Skocz do zawartości
lspider

Polityka i politycy

Rekomendowane odpowiedzi

Przychodzą, bo muszą się tłumaczyć z każdego grosza, który zarobili i z każdego grosza, który wpłacili.

 

Nie pomyliło Ci się z US przypadkiem? :P Nie przesadzaj, i tak źle to wygląda, nie musisz wyolbrzymiać.

 

Miałem jakiś czas temu do czynienia z ZUSem i jakieś 95% osób, które tam spotykałem miały poniżej 50 lat (większość ok. 30). Emeryci tam nie chodzą, bo nie mają po co.

Nie chodzi o emerytów. Nie trzeba być emerytem, żeby nie umieć/nie chcieć/nie mieć możliwości korzystania z "dobrodziejstw informatyzacji". Poza tym, jakkolwiek może to się wydać dziwne dla pewnych użytkowników tego forum (ludzi będących z komputerem za pan brat), niektórzy (i naprawdę nie trzeba do tego mieć 50+ lat) po prostu wolą przejść się do urzędu i pogadać z żywym człowiekiem, a nie klikać czy wisieć na infoliniach. Dlatego mnogość placówek ZUS (i innych urzędów) jest uzasadniona, przynajmniej jeszcze - wiadomo, że z czasem się to zmieni, ale pokolenie naszych rodziców musi najpierw opuścić ten świat.

 

Ty za to prezentujesz piękną polską arogancję - wszyscy to idioci, tylko ty jesteś jedyny mądry.

 

Ciekawym, jak żeś do tego doszedł.

 

Zauważ, że z budżetu RP można lekką ręką obciąć jakieś 100 mld złotych nie ruszając nawet socjalu.

 

Naprawdę? 1/3 budżetu, lekką ręką?

 

Z łatwością można byłoby zastąpić składki ZUS jakimś płaskim podatkiem od każdego pracującego, znacznie niższym od obecnych składek. A jeszcze lepiej po prostu zawrzeć to w podatku VAT.

 

Z łatwością, powiadasz? Zastąpić? Nawet gdyby od dziś KAŻDY pracujący w Polsce człowiek (nieważne na jakiej umowie) zaczął odprowadzać "płaski podatek" w wysokości powiedzmy 450 złotych, przy jednoczesnym UTRZYMANIU obecnej składki emerytalnej, to i tak nie zbliżamy się nawet do wyjścia na zero do 2050 roku. A naprawdę ciekawie robi się dopiero potem, spójrz na piramidę demograficzną. Niestety, ale większość "lamentujących" nad nieudolnością rządu nie czai, o jakich liczbach tutaj mowa. Jonas zauważył słusznie, że aby założenia tzw. umowy pokoleniowej miały sens, wiek emerytalny powinien być bezzwłocznie podniesiony do ponad 80 lat.

 

Nie martw się, jeszcze przyjdzie czas na Korektę przez duże K.

 

To nie jest takie proste. Strefa Euro jest "troszeczkę" większa od strefy złotego, przełożenia rodem z podręcznika podstaw ekonomii tutaj nie występują. Bardziej miarodajne są notowania EUR/USD, tam widać, że Euro systematycznie słabnie. Burza w strefie Euro prędziej wywoła rollercoaster na naszej słabej i podatnej na spekulacje wielkich graczy walucie, niż jej wyraźne umocnienie. Edytowane przez und3r
  • Upvote 1

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Z łatwością, powiadasz? Zastąpić? Nawet gdyby od dziś KAŻDY pracujący w Polsce człowiek (nieważne na jakiej umowie) zaczął odprowadzać "płaski podatek" w wysokości powiedzmy 450 złotych, przy jednoczesnym UTRZYMANIU obecnej składki emerytalnej, to i tak nie zbliżamy się nawet do wyjścia na zero do 2050 roku. A naprawdę ciekawie robi się dopiero potem, spójrz na piramidę demograficzną. Niestety, ale większość "lamentujących" nad nieudolnością rządu nie czai, o jakich liczbach tutaj mowa. Jonas zauważył słusznie, że aby założenia tzw. umowy pokoleniowej miały sens, wiek emerytalny powinien być bezzwłocznie podniesiony do ponad 80 lat.

 

Projekcje na rok 2050 można sobie wsadzić w buty, bo nie wiadomo nawet co się wydarzy w roku 2013.

Najprostsze rozwiązanie byłoby takie, żeby przestać całkowicie zbierać składki i zająć się tylko wypłatą świadczeń. Każdy, kto pobiera emeryturę, nadal by ją pobierał, a reszta dostałaby kwotę proporcjonalną do ilości wpłaconych składek (czyli jak ktoś ma teraz 30 lat i płaci składki od 5 lat, to w wieku 65/67 dostałby jakąś niewielką kwotę). Dzięki temu można byłoby skasować 90% administracji w ZUS, który byłby całkowicie finansowany z budżetu państwa. Jednak żeby tego dokonać potrzebne byłyby inne poważne zmiany, a mianowicie całkowite uproszczenie podatków. Zostałyby tylko podatki od nieruchomości oraz VAT - jedna stawka na wszystkie produkty, żadnych ulg i odliczeń. Do tego wszystkie pieniądze z prywatyzacji szłyby na emerytury. Oczywiście przy tym maksymalna deregulacja, obcięcie bezsensownych wydatków i za parę lat z kryzysu emerytalnego moglibyśmy się śmiać mając 10% wzrost PKB i nadwyżki budżetowe.

Szkoda, że nikt czegoś takiego nie zrobi, ale fajnie jest czasem sobie pomarzyć :)

 

Btw. dokładnie wiem o jakich liczbach tutaj mowa.

 

To nie jest takie proste. Strefa Euro jest "troszeczkę" większa od strefy złotego, przełożenia rodem z podręcznika podstaw ekonomii tutaj nie występują. Bardziej miarodajne są notowania EUR/USD, tam widać, że Euro systematycznie słabnie. Burza w strefie Euro prędziej wywoła rollercoaster na naszej słabej i podatnej na spekulacje wielkich graczy walucie, niż jej wyraźne umocnienie.

 

Chodziło mi o ostateczną korektę, czyli zmiecenie euro z powierzchni ziemi, ale złoty pewnie także podzieli jego los.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Projekcje na rok 2050 można sobie wsadzić w buty, bo nie wiadomo nawet co się wydarzy w roku 2013.

 

Pewnie, najlepiej więc nie planować budżetu w ogóle! :P

 

(...) ZUS, który byłby całkowicie finansowany z budżetu państwa.

 

Budżet państwa też pochodzi z naszych "składek", to jest tylko kwestia nomenklaturalna, praktycznie rzecz biorąc. Równie dobrze składki na ZUS można by nazwać podatkiem. W chwili obecnej z tzw. "budżetu" i tak co roku przeznaczanych jest na świadczenia emerytalne kilkadziesiąt miliardów, składki starczają tylko na połowę wypłat (o zgrozo, kredytujemy je też od kilku lat w bankach komercyjnych, ale ciężko się temu dziwić, skoro kadencja trwa 4 lata, a spłatę linii kredytowej można odroczyć o lat nawet kilkadziesiąt, niech się przyszłe ekipy tym martwią, a co).

 

Do tego wszystkie pieniądze z prywatyzacji szłyby na emerytury.

