Skocz do zawartości
Gość Pigmej

Polska Przestała Istnieć!

Rekomendowane odpowiedzi

Zanim ktos jeszcze coś o inflacji i drukowaniu pieniędzy napisze:

 

3388637[/snapback]

Ty też 3388544[/snapback]
Termin "dziura budżetowa" to pojęcie medialne powstałe na potrzeby polityki i straszenia ludzi.
Mniejsza o terminologię, ważne aby każdy wiedział o czym jest mowa. ;)

 

Deficyt budżetowy pokrywany jest emisją obligacji,bonów skarbowych i.t.p., Do czasu gdy zaufanie do państwa i pieniądza

pozwala na jego pokrycie taką metodą to nic strasznego. Zmniejszenie deficytu poprzez "dodruk" prowadziło by do takiego

obniżenia zaufania do państwa i pieniądza że prawie nikt poza instytucjami które muszą ustawowo, obligacji by nie kupił bez

specjalnych profitów za taki wykup

Problem w tym, że to z założenia jest błędne koło, co sam nawet zauważyłem i co potwierdził Pigmej niżej. Typowa piramidka szczęścia. Coś na zasadzie "co masz zrobić dzisiaj, zrób jutro - będziesz miał dzień wolnego" lub "zamiatania pod dywan".

 

i w konsekwencji powiększenia zadłużenia deficytu zmierzającego do przymusowego dodruku z przyczyn politycznych i hiperinflacji.

Czyli dodruk powoduje inflację, czy ją zmniejsza? Pytam poważnie, bo z założenia przyczynia się do niej, a z tego zdania wynika, że przymusowy dodruk niejako rozwiązuje ten problem.

 

Deficyt powiększył się ponad wcześniej planowany w wyniku zmniejszenia tempa wzrostu gospodarczego i można go zmniejszyć

większymi stawkami podatków lub mniejszymi wydatkami budżetu.

Ale czy podniesienie podatków nie spowoduje spowolnienia wzrostu? Wyższe podatki oznaczają konieczność oszczędzania, więc na nowe inwestycje i pomysły będzie mniej pieniędzy.

Natomiast obcięcie wydatków budżetu wykonuje się już od dawna i jakoś nie przynoszą one widocznych efektów - deficyt nawet nie zwalnia, lecz nadal żyje swoim życiem i rośnie jak na drożdżach.

 

Likwidacja deficytu to nie jest cel do którego zmierzają władze bo wykup obligacji jest obowiązkowy dla funduszy emerytalnych

i nie widać żadnych planów likwidacji takiego obowiązku albo takich funduszy :)

Ale przecież istnienie obligacji nie jest zależne od istnienia deficytu. Obligacje mogą (chyba) sobie istnieć bez niego, będąc tym samym zyskiem dla państwa, dzięki czemu można by zwiększyć wydatki na chociażby służbę zdrowia czy szkolnictwo, lub zmniejszyć podatki lub cła. Albo ja nie ogarniam ogółu, albo państwo to jakiś pokraczny mechanizm przeczący podstawowym zasadom logiki.

 

Wystarczy "poprawić" np. 1mln na 10mln na koncie i już "dodrukowane" 9mln. Oczywiście banki komercyjne muszą mieć na wszystko pokrycie w transakcjach (nic by na tym nie zyskały), ale NBP może to zrobić w taki właśnie sposób.

To znacznie upraszcza całą procedurę i czyni ją niemal niezauważalną. I władza to z ochotą wykorzystuje niestety.

Nadal trudno mi pojąć, jaki może to mieć negatywny wpływ na cokolwiek. Obecnie mamy coś około 16 mld (kwestia źródła informacji) w plecy. Dopisujemy sobie te 16 mld i ogłaszamy zerowy deficyt. Na wydatki, na które obecnie brakuje jest nagle kasa i wszyscy są zadowoleni. Dostaje służba zdrowia, dostaje szkolnictwo, dostają wszyscy to, co mają dostać wg planu budżetowego. Więc gdzie jest pies pogrzebany?

