie na pisaniu bzdur pod kątem merytorycznym w tematach poświęconych ekonomii (nawet na tym forum czasem się udzielam). Podasz mi jakiś przykład, gdzie zarobiłem choć złotówkę kosztem klienta? Bo zapewniam Cię, że moje sumienie jest krystalicznie czyste. Gdyby nie było, to moi Klienci nie pisali by mi listów rekomendacyjnych i nie prosili o kolejne spotkania kiedy chcą jakiś temat omówić. Dlatego albo sprecyzujesz swoje zarzuty, albo zamilknij, bo się ośmieszasz tylko. Nie kumasz, że ja docieram do Klientów wyłącznie z polecenia? Czy Ty poleciłbyś dalej doradcę, który wygenerował Ci zbędny koszt, nie wspominając już o straceniu pieniędzy? Odpowiedz. Wyjaśnię może - NW proponujemy, lecz nie w AEGONIE a w kilku innych firmach, bo w Aegonie nie jest po prostu najlepsze. Co do promocji, to jak najbardziej możemy ją proponować, bo jako największy w tym momencie pośrednik na rynku mamy olbrzymie pole do negocjacji. U nas nie trzeba było łączyć ULa z NW, żeby nie ponosić opłat przez pierwszy rok. Nie takie rzeczy już z Aegonem negocjowaliśmy. Po prawdzie, przez cały 2009 mieliśmy lepsze warunki AEGONA niż oferował Klientom sam AEGON. Zresztą nic w tym dziwnego, skoro sprzedajemy więcej kontaktów UL w AEGONIE niż sam AEGON. W 2008 mieliśmy też większą sprzedaż narzędzi AXA niż AXA Polska. Z tym mógłbym polemizować. Ale mi się nie chce ;) @Havok Co do sytuacji z BIKiem, którą opisałeś - widzisz, od tego właśnie są doradcy finansowi. Znam problem z autopsji bardzo dobrze i pomagam też Klientom wyprostować prawnie tego typu kwestie.
  15. und3r

