-
Postów
6562 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
-
Wygrane w rankingu
447
Treść opublikowana przez jonas
-
Czyli wsadzili bardziej prądożerne bebechy i czas czuwania zaczął rozśmieszać nawet nieletnich Chińczyków, którzy to zmontowali? Konkurencja jak zwykle robi to lepiej, od wielu lat oferując drugie baterie do zatoki napędu optycznego. Apple, jeśli jakimś cudem na to wpadnie i oczywiście opatentuje pomysł jako swój, zrobi niesamowity szum i medialną biegunkę, a samą baterię nazwie jakoś wymyślnie, iPrund na przykład. +1, ostatni raz używałem okrągłego błyszczącego nośnika chyba w zeszłym roku. Napęd DVD wydłubałem ze swojego brzydkiego jak kupa wysłużonego Della i jeździ z laptopem w torbie w osobnej przegródce, a w jego miejsce wsadziłem 250 GB dysk w gustownej kieszeni (bez symboli owoców na obudowie, niestety). Jeśli zaś będę chciał wsadzić tam drugą baterię, a dysk wsadzić sobie dajmy na to w rzyć, mam taką możliwość. Najnowszy inkredibul amejzing Makbuk nie ma. 1 : 0 dla Nokii 3310, jak zwykle :>
-
Chińczycy z Foxconna stwierdzili, że nie dadzą rady zmieścić napędu optycznego. Teraz trzeba wymyślić nieco reklamowej papki o tym, jaki to brak napędu optycznego jest amejzing i inkredibul i gotowe.
-
Środa, choć nie wiem dokładnie która. Wolę spytać wcześniej niż improwizować coś potem z atlasem na kolanach.
-
Ale przecież to były amerykańskie samoloty, jeśli chodzi o ścisłość :> Zresztą sam atak na WTC wyjaśniony nie jest i pewnie nigdy nie będzie. Ponieważ nie wierzę w czystość ludzkich intencji, skłaniałbym się ku różnym teoriom radzieckiego uczonego Spiskowa, w myśl których jankesom potrzebny był pretekst do inwazji na Bliski Wschód. Gdy idzie o utrzymanie siły dolara jako światowej waluty, koszty ludzkie nie mają wielkiego znaczenia.
-
Wspaniale, naści plusik! Ale teraz poproszę o odpowiedź kogoś, kto nie jest niedorozwinięty. Powtarzam pytanie - jak najkorzystniej pokonać odcinek Piła - Lubartów? I czy przejazd przez Warszawę w okolicach godziny 12-14 to kiepski pomysł, bo wydaje mi się że bardzo. Tryb przypuszczający, jeśli dobrze zapamiętałem ze szkoły. W tym konkretnym przypadku oznacza, że autostradą nie pojadę.
-
Duży chłopiec wie, ale gdybyś nauczył się czytać nie tylko tam, gdzie rzadko pisane, wiedziałbyś że nie o to pytam. Loffciam krejzolku.
-
Na 16-17 w Lubartowie, liczę ostrożnie 8-9 godzin jazdy, czyli start w okolicach 7 rano. To właduje mnie do Warszawy jakoś między południem a 14, nie wiem na ile to dobra pora żeby się przeciskać przez miasto. Być może lepsza niż rano, próbowałem dwa razy i jeśli absolutnie nie będę musiał, nie chcę nigdy więcej. Autostradą pakowałbym się, gdyby nie bramki, podnoszące koszt całej imprezy, ale nie wiem o ile. Dawno jechałem A2, nie pamiętam już jak to tam wygląda.
-
Karaluszki, pytanie natury GPSowej - najmniej inwazyjna trasa Piła - Lubartów to? Targeo swoim zwyczajem proponuje mi jakieś nonsensa (pchanie się przez całą Warszawę albo drogi siedemnastej kategorii odśnieżania, gdzie na noc zwijają asfalt). Wstępnie wyrysowałem sobie co następuje - Piła, Bydgoszcz, Toruń, Włocławek, Płock, Wyszogród, Sochaczew, Żyrardów, Grójec, Białobrzegi, Kozienice, Lubartów. Czy może zaszaleć i pofrunąć do Poznania, a dalej A2 i zjechać z niej przed Żyrardowem? Tylko czy to jest ekonomicznie uzasadnione jeśli chodzi o bramki na autostradzie? Bo jak się to wszystko policzy i wyjdzie mi 100+ zł z jedną stronę, to chyba wolę mozolnie przebijać się przez malownicze wsie i miasteczka, gdzie chaty strzechą kryte i Szopen w gablotce.