Stosując analogię do rodziny Kowalskich, to taka rodzina po otrzymaniu brakujących pieniędzy na zaplanowane wcześniej wakacje, jest uratowana. Dlaczego w skali marko to się nie może sprawdzić?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

1. Ale przecież istnienie obligacji nie jest zależne od istnienia deficytu. Obligacje mogą (chyba) sobie istnieć bez niego, będąc tym samym zyskiem dla państwa, dzięki czemu można by zwiększyć wydatki na chociażby służbę zdrowia czy szkolnictwo, lub zmniejszyć podatki lub cła. Albo ja nie ogarniam ogółu, albo państwo to jakiś pokraczny mechanizm przeczący podstawowym zasadom logiki.

2. Nadal trudno mi pojąć, jaki może to mieć negatywny wpływ na cokolwiek. Obecnie mamy coś około 16 mld (kwestia źródła informacji) w plecy. Dopisujemy sobie te 16 mld i ogłaszamy zerowy deficyt. Na wydatki, na które obecnie brakuje jest nagle kasa i wszyscy są zadowoleni. Dostaje służba zdrowia, dostaje szkolnictwo, dostają wszyscy to, co mają dostać wg planu budżetowego. Więc gdzie jest pies pogrzebany?

Stosując analogię do rodziny Kowalskich, to taka rodzina po otrzymaniu brakujących pieniędzy na zaplanowane wcześniej wakacje, jest uratowana. Dlaczego w skali marko to się nie może sprawdzić?

1. Obligacje to obietnica. Dziś daj nam 100zł, my damy Ci pokwitowanie, a za 5 lat dostaniesz za ten kwit 110zł. Jest to pożyczka na procent dawana przez państwo. Sęk w tym że państwo redystrybuuje pieniądze obywateli a nie jakieś swoje zarobione. Oznacza to że żeby spłacić tego komu wystawiło kwit, musi zabrać obywatelom solidarnie w podatkach. Takie postępowanie jest skandaliczne. Tym bardziej że część tych pożyczonych pieniędzy jest kradziona, a część marnotrawiona.

2. Tu trzeba się cofnąć do tego czym jest tak na prawdę pieniądz. To fizyczna reprezentacja ludzkiej pracy i jej wytworów.

Najkrócej mówiąc:

Jeżeli cała gospodarka to 2 bochenki chleba warte 1zł każdy i teraz dodrukujemy 2zł, to od tego nie będzie więcej bochenków. Po prostu każdy z tych 2 bochenków będzie kosztował teraz 2zł (bo w gospodarce będzie pieniądza 4zł, a nie 2zł). Co gorsza. Ludziom się będzie wydawać że mają więcej pieniędzy, a to będzie fatamorgana.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dziś daj nam 100zł, my damy Ci pokwitowanie, a za 5 lat dostaniesz za ten kwit 110zł. Jest to pożyczka na procent dawana przez państwo.

Jeśli dobrze rozumiem pierwsze zdanie, to jest dokładnie odwrotnie. To państwo pożycza na procent od Kowalskiego dając mu pokwitowanie. Czyli państwo bierze pożyczkę, a nie daje. Obiektywnie patrząc, to Kowalski jest kretynem. Daje państwu 100 PLN, 5 lat później dostaje swoje 100 PLN + 10 PLN, które na dobrą sprawę też jest jego*. Kowalski cieszy się ze swoich 10 PLN zysku, a w rzeczywistości państwo zabrało mu w tym czasie 5 razy tyle w podatkach.

 

* - bo przecież państwo ma deficyt, więc z czyich niby pieniędzy ma wziąć te dodatkowe 10 PLN?

 

Czyli jak w stwierdzeniu poniżej:

Sęk w tym że państwo redystrybuuje pieniądze obywateli a nie jakieś swoje zarobione. Oznacza to że żeby spłacić tego komu wystawiło kwit, musi zabrać obywatelom solidarnie w podatkach. Takie postępowanie jest skandaliczne.

Dalej...

 

Tym bardziej że część tych pożyczonych pieniędzy jest kradziona, a część marnotrawiona.

Kradziona czy marnotrawiona - bez różnicy. Korzyść dla Kowalskiego w obydwu przypadkach jest żadna.

