-
Postów
1348 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
Treść opublikowana przez Vennor
-
To Orange Range - O2. Ja skończyłem oglądać parę dni temu. Jak zawita u mnie ochota, to napiszę parę słów, bo nie mogę sobie pozwolić na pobieżny i niedokładny opis tak dobrego anime. Teraz jestem w trakcie oglądania Blue Gender i... eee...
-
Racja, dopiero teraz wyraźnie to widzę. Zwłaszcza na dolnym screenie, który jest nieodpowiednio kolorowy. Tęcza w Diablo - nadzwyczajne. Piekielnie mroczna była część pierwsza - wyraźnie to pamiętam. Pozbycie się "kolorków" wychodzi tym screenom na dobre.
-
Nie czuję się zaskoczony. Całkiem przyjemnie. Muzyka w tle odpowiednia, grafika ładna i, costi, wcale nie jest takie... niemroczne. O, tak, powiem to, co reszta: nareszcie! Wracam do oglądania gameplay'u. Teraz Diablo przypomina mi nieco stare Dark Stone. O, sceny rozmów są beznadziejne.
-
Wszystkie części Gundama? Jest ich chyba z 55. Chętnie bym wszystko obejrzał, ale... Za dużo tam tapet pewnego konkretnego typu. Jednak pozostałe są całkiem fajne i chciałbym wiedzieć, a jakich anime pochodzą, ale wydaje mi się, że większość jest z gier lub są zwykłymi rysunkami. A szkoda. Najczęściej pojawiające się keywordy przy interesujących tapetach to touhou i tagme - ktoś wie, co oznaczają? Nazwy firm, serii gier? Edycja: sesq, też to znalazłem, ale powiedz, myślisz, że rysowane postaci młodych dziewczyn mają coś wspólnego z tą grą? Ja nie. A Encyclopedia Dramatica to w ogóle jakaś pomyłka - kiedyś trochę poczytałem, co tam wypisują; szybko zrezygnowałem.
-
Na ANN. Edycja: burzowa noc, Monster, kolejna filiżanka kawy... Wciąga.
-
Ja tak miałem od razu, jak ktoś zaznaczył, że w Undercover będziemy brać udział w misjach podobnych do tych z Transportera. Wiedziałem już wszystko...
-
13 odcinków na dzień dobry (ale jak mi się podoba - a podoba się bardzo! - napiszę w kolejnym poście - jak obejrzę całość). Jestem już trochę zmęczony po 16 godzinach przed monitorem, idę się przespać. Jutro zacznę wcześniej i wypiję dwie kawy zamiast jednej. :) Polskie tłumaczenie z ANSI jest beznadziejne, ale za to soldats wykonało kawał dobrej roboty i z ich subem Monster jest znacznie przyjemniejszy.
-
Ja do Gliwic mam blisko. :) Ale wersja soldats nie będzie chyba taka zła...
-
Takich gier było multum. Przykładem Raptor czy Tyrian 2000.
-
Ja też się na to szykuję. Wieczorem zaczynam!
-
Zgadza się. Odcinek 6.5 jest oznaczany także jako 7.
-
Ściągnąłem wreszcie odcinek 6.5 i obejrzałem zachwalane Ookami to Koushinryou. Podjąłem działania strategiczne i oglądałem przez dwa dni - żeby to czerpać więcej przyjemności, a... drugim powodem jest trudność z czytaniem subów. sudo ma tak trudne tłumaczenie, że co najmniej połowę ledwo zrozumiałem (i wiele musiałem się domyślać). Do openingu się przekonałem - spodobał mi się. Odnośnie anime - dobre. Niewątpliwie najważniejszą, nadającą Spice and Wolf swoistego uroku, postacią jest urokliwa Horo (Ami Koshimizu, swoją drogą), która swoim zachowaniem zupełnie odmienia każdy odcinek. Nie ma tu słodkich bishoujo (które oczywiście nie są złe :)) i ciepłych suki desu. Interesująca podróż, dobre postaci (i seiyuu - znany z Code Geass Jun Fukuyama (Lelouch) jako Lawrence, wspomniana Ami Koshimizu jako Horo i miłe przypomnienie z Clannadu, czyli Mai Nakahara (Nagisa Furukawa) jako Norah), za krótkie... No i zaraz, gdzie zakończenie? Co z wyprawą do wioski Horo na północy? Kontynuacji! Jednak to, co cały czas chodzi mi po głowie to Clannad... Wszystko przez ten okropnie, według mnie, smutny ending i wspaniałe postaci. Noszę się z myślą podwyższenia oceny do 9.0. Z innej beczki, kto jeszcze uważa to nagranie (bo że muzyka X Japan równych sobie niemal nie ma, wiem już od dawna) za fenomenalne (a to mało powiedziane)?