 

Taki był zamysł - niestety, dla polityków bardziej kuszące jest (i zawsze będzie) przeznaczanie tych pieniędzy na cele znacznie bardziej "widoczne" dla elektoratu. Ogólnie zajmowanie się ratowaniem systemu emerytalnego jest niepopularne, co zresztą mamy okazję teraz obserwować.

 

Oczywiście przy tym maksymalna deregulacja, obcięcie bezsensownych wydatków i za parę lat z kryzysu emerytalnego moglibyśmy się śmiać mając 10% wzrost PKB i nadwyżki budżetowe.

Szkoda, że nikt czegoś takiego nie zrobi, ale fajnie jest czasem sobie pomarzyć :)

 

Nie zrobi, gdyż to o czym piszesz zajęłoby nie kilka lat, tylko kilkanaście lat (wariant i tak dość optymistyczny), politykom bardziej zaś opłaca się zajmować sprawami mającymi przełożenie na najbliższe wybory, nie na to, co będzie za kilkadziesią lat. Błędne to koło, niestety.

 

Chodziło mi o ostateczną korektę, czyli zmiecenie euro z powierzchni ziemi, ale złoty pewnie także podzieli jego los.

 

Ja z kolei rozwinąłem po prostu Twoją odpowiedź na posta KWSa.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Pewnie, najlepiej więc nie planować budżetu w ogóle! :P

Można zaplanować maksymalnie na przyszły rok, a i tak nie będzie się w 100% pokrywał z rzeczywistością, więc planowanie na 40 lat to wróżenie z fusów. Jak widać zachód znacznie przegonił związek radziecki - tam były plany pięcioletnie, a w USA albo UE są 10/20/30 letnie. Tylko co z tego, że kongres zaplanuje cięcie wydatków o 1,2 bln dolarów w ciągu następnych 10 lat, skoro za rok to już może być inny kongres i inny prezydent.

 

Budżet państwa też pochodzi z naszych "składek", to jest tylko kwestia nomenklaturalna, praktycznie rzecz biorąc. Równie dobrze składki na ZUS można by nazwać podatkiem. W chwili obecnej z tzw. "budżetu" i tak co roku przeznaczanych jest na świadczenia emerytalne kilkadziesiąt miliardów, składki starczają tylko na połowę wypłat (o zgrozo, kredytujemy je też od kilku lat w bankach komercyjnych, ale ciężko się temu dziwić, skoro kadencja trwa 4 lata, a spłatę linii kredytowej można odroczyć o lat nawet kilkadziesiąt, niech się przyszłe ekipy tym martwią, a co).

Tak, ale wydzielanie oddzielnych budżetów to niepotrzebne koszty. W samym ZUS jest co najmniej kilka różnych budżetów, każdy do czego innego i każdym zarządza ktoś inny, mimo, że w praktyce to i tak jeden worek. Byłoby o wiele łatwiej, gdyby wszystkie podatki wpływały i wypływały z tego samego miejsca.

 

Nie zrobi, gdyż to o czym piszesz zajęłoby nie kilka lat, tylko kilkanaście lat (wariant i tak dość optymistyczny), politykom bardziej zaś opłaca się zajmować sprawami mającymi przełożenie na najbliższe wybory, nie na to, co będzie za kilkadziesią lat. Błędne to koło, niestety.

 

Raczej kilka miesięcy gdyby nie było żadnych przeszkód typu weto prezydenckie itp. Nie widzę problemu w zmianie całego systemu podatkowego np. od przyszłego roku. Oczywiście nie przez dzisiejszą ekipę :D

 

Odniosę się jeszcze do wcześniejszego twojego posta, bo zapomniałem o czymś.

Moja rada: przestań sobie wmawiać, że istnienie składki ZUS stanowi o możności bądź niemożności oszczędzania na emeryturę samodzielnie. Załóżmy, że składka emerytalna znika od jutra, czyli zarabiasz blisko 20% więcej - czym to się różni od sytuacji, w której zaczynasz zarabiać 20% więcej z dowolnego innego powodu, np. poprzez zmianę pracy na lepiej płatną? Czy gdybyś dostał jutro ofertę pracy z pensją wyższą o 20% to zacząłbyś całe te 20% odkładać? I zanim odpowiesz przekornie ( :P ), że tak, zastanów się, czy przypadkiem nie miałeś takiego okresu w życiu, w którym zarabiałeś 20% mniej niż teraz.

 

Masz częściowo rację, ale wszystko zależy od tego o jakich kwotach mowa. Ktoś kto zarabia płacę minimalną raczej nie odłoży wszystkich pieniędzy ze składki, bo potrzebuje ich tu i teraz. Zamiast tego np. będzie mu łatwiej spłacać kredyt na mieszkanie, a to też jest forma odłożenia na emeryturę, bo potem będzie mógł na to mieszkanie wziąć odwróconą hipotekę albo je sprzeda i zamieszka z dziećmi itp.

Podsumowanie jest takie, że są różne sytuacje i różni ludzie, i każdy odłoży inną kwotę w inny sposób, dlatego takie obligatoryjne 20% jest bezsensowne. Tym bardziej, że te pieniądze są tylko na świstkach, które ZUS czasami przysyła listownie. Moja mama odłożyła prawie 400000 zł :D

 

W istocie, koszta operacyjne to drobne w kontekście realnych potrzeb.

 

Nie takie drobne, bo patrząc na stronę otwartybudzet.pl wychodzi na to, że koszty utrzymania samego ZUS to 29 mld złotych. Poza tym trzeba też liczyć takie rzeczy jak budynki ZUS, od których po sprzedaży za ciężkie pieniądze ktoś będzie musiał płacić podatki i je utrzymywać, co też jest pośrednio opodatkowane (dla lepszego zobrazowania np. płyny do mycia szyb kupuje teraz ZUS, więc płaci VAT sam sobie, a tak płaciłby kto inny).

 

 

I jeszcze jedna sprawa (wall of text ;)) co do obcięcia 100 mld z budżetu:

Ministerstwo Niszczenia Nauki i Szkolnictwa Wyższego - 15,5 mld zł

Ministerstwo Niszczenia Rolnictwa i Wsi - 25 mld

Ministerstwo Niedorozwoju Regionalnego - 13 mld

Ministerstwo Niesprawiedliwości - 10 mld (z tego co wiem, to sądy pobierają opłaty za swoje usługi, więc nie powinny potrzebować żadnych dopłat)

Ministerstwo Choroby - 4 mld

Ministerstwo Braku Kultury - 3 mld

Ministerstwo Osłabiania Gospodarki - 3 mld

Ministerstwo Ogłupiania Narodowego - 0,75 mld

 

Ledwie kilka pozycji, a już mamy +- 75 mld bez wdawania się w szczegóły (być może coś z tego trzeba zostawić albo zostawić tymczasowo). Nie liczę np. tego, że Ministerstwo Finansów wydaje rocznie 162 mld na "zarządzanie finansami państwa", bo nie wiem co wchodzi w skład tej sumy i ile z tej kwoty można ciachnąć, choć zapewne można dużo.

Edytowane przez Modd

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tak bardzo jak marzę, żeby się z Tobą zgadzać, to mam jedno pytanie. Za każdym razem jak podajesz (i często Sławomir Guzik) jakieś liczby w stylu "to powinno być obcięte o tyle" to skąd wy je w ogóle bierzecie? Tak sobie wymyślacie na poczekaniu czy jakieś analizy przeprowadziliście?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tak bardzo jak marzę, żeby się z Tobą zgadzać, to mam jedno pytanie. Za każdym razem jak podajesz (i często Sławomir Guzik) jakieś liczby w stylu "to powinno być obcięte o tyle" to skąd wy je w ogóle bierzecie? Tak sobie wymyślacie na poczekaniu czy jakieś analizy przeprowadziliście?

