-
Postów
6562 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
-
Wygrane w rankingu
447
Treść opublikowana przez jonas
-
Roomster to dostawczy kasztan, brzydki jak kupa z włosem. Jak masz hurtownię pończoch to niezły wybór. Silnik 1.4 bez turbogunwa, wzruszyło się moje małe chamskie serduszko. Już takich nie robią. Pomalowany plastik ma często inny kolor niż blacha. Gratulacje z okazji posiania.
-
Trochę jak Elektroda - kup Audi 80/aszusteczkę aczfureczkę w tedeiku i kombiku/Passerati/Gulfika od prywatnego sprzedawcy, jak kupisz zadbane z małym przebiegiem to pojeździsz. Tylko nie w komisie, handlarze oszukistujo i skręcajo liczniki, wodą święconą sukinsynów!!111 Żona mi czasami podbiera żabę (kupioną w komisie z przebiegiem 213k km, więc na pewno zaraz się popsuje) jak jedzie na zakupy albo do fryzjera, narzeka tylko na słabą zwrotność i mizerną widoczność do tyłu, cała reszta jej odpowiada, nawet moje cedeczka z Iron Maiden. Skromnej mocy i tak nie wykorzystuje w pełni, bo się boi. Ale to jest pojazd maksymalnie dwuosobowy.
-
Nie byłem w gimnazjum. Wygrałem i zabieram twoje złoto. To je egzotyczne amelinium, tego nie naprawisz tak łatwo. Poza tym to taki wynalazek, że nawet zatwardziali skodziarze, jak ten powyżej, tego nie chcą. No i tradycyjnie dla tej marki wygląda jak bochen chleba, konkretnie razowiec. Skodę aszusteczkę aczfureczkę w tedeiku i kombiku rocznik dwa siedem maks, to chyba oczywiste. Skoda jest odpowiedzią na wszystkie pytania. Ja też, ale bądź kolega i jak będziesz zmieniał traktor na samochód osobowy to zarzuć trollwędką na forumie. Znów będzie trochę taniego ubawu, a potem szok i niedowierzanie. To fakt, do jeżdżenia i świętego spokoju albo koreaniec, albo japoniec, ewentualnie jakiś mniejszy gabarytowo Fiat, te większe już niekoniecznie. Mogę potwierdzić, na forumie bmw myślnik sport kropka pe el większość dresiarzy to straszne buce noszące kij w rzyci, oczywiście kij ori BMW bo jakżeby inaczej. Dziwne miejsce i dziwni ludzie, w sumie dobrze że się tej bumy pozbyłem.
-
Czyli to, co najważniejsze w samochodzie i co stanowi o tym, jaki on właściwie jest i jak się prowadzi. Ową resztą, czyli radyjkiem, gadżetami, kolorem lakieru ani wykończeniem wnętrza się nie jeździ. Można się tym onanizować na forach miłośników marki i właściwie tyle. No ale ci od VAGa zawsze są strasznie przeczuleni na punkcie swoich brzydkich jak moszna panzerkampfwagenów, nihil novi sub sole. Na tym polegają Internety. Mam z grubsza stały dostęp od 1999 roku, to czyni ze mnie eksperta. Znajomy wons jak tylko posiał, to zaraz pogonił swoje TT do żyda. Nie próbował wozić tym ciężarnej, o foteliku nawet nie wspominając. Albo te tam krosołwery czy jak to się nazywa, no te podniesione kompakty. Chociaż nie wiem czy budżetu wystarczy, obrodziło tym dopiero w ostatniej dekadzie. Ewentualnie jakieś dziwadła typu Suzuki Ignis albo Mazda 2, ta pierwsza pudełkowata, nikt nie wie co to jest.
-
A3 to Golf z innym znaczkiem, a z Golfa takie premium jak ze mnie modelka Victoria's Secret. W sumie za około 20 tysięcy kupiłem żabę, choć początkowo miało być 15 tysięcy i Yaris albo Getz. Zostałeś ostrzeżony.
-
To się skończy jakąś Skodą aczfureczką aszusteczką w tedeiku i kombiku, czuję to w moczu.
-
Na Gran Canarii nigdy nie byłem, tylko na Teneryfie i Gomerze. Ale dostrzegam subtelną różnicę w klimacie tych wysp i Danii. No a najbardziej księżycowy pustynny krajobraz jaki do tej pory widziałem to okolice wulkanu Teide na Teneryfie. W Danii nie widziałem nic takiego, choć fakt, nie zwiedziłem większości tego kraju, tylko kilka miast i trzy lotniska. Może gdzieś mają przyczajone piaski i ukryte upały, kto wie.
-
Gran Canaria jest miejscem suchym jak pieprz i tam prędzej wystąpi pustynny szczur czy jak się to zjawisko nazywa, ten drobny pył obierający lakier z maski. Dania jest dużo bardziej na północ, mają zimy ze śniegiem i solą na drogach, a do tego 25 stopni w lecie zamiast 40 jak na Gran Canarii.