-
A co proponujesz? Wystosować ostrą notę protestacyjną? Wypowiedzieć wojnę? Misiowaty prezydent Bul Nadzieji ma wymusić na kanclerzu Merkelu opublikowanie sprostowania tych bzdur na forum międzynarodowym? Przecież nawet klikaniem na fejsiku, które rozpętali kolesie od "tu Polacy, przejmujemy ten filmik!!111", nikt się nie przejął, a baba poglądów nie zmieniła. Z Bolandą nie liczy się nikt, deal with it.
-
Sprawiacie wrażenie, jakby nie była wam znana wersja "prawdy" krążąca po szeroko pojętym zachodzie, a która brzmi właśnie w ten sposób - to Polacy, znani antysemici i krwiożerczy barbarzyńcy, wykorzystali okazję do wyrównania zaległych rachunków i ochoczo uczestniczyli w masowym mordowaniu żydów, a potem zwalili wszystko na biednych Niemców, którzy w 1939 tylko się bronili. Dla przeciętnego Jankesa, ba, dla Francuza, Polska leży gdzieś między Mongolią a Azerbejdżanem, a dodatkowo znajdują się tu pozostałości Auschwitz i Stutthof, o przepraszam - Oświęcimia i Sztutowa. Zamęt dodatkowo powiększa fakt istnienia szmalcowników, którzy bynajmniej nie chowali Icków i Szmuli po piwnicach i stodołach. Może w ramach "polish joke" Bolanda pomacha szabelką i zażąda ekstradycji tej pyskatej baby? Za kłamstwo oświęcimskie grozi tu do 3 lat. Rozgniewani Jankesi zaanektowaliby cały kraj, przy okazji ułatwiając sobie poszukiwania i eksploatację złóż gazu łupkowego, a Putina i żabojadów trafiłby chyba szlag :>
-
Gwarancja producenta
jonas odpowiedział(a) na Ilumir temat w Smartfony, Tablety, Smartwatche, Opaski
Do karty gwarancyjnej wymagany jest dowód zakupu (faktura, paragon) z widoczną datą sprzedaży. W samej karcie nie musi być adnotacji oprócz modelu i IMEI telefonu, choć na to akurat nie każdy serwis patrzy rygorystycznie (Nokia na przykład wymaga, Samsung nie zawsze). Jak telefon się zepsuje, można go zanieść do salonu operatora, choć oni i tak nie prowadzą swoich serwisów i wysyłają telefony dalej. Pod Warszawą mieści się Regenersis, centralny sewis na Polskę. Można do nich wysłać telefon samemu, w przypadku obarczenia tym problemem operatora sprawa się nieco wydłuży, choć odchodzą koszty przesyłki (o gwarancji door-to-door dla telefonów nie słyszałem). Telefony na gwarancji teoretycznie może naprawiać tylko autoryzowany serwis, inaczej grozi utrata praw gwarancyjnych, jeśli zostanie wykryta nieautoryzowana ingerencja (a raczej zostanie, zwłaszcza jeśli na hardware będą widoczne ślady dłubania). W praktyce autoryzowany serwis odmawia napraw telefonów zalanych, pogryzionych przez psa/dziecko lub przejechanych samochodem, nieautoryzowany pan Miecio w budce na bazarku czasami podejmuje się różnych takich rzeczy, z różną skutecznością. -
adroidy dla inwalidy i reszta iphonow dla masonow
jonas odpowiedział(a) na jonathan temat w Ośla łączka
Ale mi się zielony robocik nie wykrzaczał ani nie zawieszał, nigdy nie zarzucałem mu nędznej szybkości działania przecież. Może dlatego, że działał na "topowym" swego czasu modelu Samsunga z dwoma rdzeniami i okropeczną ilością GHz, nie wiem. Wszystko inne ma tenże robocik do psiej rzyci, ale może nie zaczynajmy od nowa. Przeciętny jankes jest w stanie pomylić pedał gazu i hamulca w samochodzie z automatyczną skrzynią, trochę kiepski punkt odniesienia. Jailbreak jako konieczność uzyskania raportów SMS (Nokia 3310 miała to bez grzebania w sofcie) to nawet nie jest ponury żart, nie wolno przecież żartować z upośledzonych. A propos jailbreaka - można jeszcze przez to stracić gwarancję czy dali już spokój? The horror, the horror ... :> -