    Zarobki, praca

    Będę odpowiadał tylko na konkretne argumenty czy zapytania, bo polemika z niektórymi userami nie ma sensu. Widzisz, tutaj pełna zgoda - jest dla mnie zupełnie zrozumiałe, że ojciec rodziny z parką dzieci i kredytem hipotecznym na głowie nie będzie nagle rezygnował z etatu i zakładał firmy, jeśli nie ma zabezpieczeń. Jednak wolałbym, aby taka osoba nie narzekała jak to źle jej płacą i jak ma ciężko w życiu, bo sama sobie takie życie wybrała. Ileż rodzin poznałem z ratami kredytów przekraczającymi 50% dochodów - oczywiste jest przecież, że podjęcie ryzyka mniejszych zarobków w celu wygenerowania większych w przyszłości w takiej sytuacji nie wchodzi w grę. Ale samo doprowadzenie do takiej sytuacji jest po prostu życiową nieodpowiedzialnością. Dlatego najlepsze miejsce pracy to własna firma, a potem wiele firm i zaufani managerowie. Zmierzam do tego usilnie. Demagogia. Nigdzie nie twierdziłem, że ktoś kto zarabia 1200 brutto nie może być szczęśliwy. W ogóle szczęście w życiu nie musi mieć nic wspólnego z sytuacją finansową. Miliarder może być nieszczęśliwy tak samo, jak żebrak szczęśliwy. Miliarder może też być mega-szczęśliwy i usatysfakcjonowany, a żebrak w ciągłej depresji. Nie rozumiesz chyba sensu tego co piszę - odsyłam to wcześniejszych postów, parę stron temu, nie chce mi się powtarzać. Jeśli członkowie Twojej rodziny są szczęśliwi za 1200 to absolutnie nic do nich nie mam i nie wiem czemu powołujesz się na ich przykład. Co próbujesz mi udowodnić? Że niektórzy zarabiają 1200 brutto? Myślisz, że nie znam takich ludzi? Znam masę. Znam też takich, gdzie dodanie do tej sumy dwóch zer było by mało. I w pierwszej i w drugiej grupie są ludzie szczęśliwi - nie ma to natomiast związku z tym co pisałem wcześniej. Jeśli dla kogoś zarabianie 1200 jest OK i więcej mu do szczęścia nie trzeba, to mogę takiej osobie tylko zazdrościć (ja chce doświadczyć w życiu jak najwięcej, a za 1200 byłoby ciężko - nie jestem typem ascety, ale też nie wątpię, że są na świecie ludzie, co mogą pełne szczęście odnaleźć nawet gapiąc się w ścianę). Jednak jeśli ktoś zarabia 1200 i daje wszystkim do zrozumienia, że właśnie nie jest szczęśliwy, i że za jego pracę więcej mu się należy, itp., a jednocześnie nic nie robi aby swoją sytuację zmienić - nie toleruję. Naprawdę tak ciężko pojąć, że nie trzeba wysyłać CV żeby mieć pracę? O osobistym kontakcie z drugą osobą słyszał, czy internet zastąpił już real w relacjach zawodowych całkowicie? Pierwsza udokumentowana praca - ost. klasa LO - szybka analiza co bym chciał robić, rzut oka na firmy w okolicy i idę. Odwiedziłem chyba z 6 firm, w niektórych nie szukali nikogo, w niektórych coś mi nie odpowiadało, ale pytałem też o namiary przy okazji, jeszcze tego samego dnia miałem szkolenie w Instytucie Badań Rynkowych, który ktoś z tych firm, po których chodziłem, mi polecił. Wymagania - dobra komunikatywność i podstawowa obsługa komputera, płacili trochę powyżej ówczesnego minimum za godzinę. Potem był wyjazd (autokarem) na Wyspy, szukanie pracy wyglądało dokładnie tak samo - plecak na ramię i jazda po mieście, chyba z 20 kilosów dziennie robiłem, głównie po hotelach i klubach. Po tygodniu pracowałem jako Boy - praca przede wszystkim fizyczna ale wymagająca komunikatywnego angielskiego, płacili też kilkadziesiąt pensów ponad minimum, do tego bardzo przyzwoite bonusy. Hotel był cztero-gwiazdkowy i przyznam, że po każdym dniu byłem pół żywy, dlatego po pierwszym przelewie wracałem taksówkami, przez pierwszy tydzień 45 min spacer. Potem króciuteńki epizodzik z telemarketingiem (tele2) w Polsce, praca znaleziona tak samo jak dwie poprzednie - wiedziałem po prostu, że chce pracować na telefonie, ale chce mieć prowizję od sprzedaży (czego w Instytucie nie miałem, bo niczego nie sprzedawałem ;) ). Epizod był raptem kilkudniowy, bo równolegle chodziłem na rozmowy w firmach doradztwa finansowego. Open, Exp, itd. Ogólnie przyjmowali wszędzie z otwartymi ramionami (takie były czasy w branży), wybrałem ofertę najlepszą (mimo, że bez podstawy), w Efect sp. z o. o. (wtedy jeszcze nie S. A.). Rekrutujący mnie człowiek był najbardziej konkretny i najmniej owijał w bawełnę. Przed rozmową z nim czytałem fora internetowe o Efect przez całą noc, 95% opinii skrajnie negatywnych (że firma krzak, oszukuje pracowników, klientów, ogólnie wszystkich ;) ), po 10 min rozmowy (zadałem pytania o te zarzuty, które miały chociaż pozór wiarygodności) wiedziałem, że to właśnie chce robić, z tą konkretnie firmą. Gdzieś po dwóch miesiącach pracy spędziłem całą noc na malowaniu biura, bo nie było nas (mojego szefa i całej ekipy) stać na wynajęcie ekipy remontowej, a biuro wyglądało tragicznie. Po roku biuro przeniosło się do Złotych Tarasów (niecałe 700m2, obok siedziby Private Banking BZ WBK), a po dwóch malowałem już własne biuro, które wynająłem w centrum miasta, kiedy ZT przestało