 

Kwoty, które podałem wyżej, to całkowite wydatki na dane ministerstwa. Ponieważ Ministerstwo Niszczenia Nauki i Szkolnictwa Wyższego jest całkowicie zbędne, a nawet szkodliwe, to logiczne jest, że trzeba je zlikwidować całkowicie. W ten sposób zaoszczędzamy całą kwotę. To są tylko najbardziej oczywiste przykłady. Gdyby bardziej się w to zagłębić, to znalazłoby się wiele innych niepotrzebnych wydatków, np. cała struktura pobierania PIT to koszt kilku/kilkunastu mld. Gdyby nie było PIT, to nie byłoby tych kosztów, a pieniądze i tak byłyby opodatkowane (wszystkie pieniądze zostają kiedyś wydane, więc zostaje pobrany od nich VAT).

 

EDIT: W obydwu postach napisałem "nisczenia" :D

Edytowane przez Modd

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Można zaplanować maksymalnie na przyszły rok, a i tak nie będzie się w 100% pokrywał z rzeczywistością, więc planowanie na 40 lat to wróżenie z fusów.

 

o_0 Budżet państwa? Twierdzisz, że prognozy budżetowe i wynikające z nich strategie makroekonomiczne są bez sensu?

 

Raczej kilka miesięcy gdyby nie było żadnych przeszkód typu weto prezydenckie itp. Nie widzę problemu w zmianie całego systemu podatkowego np. od przyszłego roku.

Wszyscy zwolennicy Janusza są tak oderwani od rzeczywistości?

 

Podsumowanie jest takie, że są różne sytuacje i różni ludzie, i każdy odłoży inną kwotę w inny sposób, dlatego takie obligatoryjne 20% jest bezsensowne. Tym bardziej, że te pieniądze są tylko na świstkach, które ZUS czasami przysyła listownie. Moja mama odłożyła prawie 400000 zł :D

 

Jeszcze raz, do znudzenia - składka emerytalna to _nie_ są pieniądze, które są przez płatnika składek gdziekolwiek odkładane.

 

Tak bardzo jak marzę, żeby się z Tobą zgadzać, to mam jedno pytanie. Za każdym razem jak podajesz (i często Sławomir Guzik) jakieś liczby w stylu "to powinno być obcięte o tyle" to skąd wy je w ogóle bierzecie? Tak sobie wymyślacie na poczekaniu czy jakieś analizy przeprowadziliście?

 

Nie kumasz - to nie chodzi o to, żeby obcinać budżety ministerstw. Chodzi o to, żeby w ogóle je wszystkie (prawie?) zlikwidować. To jest właśnie genialny w swojej prostocie pomysł JKM.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie kumasz - to nie chodzi o to, żeby obcinać budżety ministerstw. Chodzi o to, żeby w ogóle je wszystkie (prawie?) zlikwidować. To jest właśnie genialny w swojej prostocie pomysł JKM.

 

Na przycinaniu kadr administracyjnych jeszcze żadna firma źle nie wyszła :>
  • Upvote 2

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Rodzice?

Rynek?

 

Szkoły w programie mogłyby pokazać czego dzieciak ma sie uczyc i z jakich podręczników, rodzic mógłby zdecydować czy ma sie uczyć w szkole gdzie jest 1 godzia historri tygodniowo i podręcznik w którym piszą o GW, czy ma mieć 5 godzin historii w tygodniu, z podręcznikami gdzie piszą obiektywnie o historii kraju.

 

Ustalić ramy prawne dot. szkolnictwa - w podstawówce dzieciak ma sie nauczyc czytac pisac itd, czyli podstaw, a potem wybór pozostawić rodzicom. Dzieciak przed przyjęciem do szkoły musiałby napisać egzamin(jak to było na studiach) i voila.

 

Nie rozumiem, po co państo ma sie mieszac do szkolnictwa- tylko szkodzi - co jakiś czas bzdurne 'reformy'(np wprowadzenie gimnazjów, co wymusiło otwarcie nowych szkół i dodatkowe etaty) zmienianie podręczników itd. Jakoś uczelnie wyższe potrafiły długo zachować niezależność a czego się uczysz i jak zaliczasz to sprawa wewnętrzna.

Edytowane przez pix3l
  • Upvote 1

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Kto będzie ustalał, czego uczyć w szkołach, jak nie będzie ministerstwa?

 

Obecne ministerstwo słabiutko sobie z tym radzi. Zapoczątkowana przez rząd głupiego Buzka destrukcja systemu edukacji, nazwana dość figlarnie reformą, postępuje wręcz lawinowo. Co szkoła to inne podręczniki, bo nauczyciele dostają pod stołem bonusik do chudej pensyjki za wybranie określonego wydawnictwa, a interes musi się przecież kręcić. Nie ma już szans odsprzedać książek kolejnemu rocznikowi, choć całą moją podstawówkę (1990-1998) tak to właśnie wyglądało. O szkodach, jakie dzieciakom wyrządza poroniona idea gimnazjów, można by jeszcze jałowo natrzaskać literek od groma i ciut.

 

I po cholerę takie nieudolne ministerstwo, które jak to niedawno tu pisano, przymierza się do wprowadzenia do programu nauczania jakiejś "wody i anala" w miejsce normalnych przedmiotów? Żeby poupychać fumfli na synekurach, to jasne, ale po co jeszcze?

  • Upvote 1

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Żeby 'wyedukować' gamoni, którzy pod hasłami 'wolności' 'równouprawnienia' i 'nowoczesnego państwa' posłusznie oddadzą głos na któreśtam w kolejności post-komusze ugrupowanie polityczne :]

 

 

Z innej beczki: Mnie zawsze niszczy idea parytetów i równouprawnienia kobiet. Mam nadzieje że wszystkie panie są zadowolone z tyrania do 67 roku życia, w koncu se to wywałczyły :)

  • Upvote 1

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

o_0 Budżet państwa? Twierdzisz, że prognozy budżetowe i wynikające z nich strategie makroekonomiczne są bez sensu?

Mniej więcej. Amerykanie zakładają, że ich PKB będzie rosnąć o 3% przez kolejne 10 lat - uja warta taka prognoza.

 

Wszyscy zwolennicy Janusza są tak oderwani od rzeczywistości?

Chyba tak :<

Małe zmiany robi się latami, duże z dnia na dzień.

 

Jeszcze raz, do znudzenia - składka emerytalna to _nie_ są pieniądze, które są przez płatnika składek gdziekolwiek odkładane.

I właśnie dlatego trzeba przestać ją pobierać.

 

Nie kumasz - to nie chodzi o to, żeby obcinać budżety ministerstw. Chodzi o to, żeby w ogóle je wszystkie (prawie?) zlikwidować. To jest właśnie genialny w swojej prostocie pomysł JKM.

 

To mój pomysł :( Ale on ma pewnie podobny.

 

Kto będzie ustalał, czego uczyć w szkołach, jak nie będzie ministerstwa?

 

Ktokolwiek, byle nie minister edukacji :D

Chciałbym, żeby w Polsce były np. takie szkoły, w których jest 20 godzin muzyki tygodniowo z czego 15~ to gra na wybranym instrumencie. Albo 20 godzin WF z czego 15~ to uprawianie wybranego sportu itp.