-
Z BoxTorrents, na przykład.
-
Pierwsze, co przyszło mi na myśl to 3026991[/snapback] Hard Truck Apocalipse. Bardzo prawdopodobne, bo tam zaczynało się na pustkowiu, gdzie było jedynie parę górek i chata. Swoją drogą, to całkiem niezła gra.
-
Takich przemyśleń podczas oglądania nie miałem, spojrzałem nieco odmiennie. Dlatego zapewne nasze opinie i oceny nieco się różnią. Jednak dobrze jest usłyszeć inne zdanie. I tak: Mezame no Hakobune - to w ogóle miało być anime? Taki Iblard Jikan ale ze scenami nagrywanymi kamerą plus trochę CG, początek fajny, reszta taka sobie. Shizuku - po co ja to właściwie oglądałem? Tokyo Marble Chocolate - nie podobało mi się. Zaczynając od kreski na fabule kończąc. Fajny był jedynie sposób przedstawienia historii (pierwszy a drugi odcinek). To jest CLAMP?! Coś rysunki mi nie pasują. Clannad jest przereklamowany był przyjemny - co zresztą potwierdza fakt, że obejrzałem 16 odcinków na raz - ale nie rewelacyjny. Odrobinę śmiechu, trochę łez i... tyle. Moim zdaniem Kanon 2006 był lepszy. Co nie znaczy oczywiście, że Clannad jest zły - dostanie z 8 8.5 - za postaci, za... postaci i za... wiem, kreskę! bo jest lepsza niż w wyżej wspomnianym serialu. Ogólnie, ujdzie, ale nie widzę obowiązku, by oglądać. Edycja: Ostatecznie dodam, że muzyka była świetna i jeszcze raz pochwalę postaci, i powiem, że chętnie obejrzałbym jeszcze raz! Jeszcze tylko o tym, co mi się nie podobało - trzy główne wątki (Nagisa, Fuko, Kotomi), które wydają się być jakieś niezakończone, urwane... Poza tym, na ukończeniu jest już tłumaczenie gry! Mam w wishliście! :)
-
I tak powinno zostać ;). A ja muszę coś powiedzieć. Ale to zaraz, bo najpierw czas na mniej entuzjastyczną część - Moonlight Mile. Krótko - zawiodło mnie. Myślałem, że będzie to coś lepszego od Planetes, niespodziewanie nie. Sporo trójwymiarowych obiektów, za co odejmuję kolejne punkty. Nudne... Teraz chcę opowiedzieć o anime, które rozbiło moje dotychczas mocno trzymające się top 5, o anime, które było dla mnie ponownym małżeństwem z japońską animacją. Kiedy już myślałem, że nie znajdę więcej dobrych seriali czy filmów, że nie poczuję się tak, jak podczas seansu Death Note (czy innych wysoko przeze mnie ocenianych anime), zacząłem oglądać właśnie to. Na myśli mam jakoś niewywyższane Chobits. Od bardzo dawna nie widziałem takiego dzieła sztuki. Panie z CLAMP-a wykonały kawał świetnej roboty. Od pierwszego odcinka tarzałem się ze śmiechu. Do tego dołożymy baśniowo słodką Chi, która była powodem dla nieco odmiennych odczuć - różnych, bo to w końcu i romans - i otrzymujemy anime, które oceniam na dziesiątkę. Tak - za muzykę, za postaci, za humor, za historię, za... za wszystko. Pierwszego dnia przeleciało 15 odcinków, ale tylko dlatego że byłem wtedy zmęczony i szkoda mi było oglądać coś tak dobrego w jeden dzień. Tu nawet recapy były emocjonujące! Szkoda, że jest takie krótkie... Obejrzałbym raz jeszcze. Chi? Chii~~ Firekage, jeśli chcesz poprawić sobie wrażenie po Ninja Scroll, polecam Shigurui - to jest dobre anime o samurajach.