już wystarczać. Jestem przekonany, że będę kiedyś patrzył na zdjęcia z tej prowizorki z wielkim sentymentem i mam poczucie, że idę w dobrym kierunku. Jeśli ktoś dobrze czuję się ze swoim życiem stojąc w miejscu, to też spoko, chociaż ja tak nie potrafię. NIGDZIE nie napisałem, że zarabiać kilkadziesiąt tysięcy jest łatwo. Pierwszy rok pracowałem bez prawka - myślisz, że łatwo jest dojeżdżać codziennie x kilometrów (często do podwarszawskich miejscowości) komunikacją, pksami? Przez 6 miesięcy wszystko co zarabiałem wydawałem na dobre ubrania (bo faktem jest, że bardzo ważne w mojej pracy jest pierwsze wrażenie, a nikt nie musi wiedzieć, że dojechałem na spotkanie PKSem), wydaje Ci się, że to spoko uczucie wracać np. o drugiej w nocy (zdarzało mi się po pierwszej wychodzić ze spotkań, zresztą, nadal mi się zdarza) autobusem bo brzegi wypchanym kibicami legii w garniaku za kafel, z teczką (w której masz dokumenty Klienta) i pod krawatem? Autobus dojeżdża na pętle pod Pałacem i czekasz 45 minut na następny, jedząc w między-czasie kebaba jako pierwszy posiłek od śniadania, bo wcześniej nie miałeś czasu zjeść. Zdarzało mi się iść w nocy godzinę z buta (-15, garniak i lekki płaszczyk), bo nie chciało mi się czekać na nocny (lepiej iść niż siedzieć). Potem, jak zacząłem zarabiać lepiej, wydawałem po 2 kafle miesięcznie na taksy, ale prawko zrobiłem dopiero po roku. Teraz, kiedy mogę kupić naprawdę porządny samochód z trzech pensji nawet miło te czasy wspominam, ale nigdy nie było (i nie jest) łatwo, a czasem był po prostu hardcore. Każdy kto do czegoś doszedł w mojej firmie mógłby tydzień opowiadać takie historie. Ile klamek pocałował (bo ktoś sobie na forum przeczytał, że każdy doradca to oszust i akwizytor) i ile razy nie miał za co zjeść, bo mu się pensja przesunęła przez jakieś błędy formalne na nast. miesiąc. Sorry że przynudzam, ale mam alergię na takie wypowiedzi jak Twoja. Pogadaj z dowolnym przedsiębiorcą, który do czegoś doszedł. Zapytaj się go, czy pracował po 16 godzin dziennie, czy miał momenty, że nie miał za co żyć. Zdecydowana większość odpowie, że tak. Nie jest łatwo zostać milionerem, zapewniam Cię. Dlatego 95% ludzi nawet nie próbuje. Wybacz HeatheN, ale nie rozumiem. Jak ktoś nie widzi profitów z pracy jaką wykonuje, albo perspektyw, to niech zmieni pracę, a nie płacze na forum jak mu źle. I nie wygaduj, że jak ktoś dużo zarabia, to żyje dla pracy, a chodzi o to, żeby pracować dla życia. Naprawdę, takie tanie frazesy brzmią niepoważnie. To nie można pracować dla życia (pracować, nie harować) i zarabiać setkę miesięcznie? Też można. Nawet, jeśli na początku trzeba ostro harować, to życie potem jest tego warte. Pewnie, może jeszcze samochód mu kupić, a niech ma. Co do reszty wypowiedzi, to poważnie zastanów się, czy na pewno to byli ludzie z Efect, bo trochę już pracuje i nie widziałem żadnej "zielonej książeczki" i nie mam zielonego (nomen omen) pojęcia, o co chodzi. Wiem natomiast jedno, skoro "masz nazwiska" ludzi, którzy dali Ci coś do podpisania i nawet nie wiedzieli co (ja też nie wiem), to wejdź na stronę, dzwoń na infolinię, proś dział etyki i podaj nazwiska tych ludzi, opisz całą sytuację, a nie użalaj się anonimowo na forum. Stary, nie podnoś tutaj kwestii genetycznych, bo nigdzie nie napisałem, że każdy może sobie poradzić w dokładnie taki sam sposób. Jeden sobie poradzi pisząc książki, inny pracując w kopalni. Genetyki w to nie mieszaj. Ze dwa razy w całej mojej pracy i wiedziałem dokładnie jeszcze przed jej wypłaceniem, że będę ją musiał oddać. Prowizję oddaje się wtedy, kiedy Klient zgodzi się na jakieś rozwiązanie, ale potem się rozmyśli z dowolnego powodu - im lepiej zdiagnozujesz potrzebę Klienta, tym większa pewność, że nie trzeba będzie zmieniać planu działania. Ogólnie w moim biurze zdarza się to bardzo rzadko. Przez pierwszy rok pracy bardzo zmienne - dobre miesiące około 15000, średnie 3000-5000, w beznadziejnych 1000. Ścieżka kierownicza to zupełnie co innego, długo by opisywać zależności - najważniejsze, że starcza na koszty stałe (wynajem biura, samochód, mieszkanie), które wynoszą u mnie ponad 7k i coś tam jeszcze zostaje ;) . Jednak zmienność dochodów jest dużym problemem, dlatego dywersyfikuje je, działając też trochę w innych branżach, poza tym bardzo niedługo otwieram kolejną firmę, w GB, co powinno spłaszczyć moją krzywą przychodów. Powiem Ci szczerze, że stałość przychodów osiąga się przy mniej-więcej stu osobach w strukturze. Wynoszą one wtedy nie mniej niż 50k ze stałą tendencją rosnącą, wynikającą ze stale obsługiwanej bazy Klientów (co bardzo ważne, umowa z firmą jest skonstruowana w taki sposób, że spora część dochodów jest wypłacana dożywotnio, nawet jeśli ktoś zdecyduję się zakończyć pracę). Celuję w ten poziom w perspektywie 3-4 lat, co jest stosunkowo długim okresem, ale nie skupiam się tylko na prowadzeniu biura.
  16. und3r