Specjalizacja to coś, co by się w naszym kraju przydało, bo studenci politechniki chodzący na WF to trochę niepoważne.

  • Upvote 2

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Obecne ministerstwo słabiutko sobie z tym radzi. Zapoczątkowana przez rząd głupiego Buzka destrukcja systemu edukacji, nazwana dość figlarnie reformą, postępuje wręcz lawinowo. Co szkoła to inne podręczniki, bo nauczyciele dostają pod stołem bonusik do chudej pensyjki za wybranie określonego wydawnictwa, a interes musi się przecież kręcić. Nie ma już szans odsprzedać książek kolejnemu rocznikowi, choć całą moją podstawówkę (1990-1998) tak to właśnie wyglądało. O szkodach, jakie dzieciakom wyrządza poroniona idea gimnazjów, można by jeszcze jałowo natrzaskać literek od groma i ciut.

 

I po cholerę takie nieudolne ministerstwo, które jak to niedawno tu pisano, przymierza się do wprowadzenia do programu nauczania jakiejś "wody i anala" w miejsce normalnych przedmiotów? Żeby poupychać fumfli na synekurach, to jasne, ale po co jeszcze?

 

Nie mówię, że się nie zgadzam, moja ciocia uczy niemieckieg w gimnazjum/liceum i pensyjka wcale nie taka chuda. Oczywiście w żadnym wypadku kokosy, ale jak na Polskie warunki to wporządku, do biedy daleko. Do tego jak chce, to zawsze może dawać korepetycje, po 30-40pln/h, chętni zawsze są. Płakać nad losem nauczycieli nie ma co. Nie wspominając o płatnych 2 tygodniach ferii zimowych, 2 miesiącach wakacji, i o tym, że jak się uczy w normalnej szkole a nie pełną debili, jak tam gdzie ona pracuje, to jeszcze można mieć satysfakcję z tej pracy. Chociaż pewnie moja i cioci szkoła (rok w rok pierwsza dziesiątka w Małopolsce bazując na wynikach matur) to wyjątek.

 

Poza tym nie zgadzam się z pix3lem. Jak rodzice by decydowali? Głosując nad każdą książką w programie nie widząc ich na oczy i nad każdym przedmiotem nie mając o nich pojęcia? A może kazać mamom walczyć w kisielu o to? ;-) Rynek? Czyli co podstawówki płatne mają być? Już to widzę...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Na przycinaniu kadr administracyjnych jeszcze żadna firma źle nie wyszła :>

 

Analogie między aparatem państwowym opartym na demokracji, a prywatną korporacją są dziecinnie wręcz głupie i pomijają istotne czynniki.

 

Mniej więcej. Amerykanie zakładają, że ich PKB będzie rosnąć o 3% przez kolejne 10 lat - uja warta taka prognoza.

 

To ja nie mam więcej pytań. Nawet swój prywatny budżet planuję na x lat do przodu, chociaż nie wiem dokładnie, ile zarobię w przyszłym miesiącu. Obowiązkiem osób odpowiedzialnych za finanse całego kraju jest planowanie z uwzględnieniem prognoz nie na lata, lecz wręcz na pokolenia do przodu. Oczywiście, te plany muszą być elastyczne, ale są konieczne.

 

I właśnie dlatego trzeba przestać ją pobierać.

 

Tak, wiem, a obecnym emerytom dalej wypłacać świadczenia. Z budżetu. Nie musisz się powtarzać. I jeszcze piszesz, że "doskonale zdajesz sobie sprawę o jakich liczbach tutaj mowa" - aha, właśnie to udowadniasz cały czas.

 

To mój pomysł :( Ale on ma pewnie podobny.

 

Dlatego nigdy nie będzie brany na poważnie.

 

Ktokolwiek, byle nie minister edukacji :D

 

Czym konkretnie ten "ktokolwiek" miałby się różnić w kompetencjach od minista edukacji?

 

Chciałbym, żeby w Polsce były np. takie szkoły, w których jest 20 godzin muzyki tygodniowo z czego 15~ to gra na wybranym instrumencie.

 

Nie czuję się mocny w tej dziedzinie, ale wydaje mi się, że profilowane szkoły muzyczne jak najbadziej istnieją.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

To ja nie mam więcej pytań. Nawet swój prywatny budżet planuję na x lat do przodu, chociaż nie wiem dokładnie, ile zarobię w przyszłym miesiącu. Obowiązkiem osób odpowiedzialnych za finanse całego kraju jest planowanie z uwzględnieniem prognoz nie na lata, lecz wręcz na pokolenia do przodu. Oczywiście, te plany muszą być elastyczne, ale są konieczne.

To, że trzeba mniej więcej wiedzieć jak budżet na przyszłe lata ma wyglądać, to wiadomo. Ale opieranie go na wydarzeniach za lat 30/40/50 to bzdura, bo w ciągu tego czasu sytuacja może się zmienić dziesiątki razy. Dlatego żeby być przygotowanym na wszystko, nie można sobie pozwolić na 900 mld złotych długu i jeszcze kilka bilionów złotych zobowiązań na przyszłość. Mając budżet pod kontrolą nic nie jest w stanie zaskoczyć państwa, bo nawet w przypadku wojny zaciągnięcie wtedy pożyczek to żaden problem. Gorzej, jeżeli w takiej sytuacji linia kredytowa się wyczerpie, bo jakiś pajac obiecał ludziom cuda na kiju.

 

Tak, wiem, a obecnym emerytom dalej wypłacać świadczenia. Z budżetu. Nie musisz się powtarzać. I jeszcze piszesz, że "doskonale zdajesz sobie sprawę o jakich liczbach tutaj mowa" - aha, właśnie to udowadniasz cały czas.

Staram się. Dzięki, że to doceniasz.

Otwarty Budżet Polecam!

 

Dlatego nigdy nie będzie brany na poważnie.

To nie jego problem. Stara się pomóc, ludzie tego nie chcą, więc będą cierpieć. Chcącemu nie dzieje się krzywda. A że smutno na to patrzeć, cóż, czasami nic nie można zrobić.

 

Czym konkretnie ten "ktokolwiek" miałby się różnić w kompetencjach od minista edukacji?

Po ktokolwiek specjalnie dodałem emotikonkę ":D". Ale jeżeli kogoś miałbym wskazać, to dowolny nauczyciel (przynajmniej taki, który nie ma na wszystko wy******) wie lepiej jak ma uczyć, niż jakaś Tuska teściowej kobity brata siostra.

 

Nie czuję się mocny w tej dziedzinie, ale wydaje mi się, że profilowane szkoły muzyczne jak najbadziej istnieją.

 

Być może, ale zamiast słowa "profilowane" wolałbym słowo "wyspecjalizowane". Też nie wiem jak to się odbywa, ale zapewne w takiej szkole profilowanej muzyka to tylko dodatek do tego, czego uczy się wszędzie. Mi chodzi o to, żeby z takich szkół wychodzili kilkunastoletni mistrzowie w swojej dziedzinie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ale opieranie go na wydarzeniach za lat 30/40/50 to bzdura

 

Czyżby? Wiesz, oczywiście, do czego służą ekonomistom współczynniki przyrostu naturalnego i inne dane demograficzne, które bezpośrednio przekładają się masę rzeczy, np. na takie drobiazgi jak przyszłe wpływy ze składek czy koszt emerytur? Struktura demograficzna społeczeństwa może być natomiast szacowana na kilkadziesiąt lat do przodu z niewielkim marginesem błędu.