-
Dopiero teraz? Drogą komentarza: według mnie część pierwsza jest nieporównywalnie lepsza od kontynuacji. I jak wszyscy coś kończą, tak ja skończyłem H2O: Footprints in the Sand. Szczerze, czego innego się spodziewałem. Jako komedia i romans ma zadatki na coś dobrego, ale to niewykorzystany ciekawy pomysł. Wiele niepotrzebnych wątków i wyjaśnień (a czasami także ich brak) zaistniałych sytuacji. Można obejrzeć, ale nie należy spodziewać się niczego nadzwyczajnego. Zagrałbym w vn, ale tłumaczenia nie widać...
-
Takie se, ale muzyka z openingu bardzo mi się podobała - w końcu to BACK-ON. A teraz słów parę o pięknie klasyki i o tym, jak je zepsuć, czyli Gunbuster i Diebuster. Część pierwsza to ogrom wspaniałości uderzający wprost z monitora (i głośników, actually). Anime wielbionego przeze mnie okresu końca lat 80., anime o zachwycającej tematyce - o kosmosie. Stary, ale jakże ładny styl rysunku i ani grama 3D! Świetne chwyty fabularne, jak np. zmiany upływu czasu (jednak albo mi się wydaje, albo w anime zostało to rozwiązane odwrotnie niż być powinno). Przedstawia interesującą, pasjonującą, ale niejako smutną rzeczywistość. Jest wielokrotnie za krótkie, wydarzenia toczą się nieco zbyt szybko. Często, po ujawnianiu kolejnych pomysłów rozwijającej się ludzkości, doznawałem osłupienia. Z minusów - trochę za bardzo się drą ;), mimo że takie "DOUBLE BUSTER COLLIDER!" ma swój urok i jest wyróżnikiem tego anime. Widowiskowe walki! Ogólnie, to było dobre anime, bardzo dobre - takie na ocenę w granicach dziewiątki, bo za krótkie! Top wo Nerae! 2, jako że wyszło po 16 latach od wydania oryginału, budziło we mnie obawy przed 3D. I słusznie. Mimo że kreskę ma nadal ładną, choć już odmienną, to musiały pojawić się tu obiekty trójwymiarowe. Zgroza. No i co w ogóle ma być?! Kiedy to bierze akcję?! Z poważnego, porządnego anime zrobili jakąś durną ecchi komedię? Trochę prawdy w tym jest. Od samego początku trudno jest się zorientować w sytuacji - co, gdzie i kiedy. Jednak z biegiem odcinków (których znów jest 6 - za mało) wszystko staje się jasne, i w tym momencie anime zyskało w moich oczach. Zakończenie wyjaśnia już zupełnie wszystko, a do tego jest bardzo widowiskowe. Tak, racja - walki są tutaj inne, starano się je uczynić lepszymi, ale wyszły bardziej plastikowe (całe zresztą anime jest właśnie takie w porównaniu do poprzednika). Mechy straciły na dokładności rysunku kosztem wymyślności kształtów (to, co czeka tu widza, przerazi każdego, kto polubił Gunbustera). Coś, co od razu zauważyłem i co mi się oczywiście spodobało: "Miyuki Sawashiro as Tycho Science". Podsumowując, było gorsze, a dokładniej: do połowy beznadziejne, potem już odrobinę lepsze. Mimo wszystko, tęsknię za tym anime (i za Nono-chan). Dobrze, że wydane zostały też gekijoubany - obejrzę sobie za jakiś czas. Źle, że to tylko powtórzenie. I jeszcze: świetne openingi (zwłaszcza ten z jedynki!) i endingi. » Naciśnij aby pokazać/ukryć tekst oznaczony jako spoiler « - Parę krótkich uwag dla znających fabułę Top wo Nerae! Co mi się podobało? Właściwie wszystko. Zaczynając od samego początku anime - ładne wprowadzenie, przez zmiany w upływie czasu - chwyt z Luxionem i zmianą czasu wewnątrz niego był wspaniały. Awaria i ciągłe przyspieszanie, nieźle. Walki fajne choć krótkie. Łał, najlepsza była wiadomość o tym, co jest rdzeniem Buster Machine #3 (Black Hole Bomb) - Jowisz. Całe anime było dobre; ubolewam, że tak krótkie. Świetne i, mimo że nieobfite w widowiskowe wydarzenia, epickie zakończenie (12 tysięcy lat później - to robi wrażenie). Top wo Nerae! 