    Zarobki, praca

    :lol: IMO właśnie zdefiniowałeś kanon roszczeniowej postawy :lol: Tak właśnie działa nasz genialny w swej prostocie system pozyskiwania utalentowanych pracowników - naturalna selekcja działa wybornie, bo ludzie, na których nam nie zależy, po prostu "nie biorą nas na poważnie". Przecież żeby mieć pracę trzeba najpierw CV wysłać! Yeah man, this is the spirit that we're lookin' for! Ps. Pracowałem w wielu miejscach w Polsce i za granicą, ale w życiu ani jednego CV nigdzie nie wysłałem. Wedle moich informacji tylko pierwsze 100 miejsc będzie po 200, potem do 1000 miejsc po 20, a potem już rynek zdefiniuje, bo konkurencja dla Virgin pojawi się lada moment.
  17. und3r

    Zarobki, praca

    Dobrze wnioskujesz, chociaż oczywiście nie przeczę, że są na świecie przypadki beznadziejne. Jednak jeśli mówimy o w miarę cywilizowanym kraju, jakim jest np. Polska, to tak, teoretycznie każdy może odnieść sukces, jak tylko chce. To jest moja życiowa filozofia. Uważam też, że nie przypadkowo najwięcej w moim zawodzie osiągają ludzie z niezamożnych rodzin (często przyjeżdżający z mniejszych miast w poszukiwaniu pracy, albo na uczelnie), którzy nie mają najczęściej postawy roszczeniowej.
  18. und3r