-
Jak Duńczyk parkował blisko morskiego klimatu (co wcale nie jest takie dziwne, kraj płaski jak stół, oblany jakimś rodzajem słonej wody z trzech stron), to będzie to i owo pordzewiałe, a ponieważ używany to nie nowy, to i owo będzie popsowane. Wycieczkę do Gniezna polecam w celach poznawczych. Nie żeby coś tam kupować, brońcie bogowie, po prostu to taki Disneyland z Mirkami-handlarzami zamiast Myszki Miki.
-
No, krzyży ani gazetek to za bardzo nie widać, więc nie.
-
No ale jak sztyletować, jak zakazali propagowania symboli i musiał zostawić bagnet w domu? Na pewno jakiś ma.
-
A nie prościej by było naprawić sobie klimę?
-
Może właśnie cudem sprzedał topielca albo pojechał do Gniezna i tam naoglądał się strasznych rzeczy. Swoją drogą w Danii powódź?
-
Kiedy powstawał ten temat, na księżyc mówiłaś "kapusta", na muchy "tapty", a na dywan wchodziłaś po drabinie. Odrobinę zastanowienia.
-
Paliwo z piątki. Paragon. Kartą. Nie. Nie. Nie. Dziękuję, do widzenia.
-
Duże ilości ubeków naraz.
-
Dobre, naści lajka.
-
Mój kolega sprzedawał swoją Corollę E11, tę brzydką co wygląda z przodu jak robak. Biała, 1.6 benzyna, trzydrzwiowa, wydłubał tłumik środkowy i tak dojechał sprzęgło, że brało tylko pod koniec. Klient w postaci młodego napalonego oraz starego studzącego zapał łyknęli jak pelikany bajkę o tym, że to sportowe sprzęgło ceramiczne i dlatego chwyta tak agresywnie.
-
Srancję, sprzedałem jak dotąd trzy używane samochody, co czyni ze mnie eksperta. Wszystkie były malowane, wszystkie potencjalny kupiec oblatywał miernikiem lakieru w poszukiwaniu zaginionej Arki czy innego Graala, nigdzie nie zaglądał pod maskę ani nie sprawdzał papierologii. Chociaż nie, sorry, krótką Vitarę jak żeniłem jakiemuś handlarzynie, to chciał żeby moja żona też podpisała umowę, bo auto było na nas oboje. 1 mm szpachli na lewym nadkolu trochę mu przeszkadzał, ale tylko trochę. Na ścieżkę diagnostyczną samochodu nie zabrał, maski nie otwierał, o termin wymiany filtrów nie pytał, magiczny miernik doktora Paj Chi Wo pokazał mu "kup, gorzej bywało" i kupił.
-
Czyli znaleźliśmy źródło problemu - Niemcy. Zakażmy Niemców, ludzkość tylko na tym skorzysta. O tak, miernik lakieru podstawą udanego zakupu. Może być plujący olejem zdychający agregat pod maską, w kabinie może być syf jak w cygańskiej chacie, w papierach może być sytuacja pt. "pożar w burdelu", czyli nikt nic nie wie. Ale jak był niemalowany, to bierę panie, pisz umowę bo nie mam czasu. O tym, że malowanie można robić choćby po obcierce parkingowej, miłośnik miernictwa ani nie chce słyszeć. Wszędzie ci oszuści przecież, malowane = złom. No ale tacy nigdy niczego nie kupują, w<span style='color: red;'>[ciach!]</span>iają tylko komisiarzy bieganiem od jednego do drugiego z tym miernikiem i zadawaniem durnych pytań.
-
Słowo, którego szukasz, to "autoryzacja". Należy się 50 zł. Nowe europejskie auta, zgadza się. Ale mowa o używanych, na przykład taki pierwszy z brzegu Passerati bepiąteczka albo Skoda aszusteczka aczfureczka w tedeiku i kombiku. Jak ma 200+k km na zegarach, to typowy klient na tego rodzaju pojazd, pan Waldemar lat 48, w życiu na takiego strucla nie spojrzy. Zwłaszcza że tam obok są takie same tylko tańsze i 175k km pacz Grażyna kupować czeba umieć he he.
-
Samochód z przebiegiem powyżej 200k km jest niemalże niesprzedawalny w realiach bolandyjskich, to co się dziwisz? Takich, którzy zamiast koloru, przebiegu, rocznika i telewizorków na desce rozdzielczej (czyli rzeczy drugorzędnych lub zgoła bez znaczenia) kupują stan techniczny (czyli najważniejszą kwestię w skomplikowanym mechanizmie), jest zdecydowana mniejszość. Klient nasz pan, ludzie chcą być, a więc będą oszukiwani.
-
Ja mam to w rzyci, ale ja w rok przejechałem 16k, a ewentualnych januszów chętnych do kupna używanego nie interesuje ten typ samochodu, bo durzo palom i majom drogie czeńsci.
-
Zamierzasz zdemolować wąsaty świat januszy komisów, kiedy okaże się, że tedeiki z rocznika dwa osiem i przebiegiem 178k km za 10k złotówek nie istnieją.
-
Teraz to <span style='color: red;'>[ciach!]</span>a paliwo może być po 7 zł, he he, jak mawiał klasyk.