2 Tak jak w wcześniej potyczki ze "space monsters" były walką o przetrwanie, tutaj są, zdaje się, codzienną rozrywką. Za grosz klimatu - wyprawy na bój wyglądają jak wyjście na piknik, zero emocji. Przez całe anime zadawałem sobie pytanie "który to rok?", żeby pod koniec dowiedzieć się czegoś wspaniałego - tak, to dobre zakończenie, a zarazem nawiązanie do wcześniejszych (sprzed 12 tysięcy lat) wydarzeń. Obydwie części kończą się w tym samym punkcie - podoba mi się. Kolejne pytanie brzmiało "co jest? tutejsi nie potrafią wydostać się z Układu Słonecznego?". I tak, zgadza się, ludzie sami postanowili odciąć się od możliwości zrobienia tego - kolejny punkt, podoba mi się. Później "Nono Buster Machine?! To z czym dotychczas tu walczono?!", i to również się wyjaśnia, rozwiązanie znów mi się podoba - to system stworzony przez ludzi do ich obrony. Samowystarczalna instalacja zbudowana w miejscu implozji z pierwszej części. System mający na celu więzienie źródła powstawania "space monsters" i obronę ludzkości. Jak się okazuje, wroga odnajduje u samych ludzi - w jednostkach zwanych Topless (skąd w ogóle ta nazwa?!). Tym właśnie są współczesne "space monsters" - są machinami stworzonymi przez człowieka, a te prawdziwe nie są obecnie ludzkości znane. Fajnie, fajnie. Zakończenia = łzy w oczach. Mówię, choć to powszechnie wiadome: obecnie anime to już nie to samo anime, co kiedyś. Aim for the Top! trzeba obejrzeć. A dziś dzień jest tak beznadziejny, że nie mam ochoty na nic. Idę spać.
-
Rzeczywiście, wyjątkowym anime bym tego nie nazwał. Sam się dziwiłem, kiedy zebrało takie nagrody.
-
18, Death Note. Poczekajcie tylko do wakacji, jak się dorwę do Monstera, to pobiję rekord! A Eurekę to już dawno temu chwaliłem. Dziesiątkę - słabą, co prawda - ode mnie dostała.
-
A właśnie się zastanawiałem, gdzie się JROX podział, bo kogoś tu brakowało...
-
O tym go, to kiedyś pisali coś na ANSI - ktoś tam znalazł komputerową wersję. Z moich ostatnich doświadczeń Bardzo wzniosłe Ningen Kousaten, które pod koniec niemal każdego odcinka serwuje załzawienie oczu. Wyraźnie eksponuje pewne wartości, którymi cechować się powinien człowiek, mówiąc prosto, dobry. "Weszło" całkiem gładko, ale na wyjątkowo wysoką ocenę się nie nadaje. Ponowne spotkanie ze starą znajomą - Papryką. Tym razem w wysokiej rozdzielczości. I kiedy zacząłem oglądać... już za opening mógłbym wystawić wysoką ocenę. To było naprawdę dobre anime z jeszcze lepszą kreską i nokautującą wcześniej wymienione muzyką! No i Shigurui, które obejrzałem na raz. Jeśli ktoś myślał, że Gantz jest pełne krwi, okrucieństwa i bestialstwa, po obejrzeniu tej 12-odcinkowej serii dowie się, jak bardzo się mylił. Ma ciężki klimat i na swój sposób jest bardzo dobrym anime. Przeraźliwie (i nie bez powodu to słowo) ładnie rysowane, z potwornie dobrymi efektami dźwiękowymi. Pozwala poznać, zdaje się, prawdziwą formę samurajskich potyczek i życia. Uczy. Dla kontrastu: historia trochę pomieszana i, wydaje mi się, niewyjaśniona. Sumując, warto obejrzeć.
-
Albo co tam słychać u Firekage'a! Gantz wspominam miło, ale, jak to nazwałeś, forma walk jest beznadziejna - "strzelić czy...". Ostatnio mam mało czasu, bo i blisko już końca roku szkolnego, i postanowiłem wreszcie przejść Starcrafta, i ostatnio trafiam na nieszczególnie wyjątkowe anime... Przeskakując jednak do tematu anime, chcę wreszcie obejrzeć coś na dziesiątkę! Myślałem, że nie dotrwam do końca Jigoku Shoujo Futakomori - jest tak nudne. Niewiele tu nowości, później zaczyna dziać się coś interesującego, ale dalej jest już tylko koniec. Ale wcześniej widziałem Gungrave, które było dobrym anime - tak na 8.5. Pierwsze, co rzuca się w nim w oczy, to niesamowicie płynna animacja (przynajmniej w wydaniu KAA) - czasami aż tak płynna, że przestaje to przypominać anime. Bardzo dobre udźwiękowienie! Z biegiem odcinków jest coraz lepiej. Istota tego serialu przypomina nieco tę z Berserka. Bardzo uwidocznione zmiany w wyglądzie postaci wraz z upływem kolejnych lat - plus. Przed tym było też School Days: Magical Heart Kokoro-chan - i tu się uśmiałem! Tak jak Valentine Days oceniłem bardzo nisko, bo było zupełnie beznadziejne, tak ten odcinek OVA był całkiem śmieszny, choć z właściwym serialem niewiele miał wspólnego.