 

Skoro więcej pieniędzy oznacza inflację, to prawdziwym wrogiem Kowalskiego nie jest dodrukowanie pieniędzy, lecz wolny rynek. Zamrożenie cen pod groźbą grzywny rozwiązało by problem ;]

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

1. Jeśli dobrze rozumiem pierwsze zdanie, to jest dokładnie odwrotnie. To państwo pożycza na procent od Kowalskiego dając mu pokwitowanie. Czyli państwo bierze pożyczkę, a nie daje.

2. Obiektywnie patrząc, to Kowalski jest kretynem. Daje państwu 100 PLN, 5 lat później dostaje swoje 100 PLN + 10 PLN, które na dobrą sprawę też jest jego*. Kowalski cieszy się ze swoich 10 PLN zysku, a w rzeczywistości państwo zabrało mu w tym czasie 5 razy tyle w podatkach.

 

* - bo przecież państwo ma deficyt, więc z czyich niby pieniędzy ma wziąć te dodatkowe 10 PLN?

3. Skoro więcej pieniędzy oznacza inflację, to prawdziwym wrogiem Kowalskiego nie jest dodrukowanie pieniędzy, lecz wolny rynek. Zamrożenie cen pod groźbą grzywny rozwiązało by problem ;]

1. Tak. Miało być "brana przez państwo". Moje niedopatrzenie.

2. Dokładnie tak.

3. Chwileczkę:

- Dodruk tworzy inflację (więcej kasy niż dóbr).

- Wolny rynek tworzy deflację (więcej dóbr, cena towaru spada).

Zamrożenie cen nie jest dobre bo gospodarka cały czas "pływa". Od deflacji do inflacji i odwrotnie. Ceny są wyznacznikiem stanu gospodarki. Czyli jeśli masz dwie zmienne (ilość pieniądza i ilość dóbr) i zmieniasz obie zmienne, to nigdy nie wiesz jaka jest sytuacja. A jeżeli wiesz że ilość pieniądza jest stała, a tylko ilość dóbr się zmienia to wiesz jaki jest stan gospodarki (bo raz coś jest drogie a raz tańsze). I to jest korzystne.

Dodruk to mydlenie oczu, bo przez to nie można obiektywnie powiedzieć w jakim stanie jest gospodarka. A to z kolej (stan gospodarki) wyznacza np. kurs waluty w stosunku do innych walut. Dlatego tak bardzo niekorzystne jest wprowadzenie EURO. Bo wtedy kryzys w jednym kraju, rozleje się na gospodarki pozostałych. A dodatkowo powstanie możliwość niekontrolowanego dodruku w skali całej UE.

Edytowane przez Pigmej

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ULLISSES, miej litość... ;)

Czasami lubię drążyć temat do samego dna, aby się czegoś nauczyć - nawet jeśli wiedza ta nie jest mi specjalnie do szczęścia potrzebna. ;]

 

nie samo więcej pieniędzy w obiegu powoduje inflację, a ich brak pokrycia w PKB.

Czyli tworzymy 2 fikcyjne firmy, z których jedna wystawia drugiej fakturę za np. "wywóz śmieci na księżyc" (lub dowolną usługę nie koniecznie mającą odbicie w rzeczywistości) w wysokości deficytu. W PKB wszystko się wtedy zgadza. Firma nr 1 zyskała, bo wywieziono śmieci, firma nr 2 zarobiła, ponosząc przy tym koszt własny w wysokości 1 PLN. ;]

 

Przykład Pigmeja z bochenkami chleba już bardziej łopatologicznie tego tłumaczyć nie mógł.

Posługując się przykładem Pigmeja, to praktycznie rzecz biorąc jest trochę inaczej. Są 2 chleby, po 1 PLN każdy, tylko że my mamy 1 PLN i 90 groszy, bo 10 groszy to deficyt budżetowy, czyli pieniądze które nie są nasze.

 

Zamrożenie cen nie jest dobre bo gospodarka cały czas "pływa". Od deflacji do inflacji i odwrotnie.

Zamrożenie cen może będzie dobre, bo przestanie płynąć tam, gdzie płynie od zawsze - do inflacji. A jeśli nie, to przynajmniej zwolni tempo.