    Zarobki, praca

    No sorry, ale dla mnie 1000 pln na osobę to jest mniej-więcej. Zwłaszcza, że nie uwzględniam wszelkiego rodzaju premii, nadgodzin, prowizji, etc. 7000 netto na gospodarstwo gdzie dwie osoby pracują to nie jest dużo, potwierdzi to każdy kto utrzymuje rodzinę w większym mieście. Może dla ludzi zaraz po studiach humanistycznych 3500 tysiąca wydaje się wynagrodzeniem z kosmosu ale zapewniam Cię, że to jest w Wawie standard po kilku latach przepracowanych w zawodzie (z wyłączeniem kilku wybitnie nierozwojowych branż). Mam to w tyłku. Dla każdego doba ma 24 godziny, start ludzie mają równy. Nie wierzę w historię, że ktoś jest skazany na ciułanie po 1200 pln przez całe życie. Nieważne gdzie się urodził. Jak ktoś nie potrafi "do średniej dobić", bo mu kraj przeszkadza, to niech wyjeżdża za granicę. A jak nie ma nóg ani rąk to niech zostanie trenerem motywacji i pisze książki. Inna sprawa, że większość społeczeństwa pozbawiona jest elementarnej odwagi, żeby zmieniać swoje życie na lepsze. Woli mieć 2000 brutto, "ale pewne" (a w rzeczywistości pewne znacznie mniej niż praca tego "prywaciarza krwiopijcy", który taką osobę zatrudnia), niż 3500 niepewne. Jestem w dolnej części "piramidki" i od obrotu mojego biura zależy pensja jeszcze dwóch ludzi wyżej (mojego szefa i szefa mojego szefa :P - ten drugi pracuje jakieś 2,5 roku dłużej ode mnie) No pewnie, bo Ty byś sobie życzył, żeby od razu kierownikiem zostać. Poczytaj sobie ten topic z czasów, kiedy nie byłem kierownikiem i zobacz, co wtedy ludzie pisali. Jeśli chcesz mi powiedzieć, że przez całe swoje życie poznałeś osobiście dwie osoby, które mają polisy ubezpieczeniowe, to umrę ze śmiechu. 2014 chyba.
  19. und3r

    Zarobki, praca

    Zaryzykowałbym takie stwierdzenie. W Niemczech nasycenie rynku programami oszczędnościowymi sięga 110%. W Polsce na ten moment jest to około 5%. W ostatnim miesiącu sprzedażowym zawarliśmy....hmm, obawiam się, że podanie nawet przybliżonej liczby byłoby zdradzeniem tajemnicy firmy, więc powiem może, że w kwartał zakładamy więcej umów niż ma założonych w sumie, od początku swojej działalności na polskim rynku, Pramerica. Ktoś te umowy podpisuje, zapewniam. Wystarczy powiedzieć, że otworzyliśmy w ost. dwa lata 60 biur (+drugi oddział na Słowacji +w tym roku startuje Bukareszt) - w tym samym czasie Exp. prawie upadł, były mocne cięcia, i zamykanie sztandarowych oddziałów (no ale nie ma się czemu dziwić, zważywszy na to, co obiecywano klientom tuż przed kryzysem). Powtórzę może, bo stwierdzałem to już wielokrotnie, że patrząc na liczby (potencjał wzrostu rynku na najbliższe 10-20 lat) zawód profesjonalnego doradcy finansowego jest najbardziej przyszłościowym i najbardziej dochodowym zawodem w PL. W dodatku nie wymaga żadnych studiów, a nawet certyfikatów (co, mam nadzieję, niedługo się zmieni). Dlatego też rynek jest zepsuty przez ludzi chcących szybko zarobić, na nieświadomym kliencie. Rzecz jasna, tacy ludzie "pracują" jakieś 3 tygodnie do dwóch miesięcy, jak mają dużo znajomych i potem wylewają swoje żale na forach, jak to ich oszukali. Jednak gdy rozumie się potęgę dobrej opinii i to, że najlepszą reklamą jest rzetelna oraz uczciwa praca, zarabianie w tej branży 3xśredniej krajowej po roku to pryszcz, a na sześciocyfrowe sumy przelewów można wejść w parę lat (w zależności od nakładu pracy i talentu, jakieś 5-10). I nie mówię czysto teoretycznie. Tak będzie do momentu, aż rynek nie osiągnie zachodniego stopnia nasycenia. Podałem przykład rodziny z dochodem na gospodarstwo i dwójkę dzieci trochę ponad 7000 netto, to mniej-więcej średnia krajowa i poniżej średniej dla Warszawy. Takich transakcji mam w miesiącu kilkanaście, a w perspektywie roku będę miał kilkadziesiąt. Osobiście znasz takich osób z 20, ale wątpię, czy przy rodzinnych, świątecznych obiadkach głównym tematem przy stole jest "kto jakie ma polisy". Ludzie o tym nie rozmawiają, ot cała tajemnica. Przeciętnym Kowalskim kit wciska rząd, utrzymując uparcie, że wypłaci im za 30 lat jakiekolwiek emerytury. My wykładamy kawę na ławę. Niemcy czy Amerykanie mają wgrane w głowy, że jak nie będą oszczędzali to czeka ich minimum socjalne, Polakom trzeba to dopiero do głowy wgrać, a to często nie jest proces zbyt przyjemny, dlatego moja praca przeznaczona jest dla najlepszych. Jeżeli szukasz firm bez oferty kredytowej, bo chcesz to robić na własną rękę, to OVB jest jedną z większych, ale to nie oznacza, że lepszych. Zastanów się, czy chcesz grać na dwa fronty. OVB wprowadzi w końcu kredyty (na początku zapewne w jednym banku, może w dwóch) i zostaniesz na lodzie. My dla przykładu możemy na ten moment wypłacić 98% zapytań kredytowych, a do tego mamy do perfekcji opanowany cross-selling, więc może się zastanów ;)
  20. und3r