adroidy dla inwalidy i reszta iphonow dla masonow
jonas odpowiedział(a) na jonathan temat w Ośla łączka
Chciałbym spytać, całkowicie poważnie, no trolling included - to jest żart? -
Tunnel - dajcie mi "Blair Witch Project", dajcie mi "REC", dajcie mi wszystkie te filmy silące się na pamiętniki znalezione w Saragossie, wszystko na faktach, autentycznych oczywiście. O co chodzi - w tunelach przedwojennego metra-schronu pod Sydney zaczynają ginąć menele, jeden ocalały zamiast składnie o sprawie opowiedzieć szlocha gorzkiemi ślozy, co tak wzrusza grupkę żądnych sensacji hien dziennikarskich, że złażą do owych tuneli sprawdzić, co to za złe mzimu się tamoj zalęgło. Tani film - kilku aktorów z dobrą paszczową ekspresją, dwa plenery, czyjaś piwnica, kilka latarek i kamer, trochę wody. Wybełtajmy to wszystko, doprawmy krzykami i bieganiną, do tego zapodamy trochę losowego zoomu i gotowe. Po pięciu minutach od rozpoczęcia wiadomo, jak to się skończy, po pięciu minutach od zakończenia zapomina się, o czym to było. 4/10 The Thing 2011 - prequel "The Thing" z 1982, różni się gorszą muzyką (brak Ennio Morricone), gorszą fabułą (brak Johna Carpentera), lepszymi FXami (cóż, postęp). I właściwie tyle, temat znany i lubiany - chciwi wiedzy i branżowej sławy naukowcy wydłubują z lodu kosmiczne mzimu, mzimu się budzi, odzyskuje wizję, fonię i motorykę i zaczyna się rzeź. Krew, trupy, flaki, miotacze ognia, ale to już nie to samo, jak mawiali żołnierze kapitana Bomby. 5/10 Eaters: Rise of the Dead - cokolwiek z "of the Dead" w tytule zapowiada zombiaki i flaki, tak też jest tym razem. Różnica polega na kraju powstania (słoneczna Italia) i chyba autoparodystycznym podejściu do tematu. Wszak dialogi typu "- Hej, czemu go zastrzeliłeś? Ten zombie mówił! - Ja też mówię, co z tego." albo zgraja neonazioli skandująca "sieg heil" z silnym włoskim akcentem (przez co brzmi to jak "spaghetti") to regularne jaja z pogrzebu. Właściwie oprócz kilku śmiesznostek w dialogach trudno powiedzieć coś dobrego o tym filmie. 3/10 Train - schemat "Amerykanie w Europie Wschodniej" naciągnięty do granic możliwości. Oto z tajemniczego miasta X do Odessy wyrusza pociągiem grupka jankeskich gajsów z hajskula zawodników w zapasach amatorskich. Jadą dobre dwa dni, m.in. przez Warszawę, malowniczo położoną w bałkańskich górach, gdzie wszyscy mówią po rosyjsku (nie ja to wymyśliłem). Pociąg okazuje się być mobilną kliniką transplantacyjną, narządy i organy pozyskuje się ze wspomnianych jankesów za pomocą brudnych paluchów, kombinerek i szlifierki kątowej, wszystko w sterylnych warunkach bydlęcego wagonu klasy G. Są biusty, ale dominuje rzeźnia. Podejrzewam, że po zakończeniu Igrzysk Kompromitacji 2012 powstanie więcej takich filmów. 2/10 Don't be afraid of the dark - a light in the black or just a FEAR OF THE DARK! Ekhm, pardon, to odruch, uruchamiany frazą "of the dark". Do rzeczy, bom w dygresję wpadł niczym dzik w lebiodę - wiktoriańskie domiszcze kryje w piwnicy mroczny sekret, o czym nie wie młody obiecujący architekt, młoda druga żona architekta i nieletnia córeczka owegoż z pierwszego małżeństwa, którą znudzona mamusia wykopała do tatusia, niech on teraz poniańczy swojego plemnika. Plemniczkę, wszak to dziewczynka. Piwniczny sekret zwabia dziewczynkę dość blisko, judzi i łudzi, po czym próbuje dobrać się do niej w celach konsumpcyjnych. Trochę juchy, biegania z latarką i aparatem systemu Polaroida, wrzaski i syczenie, rany cięte i kłute oraz miażdżone. Można i kręci się setki takich filmów, choć różnią się tylko rodzajem sekretu - a to gremliny w piwnicy, a to pożeracz dusz na strychu, a to analny kamikaze w schowku na miotły. Reszta to nuda, banał i zgaga. 3/10