 

Ceny są wyznacznikiem stanu gospodarki. Czyli jeśli masz dwie zmienne (ilość pieniądza i ilość dóbr) i zmieniasz obie zmienne, to nigdy nie wiesz jaka jest sytuacja. A jeżeli wiesz że ilość pieniądza jest stała, a tylko ilość dóbr się zmienia to wiesz jaki jest stan gospodarki (bo raz coś jest drogie a raz tańsze). I to jest korzystne. Dodruk to mydlenie oczu, bo przez to nie można obiektywnie powiedzieć w jakim stanie jest gospodarka. A to z kolej (stan gospodarki) wyznacza np. kurs waluty w stosunku do innych walut.

Można zamrozić ceny, ale można też stopy procentowe i kurs walut.

 

Dlatego tak bardzo niekorzystne jest wprowadzenie EURO. Bo wtedy kryzys w jednym kraju, rozleje się na gospodarki pozostałych. A dodatkowo powstanie możliwość niekontrolowanego dodruku w skali całej UE.

Ale wtedy jest szansa, że cała UE zadziała jak jedna wielka machina i albo bogate kraje podtrzymają całość, albo padną razem z biednymi. W konsekwencji UE okaże się zbawieniem lub zgubą. W pierwszym wypadku zamkną się usta przeciwnikom UE, w drugim przypadku cała machina rozpadnie się i będzie tak jak dawniej - każdy sobie rzepkę skrobie. Pomijając nieprzewidywalne skutki w gospodarce, to problem przeciwników i zwolenników zostanie rozwiązany - okaże się, kto miał rację.

 

Wracając do drukowania... ;]

 

Plan jest taki:

1. Ciąć wydatki budżetowe.

2. Wyzerować inflację przez "dodrukowanie".

3. Zamrozić ceny.

 

Przeczekać tak rok, a następny budżet zrobić z głową i uwolnić ceny. Niewykonalne? Dawniej się dało, to da się i teraz.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

...

Czyli dodruk powoduje inflację, czy ją zmniejsza? Pytam poważnie, bo z założenia przyczynia się do niej, a z tego zdania wynika, że przymusowy dodruk niejako rozwiązuje ten problem.

...

Przymusowy "dodruk" z przyczyn politycznych nie rozwiązuje żadnego problemu tylko tworzy hiperinflację.

Występuje w sytuacji gdy rząd może wymusić na banku emisyjnym taką operację a członkom rządu

wydaje się że "dodruk" rozwiąże problemy budżetu.

Obecna konstrukcja państwa praktycznie uniemożliwia u nas taki przymusowy dodruk.

Gdyby doszło do sytuacji w której deficyt budżetowy nie może znaleść pokrycia w obligacjach to

nastąpi wtedy wymuszone zmniejszenie wydatków budżetu i jednocześnie deficytu budżetowego.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Czyli tworzymy 2 fikcyjne firmy, z których jedna wystawia drugiej fakturę za np. "wywóz śmieci na księżyc" (lub dowolną usługę nie koniecznie mającą odbicie w rzeczywistości) w wysokości deficytu. W PKB wszystko się wtedy zgadza. Firma nr 1 zyskała, bo wywieziono śmieci, firma nr 2 zarobiła, ponosząc przy tym koszt własny w wysokości 1 PLN. ;]

Firma 1 musi odprowadzić podatek, czyli straci kasę na tenże nie dostając jej za usługę. Jeżeli znajdziesz firmę która w imię ratowania PKB będzie wykładać kasę na podatek, to Twój pomysł ma szansę realizacji.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Gdyby doszło do sytuacji w której deficyt budżetowy nie może znaleść pokrycia w obligacjach to

nastąpi wtedy wymuszone zmniejszenie wydatków budżetu i jednocześnie deficytu budżetowego.

Więc na co oni jeszcze czekają z tym zmniejszaniem wydatków? Na dalszy wzrost deficytu? Im szybciej zaczną ostre cięcia, tym szybciej rozwiążą problem i tym mniejsze te cięcia będą. Swoją drogą, że przy obecnym deficycie trudno już mówić o małych cięciach.