-
Trochę sobie ostatnio pooglądałem. Bus Gamer Fajne, bardzo fajne. Fabuła, z jaką dotychczas nie spotkałem się w anime. Nie ma co opowiadać - trzeba obejrzeć i samemu się przekonać. Dlaczego nie dziesiątka? bo jest za krótkie. Metal Skin Panic MADOX-01 Zaczynało się dobrze, ale kiedy przyszło co do czego, okazało się, że twórcy gorzej z pomysłami trafić nie mogli. Pomimo bardzo ładnie szczegółowo narysowanego tytułowego MADOX-a-01, fabuła cienka, nie do przyjęcia, absurdalna! Tide-Line Blue Skusiła mnie wizja świata pochłoniętego przez morza, zalanych lądów. Taki temat budzi wspomnienia - Wodny Świat. Serial był dość przeciętny, zwłaszcza z powodu głupkowatego głównego bohatera, no i tej fabuły... Co? Skąd? Po co? Jeśli ktoś przepada za statkami i okrętami podwodnymi, może czuć się zachwycony - mnie to jedynie nudziło. No i te, mimo że dobrej jakości, rendery helikopterów, wspomnianych łodzi, i innych pojazdów - fe. Zawiodłem się. Za to jakość obrazu, jaką oferuje - trudna do dostania - wersja CS, jest na niezwykle wysokim poziomie. Piękne 1440x810. Minami-ke Wspaniałe i przesympatyczne (pluszaczkowe! :3) bohaterki! Szczególnie śmieszna komedia to nie była, serial nazwałbym raczej zbiorem humorystycznych perypetii, urozmaiconym o krocie śmiesznych sytuacji opowiadaniem o trójce sióstr i ludziach z ich otoczenia. Nie chodzi tu o to, żeby wciąż śmiać się do rozpuku, ale raczej ciepło i z uśmiechem na twarzy przyjmować kolejne wydarzania z życia bohaterek. Może i na Azumandze śmiałem się bardziej, ale Minami-ke i tak zasługuje na równą jej ocenę - ma swoje, inne walory. Świetne, i raz jeszcze: świetne. Piano no Mori Niezwykle spokojne opowiadanie. Kupa dobrej muzyki. Kojący i łagodny film. Niemniej jednak, niespecjalnie wybitny. Jigoku Shoujo No, to chciałem obejrzeć od dawna. Zaczęło się nieźle. Później, przez parę odcinków, było już gorzej i gorzej. Aż do momentu, w którym przełamany został schemat (znany nie skądinąd jak np. z Mushi-shi czy Kousetsu Hyaku Monogatari). I tak łamany był z biegiem odcinków, aż rozpadł się na kawałki. Przyjemnie zakończenie. Szkoda, że muszę się pożegnać z Ai; pocieszam się faktem, że jest jeszcze sequel; no i zapowiedziana została część trzecia. Ostatecznie: całkiem dobre. I tu pytanie: czy istnieją jakieś porządne horrory anime? The Noose (visual novel) Leżało mi to na pulpicie - w końcu musiałem ruszyć. I muszę przyznać, że byłem zaskoczony. Mimo jedynie kilku obrazków i paru, bardzo dobrych co prawda, plików dźwiękowych, The Noose okazuje się być świetnym horrorem (choć z anime wspólne mającym tylko pochodzenie). Nie sądziłem, że mała gra (właściwie) tekstowo-dźwiękowa, odpalana w oknie, może tak przestraszyć, utrzymać takie napięcie, poczucie niepewności, brrr (ostatnio czułem się tak grając w nic innego, jak w cudowną Penumbrę)... Potężne i mimo trudności w odbiorze bardzo dobre. Początek uważam za najlepszy, bo później sytuacja nieco się komplikuje i trzeba długo się zastanawiać, żeby zrozumieć, co się aktualnie dzieje. Dotarłem do dwóch zakończeń - normal i good, ciekawe, co z bad...