    Zarobki, praca

    :lol: Uwielbiam czytać takie posty :D Taka mała uwaga - do takich firm jak OVB można się co najwyżej dostać bez powodu, ale żeby zasłużyć na wyrzucenie to trzeba się naprawdę postarać. Prowadzę biuro dla Efect S.A od niemal roku i można powiedzieć, że znam branżę od podszewki. Odkąd wprowadziliśmy stanowisko Ethic Officera i bardzo mocny kontroling współpracy na linii doradca-klient (telefony z działu etyki, ankiety satysfakcji, serwis działu obsługi, itp.) przestałem słyszeć o jakichkolwiek przypadkach nadużyć, ale w wielu filmach coś takiego jak etyka pracy istnieje tylko w teorii, a wyrzuca się pracownika za naprawdę ciężkie przewinienia, a i to nie zawsze. Przykładowo, podziękowaliśmy trochę ponad rok temu za współpracę jednemu pracownikowi za sfałszowanie podpisu i człowiek ten parę dni później pracował już MoneyExpert. Znam dość dokładnie wiele bardzo poważnych nadużyć w takich firmach jak właśnie OVB czy AWD, nie wspominając już o OF czy Exp (tam to już w ogóle takie rzeczy potrafią Klientom opowiadać, że głowa mała) i bardzo niewiele przypadków wyciągnięcia wobec nieuczciwego pracownika konsekwencji. Zapytaj lepiej kolegi, jak dokładnie to "wyrzucenie" go wyglądało. :lol: :lol: . Podam Ci przykład jednego z moich pracowników, sprzed kilku dni - Klient miał dwie polisy ubezpieczeniowe pewnej bardzo znanej firmy, założone 11 lat temu, jednak z doradcą spotkał się wyłącznie dlatego, że chciał wziąć kredyt hipoteczny. Co ostatecznie zostało zrobione to oczywiście kredyt, ale przy okazji likwidacja starych polis i założenie nowych w ich miejsce (opłaty nieco ponad 10x mniejsze), do tego ubezp. zdrowotne, zmiana OFE x 2. W dalszej perspektywie zmiana ubezp. majątkowych, tutaj musimy czekać aż upłynie ich termin. Prowizja doradcy - c.a. 10k, moja prowizja jako kierownika biura nieco powyżej 1500pln. Korzyść dla Klienta - ponad 20k oszczędzone na samych opłatach w najbliższe 10 lat (sam z siebie gość by tych polis nawet z szuflady nie wyjął i nie wiedziałby, że z ponad 80k wpłaconych do wyjęcia ma 50) + wszystkie formalności związane z kredytem załatwione. Koszt Klienta - 0 zł, około 4 godzin poświęconego czasu na załatwienie wszystkiego. Ale oczywiście możemy przyjąć wersję, że to jest wciskanie kitu. Powiedz mi tylko jedną rzecz - skoro Polakom nie trzeba w finansach pomagać, bo wiedzą wszystko (w sumie jesteśmy ekspertami w każdej dziedzinie), to dlaczego wszyscy narzekają, że beznadziejnie im się żyje? Porównaj sobie strukturę oszczędności obywateli w Polsce i krajach Europy zachodniej i zastanów się, co z tego wynika.
  21. und3r