-
Niezbyt wspierany czułem się z Kałdroidem, bo dostałem do ręki narzędzie, które teoretycznie może wszystko, ale w praktyce żeby zrobiło cokolwiek, trzeba nad tym posiedzieć i sobie pogooglować. Nie mam na to czasu ani chęci, z N8 poszedłem do serwisu Nokii, podłączyli telefon do czegoś tam, pobajerzylim kwadransik i gotowe, była Anna, jest Bella, koszt 0 zł, polecam, Piotr Fronczewski. Jaki to brak wsparcia? Że nie powstają na Symbiana gierki, w które nie gram, dodatki do fejsika, którego nie używam, bajery na pulpit, które mi tylko przeszkadzają? Procesor i RAM mają rzeczywiście zabawne parametry (miałem kilka lat temu stacjonarkę z większą ilością MHz), ale właściwie po co dawać więcej? Z pewnością dla miłośników tuningowania telefonu, grzebania w sofcie, jailbreaków, rootów i tak dalej ten model to pomyłka, zawsze to przyznam. Postaram się naruchać stosowny kabel i zdać tutaj relację.
-
Co innego rzucać jałowo gromy, a co innego rozjeżdżać ludzi na przejściu, bo jaśnie pan ma zieloną strzałkę. Przejazd kolejowy też przelatujesz bez patrzenia na boki, bo przecież lampki nie mrugają? Zostawić strzałkę w spokoju, bo to fajny ficzer, a ty się zapisz do jakiejś szkoły jazdy i przestań jeść te Laysy.
-
Zmyślni dalekowschodni inżynierowie już dawno wpadli na to, jak z dużą dokładnością zaprogramować zgon projektowanego urządzenia. Czas nadejścia owegoż zgonu jest konsultowany z księgowością tak, by stało się to już po okresie gwarancji producenta, czyli zazwyczaj dwóch latach. Branży GSM dotyczy to w całej rozciągłości, dlatego kiedy mój koreański grubasek zaczął zdradzać chęć do nieskrępowanej entropii, ja zacząłem rozglądać się za następcą. Priorytetem była, tak jak poprzednio, nienaganna jakość zdjęć. Mimo upychania na matryce wielkości główki od szpilki dwucyfrowych ilości megapikseli trudno jednak znaleźć model, który robi naprawdę dobre zdjęcia - jak nie zaszumione, to niewyraźne i rozmazane, "optyka" zrobiona z przetworzonych butelek PET też niczego nie poprawia. A jakby jeszcze było mało, wymagałem od telefonu prostej, intuicyjnej obsługi. Taka selekcja negatywna wyłoniła właściwie jednego kandydata - Nokię N8. Dizajn Czym wyróżnić telefon z dużym ekranem dotykowym i jednym przyciskiem na froncie, skoro od kilku lat wszyscy liczący się producenci tłuką to samo? Kolorem? Czemu nie - czarny, srebrny, zielony, niebieski i pomarańczowy. Pierwsze dwa rozumiem, to właściwie standard, ale kolejne wyglądają jak bardzo zły trip po nielegalnych substancjach psychoaktywnych. Skoro zatem z kolorem nie do końca nam wyszło, to co jeszcze można udziwnić? Kształt! Tak jest, chłopcy i dziewczęta, burza mózgów w jakiejś fińskiej saunie musiała być naprawdę mocna, skoro do wymienionej palety barw zapożyczonej z hawajskich koszul doszedł budzący trumienne skojarzenia kształt telefonu. Nie upraszcza, ale też nie utrudnia trzymania urządzenia w dłoni, po prostu jest dziwny i nie każdemu się spodoba. Aha, do kolekcji dziwactw dodać należy przycisk "Menu", umieszczony w lewym dolnym rogu - to już jest na bakier z ergonomią, bo trzeba wyginać śmiało kciuk, żeby go dosięgnąć. Na szczęście do Menu można się dostać również