 

Dlatego żeby być przygotowanym na wszystko, nie można sobie pozwolić na 900 mld złotych długu i jeszcze kilka bilionów złotych zobowiązań na przyszłość.

 

Niby czemu, nie można sobie na taki dług pozwolić? Nie ma nic złego w posiadaniu zadłużenia, o ile stać nas na jego obsługę.

 

Mając budżet pod kontrolą nic nie jest w stanie zaskoczyć państwa, bo nawet w przypadku wojny zaciągnięcie wtedy pożyczek to żaden problem. Gorzej, jeżeli w takiej sytuacji linia kredytowa się wyczerpie, bo jakiś pajac obiecał ludziom cuda na kiju.

 

Nie ma to, co piszesz, niestety, większego sensu.

 

Staram się. Dzięki, że to doceniasz.

Otwarty Budżet Polecam!

 

Gdybyś się starał, to czytałbyś ze zrozumieniem np. to, co sam linkujesz. Twój błyskotliwy plan redukcji kosztów poprzez całkowitą likwidację kilku ministerstw (lol) na styk rozwiązałby problem deficytu ZUS tylko przy założeniu, że utrzymane zostałaby obowiązkowe składki. Ty zaś proponujesz ich likwidację.

 

A że smutno na to patrzeć, cóż, czasami nic nie można zrobić.

 

Można np. nie wygadywać publicznie farmazonów. Myślę, że to by wystarczyło, tak na dobry początek.

 

Po ktokolwiek specjalnie dodałem emotikonkę ":D". Ale jeżeli kogoś miałbym wskazać, to dowolny nauczyciel (przynajmniej taki, który nie ma na wszystko wy******) wie lepiej jak ma uczyć, niż jakaś Tuska teściowej kobity brata siostra.

 

Ale zdajesz sobie sprawę, że prawie każdy minister edukacji w III RP był przez pewien okres swojego życia nauczycielem (szkolnym lub akademickim), prawda?

 

Być może, ale zamiast słowa "profilowane" wolałbym słowo "wyspecjalizowane". Też nie wiem jak to się odbywa, ale zapewne w takiej szkole profilowanej muzyka to tylko dodatek do tego, czego uczy się wszędzie. Mi chodzi o to, żeby z takich szkół wychodzili kilkunastoletni mistrzowie w swojej dziedzinie.

 

Znowu: nie znam się na tym, ale wydaję mi się, że istnieją typowo muzyczne szkoły, gdzie uczeń wybiera instrument wiodący i może go naprawdę świetnie opanować przez czas swojej edukacji.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Analogie między aparatem państwowym opartym na demokracji, a prywatną korporacją są dziecinnie wręcz głupie i pomijają istotne czynniki.

To fakt, w prywatnej firmie nieudolnego pracownika się degraduje lub zwalnia. W aparacie państwowym wszyscy mają to w rzyci, bo o ile premier nie będzie potrzebował kozła ofiarnego do widowiskowego zdymisjonowania w błysku fleszy, to przez całą kadencję można spokojnie pobierać wynagrodzenie za nic przy zerowej odpowiedzialności. To jeszcze jedna różnica między prywatnym przedsiębiorstwem a demokratycznym bajzelkiem - w tym drugim nikt nie odpowiada właściwie za nic, bo trzeba się nachapać dopóki kadencja trwa. O skutki tej beztroskiej działalności będzie się martwił następca, no nie?

Zresztą praktyka dowodzi, że ministrów mianuje i odwołuje się niemal co tydzień. Trudno wymagać, by ktoś traktował poważnie swoje obowiązki na nowym stanowisku, skoro za miesiąc może już być zupełnie gdzie indziej. Anegdotka z życia proletariatu: w drukarni gdzie pracowałem pojawił się nowy dyrektor produkcji. Zrobił zebranie i zaczął opowiadać o swojej nowej wizji zakładu. Pewien drukarz, dwadzieścia lat przy maszynie, poprosił o głos, po czym spytał:

- Panie dyrektorze, to bardzo ładne o czym pan tu mówi, ale po co my mamy to robić, skoro za rok pana tu już nie będzie?

Dyrektora odwołano po pół roku od tego zebrania, bezczelny drukarz przepracował jeszcze cztery lata, do likwidacji firmy.

 

Czym konkretnie ten "ktokolwiek" miałby się różnić w kompetencjach od minista edukacji?

Eee, kompetencjami? Jeśli zatrudnia się fachowca z danej dziedziny, to można oczekiwać fachowej usługi. Tymczasem ostatnim kompetentnym ministrem, którego kojarzę, była pani Kopacz, która zignorowała histerię rozpętaną przez koncerny farmaceutyczne z okazji świńskiej grypy. Dzięki temu oszczędzono wagony waluty nie wydanej na "szczepionki", być może też uratowano komuś życie. I co? I pani Kopacz jest teraz marszałkiem Sejmu, a jej resort objął dyletant z nadania partyjnego. Następna histeria z okazji jakiejś tam grypy może nie skończyć się już tak dobrze, niestety.

 

Czyżby? Wiesz, oczywiście, do czego służą ekonomistom współczynniki przyrostu naturalnego i inne dane demograficzne, które bezpośrednio przekładają się masę rzeczy, np. na takie drobiazgi jak przyszłe wpływy ze składek czy koszt emerytur? Struktura demograficzna społeczeństwa może być natomiast szacowana na kilkadziesiąt lat do przodu z niewielkim marginesem błędu.

Jestem żywym dowodem na nieprawdziwość tej tezy. Jako przedstawiciel wyżu demograficznego (urodzeni na początku lat 80.) powinienem mieć co najmniej dwójkę dzieci, które radosną wrzawą zapełniłyby przedszkola i szkoły. Tymczasem dzieci nie mam wcale, bo mnie zwyczajnie nie stać, podobnie jak wielu moich rówieśników. I plan przyszłych wpływów ze składek właśnie się rozpada. Gramy dalej?

 

Niby czemu, nie można sobie na taki dług pozwolić? Nie ma nic złego w posiadaniu zadłużenia, o ile stać nas na jego obsługę.

Bogate państwo, ta Bolanda, stać ją na obsługę kosmicznego zadłużenia. Stać?

 

Ale zdajesz sobie sprawę, że prawie każdy minister edukacji w III RP był przez pewien okres swojego życia nauczycielem (szkolnym lub akademickim), prawda?

To bardzo źle świadczy o nauczycielach szkolnych lub akademickich w tym kraju, patrząc na system edukacji, jaki dzięki nim mamy.
  • Upvote 3

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Czyżby? Wiesz, oczywiście, do czego służą ekonomistom współczynniki przyrostu naturalnego i inne dane demograficzne, które bezpośrednio przekładają się masę rzeczy, np. na takie drobiazgi jak przyszłe wpływy ze składek czy koszt emerytur? Struktura demograficzna społeczeństwa może być natomiast szacowana na kilkadziesiąt lat do przodu z niewielkim marginesem błędu.

Zapomniałeś o drobnym szczególe. Od maja 2004 współczynniki przyrostu naturalnego (oraz wszystko co z tego wynika) można sobie wsadzić bardzo głęboko w anusa. Dlaczego? Odpowiem żartem, w gruncie rzeczy mało śmiesznym:

 

Dołączona grafika

 

Dopóki polaków będzie stać za granicą na Passata, Iphona i codzienne libacje, to będą tam siedzieć i się mnożyć, sprowadzać rodzinę i znajomych, nie odprowadzając przy tym ani grosza do ZUSu. A ich dziecko wychowane w innym kraju, nie wróci już do Polski.