 

Firma 1 musi odprowadzić podatek, czyli straci kasę na tenże nie dostając jej za usługę. Jeżeli znajdziesz firmę która w imię ratowania PKB będzie wykładać kasę na podatek, to Twój pomysł ma szansę realizacji.

A jeśli firma 1 będzie należeć do państwa i podatek zostanie pokryty z budżetu, to chyba jesteśmy w domu, nie? Deficyt zostanie zmniejszony z obecnego, do wysokości tego podatku. Wtedy czynność powtarzamy i znów deficyt spada do wartości podatku od tej sumy. Kilka takich operacji i jesteśmy w domu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A jeśli firma 1 będzie należeć do państwa i podatek zostanie pokryty z budżetu, to chyba jesteśmy w domu, nie? Deficyt zostanie zmniejszony z obecnego, do wysokości tego podatku. Wtedy czynność powtarzamy i znów deficyt spada do wartości podatku od tej sumy. Kilka takich operacji i jesteśmy w domu.

Chcesz by Państwo stworzyło fikcyjną firmę (co jest niezgodne z prawem) i wystawiało samo sobie fikcyjne faktury (co też jest łamaniem prawa). No przepraszam Cię bardzo. Chcesz wytwarzać patologię u źródła by leczyć inną patologię. Do czego to ma zmierzać? Bo na pewno nie do naprawy państwa :blink: Edytowane przez Pigmej

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Plan jest taki:

1. Ciąć wydatki budżetowe.

2. Wyzerować inflację przez "dodrukowanie".

3. Zamrozić ceny.

 

Przeczekać tak rok, a następny budżet zrobić z głową i uwolnić ceny. Niewykonalne? Dawniej się dało, to da się i teraz.

1. Ten punkt jest moim zdaniem do zrobienia. Ja na dobry początek zlikwidowałbym cały socjal, zasiłki, dotacje, subwencje. Niepotrzebnych już urzędników pogonił do produktywnej pracy :)

2. 3. A co zrobisz kiedy - mając już "dużo" pieniędzy - nikt nic nie będzie chciał Ci sprzedać po tych zamrożonych cenach?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Chcesz by Państwo stworzyło fikcyjną firmę (co jest niezgodne z prawem) i wystawiało samo sobie fikcyjne faktury (co też jest łamaniem prawa). No przepraszam Cię bardzo. Chcesz wytwarzać patologię u źródła by leczyć inną patologię. Do czego to ma zmierzać? Bo na pewno nie do naprawy państwa :blink:

Raczej w więzieniu za nielegalny transfer zysku z firmy do firmy przy pomocy fikcyjnej faktury :)

Czyli jednak jest to do zrobienia. Tylko trzeba jeszcze wyszukać odpowiednie przepisy, aby... je obejść. :D

 

Np. tak: Państwo tworzy firmę X, daje jej dotacje w wysokości podatku. Następnie zamawia w niej usługę "łatanie dziury budżetowej". Jako, że firma należy do państwa, jej zysk idzie tam gdzie powinien - do kieszeni państwa. Firma z dotacji płaci podatek i gotowe. ;]

 

 

1. Ten punkt jest moim zdaniem do zrobienia. Ja na dobry początek zlikwidowałbym cały socjal, zasiłki, dotacje, subwencje. Niepotrzebnych już urzędników pogonił do produktywnej pracy :)

Może bez przesady, ale generalnie kilka cięć na pewno dało by się zrobić. Zacząłbym od pieniędzy wywalanych na "wakacje" dla naszych żołnierzy.

 

2. 3. A co zrobisz kiedy - mając już "dużo" pieniędzy - nikt nic nie będzie chciał Ci sprzedać po tych zamrożonych cenach?