przyciskiem na ekranie, jest tylko nieco wyżej ale o ileż wygodniej. Przydatniejszą jest inna cecha kciukołamiącego przycisku - podświetlony na biało porozumiewawczo mruga, jeśli mamy nieodebraną wiadomość lub połączenie. Po tym festiwalu psychodelii temperatura we wspomnianej saunie musiała nieco spaść, bo reszta jest już w zwykłym dla N-serii dobrym, stonowanym stylu. Jakość użytych materiałów bez zarzutu, aluminiowe wykończenie korpusu i spasowanie całości jest wzorowe, żadnego pośmiardującego jarmarczną tandetą trzeszczenia i skrzypienia. Drobny zgrzyt to śrubki, mocujące tylną część obudowy - ile w hurcie może kosztować powleczenie takiego elementu powłoką pasującą kolorystycznie do reszty telefonu? Wstydźcie się, skąpi księgowi, bo to jakby butelkę 25-letniej Chivas Regal zamknąć plastikowym korkiem, znanym dobrze koneserom wina marki "Komandos" - niby nie psuje zawartości, ale pewien nieuchwytny niesmak pozostaje. Miły dodatek - sprzętowy przycisk, właściwie suwadełko, blokady telefonu, umieszczone z prawego boku. Mała rzecz, a jak cieszy. Można odblokowywać w sposób tradycyjny dla Nokii, czyli czarodziejską sekwencją przycisku "Menu" oraz ekranowego "Odblokuj", ale suwadełkiem jest wygodniej i szybciej. Ekran Powiadają, że zły dotyk boli przez całe życie. Spokojnie, w N8 nic nie zaboli - matryca typu pojemnościowego (żegnajcie rysiki i tipsy!) spisuje się po prostu rewelacyjnie, czułość jest bardzo dobra, do tego precyzyjny multitouch ("wielodotyk", jak zapewne chcieliby językowi puryści, brzmi jak nazwa jakiejś skórzano-lateksowej zabawki dla dorosłych). Technologia - AMOLED 3,5" w rozdzielczości 360x640 pikseli, z czujnikiem światła zewnętrznego, automatycznie dopasowującym natężenie podświetlenia. Całość bardzo się stara nie razić po ciemku i wyświetlać cokolwiek w pełnym słońcu i nawet sprawnie to wychodzi. Reakcja na dotyk jest natychmiastowa, dodatkowo sygnalizowana leciutkim szturchnięciem wibracji i (opcjonalnie) popiskiwaniem głośniczka. Pisanie SMSów może być miłe dla kogoś grubopalczastego i przywiązanego do tradycyjnych klawiatur, jak ja. Wystarczy przestawić układ klawiszy z QWERTY na alfanumeryczną Można też klepać SMSy dwuręcznie w pozycji horyzontalnej, ale po co? Dźwięk Skoro już o głośniczku - jeden (słuchawka) jest w standardowym miejscu na górze od frontu, drugi informuje o swoim istnieniu przez szczelinę pod obiektywem aparatu. To niezbyt szczęśliwy pomysł z tą szczeliną, bo jeśli telefon leży na czymś miękkim albo jest w kaburze, a głośność dzwonka ustawiona jest dość nisko, po prostu go nie słychać. Ustawiony na maksimum ryczy donośnie nawet przykryty, ale sądzę, że można było umieścić go sensowniej. Czystość dźwięku bez zarzutu, na dołączonych słuchawkach też. Jakość rozmów poprawia funkcja o tak wydumanej przebojowej marketingowo nazwie, że jej zapomniałem, ale narzekać nie można. Aparat Główny powód, dla którego kupiłem ten telefon. 12 megapikseli skombinowanych z optyką Carl-Zeiss nie mogło się nie udać. Zdjęcia są bardzo dobre, czytelne i jasne, kolory naturalne, w pomieszczeniach może się przydać lampa błyskowa (wyładowcza ksenonowa). Łyżką nawozu w beczce miodu jest tryb makro, który nie radzi sobie bliżej niż około 10 centymetrów i ostrość zdjęcia bywa w takim przypadku losowa. Druga łyżka - przy oświetleniu świetlówkami energooszczędnymi kolorystyka zdjęć nawiguje ostro w stronę zgniłej zieleni. Oświetlenie konwencjonalnymi żarówkami albo diodami LED