Edytowane przez MaSell

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

To fakt, w prywatnej firmie nieudolnego pracownika się degraduje lub zwalnia. W aparacie państwowym wszyscy mają to w rzyci, bo o ile premier nie będzie potrzebował kozła ofiarnego do widowiskowego zdymisjonowania w błysku fleszy, to przez całą kadencję można spokojnie pobierać wynagrodzenie za nic przy zerowej odpowiedzialności. To jeszcze jedna różnica między prywatnym przedsiębiorstwem a demokratycznym bajzelkiem - w tym drugim nikt nie odpowiada właściwie za nic, bo trzeba się nachapać dopóki kadencja trwa. O skutki tej beztroskiej działalności będzie się martwił następca, no nie?

Zresztą praktyka dowodzi, że ministrów mianuje i odwołuje się niemal co tydzień. Trudno wymagać, by ktoś traktował poważnie swoje obowiązki na nowym stanowisku, skoro za miesiąc może już być zupełnie gdzie indziej.

 

Wszystko co napisałeś wynika z kadencyjności rządów, które z kolei są bezpośrednim skutkiem demokracji. Twoje "uwagi" można sprowadzić do prostego stwierdzenia, iż demokracja jest ustrojem nieefektywnym i z tym stwierdzeniem oczywiście można się zgodzić, ale zmiana ustroju np. na monarchię do prostych nie należy. Realne działania w celu poprawy sytuacji trzeba więc wdrażać w ramach demokracji, a to wymaga świadomego elektoratu. Twoje narzekanie też nie jest zbyt konstruktywne, szczerze mówiąc.

 

Eee, kompetencjami?

 

Tak, kompetencjami. Pytam o zakres kompetencji, jakimi miałby dysponować ten "ktokolwiek", mający wg Modda zastąpić instytucję ministra oraz całe ministerswo.

 

Jestem żywym dowodem na nieprawdziwość tej tezy. Jako przedstawiciel wyżu demograficznego (urodzeni na początku lat 80.) powinienem mieć co najmniej dwójkę dzieci, które radosną wrzawą zapełniłyby przedszkola i szkoły. Tymczasem dzieci nie mam wcale, bo mnie zwyczajnie nie stać, podobnie jak wielu moich rówieśników. I plan przyszłych wpływów ze składek właśnie się rozpada. Gramy dalej?

 

Chciałeś chyba powiedzieć, że jesteś żywym dowodem potwierdzającym prognozy. Nie wiem skąd wziąłeś pomysł, że powinieneś mieć dwójkę dzieci. Istnieje co prawda coś takiego jak efekt echa wyżu, widoczny na tym (starym już i mocno nieaktualnym, ale nie chce mi się szukać aktualnego) wykresie, który rzeczywiście zaobserwowaliśmy, jednak w nieco mniejszej skali niż to było kiedyś zakładane. Ujemny przyrost odnotowaliśmy w roku 2011, podczas gdy GUS zakładał w wyliczeniach, że stanie się to nie wcześniej jak w 2013, ale 2 lata mieszczą się w akceptowalnym marginesie błędu. Teraz czeka nas długi okres ujemnego przyrostu, co niewąpliwie zgadza się z Twoimi obserwacjami.

 

Stać?

Z ekonomicznego punktu widzenia jak najbardziej.

 

To bardzo źle świadczy o nauczycielach szkolnych lub akademickich w tym kraju, patrząc na system edukacji, jaki dzięki nim mamy.

 

Nauczyciele nie są tutaj przyczyną problemu, raczej skutkiem źle skonstruowanego systemu, mającego swoje korzenie w PRLu i przez to oderwanego o współczesnych wymagań rynku pracy.

 

Zapomniałeś o drobnym szczególe. Od maja 2004 współczynniki przyrostu naturalnego (oraz wszystko co z tego wynika) można sobie wsadzić bardzo głęboko w anusa. Dlaczego? Odpowiem żartem, w gruncie rzeczy mało śmiesznym:

 

Dopóki polaków będzie stać za granicą na Passata, Iphona i codzienne libacje, to będą tam siedzieć i się mnożyć, sprowadzać rodzinę i znajomych, nie odprowadzając przy tym ani grosza do ZUSu. A ich dziecko wychowane w innym kraju, nie wróci już do Polski.

 

Ty tak na serio? Myślisz, że w prognozach nie uwzględnia się salda migracji? Że jesteś jedyną osobą zdającą sobie sprawę z tego zjawiska? W wyliczeniach uwzględnia się tzw. przyrost rzeczywisty, biorący pod uwagę wszystko o czym napisałeś.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wszystko co napisałeś wynika z kadencyjności rządów, które z kolei są bezpośrednim skutkiem demokracji. Twoje "uwagi" można sprowadzić do prostego stwierdzenia, iż demokracja jest ustrojem nieefektywnym i z tym stwierdzeniem oczywiście można się zgodzić, ale zmiana ustroju np. na monarchię do prostych nie należy. Realne działania w celu poprawy sytuacji trzeba więc wdrażać w ramach demokracji, a to wymaga świadomego elektoratu. Twoje narzekanie też nie jest zbyt konstruktywne, szczerze mówiąc.

W ramach demokracji wiele wprowadzić się już nie da, chyba że islam jako religię państwową w Europie zachodniej (patrz Francja), zatem zmiana ustroju z demokracji na szariat może nastąpić dużo prościej i szybciej, niż by ktokolwiek oczekiwał.

 

Niekonstruktywne narzekanie - ba, przyjacielu, a cóż ja mogę poza wrzucaniem pobazgranego świstka do pudełka raz na cztery lata, karmiąc się przy tym złudzeniami, że to cokolwiek znaczy? Starać się o wybór na radnego, by chociaż w ramach lokalnej społeczności naprawiać świat? Przykro mi, nie mam czasu.

 

Chciałeś chyba powiedzieć, że jesteś żywym dowodem potwierdzającym prognozy. Nie wiem skąd wziąłeś pomysł, że powinieneś mieć dwójkę dzieci. Istnieje co prawda coś takiego jak efekt echa wyżu, widoczny na tym (starym już i mocno nieaktualnym, ale nie chce mi się szukać aktualnego) wykresie, który rzeczywiście zaobserwowaliśmy, jednak w nieco mniejszej skali niż to było kiedyś zakładane. Ujemny przyrost odnotowaliśmy w roku 2011, podczas gdy GUS zakładał w wyliczeniach, że stanie się to nie wcześniej jak w 2013, ale 2 lata mieszczą się w akceptowalnym marginesie błędu. Teraz czeka nas długi okres ujemnego przyrostu, co niewąpliwie zgadza się z Twoimi obserwacjami.

Naprawdę nie rozumiesz, co się dzieje? Ujemny przyrost naturalny, który wystąpił dwa lata wcześniej niż zakładano i to w momencie, kiedy powinny być widoczne efekty rozmnażania się wspomnianego wyżu z lat 80.? Rzeczywiście jakiś zbrodniarz-socjopata twierdzi, że tak miało być, że ma być mniej i mniej młodych Polaków? Przerażasz mnie sposobem, w jaki argumentujesz słuszność tej teorii. Otto von Bismarck, znany słowianożerca, ryczy w piekle z uciechy. Musi też bardzo śmieszyć go sposób, w jaki jego autorstwa system na sfinansowanie armii pruskiej jest wykorzystywany do tworzenia iluzji państwowych emerytur ponad sto lat później.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W ramach demokracji wiele wprowadzić się już nie da (...)