Jak "nikt nie będzie chciał sprzedać", to ten "nikt" upadnie. Firma musi płacić podatki, a żeby je płacić, musi mieć przychody. Inaczej upadnie i tyle.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Czyli jednak jest to do zrobienia. Tylko trzeba jeszcze wyszukać odpowiednie przepisy, aby... je obejść. :D

 

Np. tak: Państwo tworzy firmę X, daje jej dotacje w wysokości podatku. Następnie zamawia w niej usługę "łatanie dziury budżetowej". Jako, że firma należy do państwa, jej zysk idzie tam gdzie powinien - do kieszeni państwa. Firma z dotacji płaci podatek i gotowe. ;]

Problem w tym, że pieniędzy nie przybywa od przekładania z kieszeni do kieszeni.

 

 

Może bez przesady, ale generalnie kilka cięć na pewno dało by się zrobić. Zacząłbym od pieniędzy wywalanych na "wakacje" dla naszych żołnierzy.

Tu mam mieszane uczucia. Armia zamknięta w koszarach gnuśnieje. A zaprawiony w boju żołnierz może jeszcze się przydać.

Jak "nikt nie będzie chciał sprzedać", to ten "nikt" upadnie. Firma musi płacić podatki, a żeby je płacić, musi mieć przychody. Inaczej upadnie i tyle.

I tak upadnie jeżeli sprzeda po zamrożonych cenach. Towar będzie na czarnym rynku a w sklepach pustki :) Przecież już to przerabialiśmy!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ulisses- Coś ty brał przed zamieszczeniem tego ostatniego posta? :blink:

1. ULLISSES.

2. A muszę odpowiadać? ;)

 

 

Problem w tym, że pieniędzy nie przybywa od przekładania z kieszeni do kieszeni.

Wcześniej był problem, że na dodrukowane pieniądze nie było pokrycia w towarach/usługach. Teraz były by pieniądze i była wykonana usługa.

 

Tu mam mieszane uczucia. Armia zamknięta w koszarach gnuśnieje. A zaprawiony w boju żołnierz może jeszcze się przydać.

Na rok by im się nic złego nie stało. Wszystkie opisane zmiany są na rok (i to nawet nie cały), aby tylko zminimalizować deficyt. Potem dobrze napisany budżet i wszystko wraca do normy.

 

I tak upadnie jeżeli sprzeda po zamrożonych cenach. Towar będzie na czarnym rynku a w sklepach pustki :) Przecież już to przerabialiśmy!

Większość rzeczy z zasady tanieje. Drożeje spożywka i produkty codziennego użytku. Te natomiast drożeję z powodu podnoszenia się cen produktów pośrednich/surowców oraz paliw. Zamrożenie samych cen paliw całkiem zauważalnie wpłynęło by na rynek. Wiem, że ceny paliw nie zależą od nas, bo ceny te skaczą na całym świecie, ale.. przecież połowa tej ceny to cło i podatek, więc zamrożenie oznaczało by jedynie mniejszy zysk dla państwa.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Deficyt powiększył się ponad wcześniej planowany w wyniku zmniejszenia tempa wzrostu gospodarczego i można go zmniejszyć

większymi stawkami podatków lub mniejszymi wydatkami budżetu.

Deficyt mozna tez zmniejszyc, obnizajac pewne podatki i oplaty, a tym samym przyczyniajac sie do minimalizacji szarej strefy.

Juz to przerabialismy pare lat temu przy akcyzie na alkohole.

 

@ULISSES - mam wrazenie, ze niezachwianie wierzysz w moc sprawcza papieru. Min. finansow napisze dobry budzet, premier podpisze i juz jestesmy w raju...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

1. A muszę odpowiadać? ;)

2. Wcześniej był problem, że na dodrukowane pieniądze nie było pokrycia w towarach/usługach. Teraz były by pieniądze i była wykonana usługa.

3. Na rok by im się nic złego nie stało. Wszystkie opisane zmiany są na rok (i to nawet nie cały), aby tylko zminimalizować deficyt. Potem dobrze napisany budżet i wszystko wraca do normy.

4. Większość rzeczy z zasady tanieje. Drożeje spożywka i produkty codziennego użytku. Te natomiast drożeję z powodu podnoszenia się cen produktów pośrednich/surowców oraz paliw. Zamrożenie samych cen paliw całkiem zauważalnie wpłynęło by na rynek. Wiem, że ceny paliw nie zależą od nas, bo ceny te skaczą na całym świecie, ale.. przecież połowa tej ceny to cło i podatek, więc zamrożenie oznaczało by jedynie mniejszy zysk dla państwa.