o barwie ciepłej bieli nie powoduje takich problemów. Do wyboru są rozdzielczości zdjęć 0,3, 1,3, 3, 9 oraz 12 Mpix, przy czym 3 i 12 są w proporcji 4:3, a 9 w 16:9. No i co szkodziło dodać coś pomiędzy 3 a 9 oraz zrobić niepanoramiczne 9? Brakuje też możliwości wyłączenia lampy błyskowej na stałe - każde ponowne uruchomienie funkcji aparatu wita nas domyślnie ustawioną lampą na "auto". Nici z szybkiej i dyskretnej fotki, jeśli o tym zapomnimy. Na szczęście dźwięk migawki można wyłączyć całkowicie i permanentnie. Samo użytkowanie N8 jako podręcznej cyfrówki to istne cycki z masłem - sprzętowe przyciski spustu migawki (podwójny skok - ostrość a potem wykonanie zdjęcia) oraz zoomu (tylko cyfrowego, nie ma tak dobrze), do tego kręcenie filmów w przyzwoitej jak na kompaktowy fotopstryczek jakości. Można zablokować telefon z uruchomionym aparatem, po odblokowaniu zdjęcie można zrobić od razu, bo aplikacja nie jest wtedy zamykana. Do tego osiem trybów, w tym namiastka manualnego (nazwanego tutaj "spersonalizowanym"). Konkurencjo, patrz i ucz się. Poniżej kilka fotek, ważą sporo, tryb 9 Mpix panorama: Fotka Fotka Fotka Fotka Fotka Fotka Fotka Tutaj wspomniana różnica w kolorystyce zdjęć: - świetlówki kompaktowe - z lampą błyskową Zaś ten metroseksualny dendrofil, który wymyślił tę debilną srebrną ramkę wokół obiektywu, zakłócającą robienie zdjęć pod światło, oby dostał biegunki drutem kolczastym w autobusie. Oprogramowanie Z opiniami o Symbianie jest jak z marką Fiat - niegdysiejsi posiadacze modeli 126p i 125p mają wyrobione zdanie i choć od dawna nie ma ono pokrycia w rzeczywistości, powtarzają je jak mantrę, tym częściej i chętniej, im mniej mają do czynienia z nowymi Fiatami. Symbian też ma takiego pecha - pierwsze wypusty ślimaczyły się niemiłosiernie, a potem poszło w świat, że ten system to turbozamulator. N8 zarówno w wersji Anna jak i Bella (polecam aktualizację do tego drugiego, dochodzi kilka ciekawych ficzerów i usprawnień, w każdym punkcie Nokia Care są zobowiązani zrobić to za darmo) pracuje bez zacięć, nie potrzebuje czasu do namysłu ani nie "muli" i to wszystko na procesorze o zabójczo śmiesznej jak na dzisiejsze standardy prędkości 680 MHz. Można? Można, i wcale nie trzeba do tego wielordzeniowca rozbujanego zdrowo ponad GHz. Być może telefon zapchany tysiącami wiadomości i gigabajtami zdjęć zacznie zwalniać - nie wiem, nie udało mi się tego dokonać, zresztą zasady technicznej higieny i zdrowego rozsądku nakazują od czasu do czasu zgrać lub usunąć z telefonu zbędne to i owo. Ciekawostka przyrodnicza - kiedy w czasie rozmowy zniknie zasięg (są takie miejsca i to w kraju, gdzie jest to możliwe), telefon wydaje się tym mocno zaskoczony i przez kilka sekund (2 do 5) mruga niepewnie czymś na ekranie, by wyświetlić wreszcie "Błąd połączenia". Co poza tym? Stary dobry Symbian, gdzie wszystko jest w logicznych miejscach, nie trzeba niczego dociągać z wysypiska software'owych śmieci, w ramach nikczemnego żartu zwanego sklepem, marketem czy jak tam jeszcze, konfiguracja bezproblemowa. To nie jest dowcip, nie instalowałem w telefonie kompletnie niczego, bo wszystko niezbędne już ma. Czas czuwania To naprawdę proste - godzina rozmowy dziennie, kilka-kilkanaście SMSów, jakieś zdjęcia, wyłączony GPS, WiFi, Bluetooth i UMTS, których to używam sporadycznie i 5 do 6 dni jest do osiągnięcia bez trudu (jeden-dwa dni mniej zakładając średnio-słaby zasięg GSM, kiedy telefon dość często szuka sieci). Z