 

Czyli co proponujesz, bo nie bardzo rozumiem? Zgorzkniałeś już chyba na stare lata :P

 

Naprawdę nie rozumiesz, co się dzieje?

 

Ja rozumiem, Ty chyba rozumiesz, ale większość ludzi ewidentnie nie rozumie (albo nie chce rozumieć, w końcu nieświadomość jest błogosławieństwem) i dlatego nie zabezpiecza się samodzielnie.

 

Ujemny przyrost naturalny, który wystąpił dwa lata wcześniej niż zakładano i to w momencie, kiedy powinny być widoczne efekty rozmnażania się wspomnianego wyżu z lat 80?

 

Dlaczego, konkretnie, powinny być one w Polsce widoczne w takiej skali jak w latach 80? Nie zauważyłeś, że troszeczkę się świat pozmieniał przez minione 30 lat? Ludzie odpowiedzialni za ten wyż (nasi rodzice) jeszcze w zdecydowanej większości żyją i muszą gdzieś mieszkać, czyli ich dzieci (odpowiedzialne teoretycznie za powtórkę wyżu) muszą najpierw na mieszkanie zarobić, a nawet jeśli rodzice mogą im je kupić, to muszą jeszcze zapewnić sobie przyzwoitą pracę i dopiero później mogą myśleć o potomstwie. To nie jest tylko polski problem, dokładnie tę samą sytuację możemy zaobserwować w zachodniej Europie czy nawet w USA. Oczekiwanie, że w dzisiejszych realiach gospodarczych ludzie mający teraz między 25 a 35 lat będą mieć średnio dwójkę dzieci, jest czystą mżonką. Bardziej rozwnięte kraje na zachód od nas mają jeszcze niższe współczynniki przyrostu naturalnego, jednak równoważą je saldem migracji (Francja, Niemcy, UK, itd), więc rzeczywisty przyrost jest nieco wyższy niż u nas, ale dalej grubo poniżej 2.

 

Rzeczywiście jakiś zbrodniarz-socjopata twierdzi, że tak miało być, że ma być mniej i mniej młodych Polaków?

 

Europejczyków, Amerykanów, ba, nawet sporej części Azji dotyka ten sam problem. Ogólnie większość połkuli północnej się starzeje, z wyłączeniem krajów arabskich. Nie jest jednak powiedziane, że ci młodzi ludzie z wyżu lat osiemdziesiątych nie będą mieli tej dwójki dzieci nigdy, imo zakładanie rodziny w dzisiejszych czasach następuje po prostu znacznie później niż 30 lat temu.

 

Przerażasz mnie sposobem, w jaki argumentujesz słuszność tej teorii.

 

Jakiej teorii??? Jakim sposobem? Za czym niby argumentuję? Przedstawiam fakty i tłumaczę, z czego wynikają. Edytowane przez und3r
  • Upvote 1

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Czyli co proponujesz, bo nie bardzo rozumiem? Zgorzkniałeś już chyba na stare lata :P

Jestem człowiekiem pogodnego usposobienia, żółć ulewa mi się tylko ilekroć rozmowa zejdzie na politykę. Z tego powodu nie oglądam serwisów informacyjnych, zawsze mówią coś o polityce i czuję się, padron my French, ufajdany tymi fekaliami.

A co proponuję? Nie wiem, doprawdy, kilkanaście lat temu w ciemno obstawiałbym ponowny niemiecki zabór, ale teraz zamiast zorganizowanych i uporządkowanych germańskich oprawców zjawiłaby się horda smagłolicych Abduli.

 

Ja rozumiem, Ty chyba rozumiesz, ale większość ludzi ewidentnie nie rozumie (albo nie chce rozumieć, w końcu nieświadomość jest błogosławieństwem) i dlatego nie zabezpiecza się samodzielnie.

Pies tańcował z owymi ludźmi. Na ich szczęście w demokratycznym ustroju mogą sobie wybierać na okrągło socjalistów, którzy obiecują im zrobić dobrze. Obiecują, robić niekoniecznie już robią, ale nad tym nikt się nie zastanowi. Kto ma telewizję, może być spokojny o poparcie.

 

Oczekiwanie, że w dzisiejszych realiach gospodarczych ludzie mający teraz między 25 a 35 lat będą mieć średnio dwójkę dzieci, jest czystą mżonką. Bardziej rozwnięte kraje na zachód od nas mają jeszcze niższe współczynniki przyrostu naturalnego, jednak równoważą je saldem migracji (Francja, Niemcy, UK, itd), więc rzeczywisty przyrost jest nieco wyższy niż u nas, ale dalej grubo poniżej 2.

Imigranci nie siedzą bezczynnie i nie wiem, czy owe uczone głowy od współczynników i przyrostów uwzględniają tempo mnożenia się owych imigrantów, dodajmy tempo iście stachanowskie. Oczywiście dzieci tych imigrantów głupie nie są, obserwują i wyciągają wnioski - skoro zatem tata nie pracuje i co miesiąc dostaje tłusty plik eurasów zapomogi, to po diabła mają się wysilać na szukanie pracy, kiedy dorosną?

Aha - "mrzonka", przyjacielu :>

 

Europejczyków, Amerykanów, ba, nawet sporej części Azji dotyka ten sam problem. Ogólnie większość połkuli północnej się starzeje, z wyłączeniem krajów arabskich. Nie jest jednak powiedziane, że ci młodzi ludzie z wyżu lat osiemdziesiątych nie będą mieli tej dwójki dzieci nigdy, imo zakładanie rodziny w dzisiejszych czasach następuje po prostu znacznie później niż 30 lat temu.

Z tą Azją to mnie zadziwiłeś. Czyżby Chińcyki nie tsymali się tak mocno?

 

Polecam do przeczytania wpis na blogu Pana Roberta Gwiazdowskiego:PRZECIWPOŻAROWY PAPIER MINISTRA ROSTOWSKIEGO

 

Bardzo śmiałe i prawdziwe podsumowanie tego wpisu.

 

Pan Robert, od kogokolwiek kasuje wierszówkę, przeoczył jeden scenariusz dla Europy po upadku socjalizmu, czyli skolonizowanie przez małe żółte rączki. Skończy się w ten właśnie sposób, czuję to w moczu, w wykonaniu jakiejś azjatyckiej potęgi, Indii, Chin albo czegoś podobnego, co będzie miało walutę akceptowalną wszędzie na świecie. Euro niedługo taką walutą być przestanie, jak sądzę.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Pan Robert, od kogokolwiek kasuje wierszówkę, przeoczył jeden scenariusz dla Europy po upadku socjalizmu, czyli skolonizowanie przez małe żółte rączki. Skończy się w ten właśnie sposób, czuję to w moczu, w wykonaniu jakiejś azjatyckiej potęgi, Indii, Chin albo czegoś podobnego, co będzie miało walutę akceptowalną wszędzie na świecie. Euro niedługo taką walutą być przestanie, jak sądzę.

 

Nie pomijajmy w naszych luźnych rozważaniach także scenariusza islamskiego (patrz: np. Francja, Dania).