1. No nie bądź taki. Podziel się :lol2:

2. Ale fikcyjna usługa. Nic z niej nie wynika. Nie ma wytworu pracy z takiej usługi.

3. Powtarzam. To jest leczenie patologii, inną patologią.

4. Zamrożenie cen samych paliw spowodowałoby albo wzmożoną konsumpcję tegoż (niska cena) albo wstrzymanie od niej (cena za wysoka). Brak możliwości jej płynnej zmiany w obu przypadkach rozłożył by się na resztę gospodarki. Błędne koło.

Zablokowanie wszystkich cen to już w ogóle absurd.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Deficyt mozna tez zmniejszyc, obnizajac pewne podatki i oplaty, a tym samym przyczyniajac sie do minimalizacji szarej strefy.

Juz to przerabialismy pare lat temu przy akcyzie na alkohole.

...

Oczywiście masz rację powinienem napisać większymi wpływami z podatków bo większe stawki mogą zmniejszyć

wpływy z podatków.

Jak jesteśmy przy zmniejszaniu deficytu to warto zaznaczyć że gwałtowne zmniejszenie wydatków

budżetu może doprowadzić do recesji podobnie jak gwałtowne zwiększenie stawek opodatkowania.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

@ULISSES - mam wrazenie, ze niezachwianie wierzysz w moc sprawcza papieru. Min. finansow napisze dobry budzet, premier podpisze i juz jestesmy w raju...

1. Zanim wypadła dziura na 8 mln/mld, to wcześniejsze budżety jakoś się trzymały. Oczywiście był deficyt, ale nie był tak uciążliwy.

2. Przecież (przynajmniej w teorii) siedzą tam wykształceni ludzie, którzy są fachowcami i po załataniu dziury (a przynajmniej zatrzymaniu procesu jej kosmicznego powiększania) da się już coś sensownego napisać. A jak sobie chłopaki nie radzą, to niech się zwolnią - na ich miejsce jest wiele chętnych. Inna sprawa, że nie konieczne lepszych od nich. Patrząc jednak na to co się dzieje, to jest duża szansa, że gorzej już być nie może. ;]

 

2. Ale fikcyjna usługa. Nic z niej nie wynika. Nie ma wytworu pracy z takiej usługi.

3. Powtarzam. To jest leczenie patologii, inną patologią.

4. Zamrożenie cen samych paliw spowodowałoby albo wzmożoną konsumpcję tegoż (niska cena) albo wstrzymanie od niej (cena za wysoka). Brak możliwości jej płynnej zmiany w obu przypadkach rozłożył by się na resztę gospodarki. Błędne koło.

Zablokowanie wszystkich cen to już w ogóle absurd.

2. Znaczne zmniejszenie deficytu to nie do końca fikcyjna usługa. Gdyby istniała na świecie tak bogata i dobroduszna firma, to każdy kraj u niej chętnie by taką usługę wykupił i pewnie już zwolnił by ją z płacenia podatku.

 

3. Może w innych krajach to byłoby niedopuszczalne, ale w naszym kraju znajomków i łapówkarzy, wiele osób poparło by pomysł w myśl zasady "cel uświęca środki".

4. No nie wiem. Zamrożenie na obecnym poziomie to raczej nie jest za tanio, ani za drogo*. Wzmożonej konsumpcji raczej by nie było, bo:

a) nikt nie trzyma pod domem zbiorników 1000 litrów (i większych) na paliwo

b) po co kupować na zapas, skoro wiadomo, że przez najbliższy rok ceny nie wzrosną?

 

Natomiast wstrzymanie konsumpcji nie jest możliwe. Póki co 99,9999...% samochodów w Polsce napędzane jest benzyną/ropą/gazem, więc żeby te samochody mogły codziennie wozić ludzi do pracy, to muszą mieć paliwo - bez względu na cenę.

 

Przy założeniu niezmienionej konsumpcji (lub pomijalnej zmianie) zabieg taki nie powinien mieć wpływu na resztę gospodarki.