włączonym WiFi zostaje nieco ponad jeden dzień, z włączonym GPSem bateria znika w ciągu kilku godzin. Mogłoby być lepiej, ale jak na tę wielkość telefonu i przy tym skromną pojemność baterii (1200 mAh) jest dobrze. Wszystkie powyższe kwestie łącznościowe można opanować wysuwanym z góry menu, jak sądzę bestialsko skopiowanym z Androida. Uwaga, wersja Anna nie ma czegoś takiego, pojawia się dopiero w Belli. GPS Ekranik 3,5" i okolice wydają się sensownym minimum, by używać GPS w samochodzie podczas jazdy i nie spowodować wypadku. Teoretycznie jest darmowy, praktycznie zjada jakieś ciaćki ale nie dokopałem się jeszcze - czy w czasie łapania "fixa", czy w czasie dociągania danych trasy. "Dane mobilne" we wspomnianym wcześniej wysuwanym menu muszą być włączone, by GPS owegoż fixa łapał (co trwa zazwyczaj mniej niż minutę). Aktualizacja jest jakoby darmowa, na razie jej nie przeprowadzałem. Sama nawigacja podpowiada i prowadzi przyzwoicie, choć jak w każdym analogowym niemagicznym standalone urządzeniu GPS dobrze jest zweryfikować trasę, wytyczoną przez jakiś tam durny algorytm. Bonusy Ponieważ N8 to "smartfon" (słowo to nieustannie mnie śmieszy), ma na pokładzie dużo mnóstwo wszystkiego, a nawet jeszcze więcej: - port mini-HDMI, w zestawie z telefonem jest przejściówka na normalne HDMI. Nie mam niestety kabla HDMI-HDMI żeby rzucić obraz na telewizor i sprawdzić, co tam tak naprawdę jest wyświetlane. - transmiter FM, czyli zapuszczamy w telefonie umcyk umcyk, ustawiamy częstotliwość nadawania, dostrajamy radio i wozimy się po mieście, olewając czerwone światła i krzycząc "ej świnie! świnieee!" do mijanych licealistek. Jakość przekazywanej w ten sposób muzyczki jest niestety zaledwie przeciętna, testowałem na dwóch zestawach nagłośnienia samochodowego (prastary kaseciak Pioneer z dwoma głośniczkami podłączonymi żyłką wędkarską i sznurkiem do snopowiązałki w Seicento, fabryczny dziesięciogłośnikowy zestaw HiFi w BMW) i w obu przypadkach trzeba było pogmerać w ustawieniach barwy dźwięku, by wydobyć przyzwoite brzmienie. - host-USB, funkcja umożliwiająca podłączenie myszki, klawiatury lub pendrive'a przez dołączony do telefonu kabelek microUSB - żeńskie USB. Niestety można podpiąć tylko jedno urządzenie naraz. W jaki sposób ładować telefon, skoro USB zajęte? Jest normalne wejście na zwykłą ładowarkę Nokii z cienkim bolkiem ... bolcem znaczy, można więc podłączyć owąż ładowarkę, telewizor przez HDMI i godzinami oglądać filmy z pendrive'a (jeśli 16 GB wewnętrznej pamięci telefonu plus karta pamięci są już zapchane) bez obaw, że bateria nam klęknie. Podsumowanie Internetowi eksperci mówią, że Symbian to przeżytek i skończył się, podobnie jak Adam Małysz, na "Kill'em All!". Mówią to od lat, zdążyłem w tym czasie kupić sobie drugi już telefon z tym systemem i znów jestem zadowolony. Telefon zaskoczył mnie mile czasem czuwania, reakcją na smyranie ekranu, szybkością działania i aparatem, nieco rozczarował drobiazgami (umieszczenie przycisku Menu czy głośnika, nie najlepsze makro w aparacie). Nie jestem typowym targetem rynku "smartfonów", bo niemało funkcji, którymi natrętnie bombardują klientów producenci, zwyczajnie zignorowałem lub wyłączyłem (np. grzebanie w Internecie na ekranie wielkości paczki papierosów toleruję tylko w sytuacjach absolutnego przymusu). Ponieważ jednak telefon spełnia doskonale to, czego od niego oczekuję, a przy tym nie irytuje kretyńskimi pomysłami ani nie ogranicza mnie, bo producent