 

Co do Chińczyków, to niewątpliwie wyobraźni i wojowniczego charakteru odmówić im nie można: http://www.youtube.com/watch?v=wW5DaEWLdMk :blink:

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Czyżby? Wiesz, oczywiście, do czego służą ekonomistom współczynniki przyrostu naturalnego i inne dane demograficzne, które bezpośrednio przekładają się masę rzeczy, np. na takie drobiazgi jak przyszłe wpływy ze składek czy koszt emerytur? Struktura demograficzna społeczeństwa może być natomiast szacowana na kilkadziesiąt lat do przodu z niewielkim marginesem błędu.

Współczynniki przyrostu naturalnego, tak jak cała masa innych danych i współczynników, służą ekonomistom do tego, żeby mogli udawać znajomość ekonomii.

 

Niby czemu, nie można sobie na taki dług pozwolić? Nie ma nic złego w posiadaniu zadłużenia, o ile stać nas na jego obsługę.

Oddawanie 40 mld złotych rocznie to nic złego?

 

Nie ma to, co piszesz, niestety, większego sensu.

Chyba ty.

 

 

Odnośnie tego czy nas stać na obsługę długu, chcę przypomnieć, że jeszcze 3 lata temu Grecję też było na to stać i 99% ekonomistów patrząc na swoje magiczne współczynniki i wskaźniki nie zorientowało się, że coś jest nie tak. Rok później zaczęły się problemy. Co takiego strasznego się stało przez ten czas? Przecież dług był niemalże taki sam jak rok wcześniej. Ano zmienił się jeden malutki szczegół - wzrosło oprocentowanie greckich obligacji i Grecja nie była już w stanie tego długu obsługiwać. To samo stanie się np. z USA w najbliższym czasie - teraz dzięki FED kongres może pożyczać pieniądze za grosze, ale prędzej czy później oprocentowanie zacznie rosnąć i FED będzie musiał przestać kupować obligacje i podnieść stopy procentowe (albo tego nie robić i przypatrywać się hiperinflacji). Jak myślisz, czy USA są przygotowane na to, że obsługa długu skoczy z 400 mld $ rocznie do 1 albo 1,5 biliona $? Wtedy dopiero ludzie poznają znaczenie słowa kryzys, bo skoro maleńka Grecja wywołuje takie niepokoje, to co będzie, jak najbogatsze państwo świata, w dodatku drukujące światową walutę rezerwową, imploduje?

To, że dług jeszcze da się obsługiwać, to nie znaczy, że nie jest on zagrożeniem. A już na pewno nie jest niczym dobrym.

 

Poza tym mnie uczono, że pieniądze pożycza się tylko w ostateczności, jak już nie ma innego wyjścia. Niestety panują zgoła odmienne zwyczaje i mamy to co mamy.

Edytowane przez Modd
  • Upvote 6

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Aha - "mrzonka", przyjacielu :>

 

Rzeczywiście, wygląda jakby lepiej ;) Dawno nikt mnie nie poprawił, to dobrze, że czuwasz :)

 

Z tą Azją to mnie zadziwiłeś. Czyżby Chińcyki nie tsymali się tak mocno?

 

Polityka jednego dziecka w Chinach – Wikipedia, wolna encyklopedia

 

 

Współczynniki przyrostu naturalnego, tak jak cała masa innych danych i współczynników, służą ekonomistom do tego, żeby mogli udawać znajomość ekonomii.

 

Dobrze, że przynajmniej Ty nie musisz udawać.

 

Oddawanie 40 mld złotych rocznie to nic złego?

 

Ja oddaję miesięcznie jakieś 3k odsetek w każdej racie kredytu hipotecznego i jasne, że wolalbym nie oddawać, ale mimo wszystko bardziej mi się opłacało wziąć kredyt niż nie wziąć. Kredyt nie jest niczym złym sam w sobie, póki stać Cię na obsługę zadłużenia, wszystko jest ok. Nawet mając na koncie pół miliona "wolnej gotówki", chcąc kupić mieszkanie za pół miliona i tak brałbym na nie kredyt. Nie bez powodu często nawet bardzo majętne osoby posiadają olbrzymie zadłużenie, podobnie jest z państwami - generalnie rzecz ujmując, im bogatsze państwo, tym więcej ma długu. Wyjątkiem jest tutaj Rosja i inne państwa posiadające wielkie zasoby naturalne (głównie ropa i gaz). Z nienaftowych krajów z bardzo niskim długiem publicznym (<10%) można wymienić Honkkong (praktycznie rzecz biorąc nie będący autonomicznym państwem), Chile czy Estonię i żadnego z nich nie sposób przyrównywać do Polski.

 

Chyba ty.

 

:lol: Nie ma to jak solidna argumentacja, widzę, że nauki Janusza nie idą w przysłowiowy las :P

 

Odnośnie tego czy nas stać na obsługę długu, chcę przypomnieć, że jeszcze 3 lata temu Grecję też było na to stać i 99% ekonomistów patrząc na swoje magiczne współczynniki i wskaźniki nie zorientowało się, że coś jest nie tak.

 

Dużo tych publikacji czytałeś, skoro wyciągasz taką statystykę? O sytuacji w Grecji i prognozowanym kryzysie w tym kraju czytałem co najmniej dekadę temu, a gdzieś po roku 2004 artykuły na ten temat pojawiały się dość często w "mainstreamowej", wcale nie stricte ekonomicznej prasie. Od dawna ekonomiści wieszczą też kryzys w Hiszpanii oraz we Włoszech.

 

Co takiego strasznego się stało przez ten czas?

 

Nic, bo też nic nadzwyczajnego stawać się nie musiało. Albo raczej - powinno się stać "coś", aby Grecja ostatecznie się nie pogrążyła, a tak, po prostu ziścił się jedyny możliwy scenariusz.

 

Z USA sprawa jest nieco bardziej skomplikowana, ale w ogólnym zarysie podobna - potrzebne są cięcia budżetowe, jeśli ich nie będzie, stanie się to, co stać się musi. Problem polega na tym, że na cięcia po stronie USA czekają tylko Chiny, które ciąć niczego nie muszą i wykorzystają sytuację w Stanach do znacznego powiększenia strefy wpływów. Poza tym, Stany w przeciwieństwie do Grecji zawsze mogą jakąś wojnę wywołać, jak trzeba będzie gospodarkę rozruszać :P

Edytowane przez und3r
  • Upvote 1

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jestem człowiekiem pogodnego usposobienia, żółć ulewa mi się tylko ilekroć rozmowa zejdzie na politykę. Z tego powodu nie oglądam serwisów informacyjnych, zawsze mówią coś o polityce i czuję się, padron my French, ufajdany tymi fekaliami.

Wobec tego uprawiasz masochizm udzialając się w tym temacie.
  • Upvote 2

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Polskie drogi - Finanse - WP.PL

 

'Pod względem jakości dróg Polska zajmuje 125. miejsce na 132 oceniane kraje - wynika z najnowszego raportu Światowego Forum Ekonomicznego.'

 

'Najgorzej wypadliśmy w ocenie jakości dróg. W skali o 1 do 7 (gdzie 7 to ocena najwyższa), udało nam się zgromadzić 2,3 pkt., co jest 125 wynikiem na świecie. Gorzej pod tym względem jest jedynie w Bośni i Hercegowinie, Haiti, Mołdawii i Mongolii'

 

A ci sobie jeszcze premie przyznaja za 'dobrze wykonana robote'...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Przywróć formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

Ładowanie


×
×
  • Dodaj nową pozycję...