    Book Squad

    Domyślam się, że Perfekcyjnej Niedoskonałości nie czytałeś. Extensa jest dla mnie pewnego rodzaju preludium do przedstawionego w PN Uniwersum. Moim zdaniem znacznie prostsza niż PN książka i nieźle się zdziwiłem, kiedy po jej przeczytaniu oblookałem w necie kilka recencji, których autorzy też nie zakumali podstawowych kwestii, heh. Swoją drogą, zawsze mnie zastanawiało, w jakich (chociaż mniej-więcej) latach dzieją się takie książki Dukaja jak Extensa czy PN właśnie. Domyślam się, że gdzieś rok 5000+
  22. Nie miał być subtelny. Dziwi mnie natomiast, że nie możesz doszukać się przyczyny zamieszczenia mojego postu, zwłaszcza, że sam ową przyczynę podałem :P . Interesuje mnie, czy ktokolwiek zetknął się w polskich mediach (których, z braku czasu, nie śledzę regularnie) z rzekomym świadkiem katastrofy i przede wszystkim, atakiem na niego.
  23. Tak Carson, jako, że Łotewskim posługuję się nie mniej biegle niż Polskim, naturalnym wydało mi się zaraz po przyjeździe do domu sprawdzenie najbardziej opiniotwórczych portali z końcówką .lv w celu zweryfikowania prawdomówności moich współpasażerów (bo jasnym jest, że zazwyczaj sympatyczni autostopowicze lubują się w ściemnianiu ludziom, którzy zdecydują się ich podwieźć), a także zamówiłem telefonicznie kilka prenumerat tamtejszych gazet oraz dostroiłem sobie w tv najważniejsze Łotewskie stacje.
  24. Taka ciekawostka - rozmawiałem ostatnio jakieś 1,5 godziny z parą z Łotwy (wziąłem ich na stopa na trasie do Poznania) i jakoś tak od słowa do słowa rozmowa przeszła na Smoleńsk i wyobraźcie sobie, że Łotewskie media (tv, największe portale, gazety) bardzo poważnie rozpatrują celowe działanie Rosji w swoich reportażach. Podobno prawie nikt nie mówi o "zwykłym wypadku". Dowiedziałem się też kilku informacji, o których nigdy nie słyszałem w naszych mediach (dowolnych). Na Łotwie jest na przykład wałkowany od jakiegoś czasu temat świadka katastrofy, który najpierw został zaatakowany nożem w niewyjaśnionych okolicznościach, a potem zabity w szpitalu :blink: Słyszał ktoś cokolwiek na ten temat? Biorę oczywiście poprawkę na fakt, że stosunki Łotwy z Rosją najlepsze nie są, ale to i tak dość interesujące. Przypominam, że mowa była cały czas o mainstreamowych mediach.
  25. Widziałem ostatnio plakaty na mieście, znowu grają - polecam!
×
×
  • Dodaj nową pozycję...