 

* - Swoją drogą, że obecne ceny w porównaniu z cenami w innych krajach to zdzierstwo i odpowiedzialne za to jest wysokie cło.

 

Na zamrożeniu wszystkich cen mogli by zyskać sprzedawcy/producenci sprzętu elektronicznego i dóbr trwałych, a stracić ci od spożywki.

 

Jak jesteśmy przy zmniejszaniu deficytu to warto zaznaczyć że gwałtowne zmniejszenie wydatków

budżetu może doprowadzić do recesji podobnie jak gwałtowne zwiększenie stawek opodatkowania.

Owszem. Ale przy czymś tak złożonym jak budżet państwa są miejsca, gdzie można ciąć ostrzej lub delikatniej, jest duże pole do popisu. Całość powinna dać odczuwalny spadek deficytu. Jeśli nie w jeden rok, to przez kilka następnych.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie rozumiem co tym razem chcesz nam przekazać. Jak "dziura na 8 mln/mld"? Chcesz napisać, że nie wiesz nawet jaki jest rząd wielkości deficytu budżetowego? Bez urazy, ale te twoje posty mają podobną dozę sensu, co moje, które hipotetycznie wypisywałbym na forum kardiochirurgów (z wykształcenia będąc mgr ekonomii + ACCA), w których upierałbym się, że najlepiej operować bez znieczulenia, na otwartej klatce piersiowej zardzewiałymi grabiami ;)

  • Upvote 1

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie rozumiem co tym razem chcesz nam przekazać. Jak "dziura na 8 mln/mld"? Chcesz napisać, że nie wiesz nawet jaki jest rząd wielkości deficytu budżetowego? Bez urazy, ale te twoje posty mają podobną dozę sensu, co moje, które hipotetycznie wypisywałbym na forum kardiochirurgów (z wykształcenia będąc mgr ekonomii + ACCA), w których upierałbym się, że najlepiej operować bez znieczulenia, na otwartej klatce piersiowej zardzewiałymi grabiami ;)

Wg planów budżetowych z 2008, w tym roku powinno być 18,2 mld. Coś jeszcze chcesz wiedzieć?

Czy ja każę komuś czytać lub odpowiadać? To jest Ośla i równie dobrze mogę sobie tutaj pisać o architekturze domów jednorodzinnych w USA czy pogodzie w Australii.

No i najważniejsze, że to nie jest forum członków rządu, więc porównanie nie jest poprawne.

 

To już nawet ponarzekać sobie nie można? ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ale jesteś w opozycji do osób, które mają jakiś finansowy background, więc porównanie jest słuszne :)

 

I nie odbierz mnie źle, bo lubię czytać Twoje posty: można pisać o wszystkim, bo papier/forum jest cierpliwe. Ale pls, jak już piszesz o tej dziurze, to sprawdź zanim ktoś ci zwróci uwagę, czy są to mln czy mld.

  • Upvote 1

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Miło słyszeć, dzięki.

 

A co do finansów, to poprawiłem się. Znam obecny deficyt (wg planu budżetowego na ten rok) oraz przewidywane wpływy i wydatki. A że deficyt zapewne będzie większy, to już inna bajka. Może by tak pożyczyć 460 taczek i zabrać panów z rządu na wycieczkę jednokołowymi brykami? ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

...

Może by tak pożyczyć 460 taczek i zabrać panów z rządu na wycieczkę jednokołowymi brykami? ;)

Taka wycieczka nie zmniejszy deficytu. Dochody można by osiągnąć organizując wyścig

i sprzedając prawa emisji stacjom TV na całym świecie.

Przy odpowiednio długim dystansie wyścigu dochody z emisji reklam w przerwach wyścigu mogły by

pokryć cały deficyt :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Przy odpowiednio długim dystansie wyścigu dochody z emisji reklam w przerwach wyścigu mogły by

pokryć cały deficyt :)

Trzeba by parę razy okrążyć równik w takim razie. Obawiam się jednak, że wówczas transmisja nieznacznie by się wydłużyła :wink:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Przywróć formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

Ładowanie


×
×
  • Dodaj nową pozycję...