wie lepiej co i jak mam ze swoim sprzętem robić, kupiłbym go jeszcze raz, gdybym znów miał wybierać. Zalety: - szybkość działania - precyzyjna praca ekranu dotykowego - nienaganne wykonanie - możliwości aparatu fotograficznego - ogarnięty GPS - czas czuwania w trybie "3310" Wady: - umieszczenie przycisku Menu - dziwne kolory zdjęć przy oświetleniu świetlówkami kompaktowymi - srebrna ramka wokół obiektywu przeszkadza w ostrym słońcu - brak trybu 4:3 przy rozdzielczości zdjęć 9 Mpix - niewymienna dla laików bateria
-
Kochane grzybki w wieku 135 lat! Od czasu wartburgów i fiatów 126p trochę się na drogach zmieniło, najwyższy czas się dostosować albo poprosić wnuczka, żeby kierował. Przedstawiciele handlowi z wypisaną runami na przepasce czołowej pogardą dla śmierci w pooklejanych toitoiach segmentu A nie są chyba tak niebezpieczni, jak nieskoordynowany w poczynaniach plugawy starzec, na domiar złego wiozący najstarszą starowinkę. Nigdy nie wiadomo, czy taki hamuje na pustej prostej suchej drodze bo coś z krzaków wyskoczyło, bo liść, bo ma atak serca albo zapomniał do czego służą te dziwne pedały pod nogami i wcisnął losowo wybrany żeby zobaczyć, co się stanie. Przy krajowej dziesiątce między Bydgoszczą a Toruniem wyroiły się leśne ssaki. Wieczni chłopcy zwalniali do 60 km/h, chyba żeby się lepiej przyjrzeć, bo zaraz potem przyspieszali do 90 km/h. Gdybym chciał trąbić na wszystkich, zamęczyłbym klakson. Dzisiejszy roadkill - średniej wielkości ptak z niebieskimi plamkami na skrzydłach, chyba sójka. Jaszczomb morderca. Jaka szkoda, że do nich nie należysz - "mam zielonom szczałke, no to jade nie? a ten mi tu baran hamuje, bladź suka!!111".
-
Co niby Bolanda, szanowana potęga militarno-gospodarcza Europy, może zrobić jankesom? Odebrać wizy? Zaatakować Alaskę? A propos wiz - polecam wizytę w ambasadzie US & A w celu pozyskania wizy, procedura dobitnie pokazuje, za kogo oni mają Polaków. Been there, seen that. Wniosek ogólny jest niestety dość przykry - w następnej żydobójczej wojnie nie należy kiwać palcem w bucie, bo potem uratowani obsmarowują ratowników w obrzydliwy sposób. Zaprawdę kto buduje na wdzięczności ludzkiej, ten na błocie buduje.
-
Przyjacielu mojej kozy, CB-radio bierze kilkadziesiąt W, chińska zabaweczka niewiele ponad 10 W. Zaiste, niezła profeska musiała być :> +1
-
Fear not, osobniki gatunku Wczesne Pomarańczowe spotykają się czasami z osobnikami gatunku Późne Pomarańczowe na środku skrzyżowania. Mają wtedy czas przedyskutować poglądy na temat postrzegania kolorów. Z ich powodu ruszam na zielonym i to upewniwszy się, że z lewej i prawej nie nadciąga jakiś analny kamikaze.
-
Ja nie rozumiem, jak udaje ci się jeździć bez wypadku, skoro najwyraźniej patrzysz tylko na zderzak poprzedzającego cię pojazdu, a nie dalej. I to wcale nie jest zabawne.
-
No przecież napisane mamy wyraźnie - proponuje to kobieta, zapewne z powodu parytetów posadzona na stołek, na który kompletnie się nie nadaje. Stawiam cojones MaSella przeciw brylantom, że ona nie jeździ sama, bo przerasta ją wyjazd z parkingu, dlatego też nie rozumie, jak działa zielona strzałka. Ale skoro już jest Kimś, to trzeba się wykazać, bo zdymisjonują. Bzdurne przepisy przepisami, wszyscy przywykli, ale jak sobie pomyślę, ile niekompetentnych "parytetów" piastuje naprawdę odpowiedzialne stanowiska, to moszna się w trąbkę skręca. Znalazłeś prawo jazdy w Laysach? Zdumiewasz mnie.
-
To może od razu tak, bez żadnych kompromisów? :>